Once again...

Problemy z partnerami.

Once again...

Postprzez Applee » 28 sie 2010, o 01:18

Kochani,
Zwracam się do Was z wielka prosba o wsparcie..
Na tym forum SA dwa moje watki (SA bądź raczej były)..
Ostatecznie kilka dni temu zdecydowałam się rozstac z moim narzeczonym.. Nie była to latwa decyzja, wrecz powiedziałabym ze Az rok bądź 2 lata się z nia meczylam. I wreszcie chyba podjelam stosowne kroki. Spokojnie aczkolwiek z duza doza dystansu, oznajmilam, ze nie widze sensu przedłużania mojej a raczej naszej agonii. Nie latwo jest powiedziec osobie z która spędziło się 4 lata :” spadaj” ale powiedziałam.. Meczy mnie to gdyz nadal mieszkamy razem i nie wiem, czy on rzeczywiście wziął sobie to do serca, ponieważ już nie raz robilam podobne „akcje”.
Czy normalne jest to, ze kocham go na swój sposób, trudno mi wyobrazic sobie Zycie dalsze bez niego, egzystencje, codzienne problemy itd. A jednoczenie nie jestem w stanie kochac się z nim od Pol roku?? Czy to jest normalne czy nie?? Seks nigdy nie był moim priorytetem. Wierzylam a raczej ludzilam się,ze mezczyzna któremu się oddam, zostanie już moim jedynym na cale Zycie?? 3 lata po zaręczynach jestem w stanie przyznac się przed sama soba i przed Wami, ze nie mogę zdecydowac się na krok dalej, na dziecko, małżeństwo… Chociaz kiedys marzylo mi się cos takiego, jak mialam na początku naszego związku.
Z kolei od dłuższego czasu mam wrazenie ze zyjemy razem, ale osobno.. Kazde z nas ma swoje przyzwyczajenia, problemy „zyciowe” i nie bardzo oboje mamy ochote na ingerowanie w Zycie drugiego..gdy ja po stresujacym dniu w pracy, gdy już się wygadam slysze cos w stylu: powinnas być w lekarzem, bo o niczym innym nie da się z Toba porozmawiac, nic cie nie interesuje, gdy idziemy do moich znajomych masz ochote zmyc się jak najszybciej i nie nawiązujesz nowych znajomości, jest obludna itd. To chyba nie jest on w danej chwili jakimkolwiek oparciem dla mnie. A ja dla niego… irytuja mnie mecze które oglada, sposób w jaki siorpie jedząc słonecznik, fakt,ze w przychodzi do lozka znacznie pozniej niż ja i odwraca się do mnie za przeproszeniem DUPA…A na koniec slysze ze nie jestem wystarczająco subtelna… Kobieca,…
Albo rzeczywiście ze mna jest cos nie HALO albo cos z tym związkiem jest nnie tak.. I kurka, pluje sobie w brode bo już na początku związku (patrzac teraz z perspektywy czasu) było kilka kwestii w których się różniliśmy..Jedna rzecz, która pamiętam od początku to pierwsza powazniejsza dyskusja na temat tego, ze ewent. Nie powinniśmy NIGDY z naszymy dziecmi chodzic do Mc donald’s.Odparlam wtedy,ze czasem warto złamać zasady gdy innym takie wyjscie sprawi przyjemność. Ale już wtedy wiedziałam,ze na ciezki orzech trafilam lecz tłumaczyłam to dobrem..z jego str. Ze będzie dbal o NAS… Potem moja zazdrość, jego „koleżanki”, zdjęcia od 15 letniej dziewczyny, które rzekomo kiedys dostal (nie pytajcie o jakiej tresci one były, ale w jednej sekundzie czulam jak mój swiat się wali..) Potem jego choroba i moja matka przeciwna temu związkowi, nastepnie ja dopierdzielajaca się do wszystkiego co możliwe, bezrobocie moje i wreszcie nowa, STRESUJACA ogromnie praca…I nagle on mowi, ze zmuszam go do zycia w innym standardzie czyli np. wyjscie do knajpy na obiad…!!!Ostatnio doszlo do tego,ze przez dwa tyg słuchałam o tym,ze kupialm sobie drogi gadzet….
Brak seksu, niechęć do rozmowy..Mysliscie,ze on chce mnie zmusic do tego, bym ja podjela koncowa decyzje i przez to odsunąć od siebie odpowiedzialność za zakończenie tego zwiakzu????
Nie ogarniam swoim malym mozgiem, jak w domu przez niego czy moja wlasna matke mogę być traktowana jako najgorsze zlo,a w miejscu w którym pracuje dostaje mnóstwo dobroci od pacjentow????Az tak jestem zla??Nieatrakcyjna? niesubtelna? Nie zasluguje na zainteresowanie wlasnego narzeczonego,w lasnej matki??
Nie mogę tego sobie w jedna całość ułożyć. Na razie moje Zycie to puzzle z których staram się ulepic COS wartościowego… Lepilam i chciałam żeby się to w ladna całość ułożyło,a tu nagle ZONK. Oswiecenie…
Dodam,ze poznalam kogos…(typowo platoniczny obiekt westchnien moich, poza zasiegiem) i sam fakt,ze idac spac mysle o TAMTYM a nie swoim narzeczonym, mnie przeraza. Czuje się jakbym stalawala się powoli inna osoba, jakby mój kręgosłup moralny ulegal zniszczeniu każdego dnia..Cenilam w sobie kilka rzeczy, kiedys…a na dzien dzisiejszy bedac oficjalnie zareczona, z pelna odpowiedzialnoscia bylabym w stanie zakochac się w TAMTYM nieosiagalnym…który podoba mi się wyłącznie fizycznie, jest mily, fajny symaptyczny, ma zone… syna młodszego niewiele ode mnie… I jest obecnie postrzegany przeze mnie jak prawdziwy mezczyzna. Nigdy nie przypuszczalam,ze mogłabym o innym pomyśleć w ten sposób. Ale jestem w stanie odrzucic wiele ze swoich dawnych założeń, byleby być blisko TAMTEGo (który na szczescie nie domysla się moich zamiarow i mam nadz.ze tak dalej pozostanie). Czy tak mysli mloda narzeczona????
jak sobie z tym poradzic??:(
Applee
 
