Pomoc nie swojemu dziecku...

Problemy z rodzicami lub z dziećmi.

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Księżycowa » 3 cze 2013, o 23:10

Apasjonata napisał(a):
Księżycowa napisał(a):czy kiedy sytuacja sie powtórzyła podobna do tej, która mogła być dla mnie jako dziecka tramą, to czy miałam podobne odczucia jak wtedy obecnie?

Tak , o to mi chodzilo, o takie konkretnie doswiadczenie , ktore wywolywalo silny lęk w dzieciństwie, a które przezyte ponownie w dorosłosci , byc moze przy obecnosci przyjaciela, partnera, okazało się nie takie straszne. Nie wiem to mogło byc newet jakieś szczepienie, dentysta , szpital, spotkanie z osobą , która w dziecińswie wywolywała strach.


Tak myślę..., że było sporo takich sytuacji, po których mi się wydawało, że koniec i po mnie. Ale to nie wynikało chyba z konkretnej traumy. Raczej z tego, że moi rodzice, to panikarze i jak coś się działo, to siali panikę np. ze zdrowiem... ,,O Boże i co teraz?!" I tym podobne... w drodze do lekarza czy szpitala, to miałam straszny strach, co mnie tam spotka i teraz jak mam iść to się boję, ze już stamtąd nie wyjdę. Jak szłam do dentysty ostatnio i miałam mieć pierwszy raz w życiu znieczulenie, na które nie wiedziałam czy jestem uczulona, to miałam straszną panikę... Dopiero z czasem zaczęłam sobie tłumaczyć, że przecież jestem pod opieką kogoś, kto wie co robić w takich sytuacjach i tak ze wszystkim :( .
Z dzieckiem brata robia to samo - Jaki Ty czerwony na twarzy jesteś. Moze coś Ci jest? Dobrze się czujesz? - z takim napięciem w głosie, że to szok.

A jeśli chodzi o pojedyncze sytuacje, to może i były ale ja ich nie pamiętam. Za to skutki się pojawiają jak jest bodziec ale nie umiem tak wymienić na bieżąco. Na pewni kiedyś, jak byłam dzieckiem i bawiłam się z koleżankami na ulicy, to jak jechało auto, to babcia mnie straszyła, żebym uciekała od samochodów, bo mnie porwą... i tak za kazdym razem kiedy jechał przez ulicę samochód jak się chowałam na podwórku :( .
Teraz jak wracam skądś i jest ciemno i jestem na własnej ulicy czy na innej gdzie jest bardziej pusto, i jedzie auto, to się zastanawiam czy nie stanie i mnie nie zapakują i odjadą... strasznie się spinam wtedy... albo jak ktoś za mną idzie nie znajomy jak jest ciemno pomimo wczesnej godziny.

Poza tym była kiedyś sytuacja, że bawiłam sie z koleżanką koło domu, podeszła do nas jakaś kobieta i mówi do mnie ,,Nie wymądrzaj się, tylko idziemy do domu" :shock: koleżanka zwiała nawet nie zauważyłam kiedy a ja szybko weszłam do domu. Tak się przestraszyłam, ze weszłam do pokoju i nic nie mówiłam. Tata mnie pytał co się dzieje ale ja powiedziałam tylko ,,Nic" i za chwilę chciałam wyjść znów ale ją zobaczyłam w korytarzu (mieliśmy taki krótki między dwoma drzwiami a tych od wejścia do domu nie domknęłam i zauważyłam, że ona stoi w tym korytarzyku) wtedy poszłam tacie powiedzieć, że jakaś Pani stoi w korytarzu. Ojciec poszedł i pyta o co chodzi. Ona, że mają jej oddać jej dziecko, że stąd nie odejdzie.., Już nie pamiętam jak się wtedy czułam ae pamiętam, że chowałam się za ścianą, żeby mnie nikt nie zobaczył. W końcu zszedł na dół mój brat, bo ojciec nie mógł się jej pozbyć wypraszając ją grzecznie, więc mój brat z grubej rury pociągnął jej jakąś wiązanką i już nie wróciła.
Ja pamiętam, ze jak przechodziłam tego dnia przed tym zdarzeniem z koleżankami na początku ulicy ze sklepu, to ona cały dzień tam chodziła, z daleka było ją widać aż w końcu przyszła.
Pamiętam jak moja mama mówiła, ze jakie to szczęście, że jak chodziłam tam z nimi, że żadne auto nie przyjechało i mnie nie zabrało, bo mogliby mnie nie odszukać już...
Myślałam później o tym, co by było gdyby ktoś mnie porwał i jak by mi było, co by się ze mną stało a wnioskując już wtedy, że ta Pani nie była zbyt miła nie miałam najlepszych wyobrażeń :(

