obsesja na punkcie związku

Problemy z partnerami.

Postprzez julkaa » 2 lis 2008, o 21:41

dzięki wielkie za słowa otuchy :kwiatek2:
owszem, chce sie z tego "wyleczyć" i robie duzo w tym kierunku ostatnio, wybieram sie na terapie.
tylko nie moge sobie wybaczyc, ze wczesniej tego problemu nie dostrzegłam i nie zrobiłam z nim porządku, zanim moj związek kolejny sie rozpadł. najbardziej szkoda mi tej utraconej miłości, bo uwazam że to ogromna strata i jakos trudno mi uwierzyc, ze spotkam jeszcze kogos takiego jak on....
może idealizuję, ale narazie tak myślę
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez Sanna » 2 lis 2008, o 21:49

Julko, bywa i tak, ja też nieraz żałuję że problem dostrzegłam tak późno, a własciwie uświadomiła mi go depresja ( bo to był kop do rozpoczęcia terapii). Gdybym była świadoma problemu wcześniej może moja córka nie byłaby teraz kolejną kandydatką na DDD ? ( rozwiodłam się z jej tatą). Żałuję, ale nie winię się za to . Lepiej zobaczyć problem późno, niż wcale, prawda?
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez julkaa » 2 lis 2008, o 22:15

czasem wydaje mi sie że łatwiej byłoby żyć jednak w błogiej nieświadomości i obwiniać o rozpad faceta, tak jak do tej pory to robiłam. wtedy mnie cierpiałam, bo łudziłam się, ze to oni byli jacys niedostosowani do związku i odchodziłam z nadzieją, że w końcu znajde księcia z bajki, ten ideał na wszystkie moje smutki, całą wewnętrzną pustkę.żyłam nadzieją..
a teraz kiedy straciłam coś wyjątkowego, kogoś tak normalnego, idealnego, to jak mam mieć nadzieje, ze znajde kogos równie wspaniałego? miałam szanse i ja zaprzepaściłam. jak pomyśle, że miałąbym po raz 4 zaczynać wszystko od nowa, to odechciewa mi sie wstawać z łóżka.
czuje wstręt do każdego faceta.
czuje wstręt do siebie, bo jestem taka rozwalona psychicznie, ze az zal słuchać.
jutro spróbuje sie umówić na wizyte u psychoterapeuty. mam nadzieje, ze będe miała więcej szczęścia niż dotychczas i trafie na profesjonaliste
a moje myśli wciąż krążą wokół niego...sic!
dziękuję za zainteresowanie. wiem, że aż żal czytać, ale naprawde tyle razy się podnosiłam, tyle razy podejmowałam walkę, że dzisiaj wydaje mi się iż już nie mam siły, motywacji, jakoś żadne pocieszenie do mnie nie trafia
kurde, podobno: ludzie pozwalają sobie na luksus szaleństwa, kiedy mają ku temu warunki...aż mi głupio, że tak się użalam nad sobą
owszem byłabym wstanie wstać, otrząsnąć się, podjąć wysiłek, przestać marudzić, gdybym tylko widziała sens, a tak ....
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez tenia554 » 2 lis 2008, o 22:46

Niewiem jak wyglądają takie spotkania z terapeutą,ale ja jestem zwolennikiem terapii grupowej.Ona naprawdę działa.Ja poszłam na terapię z powodu dzieciństwa,a terapii zauważyłam u siebie jeszcze kilka innych problemów.Z których nie zdawałam sobie wogóle sprawy,obwiniając za to innych.Ta terapia ,nie dość że pomogła to procentuje do dzisiaj.Bardzo dużo się o sobie dowiedziałam,chociaż myślałam,że wiem wszystko.
Avatar użytkownika
tenia554
 
Posty: 1291
Dołączył(a): 29 mar 2008, o 13:02
Lokalizacja: wrocław

Postprzez Sanna » 2 lis 2008, o 22:50

Julko, przecież nie jesteś jakimś robotem tylko normalnym czowiekiem. Rozpadł Ci się związek, masz prawo płakać, masz prawo żałować, to ludzkie.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez tenia554 » 2 lis 2008, o 22:53

