Moje dziecko nie żyje:(

Problemy z partnerami.

Postprzez Megie » 25 maja 2009, o 10:34

dasz rade, pamietam jak moje kolezanka rozpaczala.. tez stracila dzidziusia w dosc wczesnej ciazy, obiwanianie sie, dlaczego sie nie oszczedzalam...to normalne...
w zeszlym trygodniu dowiedzialam sie, ze jest juz w 20tc, malenswto kopie
nic nie chciala mowic bo bala sie ze zapeszy...


trzymaj sie, i to normalne, ze jest Ci ciezko..
Megie
 
Posty: 1479
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 15:24
Lokalizacja: nie wiem skad..

Postprzez salome » 25 maja 2009, o 14:53

Droga Bianko, to na pewno nie Twoja wina. Ja o swojej ciazy dowiedzialam sie w 5 tyg. I do tego czasu tez palilam i uwierz mi wzielam kilka mocniejszych leków niż nurofen,tez na ból brzucha i na pecherz.
Żadna z nas nie jest wróżka...skadmoglaswiedziec,ze jestes w ciazy.


Na pocieszenie (moze troche doda Ci to nadziei). Moja ciocia stracila 2 ciąże w 6 miesiącu. Nie poddała się i dzis ma 23 letnią córkę.

Może Twoj dzidziuś miał wadę genetyczną i dlatego stało sięjak sięstalo. Moze lepiej, ze tak sięskonczylo,niz mialby pozniej cierpiec a Ty razem z nim.
Z pewnością bedziesz miała jeszcze dzieci. Porócie sobie z mezem badania, zeby wykluczyc ewentualne konflikty genetyczne.
salome
 

Postprzez Bianka » 25 maja 2009, o 16:02

Wiem Salome:( tak staram sie myslec, ze moze lepiej ze wczesniej niz pozniej, albo ze nie urodzil sie z ciezkimi wadami i sie nie męczył:(

Ale i tak zawsze będe jego mamą i zawsze będe za nim tęsknic:(

Napewno zrobimy badania, nie zaryzykowałabym drugi raz:(, narazie nie mysle o drugim, moze jak minie troche czasu zmieni sie moje myslenie, moze strach sie zmniejszy...

Niesprawiedliwe jest to ze te kobiety co nie chca dzieci, rodzą zdrowe, w ciąży palą piją, nie dbają i rodzą a Ci co pragną, czekają, chuchają i dmuchają tracą dzieci:(
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Postprzez limonka » 25 maja 2009, o 16:10

no coz wiele rzeczy w zycie jest niesprawiedliwe..dlugo by wymieniac:(
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Postprzez wuweiki » 25 maja 2009, o 16:30

Bianko takie życie... ja bardzo bym chciała dziecko, zwłaszcza teraz... ale wiem, że go nie będzie.... i choć jakiś czas temu się już z tym pogodziłam, to gdy teraz tyle uczuć - tęsknota powróciła...
a mimo to nie zadręczam się tym, bo to nic dobrego...
jest jak jest ... jest tylu ludzi, dzieci czekających na odrobinę miłości, że za mało mnie jednej na ten ogrom potrzeb..
staram się jak najlepiej umiem zauważać w życiu to, co mi przynosi i odnajduję w tym tyle miłości, że nawet sobie sprawy nie zdawałam wcześniej, że to w ogóle możliwe będzie !
Bianko przeżyłaś swoją tragedię i jest Ci źle... ale tak bardzo Ci życzę, abyś się na tym nie zatrzymywała, ale pozwoliła sobie na życie, które przed Tobą... nie rozgrzebując ran, ale pozwalając sobie na ich ukojenie :kwiatek2:
czas goi rany, trzeba mu na to po prostu pozwolić.... pomalutku, nie poganiając się, bo tak jak napisałaś:
"moze jak minie troche czasu zmieni sie moje myslenie, moze strach sie zmniejszy..."
czego Ci życzę z głębi serca! uściski!
wuweiki
 

Postprzez Bianka » 25 maja 2009, o 23:00

Przychodzi wieczor, jestem sama i nie radze sobie :cry: :cry: :cry:
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Postprzez zizi » 25 maja 2009, o 23:03

