Bezradność

Problemy z partnerami.

Bezradność

Postprzez Cyprian » 26 lip 2009, o 12:54

Witam serdecznie,

Mam dwoje dzieci w wieku czterech i dwóch lat. Mam też małżonkę i tu słowo "niestety" stało się niemal nieodłączne.
Problemy pojawiły się już nim zawarliśmy związek małżeński. Wtedy myślałem, że wynikają one z faktu że broni mgr, potem w związku z nową pracą, dalej jej utratą, nową pracą, aż wreszcie brakiem dzieci.
Pojawiły się dzieci, pojawiły się inne wyjaśnienia, a tylko ja nie potrafiłem już dać im wiary i zrozumieć dlaczego jest złośliwa lub krzyczy, dlaczego mnie wyzywa etc.
NIe potrafi się opanować nawet przy dzieciach wyzywając mnie od gnojów. Zwracając się do dzieci mówi, że ojciec jest fałszywy, a gdy starsze zaoponowało ta jeszcze dobitniej się wyraziła.
Kilka razy zdarzyło się, że mnie uderzyła. Najczęściej jednak staje mi w drodze i nie pozwala przejść. Czasami łapię się wtedy framugi i próbuję się przepchnąć, co jest oczywiście przyczynkiem do twierdzenia że ją popycham.
Na ogół staram się z nią nie rozmawiać. Kiedyś rozmawiałem i na te rozmowy poświęciłem ok 4 lat, kolejne 4 to już najczęściej milczenie z mojej strony. Wiem już dobrze, że najczęstszy skutek rozmów to przeinaczanie ich, a potem obracanie z pozoru niewinnych słów w coś co zgoła nawet przez myśl mi nie przeszło wypowiadając je. Zastanawiacie się jakie to słowa. Przytoczyłbym kilka gdyby były one jakieś szczególne.
Gdy jeszcze weźmiemy pod uwagę mnogość "cytatów" przypisywanych mojej rodzinie i oczywiście interpretacji pewnych słów czy gestów, to naprawdę milczenie choć nie zawsze łatwe czasami jest jedyną szansą na to by nie zacietrzewiać jej jeszcze bardziej.
Sęk w tym, że czasem jestem zmuszony słuchać o świniach z mojej rodziny, o tym jakim jestem sierotą (choć paradoksalnie to ona w kontakcie z ludźmi jest nieśmiała często cicha i bojaźliwa), jakim to nieudacznikiem, i jak źle wychowuję dzieci(gwoli jasności ja nie krzyczę na dzieci, czytam im bajki na dobranoc, myję prawie co dzień, gotuję kaszkę, bawię się z nimi - właściwie czas dla siebie mam dopiero po 21). Wracając do wątku - słuchać o tym wszystkim czasem muszę po kilka godzin. Niekiedy wieczorem kiedy usiłuję zasnąć, co przedłuża się do godzin nocnych.
Kiedyś usiłowałem na jej zarzuty odpowiadać wyjaśniać co też miałem na myśli ja, albo ój brat, albo moja mama, albo jeszcze nie wiadomo kto, ale to naprawdę nie ma sensu. Potem tylko słyszę, że wszytskich bronię, tylko nie mojej rodziny. Bo w ogóle to jestem tchórzem.
W przeszłości podarła na mnie kilka koszulek, ale to ja jestem chamem, który ją przytłacza.
Kilka razy w tygodniu słucham wiązanek o tym jakim jestem draniem lub beznadziejnym gościem, ale to ja ją dręczę psychicznie.
Przy dzieciach okrasza mnie epitetami, a ja tylko milczę chcąc by dzieciom oszczędzić raz awantur, dwa kilkugodzinnej kanonady mamy.
Jest mi niesamowicie przykro kiedy sobie wyobrażę, że nie będę mieszkał razem z dziećmi, ale z drugiej strony perspektywa bycia z dala od żony jest chyba moim największym obecnie pragnieniem. Choć nadal też jest mi żal jej samej i tego jak ona o zniesie. To uczucie towarzyszy mi od dawna i pewnie jeszcze długo będzie bo tu faktycznie jestem sierotą i czuję się bezradny. Nie wiem co zrobić, jak zrobić a przede wszystkim czy to nie odbije się negatywnie na moich dzieciach.
Kiedyś raz byliśmy u psychologa. Więcej małżonka nie chciała. I nawet gdyby teraz się zgodziła iść, to ja już nie mam najmniejszej ochoty. Nie razem z nią. Sam owszem, poszedłbym żeby się wyżalić wypłakać i uzyskać jakąś pomoc.
DLatego też jestem tutaj. Od kilku lat wybieram się do jakiegoś specjalisty, ale nigdy nie wierzyłem w taką pomoc. Zawsze byłem zdania że nikt poza mną samym niczego w moim życiu nie zmieni. Ale kruszeje, wiotczeję..pękam. Mam 30 lat, a brak mi sił. A te które mam staram się zamienić w entuzjazm i czas spędzany z dziećmi.
Rozwód, rozwód, ucieczka..

