Moja Amfetamina ...

Problemy związane z uzależnieniami.

Moja Amfetamina ...

Postprzez desiderata » 22 gru 2010, o 02:03

Nie wiem czy poniosłam jakąś klęskę czy jak by to nazwać ...
4 lata czystości
4 lata myślenia o fecie
kilka wpadek
dwutygodniowy ciąg
dwa tygodnie dochodzenia do siebie
psychoza
myśli samobójcze

Co ja mam o tym myśleć ?? czy da się z tym skończyć raz na zawsze ?? ja wiem że zawsze będę uzależniona ale czy zawsze będą zdarzały mi się takie wpadki ??
Teraz już niczego nie jestem pewna ...
4 lata to kupa czasu i wszystko poszło się paść .....
W sumie co z tych 4 lat czystości jak ona mi ciągle siedziała w głowie ....
Avatar użytkownika
desiderata
 
Posty: 259
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 17:38
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez Filemon » 22 gru 2010, o 02:55

no mnie się nasuwa taka myśl, że o te 4 lata mniej strat pewnie w swoim życiu miałaś - w sensie, że 4 lata czystości były wolne od tego całego "syfu", który wniosłyby 4 lata na narkotykach... prawda? chyba dobrze kombinuję... :)

więc liczy się każdy okres czystości i choćby nawet po następnych paru latach znowu była wpadka, to te kolejne parę lat czystych znowu wnoszą w Twoje życie normalność i nie przysparzają tych wszystkich strat, które niesie ćpanie... tak więc w sumie osiągasz jakiś bardziej pozytywny bilans (zysków i strat) i z pewnością ten bilans byłby żałosny i tragiczny, gdyby tych wszystkich czystych lat czy choćby czystych miesięcy w Twoim życiu nie było...

rzadko kiedy udaje nam się osiągnąć jakiś pełny ideał a doskonałości całkowitej to przecież nigdy... :) zatem mierząc kategoriami ludzkimi moim zdaniem osiągnęłaś wiele, chyba nawet bardzo wiele...

a że alkoholikiem czy narkomanem się jest do końca życia i to w człowieku zawsze siedzi, to przecież wiemy o tym - wie to każdy, kto ma jakąś wiedzę o problemie lub "przerabiał" go osobiście...

ja wierzę, że jeśli stać Cię było na tak długi okres czystości od narkotyków, to prawie na pewno uda Ci się po raz kolejny... a SENS oczywiście, że jest! - na ten temat napisałem wyżej: czyli jak ja postrzegam ten sens... :)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez uważaj » 22 gru 2010, o 08:30

---------- 07:00 22.12.2010 ----------

desiderata napisał(a):Nie wiem czy poniosłam jakąś klęskę czy jak by to nazwać ...
4 lata czystości
4 lata myślenia o fecie
kilka wpadek
dwutygodniowy ciąg
dwa tygodnie dochodzenia do siebie
psychoza
myśli samobójcze

Co ja mam o tym myśleć ?? czy da się z tym skończyć raz na zawsze ?? ja wiem że zawsze będę uzależniona ale czy zawsze będą zdarzały mi się takie wpadki ??
Teraz już niczego nie jestem pewna ...
4 lata to kupa czasu i wszystko poszło się paść .....
W sumie co z tych 4 lat czystości jak ona mi ciągle siedziała w głowie ....

Hej Desiderata!
A co robisz, żeby nie ćpać? Mam na myśli - terapia? Mityngi? 24-godzinne 'tu i teraz?'...etc? Jak pracujesz nad tym?

---------- 07:30 ----------

Filemon napisał(a):a że alkoholikiem czy narkomanem się jest do końca życia i to w człowieku zawsze siedzi, to przecież wiemy o tym - wie to każdy, kto ma jakąś wiedzę o problemie lub "przerabiał" go osobiście...

ja wierzę, że jeśli stać Cię było na tak długi okres czystości od narkotyków, to prawie na pewno uda Ci się po raz kolejny... a SENS oczywiście, że jest! - na ten temat napisałem wyżej: czyli jak ja postrzegam ten sens... :)