Posty: 170
Dołączył(a): 21 lip 2007, o 15:40
Lokalizacja: Wawa

Postprzez ewka » 28 sie 2010, o 10:12

Tak się zastanawiam, czy TAMTEN pozwala Ci spojrzeć na rzeczywistość Waszego związku (raczej nieciekawą)... czy może zauroczenie "szuka dziury w całym".

Meczy mnie to gdyz nadal mieszkamy razem i nie wiem, czy on rzeczywiście wziął sobie to do serca, ponieważ już nie raz robilam podobne „akcje”.

Pewnie myśli, że znowu i że trzeba przeczekać.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez SSmutna » 28 sie 2010, o 11:45

Wiesz Apple,
w Twojej historii widze pewne podobieństwa do mojej z tym, że ja jestem na końcu tej drogi a Ty na początku. Może reagując w odpowiednim czasie uda Ci się uniknąć moich problemów?
Ja też na poczatku swojej drogi zauważałam podobne niepokojące symptomy jak Ty np. że on nie był oparciem w trudnych dla mnie sytuacjach, lecz jeszcze bardziej mnie dołował. Sądziłam, że to z czasem sie zmieni - nic bardziej błędnego. Po latach takiego "wspierania" poczułam sie głupia, straciłam wiarę w siebie i swoje możliwości.

Nie powinniśmy NIGDY z naszymy dziecmi chodzic do Mc donald’s.Odparlam wtedy,ze czasem warto złamać zasady gdy innym takie wyjscie sprawi przyjemność. Ale już wtedy wiedziałam,ze na ciezki orzech trafilam lecz tłumaczyłam to dobrem..z jego str. Ze będzie dbal o NAS…
To mi przypomina, jak sobie tłumaczylam "naszym wspólnym dobrem", gdy zabranial mi np. działać w pewnej fundacji, bo to strata mojego cennego czasu i energii, a fundacje kradną. Mój mąż też "dbał o nas" ale tylko i wyłacznie wg. swoich zasad i metod: to mi sie nie podoba więc tego nie robimy.
Ostatnio doszlo do tego,ze przez dwa tyg słuchałam o tym,ze kupialm sobie drogi gadzet….
to nieprawdopodobne, ale on do dziś potrafi mi wypomnieć jakiś zakup z dawnych lat.

