Tak od rana zbieram sie zeby napisać. Bo mi na mózg padło. Podejżewam go o "romans" z 17 latką.
I tak się wstydzę tego, chbya naprawdę jestem chora coraz bardziej na głupotę. To już nawet nie jest zazdrość tylko smutek i strach przed zdradą. A on nie rozumie i sie złości.
Bo powiedzcie sami. Ciagle biega do kolegi i widziałam do z tym kolegą i jego siostrą, zapytałam kto to powiedział ze jej nie zna, to siostra tego kolegi. Ale potem siedział z nią na schodach i hihotał i nie wygladali jakby się nie znali, czekali na tego kolegę, faktyccznie zaraz przyszedł. Biega tam często jak nigdy wcześniej, a dzis zobaczyłam ze ma do niej numer, jak zapytałam czy już ją na tyle poznał że ma do niej numer to powiedział mi ze pozyczył jej kase jak był u kolegi a ona dała mu numer że jak będzie miała to zadzwoni i mu odda. Ale najgorsze jest to że on nadal uparcie twierdzi że jej nie zna, że to siostra jego kolegi i już. Ale czy jak kogoś się nie zna to pozycza sie kasę i posiada numery do osób których się nie zna? Rozumiem że poznał ją bo tam chodzi. To po co twierdzi ze jej nie zna? Po co kłamie, ja już w nic nie wierze i wstydzę sie że takie mam myśli i nie wiem już czy to jest normalne czy nie ale ogarnia mnie jakaś paranoja.
Zwykły, zwyczajny brak zaufania. Rozwala mnie to od środka....
Kurwa, ale 17 latka????? my mamy po 27.
Jestem beznadziejna....
I jeszcze myślę że jak nie mam problemów to sobie wymyślam. Głupie małe kłamstwo rozjebało mnie...