To ja z własnego doświadczenia powiem tak: udać się może, ale jak się wie, jak wyglądają początki wychodzenia, jak to boli - to lepiej robić wszystko, aby znowu tego nie przerabiać. Dlatego dla mnie zaćpanie to właściwie oznacza zaczynanie od początku, tyle że już wiem, jak to jest. Ale nie ma innej drogi. Jest 'albo-albo'. Albo ćpam, albo jestem trzeźwa. Ostatnio na mityngu usłyszałam "nie chcę wracać do ćpania, codziennie wstaję i mówię 'dziś nie ćpam' a kładąc się wieczorem trzeźwy 'dziś nie zaćpałem,dziękuję i jak dobrze... spokojnej nocy i odpoczynku', bo zaakceptowałem moją bezsilność wobec narkotyków i pojąłem, że wrócić mogę zawsze, nie zawsze zaś może być mi dane ponownie pójść do przodu". Bardzo to mną poruszyło.
Desiderata, te lata trzeźwości mimo wszystko jednak coś dały, prawda? Widziałaś kiedyś małe dziecko, które uczy się dopiero chodzić? Idzie nieporadnie, upada, wstaje jednak dalej... czasem upadnie bardzo boleśnie i płacze, uskarża się.... ale mimo wszystko wstaje nadal i nadal idzie, upada, podnosi się, idzie, aż w końcu staje samodzielnie o własnych siłach i już wie, co robić, na co uważać, aby nie upaść. Dorasta i staje się samodzielne :).... ale na początku potrzebowało wsparcia, pomocy, podpowiedzi, wskazania kierunku :) KAŻDY tak ma i nie ma w tym nic upokarzającego ani wstydliwego,nie ma potrzeby się za to katować i poniżać, WARTO wstać, otrzepać kolana i iść dalej. Szukać metod na utrzymanie równowagi. Nie zostawać z tym samemu, bo WARTO korzystać z podpowiedzi innych, tych, co przez to przechodzili. To żaden wstyd. Ale na to, czy warto każdy musi sobie odpowiedzieć sam - czy CHCE.
A tak przy okazji tych 4 lat niby-trzeźwych, ale myśących o ćpaniu - spróbowałam sobie wyobrazić to uczące się chodzić dziecko, jak robi to z zaciśniętymi na maksa pośladkami, na sztywnych kolanach i z ciągłym, przemożnym uczuciem, że leci to w górę, to w dół....

Trzymaj się.
Pozdrawiam - M - narkomanka.
Avatar użytkownika
uważaj
 
Posty: 101
Dołączył(a): 23 maja 2010, o 21:46

Postprzez mahika » 22 gru 2010, o 10:08

terapia, odwyk, a jak nie możesz wytrzymać to zamiast po fetę to na meeting, albo do lekarza...
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez doduś » 22 gru 2010, o 10:42

nie wszystko poszło w "paść" Wygrałaś 4 lata i będziesz wygrywać każdą chwilę, każdą minutę i sekundę, kiedy bedziesz w abstynencji. A z tego znów urodzi się trzeźwość. Wiesz o tym przecież. Czy zawsze bedą się zdarzały wpadki ? Powiem inaczej. Wpadka nie przekreśla okresu trzeźwienia. Wiesz o tym :) Jesteśmy słabsi od naszego nałogu. Spróbuj zrobić cos z tym, żeby przestała z Tobą być.
doduś
 
Posty: 1119
Dołączył(a): 5 sty 2010, o 10:16

Postprzez mahika » 22 gru 2010, o 10:55

Wygrałaś 4 lata. Co by powiedział terapeuta od uzależnień o tych "kilku wpadkach"... rozgrzeszyłby "Wpadka nie przekreśla okresu trzeźwienia"?
od każdej wpadki można liczyć czas trzeźwienia od nowa. Więc nie 4 lata.

Przy tak silnym uzależnieniu powinnaś sie zdecydować na stała kontrolę lekarza, stałą opiekę terapeuty, na gruntowne leczenie. Nie poradzisz sobie sama...
Przykro mi że popłynęłaś, ale właściwie nie wiem czemu mi przykro.
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez doduś » 22 gru 2010, o 11:07

Mahika nie życzę sobie abyś komentowała moje wypowiedzi. Pozdrawiam
doduś
 
Posty: 1119
Dołączył(a): 5 sty 2010, o 10:16

Postprzez mahika » 22 gru 2010, o 11:16

A ja sobie nie życzę sobie takiego tonu... :roll:
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Re: Moja Amfetamina ...