Dlaczego nie widzisz sensu.Przecież sama zrozumiałaś że tak nie możesz żyć.Tęsnota za tym co było,niczego nie rozwiąże ,bo nie mogło się udać.Więc przygotuj się na inne spojrzenie na miłość,na bycie razem.Następnym razem wszystko się ułoży i zapomnisz o tych koszmarach.Powodzenia.
Avatar użytkownika
tenia554
 
Posty: 1291
Dołączył(a): 29 mar 2008, o 13:02
Lokalizacja: wrocław

czesc

Postprzez pozytywnieinna » 2 lis 2008, o 23:30

witaj julkaa, jakbym czytala o sobie... tylko mnie bluszczowatosc wynikala z choroby, z depresji... balam sie jak znikal, dusilam sie, wyobrazalam czarne schematy... im wiecej dawalam mu swobody, tym wieksza zlosc sie we mnie rodzila... dobrze to ujelas, chcialam na wlasnosc, chcialam sie leczyc, rozpoczelam terapie, ale powiedzial mi "za pozno" i wyrzucil ze swojego zycia... teraz od trzech lat jestem sama, boje sie kolejnego zwiazku, bo boje sie, ze sytuacja sie powtorzy... musze sobie poukladac szufladki w tym czasem glupim lbie.... :cry:
nauczyc sie zyc sama ze soba, nauczyc sie siebie, no i wylizac rany...
jedno wiem napewno, musisz poszukac pomocy, by znalezc przyczyny, inaczej nic z tego nie bedzie... pozdrawiam cieplutko i trzymam kciuki...
pozytywnieinna
 
Posty: 3447
Dołączył(a): 5 lut 2008, o 22:15
Lokalizacja: z piekla rodem ...

Postprzez tenia554 » 3 lis 2008, o 09:22

Julka,w żadnym związku ,nie można kochać za bardzo.Poświęcać się,wyręczć,podporządkowywać czy zbyt wiele oczekiwać.Nie wytrzyma tego ani osoba kochana,ani kochająca.Związek to nie jest ani więzięnie,ani ani instytucja dobroczynna,związek to zespół dwojga ludzi ,którzy mają swoje pragnienia i oczekiwania i każdy z nich powinien się realizować,wspierać i patrzeć w jednym kierunku.Ale żeby stworzyć taki związek,trzeba w pierwszej kolejności pokochać siebie,znać swoją wartość i swoje potrzeby,nauczyć się dawać i brać.Jeżeli nie nastąpi taka równowaga,będzie się żyło dla kogoś ,a co ze swoim szczęściem. Rozumiem,że cierpisz,bo utraciłaś kogoś kogo kochałaś.Natomiast piszesz ,że byłaś roślinką która nie uwzględnia swoich potrzeb tylko ze strachu aby go nie utracić zbyt bardzo się starałaś. Twierdzisz,że to ten mężczyzna był właściwym mężczyzną.Ale czy wiesz,jak wyglądałby ten związek,gdybyś nie była bluszczykiem ,a świadoma swojej wartości i potrzeb zaczęła wymagać.Wierzę że po terapii,spojrzysz inaczej na siebie,swoich partnerów i miłość której tak pragniesz.Z czego Ci z całego serca życzę.
Avatar użytkownika
tenia554
 
