Dojrzeć do nowych perspektyw...

Problemy związane z depresją.

Dojrzeć do nowych perspektyw...

Postprzez Księżycowa » 9 maja 2009, o 15:36

Witam wszystkich!
Założyłam nowy wątek, bo coś nowego się we mnie pojawiło. Ostatnio pisze na depresji, bo jakoś czuję się lekko rozbita i pozbawiona sił.
Nabrałam innego spojrzenia na wiele spraw. Na pewno jestem spokojniejsza i nabrałam jakiś nowych nadziei.

Zaczynając od początku, od najbardziej bolesnej dla mnie sprawy...
Na początku tyg. byłam dosłownie nie tylko wrakiem emocjonalnym, ale i wrakiem człowieka. We wtorek miałam iść do pracy a spałam tylko godz. Wstałam o tej 4 i poszłam... Nie dawałam rady kompletnie. Ciągle o nim myślałam i ciągle niszczyło mnie poczucie winy dosłownie za wszystko. Przepłakałam całą noc i cały dzień do tego stopnia, że nie miałam siły wypić nawet herbaty. Wróciłam do domu i zadzwoniłam do siostry, bo nie mogłam wytrzymać. Powiedziała, że mam to przecierpieć i dać sobie spokój, bo on zmarnuje mi życie.

W środę miałam wizytę u Pani Doktor. Ona wyjaśniła mi, że mimo trudnego dzieciństwa (które w jego przypadku nie było aż takie jednak, ale o tym zaraz) każdy człowiek ma obowiązek wziąć odpowiedzialność za siebie i swoje czyny, a nie wyżywać się z tego powodu na innych, usprawiedliwiać... Zasugerowała mi, że moje problemy nie były powodem, by przestał się starać. Nie wiem czy się z tym tak do końca zgadzam, bo przecież mógł mieć dość, ale może coś w tym jest. Wytłumaczyła mi, że raczej nie mógł stać się taki przeze mnie.
Oczywiście nie uważam, że jestem bez winy, bo mam ją też i Pani Doktor przyznała mi, że również go skrzywdziłam. Mam wielkie wyrzuty sumienia, ale nie mam już tak wyniszczającego poczucia winy. Czuję się o 100kg. lżejsza. I czuję ulgę, bo nie dawałam rady tego znosić. Nie tylko terapia mnie uświadomiła. Dzięki komuś zobaczyłam go w innym świetle... Gdybym utrzymywała kontakty z kimkolwiek z jego otoczenia, to pewnie wiedziała bym więcej, ale tyle wystarczy... Podobno jest podły, jest egoistą i jest chamski, arogancki dla wszystkich swoich znajomych. Ponoć znalazł sobie młodszych kolegów (facet 28 lat). Nie szanuje ludzi, nikt nie ma dla niego wartości. Obraża i kpi sobie z ludzi, którzy układają sobie życie... Nie wiem skąd to się u człowieka bierze, ale z tego, co sobie przypominam mówił mi kiedyś jaki jego ojciec był dla matki. Furiat i agresor. Nie pozwalał jej wychodzić, nic... K czy był aż tak bity? Chyba nie miał aż tak źle, bo parząc teraz wnioskuję, że był rozpieszczony. Matka kryła go przed ojcem (mówił mi kiedyś), obiadki i śniadanka przynoszone pod nos. Oceniając wszystko teraz widzę, że po prostu go rozpieściła. Teraz zrozumiałam, że to jest też kwestia charakteru, który ma po ojcu. Jest podobny do matki, to pewnie charakter ma jego. Nie raz zrobił mi scenę o nic. O to, że nie czekałam na niego pod sklepem, tylko poszłam kawałek dalej. Zaczął trzaskać wszystkim, krzyczeć, że aż się popłakałam. On siedzi w domu, nie daje nawet na opłaty a siostra jest za granicą i układa sobie życie tam i pewnie też pomaga rodzicom. Jego życie, to remiza, jego życie to chwila... nie przejmuje się niczym. Żyje na utrzymaniu i nie przeszkadza mu to.

Nie uważam, że mu nigdy nie zależało, ale nie będzie traktował mnie inaczej niż wszystkich, nie możliwe. Nie mam do niego pretensji, bo również nakręcałam sytuację i również go zraniłam. Przeraziłam się tym jak potraktował mnie przy ostatniej rozmowie i przeraziło mnie to, co napisałam wyżej. Jak się odezwie, to pewnie się z nim spotkam i nie wiem co dalej. Mam masę wątpliwości. On musiałby zrozumieć co wyprawia i coś z tym robić a to średnio możliwe. Kiedyś powiedział mi, że nigdy nie będzie taki jak ojciec a nie widzi nawet, że jest identyczny, on po prostu tego nie dostrzega i tak to po prostu działa. Miał przerąbane w szkole, to wiem, ale ja też miałam i nie tylko w szkole. Doświadczyłam również dużego okrucieństwa, ale nie można żyć z takim jadem w sobie, po prostu nie można...