Nie wiem czy do sytuacji, o które Ci chodzi można dodać tą, że jak się ojciec w domu awanturował, to ja siedziałam w pokoju do góry, jak brat mnie wpuscił albo na schodach przed pokojem... wtedy tylko słyszałam straszny hałas, rzucanie przedmiotami, łamanie stołu, spadające karnisze. Oczywiście nie wiedziałam wtedy, co to są za odgłosy i to było jeszcze gorsze, bo pytanie, co to jest strasznego i kiedy po mnie przyjdzie? :cry: Schodząc na dół na drugi dzień rano, zrozumiałam co słyszałam ale skąd mogłam wiedzieć, ze mnie nie dotknie?
Na takie podobne sytuacje się w zyciu natykałam, które już nie dotyczyły rodziców. Na przykład na praktykach w sklepie jak wszedł facet piujany i chciał nam roztrzaskać butelki o podłogę. Pomimo, ze widziałam co się dzieje sparalizowało mnie tak samo... byłam przerażona.
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Apasjonata » 4 cze 2013, o 10:57

Poddaję się, moze po prostu nie miałaś takiej sytuacji, wiec nie mam się do czego odnieść.
Apasjonata
 
Posty: 336
Dołączył(a): 11 wrz 2011, o 12:51

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Księżycowa » 4 cze 2013, o 21:40

Aha :) Może nie miałam a może jest za bardzo wyparta...
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Księżycowa » 6 wrz 2013, o 18:16

Miarka się przebrała... dziś po prostu zrozumiałam, ze nie może być tak dalej...

Nie wiem jak to opisać, ale nagrałam, wszystko nagrałam i do tej pory się trzęsę . Mój cudny brat zlał dzieciaka paskiem... nie czekam aż się wyprowadzimy, mam to wszystko w dupie... nie mogę na to patrzeć. Mam nagrania, mam dowody.
Zawsze przerażał mnie widok bicia dziecka, głównie we filmach, jak sie robi z tego jakąś egzekucję... to się nie działo szybko... to było straszne... :(
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez zajac » 6 wrz 2013, o 19:36

Powodzenia, Księżycowa! Działaj!
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Księżycowa » 6 wrz 2013, o 21:30

Postaram się. Najpierw idę się skonsultować z Fundacją...
Najgorsze jest to, że zauważyłam dziś, ze on czerpie z tego satysfakcję - takie odniosłam wrażenie, być może mylne, że dominuje, że do niego należą decyzje... straszne :(
A co gorsza zauważyłam, że on na zewnątrz robi bardzo dobre wrażenie. Przecież tyle lat wszyscy tu się znają i nikt by nie pomyślał, że mój brat taki jest. Typowo toksyczny koleś. Taki był mój były przecież.
Zauważyłam też, że jego obecna dziewczyna po ostatniej akcji jak mnie prawie wyrzucił rozmawia ze mną przez SMS. Tzn. tak złożyła zamówienie pomimo, że raczej codziennie tu jest wieczorem...
Masakra... Zastanawiam się jak to jest, że ja tego nie widziałam nigdy... będąc pod ich wpływem mogłam nie widzieć? A może dopóki grzecznie się podporządkowywałam wiele rzeczy było dla mnie nie zrozumiałe?
Co gorsza, moja mama jak on go lał nic nie powiedziała. Siedziała nie wzruszona na fotelu. Oglądałam film ,,Pręgi" kiedyś i dziś mi się on przypomniał jak to wszystko zobaczyłam.
Nie ma co tu zwlekać już dłużej - trudno najwyżej znów ja swoi zdrowiem i nerwami za to zapłacę. Za daleko to zachodzi zdecydowanie :zalamka:
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Justa » 7 wrz 2013, o 18:27