Posty: 1291
Dołączył(a): 29 mar 2008, o 13:02
Lokalizacja: wrocław

Re: czesc

Postprzez julkaa » 3 lis 2008, o 19:05

---------- 17:56 03.11.2008 ----------

Ależ ja zdaję sobie z tego sprawę. jak wchodze w nowy związek to z postanowieniami, że będzie inaczej, lepiej, staram się. znam swoje potrzeby i z racjonalnego punktu widzenia one są spełniane. tylko z czasem się zapominam, z czasem chce więcej i wiecej i partner nie moze nic zrobić, bo cokolwiek nie zrobi, to za mało. to charakterystyczne dla człowieka z takimi problemami jak ja: poczucia wewnętrznej pustki, samotności, uzalezniania swojego samopoczucia od drugiej osoby.
teraz boję się, ze mimo iz mam swiadomość, znowu nie bede potrafiła dostrzec kiedy wymagam zbyt wiele, nie bede umiała dostrzec granicy, zeby wytłumaczyc sobie iz moje złe samopoczucie wynika nie z tego iz partne nie spełnia moich oczekiwan, których nie da sie zaspokoić, ale z moich wyimaginowanyc potrzeb, z którymi tylko ja powinnam sobie poradzic.
boje sie, ze nie bede potrafiła prawidłowo oceniac rzeczywistości, odróżniać to co powiinam miec od związku, a za co ja całkowicie odpowiadam. boje sie ze bede zagubiona i zdystansowana, czego partner znowu nie zniesie. przez około rok złyszałam od byłego: skąd ta blokada, niby jestesmy blisko, ale ja czuje tę twoja blokade". długo nie umiałam przy nim być sobą, otworzyć się, bo wiedziałam po porzednich związkach ze to sie źle dla mnie skonczy-obsesją, zatraceniem postrzegania tego co zdrowe a co toksyczne. i gdy sie otworzyłam, stałam sie zaborcza, zazdrosna, pełna niepokoju ze go strace, ze mnie skrzywdzi. bałam sie tego i boje ciągle, bo bardzo źle czuje sie tylko w swoim towarzystwie. czuje sie jak małe zagubione dziecko, osamotnione, które nie radzi sobie z samodzielnym życiem. potrzebuje drugiej osoby jako oparcia.tylko wtedy potrafie cieszyc sie zyciem, gdy on jest blisko.
dzisiaj od samego rana po koszmarach czuje sie fatalnie. walcze ze łzami w pracy, nie potrafie sie na niczym skupić. co chwile powracają wspomnienia ze świadomością utraconej szansy.
zastanawiałam się do jakiego psychologa sie udac-kobiete, które do tej pory nie umiały mi pomóc, czy faceta, który moze lepiej wytłumaczyłby mi rózne kwestie. chciałam do polecanego pana, ale jest zajęty na długo. chyba łatwiej bedzie mi sie otworzyc przed kobieta jednak. dlatego z trudem zapisałam sie na piątek.
tyle psychologów i wszyscy mają pozajmowane terminy na kilka miesięcy. to jakas plaga....
czytam poradnik: "Kieruj własnym życiem". Mądre słowa, tylko jakże trudno je wcielić w życie....
a najgorsze ze gdzies tam w głębi tli się nadzieja, że może wrócimy do siebie. a przecież ona nawet zablokował nr komórkowy, zebym nie dzwoniła. tak. to był jedyny sposób by sie rozstać. mieszkamy teraz w różnych miastach. jak pomyśle jaką psycholką była, to mi POTWORNIE WSTYDwczoraj nie wytrzymałam i napisałam mu maila, że akceptuje rostanie, tłumacząc je swoim problemem psychicznym, obiecując ze nie bede dłuzej nękać, kontaktować się. nie wiem czy przeczytał. to raczej była dla mnie forma catharsis. a moze znowu podswiadoma próba manipulacji(?) niechcący

---------- 18:05 ----------

pozytywnieinna napisał(a): im wiecej dawalam mu swobody, tym wieksza zlosc sie we mnie rodzila...

otóż to. też tak czułam. wtedy uważałam że tylko ja się poswięcam a nic w zamian nie otrzymuje. a otrzymywałam tak naparwde ogromnie duzo.
to przykre co piszesz. 3 lata....na samą myśl odechciewa mi sie tej walki o siebie.
boje sie ze nie trafie na dobrego psychoterapeute, ze powie tak jak poprzedni, ze juz sie wyleczyłam, ze ok a ja mu uwierze.
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez Sanna » 3 lis 2008, o 19:21

