przez wuweiki » 13 maja 2010, o 20:38
Abssinth, Justa - dzięki! Ale nie chcę już.
Przeżyłam przepiękne chwile, było ale się zmyło - jak to już kiedyś usłyszałam.
Teraz jest teraz. Nie wiem co będzie. Nie czekam już na nikogo. Teraz jest czas dla mnie, bo nie wiem ile mi go zostało - a któż to wie?
Jestem jak Oskar, choć nie mam obok siebie pani Róży :-) no i nie ma już błękitnoskórej Peggy Blue ... to znaczy jest, ale nie dla mnie. I właściwie się cieszę, bo najważniejsze aby była szczęśliwa :-)
A to wszystko trochę na odwrót ;-) tak przekornie napisałam, no ale ja nie bardzo wiem co mówię .... jestem tylko marnym robakiem :-D
pozdrowienia! dbajcie dziewczyny o ten skarb.
p.s. aha, żeby nie było ;-) czuję spokój jak nigdy dotąd, więc to nie żale ani ponurość, a wręcz odwrotnie. Bo tak jak w tej przypowieści - "szczęście-nieszczęście - któż to wie". Coś się stało bardzo bolesnego, ale jednocześnie ważnego i wartościowego - najpiękniejsza lekcja mojego życia :-) taki podarunek od losu, otrzymałam najcenniejszy skarb, nauczyłam się jak go nie posiadać i teraz już jestem zupełnie spokojna. To co pisałam do Maksa - było wczoraj. To też się zmyło {a'props - ale tu w naturze pada! a u was?}. Dziś już wiem - warto wierzyć w ludzi. A najbardziej warto kochać i się tego nie bać. Po prostu :-)
pa paaaa !
- Peggy Blue.
Peggy Blue to niebieska dziewczynka. Mieszka w przedostatniej sali, na końcu korytarza. Uśmiecha się miło, ale prawie się nie odzywa. Wygląda jak wróżka, która wpadła na chwilę do szpitala, żeby odpocząć. Ma skomplikowaną chorobę, niebieską chorobę, jakiś problem z krwią, co powinna płynąć do płuc, ale nie płynie i przez to skóra nabiera niebieskawej barwy. Czeka na operację mającą sprawić, że stanie się różowa. Ja uważam, że to szkoda, Peggy Blue bardzo mi się podoba w błękitach. Jest wokół niej wielka cisza i mnóstwo światła, człowiek ma wrażenie, że wchodzi do kaplicy.
- Powiedziałeś jej o tym?
- Przecież nie stanę przed nią i nie powiem: „Peggy Blue, bardzo cię lubię”.
- Owszem. Czemu tego nie robisz?
- Nie wiem nawet, czy ona wie o moim istnieniu.
- Tym bardziej.
- Widzisz, jak wyglądam? Musiałaby lubić istoty pozaziemskie, a w to raczej wątpię.
- Mnie się bardzo podobasz, Oskarze.
Trochę mnie tym ciocia Róża speszyła. Miło jest słyszeć takie rzeczy, człowiek dostaje gęsiej skórki, tylko że nie bardzo wiadomo, co odpowiedzieć.
- Nie chcę jej czarować wyglądem, ciociu.
- Co do niej czujesz?
- Chciałbym bronić jej przed duchami.
- Jak to? Są tutaj duchy?
- Tak. Co noc. Budzą nas, nie wiadomo dlaczego. Cierpimy, bo nas szczypią. Boimy się, bo ich nie widać. Trudno nam z powrotem zasnąć.
- A do ciebie często przychodzą?
- Nie. Ja mam głęboki sen. Ale nieraz słyszę, jak Peggy Blue krzyczy w nocy. Chciałbym jej bronić.
- Idź i jej to powiedz.
- I tak nie będę mógł tego robić, bo w nocy nie wolno nam wychodzić z pokojów. Takie są przepisy.
- A czy duchy znają te przepisy? Na pewno nie. Więc skoro usłyszą, jak obiecujesz Peggy Blue, że będziesz stał na warcie, aby jej przed nimi bronić, nie ośmielą się przyjść dzisiaj wieczór.
- Uhu...
- Ile masz lat, Oskarze?
- Nie wiem. Która godzina?
- Dziesiąta. Zbliżasz się do piętnastu lat. Nie sądzisz, że czas już mieć odwagę wyrazić swoje uczucia?
O wpół do jedenastej zdecydowałem się i poszedłem pod drzwi jej pokoju, które były otwarte.
- Cześć, Peggy, to ja, Oskar.
To tyle, Panie Boże. Nie wiem, o co Cię prosić dziś wieczorem, bo to był piękny dzień. Chociaż tak. Spraw, żeby jutrzejsza operacja Peggy Blue przebiegła pomyślnie. Nie tak jak moja, jeśli rozumiesz, co chcę powiedzieć.
Do jutra, całusy, Oskar.