Księżycowa, aż fizycznie zrobiło mi się słabo, kiedy czytałam i wyobrażałam sobie, co się działo w Twoim domu i co obserwowałaś... :( to prawdziwy koszmar tego dziecka.... :|
Bardzo mocno trzymam kciuki - dzięki Tobie jest nadzieja na lepsze życie dla tego chłopca.
Justa
 
Posty: 1884
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 18:06

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Księżycowa » 7 wrz 2013, o 20:28

I tak i nie, bo jak go zabiorą, albo podejmą inne działania, to dziecko może odebrać to jako kolejną rozłąkę. Wiesz, że dla niego ojciec jaki jest, jest wszystkim - początkiem i końcem. Z resztą nie muszę tego tłumaczyć.
Dlatego najpierw wybiorę się do jakiejś fundacji, stowarzyszenia i porozmawiam a nie będę lecieć od razu zgłaszać służbistą, którzy spieszą się do domu i zrobia wszystko na odpieprz, bo to przecież kolejny przypadek. Myślę, że w ogóle nie pomoże to dziecku.
Najpierw dowiem się ile mogę zdziałać i jak. Jeśli fundacje wszędzie tak samo się angażują, to wierzę, że otrzymam tam jakąś pomoc.
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Bianka » 9 wrz 2013, o 00:04

Jak mnie bolą takie historie :( nie umiem sobie wyobrazić stopnia upokorzenia i cierpienia tego chłopca i ta babcia jak skała, koszmar!
A jakbyś wyszła i powiedziała, że jak w tej chwili nie przestanie dzwonisz na policję i zgłaszasz znęcanie się nad dzieckiem??
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Księżycowa » 9 wrz 2013, o 00:24

Bianka ja zaczęłam się trząść jakbym też była zagrożona tym, co doswiadcza mały... a przecież nie jestem. I też pomyślałam, że skoro ja trzęsę się ze strachu pomimo, że potrafię to ukryć lub świadomie działać inaczej, to nie byłam w stanie zrobić nic. Po pierwsze dlatego, że chyba stałam się w tym momencie równie bezradnym dzieckiem a po drugie dlatego, że wiem, że mogłoby dojść do szarpaniny między nami a to dzieciakowi potrzebne też nie jest. Odniosłam wrażenie, ze dołozyłabym mu kolejnych przezyć i lęku, ze dzieje się przemoc między dorosłymi. Pamiętam coś takiego jak ojciec się awanturował - coś okropnego, ale co ciekawe odniosłam wrażenie jakbym pamiętała ten strach, który odczułam widząc to wszystko... zaczynam mieć wrażenie, że równIeż tego doświadczyłam, skoro tak zareagowałam... Bo przecież jak się jakichś emocji nie doznało, to można się jedynie domyślać co dziecko czuje, jak sie boi i może przerażać widok a mi się przypomniał wstyd, jakieś upokorzenie...
Nie wiem czy szarpanie się z bratem i awantura między nami było by dobrym wyjściem. Nie wiem czy tu w ogóle było jakieś wyjście.
Tez dlatego coś we mnie pękło - powiedziałam, ze zrobię cokolwiek.
Zrobiłabym tez już coś dawno, ale przecież też muszę jakoś funkcjonować a mój brat to tyran - jest w stanie obrzydzic mi życie tu - ja musze się uczyć i łapać szansę jaką dostałam, co i tak już jest trudne tu. Jednak powiedziałam, że trudno... ja jakoś sobie poradzę, ale to dziecko?
Na drugi dzień słyszę jak mój brat mówi w obecności siostry, mamy, że ..X poznał nowego kolegę - pasek." z Dumą w głosie... Kolejne upokorzenie...
To dziecko myśli, ze ono jest czemuś winne :( . Pamietam takie teksty jako dziecko... wiem co potrafią zrobić w środku :( . Nie chcę, żeby wylądował w domu dziecka ot tak... i tak wtedy zostanie stracony... chcę podziałać inaczej... nie wiem jak, nie mam doświadczenia w takich sptrawach, to też chce w bezpiecznym miejscu zebrać informacje.