Julko, zwróć uwagę czy to psycholog czy psychoterapeuta - Orm Embar w części DDA bardzo ładnie zwrócił uwagę na czym polega różnica. Ja Cię rozumiem, bo jeśli ktoś jest DDD to nie wie jaka jest norma, porusza się po omacku, zastanawia się ciągle co jest właściwe a co nie. Ale uwierz mi, że tego niepokoju wewnętrznego można się pozbyć. Przydarzyło się to mnie, może przydarzyć się i Tobie. Jeśli pozbędziesz się tego wewnętzrnego rozedrgania to skończy się obsesja.
Podam Ci przykład: każdego dnia bardzo skrupulatnie pilnowałam czy mój narzeczony zadzwoni po pracy czy nie zadzwoni, o której godzinie itd. Było to kluczowe. Jeśli nie dzwonił za długo to obsesyjnie myślałam: dlaczego, czy to oznacza że się nie stara, czy powinnam na to pozwolić itd. , denerowałam się, zaczynały trząść mi się ręce, nie myślalam o niczym innym .Tłumaczyłam psychoterapeucie że przecież musze zwracać na to uwagę żeby na czas wychwycić że coś jest nie tak. A po co? No żeby nie dać się zaskoczyć że coś jest nie tak! A dlaczego? No bo jeśli coś będzie nie tak i mnie to zaskoczy to będę cierpieć. A teraz ? Jak Ci pisałam - coś się stało i poczułam się NORMALNIE. Jestem spokojna po prostu - robię co mam robić, jestem w stanie zająć się czymś innym. A narzeczony - dzwoni nieraz wcześniej, nieraz później , jak zwykle , nieraz ja zadzwonię ( wcześniej nie do pomyślenia bo to by mi popsuło test) . Dopuszczam możliwość , że coś nam się nie uda, wiem że będzie to trudne, ale wiem też że nie będze to koniec mojego życia. Wiem że byłoby mi smutno, ale przestał mnie paraliżować strach przed tym. Patrzę teraz z zupełnie innej perspektywy. Jakby ktoś wyjął mi ze środka szamocące się bezradnie w panicznym strachu zwierzątko, a włożył do środka mnie- dorosłą, wartosciową, mądrą kobietę. Nie jestem w stanie logicznie wytłumaczyć jak ta zmiana zaszła. Jak Ci się chce poczytaj moje ,, Zapiski z" w części ,, depresja" - tam jest trochę o obsesji i o sesji z psychoterapeutą która była dla mnie przełomowa.

A jeśli chodzi o książki to się nie przejmuj - też tak miałam. Czytałam i wściekałam się: dlaczego ja to wszytsko rozumiem w warstwie racjonalnej a nie przekłada się to na emocje? Ale czytałam dalej. I pewnego dnia zaskoczyło - te wszystkie wartościowe przeczytane rzeczy wskoczyły na swoje miejsce.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez julkaa » 3 lis 2008, o 22:10

---------- 19:46 03.11.2008 ----------

Sanna napisał(a):I pewnego dnia zaskoczyło - te wszystkie wartościowe przeczytane rzeczy wskoczyły na swoje miejsce.


i tego sobie najbardziej życze.
trafnie ujęłaś to, co we mnie siedzi i mnie rozdziera.
chciałabym, żeby mi wystarczyło sił dotrzec do tego miejsca, do którego Ty dotarłaś.
tak trudno dostrzec sens tej całej walki. czy gra warta świeczki? czy nie za duzo to kosztuje? czy to co może osiągne a smoże nie mnie nie rozczaruje w porównaniu z meczarnią, którą teraz przezywam?
w życiu piękne sa tylko chwile. a najczęściej są nimi tylko wspomnienia.
na kazdym miejscu i o każdej porze przygniaja mnie.
trzeci raz ten sam koszmar. a tak sie starałam, tak sie zamykałam, tak sie zabezpieczałam przed tym, co okazało się nieuniknione, że zyłam w ciągłym lęku przez odrzucenie, a teraz dodatkowo to przezywam. to jest totalnie popieprzony mechanizm. a raczej masochizm.
teraz tez nie powinnam tak rozpaczać. powinnam zaakceptowac rzeczywistość, bo to ode mnie zależy czy jestem szczesliwa czy nie, od mojego punktu widzenia, ocen, kwestia nastawienia, piszą...
wmawiam sobie, to jest fajne, tamto jest fajne i ... nie działa czuje ze okłamuje samą siebie