:pocieszacz:
Avatar użytkownika
zizi
 
Posty: 1189
Dołączył(a): 23 wrz 2007, o 16:37
Lokalizacja: z ... Polski

Postprzez Bianka » 26 maja 2009, o 02:07

Nasze drogi z mezem sie rozchodza, ja mam potrzebe rozmowy o tym, on przeciwnie, czuje ze stracilam wsparcie, zaledwie dwa dni po!! Wiem ze bez niego nie dam rady!!! po prostu NIE...
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Postprzez limonka » 26 maja 2009, o 04:00

hej bianko,

czy kiedys pisalas tu na forum o problemach z mezem?? jesli tak to czy w jakis sposob zostaly one rozwiazane przed twoim zajsciem w ciaze?? :pocieszacz: :pocieszacz:
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Postprzez lili » 26 maja 2009, o 09:00

Bianko

czytam Twoje posty ale dotychczas sie nie wypowiadałam bo nie miałam wiele do powiedzenia, jest mi to temat obcy więc nie chciałam po prostu paplać. Ale włączam sie do dyskusji.

Mój brat i jego żona w wakacje dwa lata temu stracili ciążę, nie wiem jak zaawansowaną, nie wiem czy było samoistne poronienie czy jej pomogli... ale wiem że za tydzień będę matką chrzestną ich córki która urodziła sie piekna i zdrowa po ciazy przelezanej w łózku, matce po 30tce i ojcu tez :) Więc da się. To tak gwoli pocieszenia.

Odnośnie sytuacji z Twoim mężem- trochę rozumiem facetów którzy w chwili smutku zamykają się na problemy, nie mówią i duszą to w sobie. Mam takiego Tate i troche sama mam taki charakter. Są różni ludzie. Jedni potrzebują się wygadać a inni boją sie okazywać słabośc, smutek i żal, bo ich to jeszcze bardziej udupia.
Byloby oczywiscie idealnie gdyby Twoj maz teraz Cie wspieral tak jak Ty tego potrzebujesz, ale sprobuj tez zrozumiec jego i nie odbieraj jego milczenia i dystansu jako oddalania się od Ciebie. On tez cierpi choc to nie on nosil Wasze dziecko. Cierpi na swoj sposob, moze jeszcze bardziej bo czuje sie zle ze nie mogl Ci pomoc i ze to Ty nosisz caly fizyczny ciezar tego doswiadczenia?

pozdrawiam

lili
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Postprzez Amir » 26 maja 2009, o 10:58

Bianka, wcześniej w tym wątku nadałem ci namiar na społeczne wsparcie i pomoc w realu. Zdecydujesz sama, czy podejmiesz.

Twój mąż reaguje inaczej, głównie nie dlatego, że jest mężczyzną, ale dlatego, że... wszyscy ludzie są indywidualni, różnią się bardzo od siebie, mają inne rodziny pochodzenia, wyuczyli się odmiennych strategii radzenia sobie w sytuacjach stresowych. Najprawdopodobniej izolacja nie jest 'rozchodzeniem się dróg', ale raczej próbą chwilowego wytłumienia, odcięcia się od poruszających, tragicznych sygnałów i informacji. Coś tak, jak małe dziecko zatyka sobie uszka, by nie słyszeć kłócących się rodziców. Prawdopodobnie doświadczony w takich sytuacjach terapeuta pomoże wam przejść przez te, zwykle występujące w podobnych sytuacjach, różnice w sposobach myślenia, reagowania. Nie tylko ty, ale oboje - nie powinniście pozostawać sami z sytuacją.

Drugie, to niezależnie od poczucia osamotnienia i bezradności - musisz zakładać, że podobnie bezradnie, bez gruntu pod nogami - może się czuć także twój mąż. Istnieje taki schemat, w którym mężczyzna ma obowiązek radzić sobie lepiej, niż kobieta. Ale sytuacje ekstremalne pokazują nieustannie, że wobec większości rzeczy jesteśmy równi, ponad schematami typu 'jak być powinno'. Jedni ludzie są w takich sytuacjach komunikatywni i opiekuńczy, inni - odwrotnie - tracą na jakiś czas łączność ze światem standardowych relacji. Ważne, aby pamiętać, że to tymczasowe oraz, że przy pomocy wsparcia społecznego (mam na myśli dobrego terapeutę) - można nawet w tym tymczasowym okresie tragedii wiele dobrego się nauczyć.