Z policją... też o tym pomyślałam, ale L nie było w domu... Bianka... ja się po prostu go bałam i boję... jedynie to Ci mogę powiedzieć. Wiem, ze to nie jest usprawiedliwienie, nei szukam go, ale z tym strachem i wszstkim co mi sie przypomniało dostałam paralizu. Jedyne co mi się udało, to nagrać i mieć konkretny dowód... Zrobiłam jak umiałam. Wiem, ze mogłam więcej ale matka też byłaby przeciw mnie... nie miałam sił na to starcie... :bezradny:
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Bianka » 9 wrz 2013, o 00:34

Wiem, rozumiem paraliż, tak myślę, że on jest taki pewny bo bezkarny, niczego ani nikogo się nie boi bo też nigdy nie spotyka się z krytyką takiego zachowania, rodzice go akceptują i wszystko co robi, zastanawia mnie czy przestraszyłby się policji? groźby słownej, ostrzeżenia, nie miałam na myśli żeby z nim się szarpać tylko powiedzieć to spokojnie, ale gdyby rzucił się na Ciebie to od razu telefon w rękę i wykręcać numer, musi być na niego jakiś hak, musi się czegoś bać...Wiesz co, najlepiej gdyby to Ł potrafił skoro Ciebie paraliżuje, facet i to jakby nie było obcy by lepiej zadziałał taką groźbą, że jeszcze raz i policja będzie zawiadomiona...
Bo wiesz jemu dziecka tak szybko nie odbiorą ale niechby rodzina dostała nadzór, to już mogłoby podziałać, naprawdę nie sądzę, żeby u nas tak dzieci chętnie i od razu zabierali...
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Księżycowa » 9 wrz 2013, o 21:46