Zastanów sie dobrze, ja postanowiłam walczyć, bo kochałam go pomimo jego wad i w pewnym sensie odniosłam sukces ale jakoś dziś po 20 latach nie czuję się z tym szczególnie szczęśliwa. To znaczy mam wszystko poza poczuciem, że mam wlasną wolną wolę.
Jest Ci źle i podświadomie zaczynasz szukać oparcia w innym (choćby platonicznie), tak może być już zawsze, a to nie wróży zbyt dobrze.
Ty masz jeszcze wybór.
Avatar użytkownika
SSmutna
 
Posty: 75
Dołączył(a): 8 sie 2008, o 16:48
Lokalizacja: Niebyt

Postprzez Filemon » 28 sie 2010, o 12:30

---------- 12:27 28.08.2010 ----------

tak szczerze i wprost, to dla mnie to jest MASAKRA... :(
mam na myśli Twoją relację z obecnym partnerem - w moim odczuciu to jest jakaś makabra z obydwu stron - tak jakbyście byli w ogóle nie dobranymi dla siebie ludźmi, nie mającymi ze sobą prawie nic wspólnego, na dodatek nie lubiącymi się, działającymi sobie na nerwy, nie pasującymi do siebie seksualnie i nie wiem co tam jeszcze.... dlatego jak dla mnie to jest właśnie masakra, żeby w takiej sytuacji nie tylko być narzeczonymi, ale w ogóle siedzieć pod jednym dachem!!!

według mnie Wy powinniście się rozstać całkowicie i to jak najszybciej i zupełnie dać sobie spokój, bo w moim odczuciu tak mało Was łączy, że w ogóle nie wiem jakim cudem znaleźliście się ze sobą i jak to możliwe, że wytrzymaliście razem przez 4 lata! :?

to, że Tobie się teraz zachciewa żonatego i dzieciatego faceta, itd... to może być prosty wynik zupełnie niesatysfakcjonującego "związku" z kompletnie niedobranym facetem... ALE UWAGA... może być dokładnie na odwrót (choć stawiam raczej na pierwszą opcję), mianowicie, że może coś takiego faktycznie jest w Tobie, że nie potrafiłaś budować z tym, którego sama sobie wybrałaś, bo miałaś jakieś wewnętrzne "odchyłki", zachcianki, ograniczenia czy niezdolności do budowania partnerskiej więzi i wspólnoty - która z tych wersji jest prawdziwa... (a może jeszcze jakaś inna??) to już musisz dociec sama... niemniej jedno wydaje mi się ewidentne - z tym panem, z którym obecnie wspólnie mieszkacie właściwie tak na dobrą sprawę nie macie chyba nic wspólnego... (poza dachem nad głową i czym jeszcze...? :? )

pozdrawiam i właściwie współczuję - nie jakoś protekcjonalnie, tylko w sensie, że taka sytuacja musi być naprawdę męcząca, wpędzająca w beznadzieję i próby ratowania się, które jednak mogą być błędem wynikającym z przytłoczenia fatalną sytuacją... no bo pakowanie się w czyjeś małżeństwo, bo własny narzeczony nam nie odpowiada, to nie wydaje mi się dobrą drogą wyjścia i konstruktywnym rozwiązaniem problemu.... :?

---------- 12:30 ----------

SSmutna napisał(a):Ja też na poczatku swojej drogi zauważałam podobne niepokojące symptomy jak Ty np. że on nie był oparciem w trudnych dla mnie sytuacjach, lecz jeszcze bardziej mnie dołował. Sądziłam, że to z czasem sie zmieni - nic bardziej błędnego. Po latach takiego "wspierania" poczułam sie głupia, straciłam wiarę w siebie i swoje możliwości.

(...)

Zastanów sie dobrze, ja postanowiłam walczyć, bo kochałam go pomimo jego wad i w pewnym sensie odniosłam sukces ale jakoś dziś po 20 latach nie czuję się z tym szczególnie szczęśliwa. To znaczy mam wszystko poza poczuciem, że mam wlasną wolną wolę.
Jest Ci źle i podświadomie zaczynasz szukać oparcia w innym (choćby platonicznie), tak może być już zawsze, a to nie wróży zbyt dobrze.
Ty masz jeszcze wybór.