Trzecie - to, co się teraz dzieje nie powinno wpływać zbyt decydująco na wasze wzajemne oceny siebie i na oczekiwania. Oceny i oczekiwania warto na chwilę zawiesić na kołku, aby pozwolić przechodzić przez dolinę cienia każdemu 'po swojemu'. Tak jest zwykle najszybciej.

Będę się o was modlił. Także o to, abyście skorzystali jednak z pomocy.Obrazek
Avatar użytkownika
Amir
 
Posty: 486
Dołączył(a): 24 lut 2009, o 08:31

Postprzez Bianka » 26 maja 2009, o 15:53

Ja wiem ze on to przezywa i ma prawo do przezywania po swojemu...bez niego nie przezylabym tego wszystkiego bo wspieral mnie bardzo przed szpitalem i w trakcie, mam po prostu wrazenie ze skoro minelo fizyczne zagrozenie, juz mam dojsc do siebie, jakby tego oczekiwal, najpierw mowi zebym narazie byla u rodzicow, odpoczela itp bo jego cale dnie nie ma, zebym nie siedziala sama, a w nastepnej chwili ma pretensje ze mnie nie ma z nim:( a ja nie radze sobie ze soba, z myslami, z siedzeniem samej i w tej chwili nie dam rady rozwiazywac jeszcze tych innych problemow! Boje sie tam wrocic i siedziec po 10 godzin sama:( boje sie bo nie wiem czy psychicznie juz kompletnie nie odlece, tylko po to zeby wieczorem zobaczyc jak on wchodzi do lazienki a pozniej kladzie sie spac:(

terapia super tylko kiedy? on nawet o tym myslal powiedzial mi ale jest to technicznie nie do wykonania, bo pracuje od rana do nocy i nigdy nie wie o ktorej skonczy, wiec nie mozna sie umowic na konkretna godzine, najczesciej konczy 20-21:30, wraca tak zmeczony ze wlazi pod prysznic, je i idzie spac...

Mam ochote zasnąc i sie nie obudzic, ta pustka mnie zabija, nie widze w niczym sensu:(
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Postprzez Monia0107 » 27 maja 2009, o 10:36

---------- 04:04 27.05.2009 ----------

może trochę uda mi się wyjaśnić Mąż NIE CHCE PRZEZ TO DRUGI RAZ PRZECHODZIĆ!!!! jeśli nie miałaś okazji przczytać mojego postu do Ciebie to w skrócie: poczuł się bezradny załamał się trzymał się do końca ale póżniej niekoniecznie jak to wszyscy męższyźni potrafią odciął się od tej traumy, Zajmij się Mężem kto to zrobi?....Dopóki Ty będziesz "zadręczać"- tak to czuje Twój Mąż - to historia może być brutalna będzie coraz później przychodził, zamknie się w sobie,Ty będziesz cierpieć, a On już zużył wszystkie siły na dawanie otuchy Tobie. To co ma powiedzieć ........ nic nie wymyśli.
weż głęboki oddech pomyśl o was i staraj się mądrze zapomnieć - np w ten sposób ktoś ochronił Was od większego nieszczęścia jakim byłoby kalekie dziecko, albo skrócił cierpienie do minimum bo jak trudno pogodzić się z utratą dziecka w późniejszym okresie ciąży, przy narodzinach, po powrocie do domu itd,albo patrzeniem jak dziecko nie reaguje, na światło, dźwięk, nie rusza się, ma inną straszna chorobę....
Niestety to jest jeden z momentów wystawiających związek na próbę.......
i jeszcze jedno Twój Mąz też czuje się winny śmierci dziecka i Twojego cierpienia daj mu przeżywać ten stan w wybrany przez niego sposób.
Moja przyjaciółka wymazała z pamięci co tylko umiała dla ratowania małżeństwa....i udało się.
niestety muszę to napisać mało tragedii nie dokładaj sobie kolejnej JA JA i JA tyle widać z Twoich postów a tymczasem oboje straciliscie dziecko.
a jeśli Mąż nie ma ochoty o tym rozmawiać to na nie będą propozycje terapii -ekshibicjonizm słowny nie leży w jego naturze.

