Witam serdecznie,
Mam dwoje dzieci w wieku czterech i dwóch lat. Mam też małżonkę i tu słowo "niestety" stało się niemal nieodłączne.
Problemy pojawiły się już nim zawarliśmy związek małżeński. Wtedy myślałem, że wynikają one z faktu że broni mgr, potem w związku z nową pracą, dalej jej utratą, nową pracą, aż wreszcie brakiem dzieci.
Pojawiły się dzieci, pojawiły się inne wyjaśnienia, a tylko ja nie potrafiłem już dać im wiary i zrozumieć dlaczego jest złośliwa lub krzyczy, dlaczego mnie wyzywa etc.
NIe potrafi się opanować nawet przy dzieciach wyzywając mnie od gnojów. Zwracając się do dzieci mówi, że ojciec jest fałszywy, a gdy starsze zaoponowało ta jeszcze dobitniej się wyraziła.
Kilka razy zdarzyło się, że mnie uderzyła. Najczęściej jednak staje mi w drodze i nie pozwala przejść. Czasami łapię się wtedy framugi i próbuję się przepchnąć, co jest oczywiście przyczynkiem do twierdzenia że ją popycham.
Na ogół staram się z nią nie rozmawiać. Kiedyś rozmawiałem i na te rozmowy poświęciłem ok 4 lat, kolejne 4 to już najczęściej milczenie z mojej strony. Wiem już dobrze, że najczęstszy skutek rozmów to przeinaczanie ich, a potem obracanie z pozoru niewinnych słów w coś co zgoła nawet przez myśl mi nie przeszło wypowiadając je. Zastanawiacie się jakie to słowa. Przytoczyłbym kilka gdyby były one jakieś szczególne.
Gdy jeszcze weźmiemy pod uwagę mnogość "cytatów" przypisywanych mojej rodzinie i oczywiście interpretacji pewnych słów czy gestów, to naprawdę milczenie choć nie zawsze łatwe czasami jest jedyną szansą na to by nie zacietrzewiać jej jeszcze bardziej.
Sęk w tym, że czasem jestem zmuszony słuchać o świniach z mojej rodziny, o tym jakim jestem sierotą (choć paradoksalnie to ona w kontakcie z ludźmi jest nieśmiała często cicha i bojaźliwa), jakim to nieudacznikiem, i jak źle wychowuję dzieci(gwoli jasności ja nie krzyczę na dzieci, czytam im bajki na dobranoc, myję prawie co dzień, gotuję kaszkę, bawię się z nimi - właściwie czas dla siebie mam dopiero po 21). Wracając do wątku - słuchać o tym wszystkim czasem muszę po kilka godzin. Niekiedy wieczorem kiedy usiłuję zasnąć, co przedłuża się do godzin nocnych.
Kiedyś usiłowałem na jej zarzuty odpowiadać wyjaśniać co też miałem na myśli ja, albo ój brat, albo moja mama, albo jeszcze nie wiadomo kto, ale to naprawdę nie ma sensu. Potem tylko słyszę, że wszytskich bronię, tylko nie mojej rodziny. Bo w ogóle to jestem tchórzem.
W przeszłości podarła na mnie kilka koszulek, ale to ja jestem chamem, który ją przytłacza.
Kilka razy w tygodniu słucham wiązanek o tym jakim jestem draniem lub beznadziejnym gościem, ale to ja ją dręczę psychicznie.
Przy dzieciach okrasza mnie epitetami, a ja tylko milczę chcąc by dzieciom oszczędzić raz awantur, dwa kilkugodzinnej kanonady mamy.
Jest mi niesamowicie przykro kiedy sobie wyobrażę, że nie będę mieszkał razem z dziećmi, ale z drugiej strony perspektywa bycia z dala od żony jest chyba moim największym obecnie pragnieniem. Choć nadal też jest mi żal jej samej i tego jak ona o zniesie. To uczucie towarzyszy mi od dawna i pewnie jeszcze długo będzie bo tu faktycznie jestem sierotą i czuję się bezradny. Nie wiem co zrobić, jak zrobić a przede wszystkim czy to nie odbije się negatywnie na moich dzieciach.
Kiedyś raz byliśmy u psychologa. Więcej małżonka nie chciała. I nawet gdyby teraz się zgodziła iść, to ja już nie mam najmniejszej ochoty. Nie razem z nią. Sam owszem, poszedłbym żeby się wyżalić wypłakać i uzyskać jakąś pomoc.
DLatego też jestem tutaj. Od kilku lat wybieram się do jakiegoś specjalisty, ale nigdy nie wierzyłem w taką pomoc. Zawsze byłem zdania że nikt poza mną samym niczego w moim życiu nie zmieni. Ale kruszeje, wiotczeję..pękam. Mam 30 lat, a brak mi sił. A te które mam staram się zamienić w entuzjazm i czas spędzany z dziećmi.
Rozwód, rozwód, ucieczka..
Przepraszam, że piszę tak chaotycznie. Po kolejnej scysji, czekałem aż zostanę sam. Teraz moja rodzina jest w kościele i to jest jeden z niewielu momentów kiedy mogę coś napisać. W przeciwnym razie już czułbym oddech za plecami.
Pisałem, że czasami notuję to co ona powie. A ona to potem czyta, jak wszytskie moje notatki, niegdyś jak moje smsy(tj. te w moim telefonie), jak nasłuchuje kiedy rozmawiam przez telefon i nawet wtedy muszę uważnie dobierać słowa. Możecie myśleć, że dramatyzuję, ale ja wiem, że jeżeli wspomniałbym jej imię to zaraz bym usłyszał. teksty o wścibskości mojej mamusi itp.
Jest trudno. Chciałbym zwariować ale nie potrafię. Jestem opanowany. Zawsze uważałem, że związek powinien się opierać na partnerstwie i rozmowie. W tym wypadku niestety jest inaczej.