- moim zdaniem trafne, realne obserwacje i mądre życiowo słowa... :)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez SSmutna » 28 sie 2010, o 14:09

- moim zdaniem trafne, realne obserwacje i mądre życiowo słowa...


taaaaaaak, mądry Polak po szkodzie :?
Avatar użytkownika
SSmutna
 
Posty: 75
Dołączył(a): 8 sie 2008, o 16:48
Lokalizacja: Niebyt

Postprzez Filemon » 28 sie 2010, o 14:54

lepiej późno niż wcale... :kwiatek:
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez Applee » 28 sie 2010, o 15:20

Dziękuje ze zechcialo Wam się przeczytać i napisać coś konstruktywnego:)Poplakalam się generalnie..Trudno mi uwierzyć ze tak naiwna?głupia?jestem/byłam..Tyle czasu zmarnowalam ale zawsze sobie powtarzalam ze do pewnych rzeczy trzeba dojrzec,niwazne co otoczenie by mówiło:/i teraz nadszedł ten moment dlatego proszę Was o wsparcie w tych trudnych chwilach.Jestem w pracy i myśle ze dłuższy "wywod"napisze trochę pózniej.
Dziekuje...Bardzo..
Applee
 
Posty: 170
Dołączył(a): 21 lip 2007, o 15:40
Lokalizacja: Wawa

Postprzez SSmutna » 28 sie 2010, o 16:02

:slonko: :slonko: :slonko: Trzymaj się, jestem z Tobą!
Avatar użytkownika
SSmutna
 
Posty: 75
Dołączył(a): 8 sie 2008, o 16:48
Lokalizacja: Niebyt

Postprzez Applee » 28 sie 2010, o 23:43

@Ssmutna:dziękuje za rady.Domyślam się gdyż śledzę Twoj wątek,ze jesteś w trudnej sytuacji..Ale tak jak piszą inni:warto zawalczyć o swoje.Wiem z doświadczenia ze życie wcale nie jest piękne i proste.Ale warto mieć coś dla siebie ibyc osoba niezależna (również finansowo:)
@Filemon:Twoje posty są momentami strzałem w dziesiątkę.Ja w rozmowie z moim tez nazwalam nasz związek makabra.I za jasna cholerę nie rozumiem czemu on się godził na takie trwanie nas..Czyżby takie życie uznawał za idealna wizje?Byłam naciskana od dłuższego czasu na ślub i dziecko..nie mogłabym przysiegac przed sama sobą,Nim oraz Bogiem.To własnie była y obluda z mojej str w stosunku do samej siebie oraz do niego..wnioskuje,ze on składając taka przysięgę również by sklamal:/ poza tym Fil,masz racje:ja mam różne wewnętrzne zachcianki.Wymagał miłości absolutnej (zreszta dużo na ten temat tu pisałam).I wiem skąd się to wzięło..Tyle iż nie wiem czy kiedykolwiek ktokolwiek będzie mi to w stanie dać..dlatego być może zadowalam się polsrodkAmi.TAMTEN jest poza zasięgiem,nie mam zamiaru,nie chce próbować nawet wpakowac się w czyjeś malzenstwo!To po prostu ktoś,na kogo zwrocilam uwagę..Ktoś kto mnie strasznie zainteresował swą osoba..I to platoniczne coś dało powód do przeanalizowania tego co teoretycznie mam w związku.Na dZień dzisijeszy chce jego wyprowadzki!!i irytuje mnie fakt ze on się dotego jakoś specjalnie nie kwapi..A ja nie chce się klocic czy krzyczeć żeby się wynosił z mojego domu i z mojego życia.Chce spokojnie po raz nie wiem który w tym tyg zakomunikowac żeby wreszcie się spakowal i wyszedł..
Generalnie szkoda mi tego kawałka mojego życia bo wszystko zapowiadało się idealnie.Lecz życie pokazało ze nic nas nie łączy..Nic poza obawa przed samotności a (chyba).Smutne to wszystko.ale chce to wziąć na klate i udowodnić samej sobie,ze potrafię być silna i podejmować właściwe decyzje.Obym nadal taka bYła.
Applee
 
Posty: 170
Dołączył(a): 21 lip 2007, o 15:40
Lokalizacja: Wawa

Postprzez Filemon » 29 sie 2010, o 00:10

Applee napisał(a):Generalnie szkoda mi tego kawałka mojego życia bo wszystko zapowiadało się idealnie.Lecz życie pokazało ze nic nas nie łączy..Nic poza obawa przed samotności a (chyba).Smutne to wszystko.ale chce to wziąć na klate i udowodnić samej sobie,ze potrafię być silna i podejmować właściwe decyzje.Obym nadal taka bYła.