Postprzez parnasus » 22 gru 2010, o 12:17

desiderata napisał(a):
Co ja mam o tym myśleć ?? czy da się z tym skończyć raz na zawsze ?? ja wiem że zawsze będę uzależniona ale czy zawsze będą zdarzały mi się takie wpadki ??
Teraz już niczego nie jestem pewna ...
4 lata to kupa czasu i wszystko poszło się paść .....
W sumie co z tych 4 lat czystości jak ona mi ciągle siedziała w głowie ....

Witaj na początku chciałbym coś ustalić a mianowicie słowo " wpadka " warto popatrzeć na to z drugiej strony . Myślę że wpaść to można na chodniku w dziurę i to też jak się nie uważa ... W pojęciu wpadka za dużo jest przypadku :wink: Złamanie abstynencji jest tak naprawdę sygnałem który warto właściwie odczytać. Ja zawsze w takim wypadku mówię że najważniejsze są te sekundy przed pobraniem między stołem a ustami . Co wtedy myślałem, jak sobie racjonalizowałem to co robię . Złamanie abstynencji to tak naprawdę koniec procesu który musiał się zacząć wcześniej. Nie ma tak ze rano wstajesz i decydujesz dziś przyćpam ..To tak jak z balonem pompujesz po trochu ale systematycznie jeżeli nie kontrolujesz ciśnienia pęka i jak mówili w pewnym kabarecie ... praw fizyki pan nie zmienisz i nie bądź pan........ :lol:
Jest jednak dobra wiadomość złamanie abstynencji, jeżeli jest dobrze przepracowane jest okazją do polepszenia jakości życia.
Masz 4 lata doświadczenia bycia czysta wiec znasz to uczucie , coś się po drodze stało takiego że skończyło się jak się skończyło wystarczy tylko wyłapać to na co NIE WYRAŻAŁAŚ ZGODY . Może to być cokolwiek nawet TY sama . Pamiętać tez trzeba że reagujemy tak jak umiemy na dany czas bo zwyczajnie inaczej nie umiemy . Jeżeli popełniłem błąd to trudno ...pytanie Czym to było spowodowane ? Jak dążyłem w swojej głowie do takiego czy innego działania ? Jak racjonalizowałem to co robiłem a czego tak naprawdę nie chciałem robić . Co się stało ze zapomniałem o generalnej zasadzie osoby uzależnionej

. DBAJ O PRAWIDŁOWĄ KOLEJ RZECZY ;

1. EMOCJA - MYŚLENIE - DZIAŁANIE ---------- DZIAŁANIE PRAWIDŁOWE

2. EMOCJA- DZIAŁANIE - MYŚLENIE ----------- DZIAŁANIE BARDZO NIE HALO

Reasumując teraz jest właśnie najlepszy czas dla CIEBIE ! Bo z tego może wyjść siła i doświadczenie jak spoglądać na drogę by unikać dziur.

POWODZONKA.
parnasus
 
Posty: 204
Dołączył(a): 1 gru 2010, o 17:19
Lokalizacja: Tu i Teraz

Postprzez pszyklejony » 22 gru 2010, o 15:57

"czy da się z tym skończyć raz na zawsze ?? "

"czy zawsze będą zdarzały mi się takie wpadki ?? "

Jednym się da innym nie, nie poniosłaś żadnej klęski, to tylko przegrana bitwa. Klęska to będzie, jak wyciągniesz kopytka :). Kwestia motywacji, celowej pracy nad sobą i pewnie paru innych okoliczności.
pszyklejony
 