Ja wiem, że jemu dziecka nie będzie łatwo odebrać... mam tego świadomość, ale też mam dowody w postaci wiarygodnych nagrań.
Co do L ... najciekawsze, że on właśnie z nim rozmawia normalnie. Z autem się dogadają. Nie chce od niego pieniędzy, tylko ,,przysługę" za naprawę. Wszystko zrobi, wszystko załatwi. Jego traktuje normalnie, jak każdego innego, poza mną. Tylko ze mną postępuje tak, jak to tutaj nie raz opisywałam... nie rozumiem dlaczego, jaki jest powód... nie dowiem się i też nie zamierzam pytać, bo nie mam ochoty, bo nie wiem co usłyszę i nie chce...
Jest przykro trochę, ze L nie zrobi tego, że nie wiem.. nie potrafi... niby mówi, ze tu mieszka i nie jest zameldowany, więc lepiej, żeby siedział cicho. Może tak. Mój brat jest nieobliczalny i być może by go wyrzucił. Ale też nie jestem pewna czy gdyby sytuacja była inna, to czy L by jednak zareagował... nie mam tej pewności i przyznam brak mi tego, ale cóż... nie sprawdzimy ponieważ nie chcemy kolejnej rewolucji w postaci awantur i wyrzucania L na przykład, bo jest oczywiste, że ja tu w takiej sytuacji też nie zostanę.
Pewnie tak jest, ze brat musiałby zacząć się bać. Być może tak to wygląda jakbym szukała wymówki, ale niestety nic tu nie jest takie proste jak wygląda. Pisać to jedno, wszystkiego się przekazać nie da, a rzeczywistość to drugie... Poza tym mamy jeszcze zwierzęta i to bardzo słaby punkt... jedna kotka śpi nadal w łazience w w swoim kąciku a oswajanie, żeby były razem z nami trwa...
Nie wiem tak an prawdę do czego mój brat byłby zdolny. Gdybym ja poszła i zagroziła, że zadownię na policję, to pewnie bym została znów zjechana jak ostatnia szmata. Wybaczcie wyrażenie, ale mój brat właśnie tak się do mnie odnosi - jak do czegoś, nie do kogoś.
Poza tym, skoro był w stanie próbować uderzyć mnie drzwiami jak prosiłam tylko by rozmawiali ciszej, to nawet jak ja nie zacznę rękoczynów (nawet bym nie zamierzała), to on może zacząć.
Nie chcę sie przekonywać.
Albo by mnie zignorował, choć wątpię w takiej sytuacji.
Gdyby jednak L ruszył, to jestem niemalże pewna, że by użył władzy i go wywalił. Nie zapominaj, że taki tekst, który informuje, ze coś się wyda wywoła spory sprzeciw, który zazwyczaj nie przejawia się stoickim spokojem.
Mogłabym uzyć argumentu, że jeszcze do mamy należy decyzja, bo dom jest pół na pół jego i mamy, ale wtedy wyda się, że to sprawdziłam a moja mama i tak mi wmawia, ze wszystko jest brata. Pojechałam więc sprawdzić i wcale tak nie jest. Jednak mam dowód namacalny wręcz jak sytuacja wygląda.
I ja wiem, że chodzi tu o dziecko, które w przeciwieństwie do nas jest całkowicie zależne od tego tyrana... wiem i wstyd mi strasznie, że bronię własnego tyłka tak długo, ale z drugiej strony ledwo wygrzebałam sie z dołka jaki tu chwyciłam i każda podobna rewelacja odbija się na mnie jakoś bardzo mocno. Prawdopodobnie dlatego, że coś i u mnie kiedyś było na rzeczy. Dokładnie nie wiem, kojarzę odczucia... W kazdym razie nie moge też pozwolić na kolejna depresję sobie. Mam szansę na to, by kiedys nie musieć się martwić o jutro... chciałabym chociaż spróbować ją wykorzystać. Może się uda? I tak tu nie mam warunków, jest mi trudno... ale jako taką równowagę chwyciłam i prawde mówiąc podziwiam się za to.
Jutro z pracy zadzownię do ośrodka pomocy i zapytam czy ktoś zechce się ze mną spotkać pod wieczór i porozmawiać, bo godziny ich aktywności są bardzo krótkie a ja w nich pracuję i nie będę miała czasu na telefoniczne rozmowy... postaram się umówić. Zobaczę na czym stoję i będę mysleć dalej...
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Bianka » 9 wrz 2013, o 22:45

No ciężka sytuacja, ale nadzór jemu i takie postraszenie mogłoby zadziałać, on czuj się bezkarny, Ty nie masz głosu, znam to- wiem, że lepiej jakby to powiedział np Ł i jego lepiej traktować będzie, po pierwsze to facet po drugie obca osoba, Ciebie nie szanuje, traktuje jak gówno więc nigdy Twoje słowa nie będą ważne, co innego jakbyś nie mieszkała i zagroziła może by też podziałało bo nie miałby haka na Ciebie...
No próbuj jutro, może pomogą...
A czemu mamie nie możesz powiedzieć, że wiesz o domu i zapytać czemu kłamie?
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Księżycowa » 9 wrz 2013, o 23:41

Bianka napisał(a):A czemu mamie nie możesz powiedzieć, że wiesz o domu i zapytać czemu kłamie?