Przepraszam, że piszę tak chaotycznie. Po kolejnej scysji, czekałem aż zostanę sam. Teraz moja rodzina jest w kościele i to jest jeden z niewielu momentów kiedy mogę coś napisać. W przeciwnym razie już czułbym oddech za plecami.
Pisałem, że czasami notuję to co ona powie. A ona to potem czyta, jak wszytskie moje notatki, niegdyś jak moje smsy(tj. te w moim telefonie), jak nasłuchuje kiedy rozmawiam przez telefon i nawet wtedy muszę uważnie dobierać słowa. Możecie myśleć, że dramatyzuję, ale ja wiem, że jeżeli wspomniałbym jej imię to zaraz bym usłyszał. teksty o wścibskości mojej mamusi itp.
Jest trudno. Chciałbym zwariować ale nie potrafię. Jestem opanowany. Zawsze uważałem, że związek powinien się opierać na partnerstwie i rozmowie. W tym wypadku niestety jest inaczej.
Cyprian
 
Posty: 32
Dołączył(a): 6 cze 2009, o 18:00

Postprzez Abssinth » 26 lip 2009, o 13:24

rozumiem Twoja sytucja. Tez bylam w zwiazku z kims, kto pod wieloma wzgledami przypominal Twoja zone...na szczescie nie byo slubu i dzieci, bylo tylko 3.5 roku udowadniania mi w jaki dokladnie sposob jestem nikim i to wszystko to moja wina.

co moge poradzic?

psycholog, na pewno - tak, masz racje, ze tylko Ty mozesz zmienic swoja sytuacje...ale psycholog moze Ci pomoc.

poza tym - bardzo, bardzo pomocny watek na innym forum:

http://f.kafeteria.pl/temat.php?id_p=3956146

pozdrawiam cieplo,
A.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez sikorkaa » 26 lip 2009, o 14:08

wtaj cyprian, wspoczuje Ci serdecznie, zwlacza, ze wiem z czym sie zmagasz. wiem z autopsji, bo jestem corka takiej kobiety. to przykre, ale szczerze jest ona dla mnie kims obojetnym, nie traktuje jej jak matki. to dla mnie kobieta, dzieki ktorej jestem na tym swiecie ... i to by bylo na tyle.

matka od zawsze byla agresywna jesli chodzi o slownictwo, wszczynanie awantur. stan taki nasilil sie, kiedy wykryto u niej raka, 5 lat temu. choroba zaleczona, ale tak jakby na miejsce nowotworu pojawila sie ogromna agresja w stosunku do ojca, mnie, mojej siostry i jej 2 dzieci. ta kobieta nie ma absolutnie zadnych skrupułow kiedy juz wpadnie w taki szal. dostaje slowotoku i wyzywa nas od najgorszych, bo .... np. nie pozmywalam po sobie odrazu szklanki, albo zjadlam bulke, ktora ona kupila. ojciec tez sie nasluchal jakim to jest baranem, idiota, debilem. do przemocy fizycznej z jej strony jeszcze nie doszlo, aczkolwiek to pewnie wynika stad, ze nie ma na to zwyczajnie sily. jest za slaba. rodzine ojca tez wielokrotnie przy nas wszystkich wyzywala. o swojej nie da powiedziec zlego slowa.