Posty: 868
Dołączył(a): 7 paź 2008, o 21:56
Lokalizacja: warszawa

Postprzez christmas_tree » 24 gru 2010, o 03:45

hej, na pewno warto się wewnętrznie wspierać pozytywnym widzeniem okresu trzeźwości. To prawda, że wpadki niestety przekreślają "staż" trzeźwości, no bo jeśli od 4 lat nie bierzesz nałogowo, ale x miesięcy temu zdarzyło Ci się przycpać, to nie mozesz powiedzieć, że nie bierzesz od 4 lat, ale od ostatniego "użycia". Tak niestety po prostu jest.
Ale...
nikt nie powiedzial, że w trwaniu w trzeźwości najważniejsze jest wyliczanie, ile dni / miesięcy / lat jesteś czysta. Owszem - zdarzaja się poslizgi i wpadki, lecz to w żaden sposób nie jest w stanie przekreslić doświadczenia zdobytego przez cały okres niebrania. I o to własnie chodzi - o samoobserwację, uczenie się pozytywnego widzenia siebie i świata, uczenie się normalnosci.
To, co odkryłem w trakcie terapii, to piekno zwykłej rzeczywistości bez polepszaczy i usprawniaczy. Tego nie przeżyje ktos, kto nie otarl się o nałóg. Uważam, że to jest jakis bonus, że nałogowcy po odrzuceniu picia / cpania mają szansę zobaczyć atrakcyjność świata takim, jaki jest. potrafimy to lepiej docenić, w każdym razie ja chyba tak :)
Niewykluczone, że gdyby nie nałogi i późniejsza terapia, nie byłbym w stanie czerpać radości z banalnej codziennej egzystencj. A tak nauczyłem się cieszyć a nawet zachwycać tym, co daje mi życie. W zasadzie nie potrzebuję niczego więcej: jestem zdrowy, mam wspaniałego partnera, kocham i jestem kochany, mam dobry kontakt z dzieckiem, czuję, że sie rozwijam itp.
To własnie jest życie... A ja, durny, myslałem kiedyś, że potrzebuję "upiękniacza". Kompletny idiotyzm - prawdziwe piekno i radośc kryje się nawet w posmarowanej bułce.
Którą podaję mojemu Ukochanemu, a On podjada smiejąc sie do mnie.
ściskam świątecznie!
chr
christmas_tree
 
Posty: 429
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 10:37
Lokalizacja: Kraków

Postprzez Filemon » 24 gru 2010, o 19:48

..... :)
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez desiderata » 26 gru 2010, o 00:28

Chris na Twoją odpowiedz czekałam :)
Ja chodzę na terapie i znam to wszystko od podszewki nie jestem zagubioną ćpunką bo znam to już od 7 lat .
Jest to prawda ze cieszą mnie bardziej niż innych drobne rzeczy problem w tym że bardziej też się dołuje , największym problemem jest moja matka która mnie wykańcza i przez negatywne emocje które ona wywołuje znowu wpadłam w ciąg ,bo w tedy to mam na nią za przeproszeniem wyjebane .
Dzięki terapii wiem że powinnam po prostu unikać jej , bo sam ton jej głosu mnie wyprowadza z równowagi niestety jest to trudne bo muszę z nią mieszkać a od 2 lat praktycznie nie możliwe bo wyprowadziliśmy się za miasto i spędzam w domu o wiele więcej czasu przez to że dostęp do komunikacji mam tak fatalny ze hej ...
Mam do niej ogromny zal bo zrozumiałam jak niszczyła mnie przez całe życie , wiem że to niedobrze ale z tym tak łatwo sobie nie poradzę , czasami boje się że zrobię jej krzywdę i pójdę siedzieć .
Chciałabym żeby zniknęła żeby coś jej się stało , zniszczyła mnie i mojego ojca i najgorsze jest to że robi z siebie wieczną ofiarę .....
Avatar użytkownika
desiderata
 
Posty: 259
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 17:38
Lokalizacja: Śląsk

Postprzez Filemon » 26 gru 2010, o 02:19

desiderata, ja Cię "pocieszę"... ;-)
słuchałem wielu osób w podobnej relacji z rodzicami do Ciebie (zresztą sam należę także do tego grona...) i wielokrotnie stwierdzałem, że wyprowadzka z domu nawet na drugi koniec Polski nie likwidowała w tych ludziach ich problemu... owszem, było lżej, bo na co dzień nie odbywały się już destrukcyjne "orgie" pomiędzy dzieckiem a rodzicem, ale te dorosłe już dzieci dalej nosiły w sobie właściwie zupełnie nierozwiązany problem niedobrej relacji z rodzicem a co więcej, w czasie obserwowanych przeze mnie terapii rozwiązanie tego problemu absolutnie nie miało miejsca...

a teraz być może pocieszę Cię nieco inaczej...
otóż właśnie mniej więcej jakieś 2 tygodnie temu moja matka, z którą od około 20 lat jestem w bardzo niedobrej, destrukcyjnej relacji, nagle... przeprosiła mnie za całe zło i krzywdy, które mi wyrządzała i przyznała, że jest świadoma tego, że robiła wobec mnie rzeczy dla mnie niedobre...

moja matka jest bardzo ciężko chora i myślę, że momentami uświadamia sobie, że lata jej życia są już jakby policzone, jak to się mówi...

tej nocy, której mnie przeprosiła powiedziała również, że kocha mnie i że gdyby umarła, to mnie błogosławi na dalsze moje życie...