Bo myślę, że jak nie wiedzą, to jestem silniejsza. Ja mam coś w rękawie, o czym nie wiedzą a co moze mi się kiedyś przydać, w jakiejś sytuacji podbramkowej bardzo.
Ogólnie coś mi podpowiada, że lepiej na razie nie kłapać dziobem dla pokazania, udowodnienia czegoś... mam czas. Monituję na bieżąco stan tych zapisów, czy coś się nie zmienia. Jak się odkuję, to pójdę po poradę do prawnika, w celu odebrania tego, co mi się należy kiedy reszta domu będzie na brata.
A będzie... skoro podobno już wszystko jest jego, to tylko kwestia czasu, na bank.
Więc niech nie myśli, że tak łatwo mu ze mną pójdzie. Myślę, ze mnie nie doceniają... więc ich się postaram zaskoczyć. No chyba, ze będzie darowizna, to niewiele zdziałam pewnie.


Bianka napisał(a):No ciężka sytuacja, ale nadzór jemu i takie postraszenie mogłoby zadziałać, on czuj się bezkarny, Ty nie masz głosu, znam to- wiem, że lepiej jakby to powiedział np Ł i jego lepiej traktować będzie, po pierwsze to facet po drugie obca osoba, Ciebie nie szanuje, traktuje jak gówno więc nigdy Twoje słowa nie będą ważne, co innego jakbyś nie mieszkała i zagroziła może by też podziałało bo nie miałby haka na Ciebie...


Tak pewnie jakby mnie tu nie było, to i czułabym się pewnej, w końcu nie byłabym od nikogo zależna.
Jedna sprawa, to ignorowanie mnie, ale druga to ta wyczuwalna w nim z daleka agresja to, że jest nie obliczalny.
Poza tym tamta sytuacja, która zobaczyłam przypomniała mi coś, co być może kiedyś widziałam jako kilku letnie dziecko (bo chyba dzieci nie fantazjują na temat przemocy i drastycznych scen? Przecież nie wiedzą co to jest i jak wyglada doki nie zobaczą, prawda?) , ale długo o tym nie pamiętałam. Byc może na takie dziecko, to było za duzo?
W kazdym razie "widzę" sytuację, w której mój ojciec rzuca się na brata za coś, ciągnie go za włosy a wszyscy się rzucają, żeby go odciągnąć. Kojarzę wtedy jakbym skądś w tym momecie spadła, jakby ktoś mnie upuścił? To takie nie wyraźne... ale czy możliwe, żeby to była prawda, czy to jakaś fantazja? Tylko dlaczego taka? Skąd sie wzięła?
Być może coś działo się w domu, czego nie pamiętam wyraźnie. Może dlatego, że to było wtedy dla mnie za dużo?
Może stąd to wmurowanie na ten widok... może ja czegoś doswiadczyłam bardzo wcześnie, tylko nie pamiętam. Bo, że później wiedziałam, że trzeba uważać, żeby nie przejść pewnej granicy, kiedy ktoś straci nad sobą kontrolę i mogę oberwać.
Może mój brat niczego innego nie został nauczony?
Z drugiej strony pamiętam, też przez mgłę dobre chwile. Przypominają mi się jakieś odczucia, które nie miały w sobie w ogóle żadnego strachu.
Ale też pamiętam, że chyba często się bałam i chowałam, żeby nie oberwać, że to się zdarzało, tylko nie wiem czy często, ale z jakiegoś powodu potrafiłam sie wczuć w położenie małego wtedy... pokręcone to wszystko :bezradny:
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: Pomoc nie swojemu dziecku...

Postprzez Bianka » 10 wrz 2013, o 10:51

Księżycowa bardzo możliwe, że coś takiego zaistniało, że to widziałaś, oczy dziecka odbierają też wszystko mocniej i bardziej niż mogło być, pogadaj na terapii o tym...Ja też mam taki obrazek, mój ojciec okłada brata pięściami na łóżku aż łóżko pod nimi się zarywa, mama z siostrą stoją przerażone z boku i nie robią nic a ja biegam w tą i z powrotem i płaczę, nikogo przy mnie nie ma, mam około 4 lat...Pamiętam oko brata poranione i to, że zamknął się w łazience...musiało to być ale wspomnienie jest bardzo jak sen...
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Rodzice

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 305 gości

cron