do tego wszystkiego dochodzi jeszcze jej uzaleznienie od zakupow i gromadzenia. mamy w domu tysiace niepotrzebnych rzeczy, jest ciagly balagan i doslownie graciarnia, bo na haslo promocja w sklepie dostaje szalu i odrazu leci do sklepu. kupuje w hurtowych ilosciach. mamy rzeczy, ktore od nowosci nigdy nie byly uzywane, kupila tylko dlatego, ze byly tanie. to choroba tyle tylko, ze my juz nie mamy na to wplywu.

zawsze bylo mi zal dzieci mojej siostry, ktore wielokrotnie byly swiadkami takich jej napadow agresji i przy okazji nasluchaly sie i o sobie - zamknij sie, wynos sie stad itp. nie potrafi sie wtedy opanowac i leci po bandzie.

mysle, ze w Twoim przypadku mozna by sie pokusic o rozstanie, skoro nie widzisz mozliwosci bycia z taka kobieta, a wcale sie nie dziwie, ze nie chcesz. dzieci szkoda najbardziej, bo o ile Ty juz jestes dojrzalym czlowiekiem o tyle one od najmlodszych lat musza sie naogladac takich scen. nie mowiac juz o tym jakie sobie wyrabiaja wzorce dzieki temu.

myslales o zlozeniu sprawy w sadzie o znecanie sie psychiczne?
sikorkaa
 

Postprzez mariusz25 » 26 lip 2009, o 17:26

dzieki takim tekston dochodz do wniosku ze musze moja kobieta kopnac w 4 litery zeby nie byc trupem poki nie ma dzieci i slubu, smutno tez mi ze tak ci sie ulozylo
mariusz25
 
Posty: 779
Dołączył(a): 8 maja 2007, o 18:22

Re: Bezradność

Postprzez sikorkaa » 26 lip 2009, o 17:36

[color=red]

mariusz25 napisał(a): musze moja kobieta kopnac w 4 litery zeby nie byc trupem poki nie ma dzieci i slubu




Cyprian napisał(a):

Problemy pojawiły się już nim zawarliśmy związek małżeński.



taka tylko sugestia dla Ciebie mariusz. reszte historii znasz. chcesz powtorki z rozrywki? nie sadze.
sikorkaa
 

Postprzez Madzia » 26 lip 2009, o 22:58

najbardziej szkoda dzieci, sa jeszcze takie małe :(
tez mam 2-latkę i nie wyobrażam sobie krzyczeć ani na nią ani w jej obecności
Może będzie lepiej jak odejdziesz skoro ona czuje taka agresję na Ciebie, może jak znikniesz to będzie spokojniejsza i dzieci nie beda musiały tak cierpieć. Bo dobro dzieci jest najważniejsze.

Wkurzaja mnie takie kobiety które nie potrafią docenić to co maja, nie potrafią dbać o dobrego męża a te które oddałyby wszystko za pełna rodzinę są same :(
Trzymaj sie i działaj bo cos trzeba zrobic.
Dobrych decyzji Ci życzę.
Madzia
 

hey jestem tu nowa

Postprzez MISIA2 » 26 lip 2009, o 23:41

Witam wszystkich.Cyprian trzymaj się nie daj sobą pomiatać ja właśnie niedawno doszłam do wniosku ze już dosyć poniżania w moim związku.Myślę że powinieneś uwolnić się od żony,ale z całych sił walcz o dzieci
MISIA2
 
Posty: 40
Dołączył(a): 26 lip 2009, o 23:02

Re: Bezradność

Postprzez ewka » 27 lip 2009, o 10:53

Witaj Cyprian.
Strasznie przykre jest to, co piszesz. Szczerze współczuję.


Cyprian napisał(a):Kiedyś raz byliśmy u psychologa.

Skoro byliście - czy to znaczy, że ona dostrzega swój problem? No bo raczej go ma - normalnie ludzie się tak nie zachowują.

Podejrzewam, że nie za bardzo masz możliwość spokojnie porozmawiać z żoną w taki sposób, aby ona Cię słuchała i usłyszała... pomyślałam więc, co zrobiłabym ja w takiej sytauacji - ja napisałabym list. Lub pisałabym co jakiś czas przez jakiś okres czasu... a ten okres czasu zależny byłby od mojej kondycji i sił. I obserwowałabym, czy cokolwiek się zmienia, czy list odbija się jakimkolwiek echem, czy dzięki niemu udaje się nawiązać jakiś sensowny dialog.