PS: Operacje to nie są sprawy duchowe może nie masz tego na składzie. Więc spraw, żeby niezależnie od tego, jaki będzie wynik operacji, Peggy Blue dobrze go przyjęła. Liczę na Ciebie.
Dzisiaj miałem między czterdzieści a pięćdziesiąt lat i narobiłem mnóstwo głupstw.
Opowiem Ci o tym krótko, bo szkoda czasu. Peggy Blue czuje się dobrze, ale ta Chinka nasłana przez Pop Corna, która teraz nie może mnie ścierpieć, przyszła do niej i wypaplała, że pocałowałem ją w usta.
No i Peggy powiedziała mi, że między nami wszystko skończone. Protestowałem, mówiłem jej że z Chinką to był błąd młodości, że to było na długo przed nią i że nie może do końca życia wypominać mi przeszłości.
Ale ona była nieugięta. Zaprzyjaźniła się nawet z Chinką, żeby mi zrobić na złość, i słyszałem, jak razem chichoczą.
Więc kiedy Brigitte, ta z downem, która zawsze się do wszystkich klei, bo u mongołów to normalne, są bardzo uczuciowi, przyszła do mnie przywitać się, pozwoliłem jej całować się wszędzie. Szalała z radości, że jej pozwalam. Zachowywała się jak pies, który wita swojego pana. Problem tylko w tym, że na korytarzu był Einstein, który może ma wodę w mózgu, ale na pewno nie ma klapek na oczach. Wszystko widział i zaraz poszedł opowiedzieć Peggy i Chince. Wszyscy na piętrze mówią teraz, że latam za kobietami, a przecież nawet nie ruszyłem się z pokoju.
- Nie wiem, co mnie podkusiło, ciociu, z Brigitte...
- Tak zwany demon południa, Oskarze. Dopada mężczyzn między czterdziestym piątym a pięćdziesiątym rokiem życia: chcą się upewnić, sprawdzić, czy podobają się jeszcze innym kobietom oprócz tej, którą kochają.
- No dobrze, jestem normalny, ale też baran ze mnie, no nie!
- Tak. Jesteś najzupełniej normalny.
- Co powinienem zrobić?
- Kogo kochasz?
- Peggy. Tylko Peggy.
- To powiedz jej.
....
Szanowny Panie Boże,
Peggy Blue opuściła szpital. Wróciła do domu. Nie jestem głupi, wiem, że już nigdy jej nie zobaczę.
Nie będę do Ciebie pisał, dlatego że mi smutno. Przeżyliśmy razem życie, Peggy i ja, a teraz zostałem sam i leżę w łóżku łysy, stary i zmęczony. Ohydnie jest się starzeć.
Dzisiaj przestałem Cię lubić.
Oskar.
Szanowny Panie Boże,
Dziękuję, że przyszedłeś.
Wybrałeś dobry moment, bo czułem się bardzo źle. Może zresztą obraziłeś się na mnie za wczorajszy list...
Kiedy się obudziłem, pomyślałem, że mam dziewięćdziesiąt lat i obróciłem głowę w stronę okna, żeby popatrzeć na śnieg.
I wtedy poczułem, że przychodzisz. Był ranek. Byłem sam jeden na ziemi. Było tak wcześnie, że ptaki jeszcze spały, i nawet pielęgniarka z nocnej zmiany, pani Ducru, musiała sobie kimnąć, Ty jednak próbowałeś stworzyć świt. Ciężko Ci szło, ale nie dawałeś za wygraną. Niebo stawało się coraz bledsze. Nasycałeś powietrze bielą, szarością, błękitem, odpychałeś noc, wskrzeszałeś świat. Bez wytchnienia. Wtedy zrozumiałem, czym się różnimy: Ty jesteś niezmordowany! Nie wiesz, co to zmęczenie. Pracujesz na okrągło.
Dzień, proszę bardzo! Noc! Wiosna! Zima! Peggy Blue! Oskar! Ciocia Róża! Masz zdrowie!
Zrozumiałem, że jesteś obok. Że zdradzasz mi swój sekret: codziennie patrz na świat, jakbyś oglądał go po raz pierwszy.
Więc posłuchałem Twojej rady i pilnie wykonałem polecenie. Po raz pierwszy. Wpatrywałem się w światło, w kolory, drzewa, ptaki, zwierzęta. Czułem, jak powietrze wpada mi w nozdrza i sprawia, że oddycham. Słyszałem głosy rozbrzmiewające w korytarzu jak pod kopułą katedry. Czułem, że żyję. Drżałem z rozkoszy. Co za radość żyć. Byłem zachwycony.
Dziękuję Ci, Panie Boże, że to dla mnie zrobiłeś. Miałem wrażenie, że bierzesz mnie za rękę i wprowadzasz w sam środek tajemnicy, by zgłębiać tajemnicę. Dziękuję.
Do jutra, całusy, Oskar.
PS: Moje życzenie: mógłbyś zrobić to jeszcze raz dla moich rodziców? Ciocia Róża już pewnie wie. I może dla Peggy, jeśli starczy Ci czasu...
:-)
Dobranoc!