---------- 17:56 03.11.2008 ----------
Ależ ja zdaję sobie z tego sprawę. jak wchodze w nowy związek to z postanowieniami, że będzie inaczej, lepiej, staram się. znam swoje potrzeby i z racjonalnego punktu widzenia one są spełniane. tylko z czasem się zapominam, z czasem chce więcej i wiecej i partner nie moze nic zrobić, bo cokolwiek nie zrobi, to za mało. to charakterystyczne dla człowieka z takimi problemami jak ja: poczucia wewnętrznej pustki, samotności, uzalezniania swojego samopoczucia od drugiej osoby.
teraz boję się, ze mimo iz mam swiadomość, znowu nie bede potrafiła dostrzec kiedy wymagam zbyt wiele, nie bede umiała dostrzec granicy, zeby wytłumaczyc sobie iz moje złe samopoczucie wynika nie z tego iz partne nie spełnia moich oczekiwan, których nie da sie zaspokoić, ale z moich wyimaginowanyc potrzeb, z którymi tylko ja powinnam sobie poradzic.
boje sie, ze nie bede potrafiła prawidłowo oceniac rzeczywistości, odróżniać to co powiinam miec od związku, a za co ja całkowicie odpowiadam. boje sie ze bede zagubiona i zdystansowana, czego partner znowu nie zniesie. przez około rok złyszałam od byłego: skąd ta blokada, niby jestesmy blisko, ale ja czuje tę twoja blokade". długo nie umiałam przy nim być sobą, otworzyć się, bo wiedziałam po porzednich związkach ze to sie źle dla mnie skonczy-obsesją, zatraceniem postrzegania tego co zdrowe a co toksyczne. i gdy sie otworzyłam, stałam sie zaborcza, zazdrosna, pełna niepokoju ze go strace, ze mnie skrzywdzi. bałam sie tego i boje ciągle, bo bardzo źle czuje sie tylko w swoim towarzystwie. czuje sie jak małe zagubione dziecko, osamotnione, które nie radzi sobie z samodzielnym życiem. potrzebuje drugiej osoby jako oparcia.tylko wtedy potrafie cieszyc sie zyciem, gdy on jest blisko.
dzisiaj od samego rana po koszmarach czuje sie fatalnie. walcze ze łzami w pracy, nie potrafie sie na niczym skupić. co chwile powracają wspomnienia ze świadomością utraconej szansy.
zastanawiałam się do jakiego psychologa sie udac-kobiete, które do tej pory nie umiały mi pomóc, czy faceta, który moze lepiej wytłumaczyłby mi rózne kwestie. chciałam do polecanego pana, ale jest zajęty na długo. chyba łatwiej bedzie mi sie otworzyc przed kobieta jednak. dlatego z trudem zapisałam sie na piątek.
tyle psychologów i wszyscy mają pozajmowane terminy na kilka miesięcy. to jakas plaga....
czytam poradnik: "Kieruj własnym życiem". Mądre słowa, tylko jakże trudno je wcielić w życie....
a najgorsze ze gdzies tam w głębi tli się nadzieja, że może wrócimy do siebie. a przecież ona nawet zablokował nr komórkowy, zebym nie dzwoniła. tak. to był jedyny sposób by sie rozstać. mieszkamy teraz w różnych miastach. jak pomyśle jaką psycholką była, to mi POTWORNIE WSTYDwczoraj nie wytrzymałam i napisałam mu maila, że akceptuje rostanie, tłumacząc je swoim problemem psychicznym, obiecując ze nie bede dłuzej nękać, kontaktować się. nie wiem czy przeczytał. to raczej była dla mnie forma catharsis. a moze znowu podswiadoma próba manipulacji(?) niechcący
---------- 18:05 ----------
pozytywnieinna napisał(a): im wiecej dawalam mu swobody, tym wieksza zlosc sie we mnie rodzila...
otóż to. też tak czułam. wtedy uważałam że tylko ja się poswięcam a nic w zamian nie otrzymuje. a otrzymywałam tak naparwde ogromnie duzo.
to przykre co piszesz. 3 lata....na samą myśl odechciewa mi sie tej walki o siebie.
boje sie ze nie trafie na dobrego psychoterapeute, ze powie tak jak poprzedni, ze juz sie wyleczyłam, ze ok a ja mu uwierze.