Tak, teraz kiedy czytam tę część Twojej wypowiedzi też czuję pewien smutek...
A tak poza tym, to wydaje mi się, że właściwie Ty w sobie już to wszystko z grubsza rozpracowałaś i właściwie mam wrażenie, że sama masz jasność co i jak...

pozostaje "tylko" uporać się z własnym lękiem przed samotnością i konsekwencjami swojej decyzji.... (bardzo trudne dla niektórych... - na przykład dla mnie, w takich sytuacjach) oraz umiejętnie acz taktownie przeprowadzić swoje zamiary... też może być przykro i niesympatycznie momentami, ale aby nie narobić sobie jakichś ostrzejszych urazów, bo po co potem dodatkowo coś źle wspominać...

Życzę Ci, żeby Twoja decyzja okazała się trafna i byś potrafiła wejść z korzyścią dla siebie w nową fazę życia a następnie znalazła taką osobę, z którą będzie Was dużo więcej łączyć niż dzielić i uczuciowa wzajemna więź da się odczuć jako szczęśliwa oczywistość.... :)

pozdrawiam

Fil
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez ewka » 29 sie 2010, o 10:56

Applee napisał(a):Smutne to wszystko.ale chce to wziąć na klate i udowodnić samej sobie,ze potrafię być silna i podejmować właściwe decyzje.

No to do dzieła!
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Applee » 30 sie 2010, o 20:19

---------- 20:13 29.08.2010 ----------

Ale rozpracowanie tego naprawdę wiele mnie kosztowało...Podkopalo znacNie już osłabione poczucie własnej wartości...jako kobiety,przyjaciela,człowieka..Dziś nawet w złości (z jego strony...) usłyszałam ze nie jestem człowiekiem... W takim razie kim do cholery jestem???:(płakać mi się chce z powodu niemocy..niemocy bycia TWARDA w takich sytuacjach,przy takich słowach..wiem ze to tylko słowa które miały mnie zabolec i w gruncie rzeczy być może tak nie myśli ale jednak zostały one powiedziane..Zaczynam rozumieć powiedzenie iż od miłości jest jeden krok do nienawisci.Zmarnowalam sobie życie a on zmarnował sobie..i uważam ze każde z nas jest winne.Ja również,ale pewnych rzeczy nigdy w sobie nie zmienię bo taka własnie jestem:/on siebie również.I choć byłam w stanie zaakceptować jakieś jego (oczywiście moim zdaniem:) niedoskonałości to na chwile obecna nie dam rady..wszystko mnie boli..Znów czuje się niedoskonala i niegodna budowania z kimkolwiek zwiazku.Boże,chce to wszystko po prostu jakoś prZetrwać,ptzetrawic jak najszybciej by moc odbić się od dna i ruszyć do przodu..Na szczęście są wokół mnie ludzie na których mogę liczyć,którzy przyjdą,posłuchaj,zrobią obiad itd.Po prostu są i za to wdzięczna jestem.I praca która frustrusje z jednej str a z drugiej przynosi ogromna radość gdy ktoś powie;"dziękuje,jest pani wyjątkowa"...w opozycji do tego stoją JEGO słowa z dzisiaj...Jakby ktoś próbował mi zrobić wodę mózgu:/alez uprawiam psychoanalize na tym forum:))
generalnie,chce przetrwać jako JA..

---------- 20:19 30.08.2010 ----------

Pomimo wielu pozytywnych akcentów dzisiejszego dnia,rozpadam się..Zle mi bo jestem zła osoba najwidoczniej..Co za masakra:((zawsze tak jest?niby wiedziałam ale jednak nic na swoje sprzeczne uczucia i emocje nie jestem w stanie poradzić:((((buuu:(((4puste ściany i ja,mój żal,moja porażka:(((
Applee
 
Posty: 170
Dołączył(a): 21 lip 2007, o 15:40
Lokalizacja: Wawa


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 155 gości