Tęsknię nadal, bardzo. I popłakać mi się zdarzy, ale uświadomiłam sobie jak wyglądałoby życie z nim, gdyby nie podjął pracy nad sobą... Odrzuciło mnie to wszystko. Uczę się żyć sama, godzić z tym, że być może wcale się nie odezwie albo, że nie zrobi nic z sobą i zrozumiałam, że oczekuję więcej. Chcę umieć się bawić przy osobie, z którą mam być, chcę czuć się swobodnie, bezpiecznie. Chcę czuć się dla niej ważna. Jeśli on nie podejmie się żadnych zmian również ze swojej strony a będzie oczekiwał ich tylko ode mnie, to nie ma sensu...Zastanawiam się gdzie się to wszystko podziało, jak byliśmy dla siebie zupełnie inni. Jak sto razy żegnaliśmy się przed jego wyjazdem do pracy, jak się popłakał, gdy powiedział mi po raz pierwszy, że mnie kocha... nie wiem co mam myśleć o tym i nadal tęsknię za tym i zastanawiam się gdzie zawiniłam.

Ja nabrałam chęci na zmiany i plany. Chcę zmienić pracę i zrobić szkołę i spróbować zdać maturę. Tylko jeszcze muszę w środę iść do remizy coś załatwić i ta sprawa mnie przeraża bo chodzi o prawo jazdy... Idę zapłacić resztę pieniędzy i powiedzieć, że rezygnuję, ale problem polega na tym, że przez to wszystko co się działo dość długo zwlekałam z tym. Ogólnie sytuacja wygląda tak, że to prawko robiłam po znajomości. Za lekarza nie płaciłam, ale po prostu nie dawałam rady, nie czułam się na siłach psychicznie. Nie wytłumaczę tego facetowi a wiem, że będzie zły :? . Przeraża mnie jak pomyślę, że mam tam iść. Nie wiem co mam mu powiedzieć...

Jestem nastawiona na zmiany, ale ciągle czuję blokadę. Strach przed tym, że nie dam rady. Nie czuję się dość silna, ale na pewno mam więcej zapału niż przez ostanie miesiące...
Księżycowa
 

Postprzez smerfetka0 » 9 maja 2009, o 16:07

poradzisz sobie :oklaski:
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Re: Dojrzeć do nowych perspektyw...

Postprzez matylda » 9 maja 2009, o 17:04

kasiorek43 napisał(a):Dzięki komuś zobaczyłam go w innym świetle...
Nie szanuje ludzi, nikt nie ma dla niego wartości. Obraża i kpi sobie z ludzi, którzy układają sobie życie...

Teraz zrozumiałam, że to jest też kwestia charakteru...
Nie raz zrobił mi scenę o nic...
Zaczął trzaskać wszystkim, krzyczeć, że aż się popłakałam...
On siedzi w domu, nie daje nawet na opłaty...
Jego życie to chwila... nie przejmuje się niczym... Żyje na utrzymaniu i nie przeszkadza mu to...

ale nie będzie traktował mnie inaczej niż wszystkich, nie możliwe...


Kasiorku, cieszę się, że zdałaś sobie z tego sprawę. To już połowa sukcesu. Jesteś bardzo dzielna!

kasiorek43 napisał(a):Jestem nastawiona na zmiany, ale ciągle czuję blokadę. Strach przed tym, że nie dam rady. Nie czuję się dość silna, ale na pewno mam więcej zapału niż przez ostanie miesiące...


Super, że jesteś nastawiona na zmiany! To również bardzo mnie cieszy.
Strach to nic złego, tylko głupcy się nie boją. Ale wierzę, że sobie poradzisz, że jesteś na tyle silna, że uda Ci się zrealizować swoje plany. I tego Ci życzę z całego serducha.

:serce2:
Avatar użytkownika
matylda
 
Posty: 659
Dołączył(a): 6 lip 2007, o 17:54
Lokalizacja: nibylandia

Postprzez Księżycowa » 9 maja 2009, o 17:16

Czuję się spokojniej i lżej naprawdę, ale ciągle gdzieś tam główkuję dlaczego, gdzie ja zrobiłam błąd. Bo na pewno go popełniłam i poczucie winy nadal mam i chyba również nadzieję. Wiele zrozumiałam, ale muszę się z tym wszystkim oswoić. Wiem też, że jeśli się zdeklaruje to dam mu szansę, tylko będę musiała widzieć efekty, bo w przeciwnym razie nic z tego. Bardzo otworzyły mi się oczy, ale jakoś wierzę, że jest dobrym człowiekiem, bo złych ludzi przecież nie ma. Trudno mi, ale tym razem staram się zaopiekować sobą i swoim życiem, bo chyba tego bardzo potrzebuję...

Ładny avatarek matylda :)
Księżycowa
 

Postprzez matylda » 9 maja 2009, o 17:37

kasiorek43 napisał(a):Czuję się spokojniej i lżej naprawdę, ale ciągle gdzieś tam główkuję dlaczego, gdzie ja zrobiłam błąd.


