Weszłam na to forum i zdziwiło mnie jak wiele osób ma podobną sytuację do mojej. Mamy takie coś, że gdy cierpimy, to wydaje nam się, że jesteśmy jedyni na świecie z takim bólem i z takim problemem...
Okazuje się, że nie, ale to chyba wcale mnie nie cieszy... Nie życzę nikomu takiego cierpienia... Może tylko mojemu facetowi, byłemu facetowi... Ale nie z żądzy zemsty, nie z nienawiści, bo nadal kocham go najbardziej na świecie... tylko dlatego, zeby mógł wiedzieć, co ja czuję, jak bardzo mnie złamał!
Byliśmy razem 4 lata, to był pierwszy poważny związek dla nas obojga, dlatego musieliśmy się wiele uczyć na sobie. Bywało źle, bywało pięknie, ale myślałam, że to związek na całe życie - mieliśmy wspólne plany, rozmawialiśmy o przyszłości... Był podstawą całego mojego życia! Ja nie potrafię kochać z dystansem, dla mnie miłość jest czymś najważniejszym i wierzyłam, że dopóki kochamy się, to przetrwamy wszystko...
Aż tu nagle, kilka dni temu, powiedział mi, że to koniec. Ale nie tylko to... Powiedział mi, że gdy podjął tą decyzję, poczuł się świetnie... Że nigdy nie chciałby żebym była jego żoną i matką jego dzieci... Że on chce znaleźć sobie kogoś nowego...
Czy nie dostatecznie straszny był sam fakt rozstania???!!! Czy musiałam usłyszeć od niego takie słowa???!!!
Nie wiem po co to piszę, chyba by się wyżalić. Nie piszę pamiętnika, a gdzieś te emocje trzeba wyrzucić.
Chciałam też przestrzec inne dziewczyny - jeśli go kochacie, to walczcie o swoje związki póki nie jest za późno.
Dla mnie już niestety jest... Tak strasznie mi go brakuje w każdej sekundzie mojego życia!!!!