Dzięki Sanno :buziaki:

---------- 21:10 ----------

dla tych, co zajrzeli, zainteresowali się w nagrodę kawał ;), jaki dzisj mnie rozbawił troszke z okazji kumulacji:


Kochanie, co byś zrobiła, gdybym wygrał w totka?

- Wzięłabym połowę i cię zostawiła.

- Ok, trafiłem trójkę. Masz tu 8 zeta i wypier…. ”
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez pozytywnieinna » 3 lis 2008, o 23:44

julkaa, nie taka byla moja intencja, chodzi o to ze ja narazie z tym nic nie robie, a dopoki nic z tym nie zrobie nie odwaze sie... no i jeszcze dochodzi jedna kwestia, my mieszkalismy razem, mialam dom,, ktory stracilam... koszmarnie go kochalam, tego nawet nie da sie slowami opisac, dostalam od niego cos, o czym marzylam cale zycie! bezpieczenstwo i stad wynika to ze jestem sama, z jednej strony strach przed powtorka z "rozrywki" a z drugiej nierozliczona przeszlosc...
dlatego jestem sama i jest to moj wybor... zmieniam sie widze to, zaczynam bardzo dorosle podchodzic do pewnych kwestii...
ja potrzebuje czasu i nie zaluje...
ty sama okreslisz swoj czas, bo nikt nie jest identyczny...
u ciebie moze to trwac dzien, tydzien, miesiac, u mnie 3 lub 5 lat, nie ma reguly i nie mozesz z gory tego przewidziec!!
wqalczyc warto, uwierz mi, bo jak pierwszy raz zobaczysz u siebie zmiane, to cieszy jakbys zdobyla everest, a potem to leci ... do przodu ku pozytywnemu...
pozytywnieinna
 
Posty: 3447
Dołączył(a): 5 lut 2008, o 22:15
Lokalizacja: z piekla rodem ...

Postprzez julkaa » 4 lis 2008, o 11:10

---------- 08:03 04.11.2008 ----------

Dziękuję :kwiatek:

---------- 10:10 ----------

potrzebuje tabletke zapomnienia, bo inaczej zwariuje. na niczym nie moge sie skupić. ciągle kłębią sie wspomnienia :cry: :cry: :cry: :cry:
mam ochote rzucić wszystko i jechać do niego, choć wiem ze to nic nie zmieni. tylko pogorszy sprawe. czuje ze trace panowanie nad sobą..:(
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez ewka » 4 lis 2008, o 11:33

"Momentem zwrotnym terapii jest spojrzenie na to, co się wydarzyło z perspektywy duchowej. Czasami udaje się zobaczyć w naszym życiu pewne schematy wydarzeń, choć wielu z nas widzi w nich tylko działanie przypadku. Colin Tipping mówi, że nic nie dzieje się przypadkowo. Coś wydarzyło się nie NAM tylko DLA NAS. Tak naprawdę wszystko przydarza się nam dla naszego dobra. Nie od razu można to zrozumieć. Na początku wystarczy przyjąć „na wiarę”, że to miało jakiś głębszy sens, którego my nie jesteśmy w stanie pojąć."

Akurat dzisiaj się na to natknęłam - wypisz wymaluj... pasuje do Twojego tematu. Julkaa. Wspomniałaś, że to czwarty związek, który poleciał wg tego samego schematu. Można więc powiedzieć, że i tym razem stało się tak DLA CIEBIE (mimo cierpienia), abyś zapanowała nad tym bluszczem, który wypuszczasz. Myślę, że ma to sens.