I tak się zastanawiam jeszcze... co z jej rodziną? Rodzicami? Czy oni o tym wiedzą?

Nie wolno namawiać do przemocy, ale najchętniej przełożyłabym ją przez kolano i dała ze 3 porządne klapsy... strasznie się rozpaskudziła. Masz Kochany stalowe nerwy...
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: Bezradność

Postprzez sikorkaa » 27 lip 2009, o 11:00

ewka napisał(a):
Nie wolno namawiać do przemocy, ale najchętniej przełożyłabym ją przez kolano i dała ze 3 porządne klapsy... [/color]


zastanowilas sie ewka zanim to napisalas?

odradzam calkowicie!!! ja parokrotnie wyprowadzona z rownowagi w trakcie kolejnej awantury pchnelam matke i uderzylam ja. bylo to dla niej jedynie wzmocnieniem agresji i jeszcze bardziej sie rozjuszyla. teraz wiem, ze to najgorszy z mozliwych pomyslow, ale w trakcie afektu, kiedy nerwy puszczaja ....

poza tym zawsze mzoe to wykorzystac przeciwko Tobie, i nie daj Boze na policje zglosic - po co Ci to?

przez kolano to mozna dziecko przelozyc i dac klapsa, kiedy juz zabardzo sobie pozwla, ale nie dorosla osobe.
sikorkaa
 

Postprzez ewka » 27 lip 2009, o 11:03

Wiem wiem, że brzmi to bardzo dwuznacznie... prostuję: nie mam na myśli żadnego bicia!
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez lili » 27 lip 2009, o 12:47

Cyprian
:pocieszacz:
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Postprzez blue66 » 27 lip 2009, o 13:20

witam wszytkich...


rzadko piszę w wątkach innych jak swoje,
pisałam... nie czuję się kompetentna by udzielać rad innym, raczej sama ich potrzebuję...

czytając ten wątek nasunęła mi się pewna myśl...

i rozumiem ewkę w tym co napisała...

czytając historię Cypriana nie widzę tam jego niezgody na to co sie działo...

czasami rozmowa to zbyt mało i nikt nie kazał używać przemocy... ale poprostu nie godzić się na takie traktowanie...

nie wiem ... tupnąć nogą i powiedzieć koniec...
nie pozwolać nie znaczy wdawać się w awantury, dopuszczać się przemocy...

to tylko moje skromne myśli...
blue66
 
Posty: 68
Dołączył(a): 8 gru 2008, o 15:34

Postprzez sikorkaa » 27 lip 2009, o 13:32

blue66 napisał(a): tupnąć nogą i powiedzieć koniec...

to jest akurat dopiero poczatek calej machiny, ktora trezba uruchomic, zeby wyrwac sie z tego chorego ukladu. samo tupnievie jeszcze sprawy nie zalatwia, ale zgadzam sie ze trzeba byc stanowczym :ok:

cyprian,domyslam sie, ze nie masz wolnej chwili,by cos napisac, ale daj znac, jak juz ja znajdzesz, co u Ciebie, domyslam sie, ze nie rozowo :(
sikorkaa
 

Postprzez cvbnm » 27 lip 2009, o 15:02

w moim zwiazku jest podobnie
zmiane odnotowuje od momentu w ktorym przestalam strategie "lagodzenia" i weszlam w strategie konfliktu

nie okazywac strachu, to po pierwsze, a po drugie mowic nie, stawiac permanentny opor

pomaga opanawanie, nie jest to wcale negatywne byc opanowanym. negatywne jest milczenie... - nieme przyzwolenie....

wystarczy przestawic sie na opor, a nie "lagodzenie"
opor wszak nie oznacza wrzasku i histerii.
mozna spokojnie i w sposob opanowany stawiac opor, mowiac wprost i demaskujac rozne gry. opanowanie to najlepsza metoda wg mnie, ale opanowane mowienie,nie milczenie....

zycze powodzenia i zmian....
cvbnm
 

Postprzez ewka » 27 lip 2009, o 19:32

cvbnm napisał(a): negatywne jest milczenie... - nieme przyzwolenie....

Też tak sądzę.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 229 gości

cron