---------- 10:36 ----------

siedzę o 4 tej w ciemności i walę literówki mężczyźni miało byc napisane.... :oops:
Avatar użytkownika
Monia0107
 
Posty: 251
Dołączył(a): 9 lut 2009, o 00:07

Postprzez Bianka » 27 maja 2009, o 16:21

Monia ty mnie chyba zle zrozumialas piszesz ze moj maz nie chce przez to drugi raz przechodzic?? skad taki wniosek?wiadomo ze nikt nie chce drugi raz przez to przechodzic, dlatego strach przed ciaza druga, ale moj maz mowil od poczatku ze sprobujemy jeszcze raz...

piszesz ze mam sie zajac mezem...ja nie mam sily w tej chwili zajac sie niczym!!
mysle ze na tyle ile moglam to sie "zajelam" poniewaz pytalam go jak sie czuje, nie zaprzeczalam nigdy ze tez cierpi i tez stracil dziecko!! oraz nigdy nie zabronilam mu czuc tak jak on to czuje!!!!tlumaczylam ze nie musi przede mna udawac twardziela bo tak mu sie wydaje dla mnie lepiej...

piszesz "zadreczac" co to znaczy? uwazasz ze powinnam to zdusic w sobie dla dobra zwiazku? dla dobra wlasciwie czego? jesli ja sie z tym udusze to w ktorym miejscu bedzie to dobre dla naszego zwiazku??? Wiem ze tak kobiety robily i wlasnie wczoraj czytalam o tym artykul ze nie jest to wskazane! udawac ze nic sie nie stalo! mam prawo do żałoby i moj maz rowniez i on dobrze wie ze teraz nie bedzie lekko, bo nigdy nie jest kiedy umiera ktos bliski!

Jesli uwazasz ze zuzyl wszystkie sily to ciekawe co zrobi dalej kiedy to tak naprawde jest dopiero poczatek? mysle ze jest silniejszy niz mowisz, tych sil nam bedzie trzeba jeszcze dluuuugo.....

"madrze zapomniec" - nie wiem co tu masz na mysli?? bo to brzmi jak oksymoron!! zapomniec ze bylam w ciazy? zapomniec o moim dziecku? mysle ze zadna kobieta nie zapomina do konca zycia!

Cytat z artykulu"Poronienie jest stratą dziecka - upragnionego, oczekiwanego, ukochanego. Jest bólem - fizycznym - ale przede wszystkim bólem serca. Jest doświadczeniem, którego nikt i nic nie wymaże do końca życia z pamięci."

Piszesz "albo skrócił cierpienie do minimum bo jak trudno pogodzić się z utratą dziecka w późniejszym okresie ciąży, przy narodzinach, po powrocie do domu itd" - uwazasz ze kobieta ktora stracila dziecko w 9 tygodniu mniej cierpi niz ta ktora stracila je w 25?
otoz nie ma znaczenia ktory to byl tydzien!! stracilam dziecko, z ktorym juz bylam silnie zwiazana, codzien budze sie rano i wydaje mi ze jestem w ciazy dopiero po chwili okazuje sie ze nie, ta pustka i ból jest nie do opisania...moj maz powiedzial ze akurat tego bólu on nie pozna, bo nie nosil go w sobie...a jesli chodzi o terapie to moj maz bardzo chetnie na nia pojdzie, tez to powiedzial!!! przeszkoda jest jedynie czas jego pracy...

Twoja ocena jest kompletnie nietrafiona calej naszej sytuacji, moze nie czytalas uwaznie, bo akurat nigdzie nie napisalam ze moj maz nie cierpi z powodu tego co sie stalo...

http://www.poronienie.pl/stow_konf1.html przeczytaj sobie ten artykuł, to sie dowiesz ze moje uczucia sa adekwatne do sytuacji...

Zupelnie na marginesie, moj maz przeprosil mnie za tamten wieczor! jak to okreslil po prostu mu cos odbilo i popelnil blad...a Twoja kolezanka zrobila sobie duza krzywde!
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Postprzez Mały biały kotek » 27 maja 2009, o 21:27

Trzymaj się ciepło... to jest ból i to straszny - ale musisz nauczyć się z nim żyć.
Mały biały kotek
 
Posty: 415
Dołączył(a): 6 kwi 2008, o 22:56
Lokalizacja: Wwa

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 377 gości