Witajcie, jestem mężatką oczekującą na dziecko. Kocham swoje dotychczasowe życie, kocham męża, nie wyobrażam sobie ani jednego dnia spędzonego bez niego. Ale ... mam poważny problem... Rok temu poznałam mężczyznę...
...mieszka na drugim końcu świata, wychowany był w innym klimacie, innej kulturze, żył zupełnie inaczej niz ja. Poznaliśmy się jeszcze przed moim małżeństwem, widzieliśmy się zaledwie jeden dzień...ale coś zaiskrzyło...coś...to źle ujęte...
Nigdy wcześniej nie czulam czegoś podobnego, to jak spotkanie dwóch osób dla siebie stworzonych, wiedzacych niewiadomo skąd o sobie bardzo wiele, znających swoje mysli..niewiadomo skąd. Za jakiś czas On znów przyjeżdża do Polski. Tym razem na dłużej. Boję się, ale jednocześnie moje serce skacze z radości, że znów Go zobaczę...W między czasie ja wyszłam za mąż. Nie miałam wątpliwości czy robię dobrze, czy źle...wiedziałam, ze chcę stworzyć rodzinę z tym mężczyzną i spędzić z nim resztę swojego życia.
Tamten, nazwę go tu Y...ma również ułożone życie, żonę, prace którą kocha...Gdy był w Polsce nie wydarzyło się nic między nami przede wszystkim z tego powodu, ze obydwoje byliśmy z kimś związani...Ale uwierzcie...to był szczyt samokontroli i zdrowego rozsądku z obydwu stron.
Przez cały ten czas mamy ze sobą regularny kontakt, mimo, że zaraz po tym jak wyszłam za mąż próbowałam go mocno osłabić...nic z tego nie wyszło. Teraz jestem w ciąży, powiedziałam Y o tym spodziewając się, że sam dojdzie do wniosku, że moje życie stabilizuje się definitywnie...ze to już nie jest tak jak w chwili gdy się poznaliśmy...Ale on wrecz odwrotnie, codziennie do mnie dzwoni, pyta o samopoczucie, czyta co powinnam jesc, czego nie, jakie witaminy, jaki sport..Zachowuje się jakby był co najmniej ojcem...A nie jest. Nie powiem, zeby mnie to denerwowało, ale zaczynam się poważnie obawiac o nadchodzącą przyszłośc. Kilka dni temu oświadczył mi, że się rozwodzi, że walczył o to małżeństwo ponad 3 lata ale juz nie ma więcej sił. Wielokrotnie rozmawialismy o tym wczesniej jednak nie sądziłam, że podejmie taką decyzję. Radziłam mu, zeby dał swojej żonie czas, broniłam, stawałam w jej obronie mimo, ze jej nie znam. I można by pomyśleć, że jej postać mi nie po drodze...
Ja na pewno nie byłabym skłonna zostawić swojego męża, jednak to co czuję do Y jest czymś niesamowitym i niepowtarzalnym... Miałam w swoim życiu kilka związków i wiem o czym mówię.
Czy ja jestem nienormalna??? Najchetniej zyłabym z nimi obydwoma...chore!
Próbując zerwac kontakt z Y tak naprawdę modliłam się w duchu, żeby to nie nastąpiło..Gdyby mój mąż mnie porzucił, zostawił też umarłabym z bólu. Jestem rozdarta pomiędzy dwoma mężczyznami...I śmiejcie się, ale naprawdę nie wiem co mam robić.
Doprowadziłam do tego, że przez część pobytu w Pl Y będzie mieszkał u nas. Mój mąż nie ma nic przeciwko, wie, ze to moj przyjaciel...ale nie domyśla się, że to tak bliski przyjaciel. Poza tym ufa mi, nigdy go nie zdradzilam, nie wystąpiłam przeciwko niemu i kurcze nie chcę zeby to się zmieniło. To jest jak błędne koło. Mogę tak powtarzać bez konca jak masło maślane..
Nie negujcie mnie proszę, tylko postarajcie się zrozumieć i moze coś doradzić....
Co ja mam zrobić??? Nie potrafię zrezygnować z Y, a rozstanie z mężem byłoby katastrofą dla mojego serca.