Z rozpamiętywania nic nie wynika, nic nie zyskujesz... trzeba teraz te doświadczenia "przerobić" na coś, co zbuduje z Ciebie kobietę pewną swojej wartości, by stać się partnerką w pełnym tego słowa znaczeniu.

No tak myślę. I trzymaj się dzielnie
:serce2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez julkaa » 4 lis 2008, o 21:38

Dziękuje Ewko :serce2:
Chodzi o to, że sie staram i nie wychodzi. nie, że olewam, zaniedbuje, przeginam. cały czas chce dobrze, a tu jak na złość...

ale nie o tym chciałam. w czwartek dopiero mam wizyte u psychoterapeuty. a tu zdarzył się "cu" i klompletnie nie wiem jak sie zachować. nie wiem co dobre a co złe, tak bardzo mi zalezy zeby nie zepsuć.
był w moim miescie na szkoleniu i... zadzwonił, jak byłam w pracy. pierwszy raz po zablokowaniu mojego numeru, odezwał sie, czy nie chciałąbym sie z nim zobaczyć.
była godzina 16.30. ja koncze prace o 17.00. przyjechał do mnie do pracy, powiedziałąm ze jak przyjedzie to wyjde do niego na chwile. wyszłam na 5 min. i było miło. powiedziałam ze koncze za 45 min. jak chce to moze poczekać, jak nie to trudno. zgodził sie, mimo ze przed nim 4 godzinna droga powrotna autem do domu.
byliśmy coś przekąsić w centrum handlowym, znim tam dotarliśmy wlekliśmy sie godzine w korku. gadanie o wszystkim, byle nie o tym co sie stało. nie pozwoliłam sie objąć gdy laziliśmy po sklepach, choć szukał kontaktu. odprowadziłam go do auta i zdystansowana podziekowałam, że wpadł, życząć szerokiej drogi i odeszłam. ale nie mogłam sie powstrzymać, więc zaraz wróciłam i przytuliłam go na pożegnanie...aa na koniec powiedział, ze miał sie wogóle nie ujawnić, ale jednak w koncu to zrobił
co teraz??? jak mam sie zachować?? czy to kolejna szansa od losu? podczas spotkania było dziwnie, tzn ja byłam spięta, zdystansowana, jednym słowem czułam sie jak ostatnimi czasy, gdy czegos chce a sama nie wiem czego i sie irytuje.. czułam się spięta, próbowałam grac kogoś, ogólnie fatalnie to wyszło, nie potrafiłam sie przy nim wyluzować. ostatnimi czasy własnie tak było. ciągle spięta, by czegoś nie zepsuć, by być taką, jaką chce mnie widziec, idealną, czułam sie nie swojo. koniecznie potrzebuje tej terapiii. chyba lepiej byłoby zebysmy nie mieli kontaktu poki tej terapii nie skoncze, bo czuje ze to by sie skonczyło jak zawsze, jak do tejk pory sie konczyło, czyli osaczaniem, schizami, pretensjami a w koncu jego odcięciem się całkowicie. co to będzie???

z drugiej strony jestem wsciekła na siebie, że soje samopoczucie uzależniam od niego, że swoje życie dostosowuję do niego.
i znowu kołowrotek myśli. zaraz sfiksuje, chc eświętogo spokoju. tak źle tak niedobrze.................................................
chciałabym spokojnego stabilnego związku, który dawałby mi siłę, a nie jej mnie pozbawiał, który by mnie motywował, a nie dezorganizował moje życie, jednoczesnie widze, czuje że za cholere, nawet jak bym sie starała nie wiem jak, nie umiem go stworzyć. jakby był poza moim zasięgiem..
Ostatnio edytowano 4 lis 2008, o 21:55 przez julkaa, łącznie edytowano 3 razy
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 137 gości

cron