wiesz dlaczego Ci to piszę...? bo według mnie świadczy to o tym, że takie matki jak moja czy Twoja (jak przypuszczam...), to po prostu osoby chore i zaburzone, które niszczą zarówno same siebie, jak i swoje bliższe i dalsze otoczenie... co więcej, okazuje się, że u schyłku życia potrafi się w nich zrodzić refleksja i uzasadnione poczucie winy... całkiem możliwe, że w przypadku Twojej matki kiedyś w przyszłości będzie podobnie, kiedy przyjdzie Jej czas.... i możliwe, że doświadczysz czegoś takiego jak ja z moją matką...

co to zmienia...? ano ja zacząłem uświadamiać sobie w przebłyskach, że nawet wypad z domu i zerwanie kontaktu z matką niewiele mi pomoże... bo po pierwsze problem dalej będę nosił w sobie (nierozwiązaną złość, nienawiść, żal, pretensje, poczucie krzywdy, itd.) a po drugie, bardzo często takie osoby jak ja (czy może i Ty również...??) mają ogromny problem z oddzieleniem się od takiego toksycznego rodzica i właściwie nie potrafią tego zrobić skutecznie - zwykle towarzyszą temu silne lęki, ból, poczucie utraty, osamotnienia, pustki, rozdarcia, wyrzuty sumienia i tego typu niszczące, ciężkie stany ducha...

zaczynam zauważać, że jednak nieco inaczej wygląda sprawa, jeśli przyjmę, że mam do czynienia z osobą chorą, zaburzoną, która sama ma w pewnym sensie zasrane życie, bo przecież ją samą w pierwszej kolejności niszczą jej złe emocje i w wypadku mojej matki to widać świetnie...! takie spostrzeżenie rodzi we mnie w naturalny sposób i bez wysiłku większy dystans do niej a momentami przebłyski współczucia... (chociaż aktualnie tylko z rzadka i przelotnie...)

tak czy inaczej, coś mi podpowiada, że to co Ci opisuję, to jest jakiś początek drogi, która może człowieka naprawdę skutecznie uwolnić od takiej wewnętrznej naszej (auto)destrukcji związanej z destrukcją płynącą z zewnątrz od rodzica... niestety nie znam tej drogi całej i nigdy jej nie przeszedłem - czuję tylko intuicyjnie, że chyba ona biegnie dalej od tego punktu w którym jestem... niestety nie znam terapeuty, który potrafiłby być dla mnie na tego typu drodze przewodnikiem... większość z nich zwykle powtarza: - oddziel się, odetnij, wyprowadź, itd, itp... jakby nie zauważali, że osoby które to zrobiły nawet już lata temu wcale nie uwolniły się od problemu w swoim wnętrzu a na dodatek dla wielu osób jest to tak skrajnie trudne, że w praktyce niemożliwe...

nawiasem mówiąc, jest to jeden z przykładów (to o czym tu piszę), który sprawia, że ja osobiście uważam, że psychoterapia to ciągle sztuka w powijakach i nie ma co jej przeceniać, bo się można bardzo rozczarować...

niemniej w kwestiach uzależnień, psychoterapia w początkowej fazie jest według mnie niezbędna - żeby w ogóle dostać wsparcie i "kopa" energii, który może pobudzić wolę walki o siebie i swoje dobro...

mój post miał na celu pokazać Ci z mojego doświadczenia pewien aspekt problemu trudnej relacji z matką, który mnie też dotyczy, i zasygnalizować, że może jest to jakiś początek "nitki" za którą można chwycić i popatrzyć czy przypadkiem nie prowadzi ona do jakiegoś "kłębka"... :) ja tego sam jeszcze nie wiem, ale chwyciłem tę moją nitkę i próbuję...
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez pszyklejony » 26 gru 2010, o 02:50

"największym problemem jest moja matka która mnie wykańcza i przez negatywne emocje które ona wywołuje znowu wpadłam w ciąg ,bo w tedy to mam na nią za przeproszeniem ..."

Otóż nie. Największym problemem jest to, co masz w osobowości, matka, to tylko zapalnik i sprawca, bo to przez jej zachowania się ukształtowałaś.
Filemon, zaczynasz dobrze kombinować :)
pszyklejony
 
Posty: 868
Dołączył(a): 7 paź 2008, o 21:56
Lokalizacja: warszawa

Następna strona

Powrót do Uzależnienia

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 16 gości