desiderata, ja Cię "pocieszę"...
słuchałem wielu osób w podobnej relacji z rodzicami do Ciebie (zresztą sam należę także do tego grona...) i wielokrotnie stwierdzałem, że wyprowadzka z domu nawet na drugi koniec Polski nie likwidowała w tych ludziach ich problemu... owszem, było lżej, bo na co dzień nie odbywały się już destrukcyjne "orgie" pomiędzy dzieckiem a rodzicem, ale te dorosłe już dzieci dalej nosiły w sobie właściwie zupełnie nierozwiązany problem niedobrej relacji z rodzicem a co więcej, w czasie obserwowanych przeze mnie terapii rozwiązanie tego problemu absolutnie nie miało miejsca...
a teraz być może pocieszę Cię nieco inaczej...
otóż właśnie mniej więcej jakieś 2 tygodnie temu moja matka, z którą od około 20 lat jestem w bardzo niedobrej, destrukcyjnej relacji, nagle... przeprosiła mnie za całe zło i krzywdy, które mi wyrządzała i przyznała, że jest świadoma tego, że robiła wobec mnie rzeczy dla mnie niedobre...
moja matka jest bardzo ciężko chora i myślę, że momentami uświadamia sobie, że lata jej życia są już jakby policzone, jak to się mówi...
tej nocy, której mnie przeprosiła powiedziała również, że kocha mnie i że gdyby umarła, to mnie błogosławi na dalsze moje życie...
wiesz dlaczego Ci to piszę...? bo według mnie świadczy to o tym, że takie matki jak moja czy Twoja (jak przypuszczam...), to po prostu osoby chore i zaburzone, które niszczą zarówno same siebie, jak i swoje bliższe i dalsze otoczenie... co więcej, okazuje się, że u schyłku życia potrafi się w nich zrodzić refleksja i uzasadnione poczucie winy... całkiem możliwe, że w przypadku Twojej matki kiedyś w przyszłości będzie podobnie, kiedy przyjdzie Jej czas.... i możliwe, że doświadczysz czegoś takiego jak ja z moją matką...
co to zmienia...? ano ja zacząłem uświadamiać sobie w przebłyskach, że nawet wypad z domu i zerwanie kontaktu z matką niewiele mi pomoże... bo po pierwsze problem dalej będę nosił w sobie (nierozwiązaną złość, nienawiść, żal, pretensje, poczucie krzywdy, itd.) a po drugie, bardzo często takie osoby jak ja (czy może i Ty również...??) mają ogromny problem z oddzieleniem się od takiego toksycznego rodzica i właściwie nie potrafią tego zrobić skutecznie - zwykle towarzyszą temu silne lęki, ból, poczucie utraty, osamotnienia, pustki, rozdarcia, wyrzuty sumienia i tego typu niszczące, ciężkie stany ducha...
zaczynam zauważać, że jednak nieco inaczej wygląda sprawa, jeśli przyjmę, że mam do czynienia z osobą chorą, zaburzoną, która sama ma w pewnym sensie zasrane życie, bo przecież ją samą w pierwszej kolejności niszczą jej złe emocje i w wypadku mojej matki to widać świetnie...! takie spostrzeżenie rodzi we mnie w naturalny sposób i bez wysiłku większy dystans do niej a momentami przebłyski współczucia... (chociaż aktualnie tylko z rzadka i przelotnie...)
tak czy inaczej, coś mi podpowiada, że to co Ci opisuję, to jest jakiś początek drogi, która może człowieka naprawdę skutecznie uwolnić od takiej wewnętrznej naszej (auto)destrukcji związanej z destrukcją płynącą z zewnątrz od rodzica... niestety nie znam tej drogi całej i nigdy jej nie przeszedłem - czuję tylko intuicyjnie, że chyba ona biegnie dalej od tego punktu w którym jestem... niestety nie znam terapeuty, który potrafiłby być dla mnie na tego typu drodze przewodnikiem... większość z nich zwykle powtarza: - oddziel się, odetnij, wyprowadź, itd, itp... jakby nie zauważali, że osoby które to zrobiły nawet już lata temu wcale nie uwolniły się od problemu w swoim wnętrzu a na dodatek dla wielu osób jest to tak skrajnie trudne, że w praktyce niemożliwe...
nawiasem mówiąc, jest to jeden z przykładów (to o czym tu piszę), który sprawia, że ja osobiście uważam, że psychoterapia to ciągle sztuka w powijakach i nie ma co jej przeceniać, bo się można bardzo rozczarować...
niemniej w kwestiach uzależnień, psychoterapia w początkowej fazie jest według mnie niezbędna - żeby w ogóle dostać wsparcie i "kopa" energii, który może pobudzić wolę walki o siebie i swoje dobro...
mój post miał na celu pokazać Ci z mojego doświadczenia pewien aspekt problemu trudnej relacji z matką, który mnie też dotyczy, i zasygnalizować, że może jest to jakiś początek "nitki" za którą można chwycić i popatrzyć czy przypadkiem nie prowadzi ona do jakiegoś "kłębka"...
ja tego sam jeszcze nie wiem, ale chwyciłem tę moją nitkę i próbuję...