rzecz miala miejsce dobrych pare lat temu, a nagle runela na mnie teraz jak grom z jasnego nieba i okazalo sie, ze wcale nie mam tej sprawy za soba. otoz z racji odleglosci jaka dzielila mnie, siostre i rodzicow od dalszej rodziny typu dziadkowie, wujostwo i kuzynostwo raczej rzdako sie z nimi spotykalam. glownie wakacje i swieta. w tzw. miedzyczasie kontaktow np. telefoniczych wlasciwie nie bylo z mojej strony. jakos nigdy mi tego nie brakowalo i nie czulam wiekszej potrzeby, by zadzwonic i pogadac, zapytac o samopoczucie. byli to dla mnie wlasciwie obcy ludzie, nic o nich nie wiedzialam.
co innego z moja siostra, ktora raczej nie stronila od kontaktow z nimi, widocznie byla bardziej towarzyska. mnie z kolei dwaj kuzyni - synowie siostry mojej mamy (byla tez moja chrzestna, od kilku lat nie zyje, tak jak i jej maz) okreslili z tego powodu dzikiem, ktory nie umie sie odezwac. bylam wtedy nastolatka i bardzo mnie to ubodlo. zerwalam z nimi calkowite kontakty i od tamtej pory nie odezwalismy sie do siebie slowem, nawet podczas jakichs rodzinnych uroczystosci. tak jak wspomnialam i tak te kontakty byly znikome, wiec specjalnej roznicy mi to nie zrobilo.
oni w tym czasie sie ozenili, zaprosili mnie wprawdzie na sluby ale nie przyszlam. skoro nie zamierzalam miec z nimi wiecej do czynienia to nie chcialam udawac, ze nic sie nie stalo po tym jak mie obrazili.
i wszystko wlasciwie byloby w porzadku, nikt nikomu nie wchodzilby w parade, gdyby nie .... moj slub, na ktory nie zamierzalam i nie zamierzam ich zaprosic. niby to moja sprawa ale nagle matka z ojcem zaczeli mi robic jazdy z tego powodu, ze jakto moge ich nie zaprosic, przeciez to rodzina, a ich matka byla moja chrzestna itp. ze oni na pewno bardzo to przezyja, bo juz sie cieszyli na spotkanie. haha, dobre - jakos przez caly ten czas im bylo dobrze. ojciec nawet do tego stopnia sie zagalopowal, ze stwierdzil ze on w takim razie nie przyjdzie, bo skoro on placi za slub to ma cos do powiedzenia.
nie zamierzam ustapic, bo w moich oczach nic sie wielkiego nie stanie jak nie zaprosze kuzynow i na jakas straszna jedze nie wyjde, natomiast zaczyna mnie to juz draznic. prawie codziennie dzwonia do mnie i mnie namawiaja, nawet do narzeczonego, ktory ma calkowicie na to wywalone bo to w koncu moja strona rodziny a ustalilismy, ze kazdy zaprasza badz nie zaprasza kogo chce i sie do siebie nie wtracamy.
mowie Wam, horror. w calej tej aferze najbardziej mnie boli ze rodzice staneli po ich stronie i nawet nie dopuszczaja moich uczuc i tego, ze ja moge byc na nich obrazona.
zaczyna mnie to wszystko draznic. trudno, jesli ojciec nie pzyjedzie to jego sprawa, on na tym najwiecej straci.
no to wylalam swoja zolc z watroby.