A czy warto znów to analizować, zastanawiać się po raz kolejny, co, gdzie, jak i dlaczego? A może lepiej pomyśleć o sobie, o przyszłości, o nowych planach?

Napisałaś, że chcesz się sobą zaopiekować, bo bardzo tego potrzebujesz. Jestem tego samego zdania - zadbaj o siebie przede wszystkim, zrób coś, co sprawi Ci przyjemność, z czego później będziesz dumna. Skup się na sobie, na swoim zdrowiu. Potrzebujesz tego.

Trzymam kciuki.
:buziaki:


kasiorek43 napisał(a):Ładny avatarek matylda :)


Widzisz Kasiorku, miałam już dość tego smutnego, mrocznego anioła... U mnie też czas na zmiany! :)
Avatar użytkownika
matylda
 
Posty: 659
Dołączył(a): 6 lip 2007, o 17:54
Lokalizacja: nibylandia

Postprzez Księżycowa » 9 maja 2009, o 18:50

A ja czuję się z moim jakoś emocjonalnie zżyta od momentu, kiedy go ujrzałam. Nie wiem dlaczego :P .

Dużo analizuję i zastanawiam się nad sensem tego. Dochodzę do wniosku, że gdy tylko z kimś się zwiążę, czuję się zniewolona, widzę tylko jego. Pamiętam, że gdy zaczynałam zawodówkę, to miałam takiego powera w sobie i mogłam zrobić wszystko, byłam wtedy sama... Teraz zbieram siły na to samo nastawienie i zbieram wiarę we własne siły i możliwości. Wiem, że to problem, że to jest współuzależnienie. Widzę też, jak bardzo jest to we mnie zakorzenione. Nawet starając się pracować nad tym będąc z kimś, czyha jedna pułapka... konkretnie związek to troska o siebie, wspieranie się. Dawanie sobie wiele pozytywnych emocji, ale dla kochającej za bardzo kobiety z czasem zaczyna wyglądać inaczej. Ona lgnie do tej miłości, chorobliwie jej oczekuje, żyje i oddycha tylko nią. Nawet nie wie kiedy wpada w to uzależnienie. Niby można to zmienić, ale czy to wszystko dla tej kobiety nie jest jeszcze bardziej męczące, płytkie... Wydaje mi się, że ona nie widzi w tym sensu...
A z drugiej strony chce przecież zdrowego związku jak każdy prawda? I podejmuje w końcu pracę nad sobą...
Księżycowa
 

Postprzez matylda » 9 maja 2009, o 19:16

Proces wychodzenia ze współuzależnienia, leczenia, przeprogramowania siebie nie jest łatwy i trwa latami. Po pierwsze, trzeba chcieć tego wyzdrowienia, po drugie nie można w żaden sposób blokować siebie.

Kiedy opowiedziałam mojemu lekarzowi o dzieciństwie, studiach, pracy jaką wykonuję, o tym, że sama do wszystkiego doszłam, on podsumował to jednym zdaniem: "To, co teraz masz, zawdzięczasz tylko sobie i swojej ciężkiej pracy. Pracowałaś na to latami, chciałaś tego i się udało. Taka sama ciężka praca czeka Cię, by zmienić sposób myślenia, by się przeprogramować, zacząć kochać i akceptować siebie w całości."

W ten sposób uświadomiłam sobie, że naprawdę długa droga przede mną i pewnie potrwa nawet kilka lat zanim wyzdrowieję. Niemniej, chcę tego. Wolę wyzdrowieć grubo po 30 i umieć cieszyć się życiem na starość ;) niż teraz budować kolejne chore związki.

Przed Tobą Kasiorku też długa droga. Najpierw spróbuj pokochać siebie, a potem pomyśl o związku.

:kwiatek:
Avatar użytkownika
matylda
 
Posty: 659
Dołączył(a): 6 lip 2007, o 17:54
Lokalizacja: nibylandia

Postprzez limonka » 9 maja 2009, o 22:15

widze ze power Kasiorek jest back!!!!!......czeszy mnie towia nuta zdrowego obiektywizmu!!!!!!!! przeplakal przetwailas ale zrozumialas ze przyjmniesz go nie za wszelka cene!!!!

ps.po co plakac nad rozlanym mlekiem...mam tu na mysli analizy dlaczego kto i jak....buziaki!!!!!!!!!!!!! zycie toczy sie dalej patrz w przyszlosc nie w preszlosc:):):)
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Postprzez Księżycowa » 10 maja 2009, o 16:29

---------- 23:32 09.05.2009 ----------

Nie wiem co zrobiłabym bez tego forum. Naprawdę o wiele było mi lżej i nie czułam się tak bardzo sama z tym wszystkim.

W moim przypadku z nauką jest problem właśnie. Nie to, że mi się nie chce. Chodzi raczej o to, że uwierzyłam chyba mojemu ojcu i klasie z podstawówki, że do niczego się nie nadaję, że wiele rzeczy jest dla mnie zbyt trudnych, bym mogła potrafić... I powiem nawet, że brakuje mi powodu, z którego mogłabym być z siebie dumna, jakiegoś osiągnięcia... Zawaliłam wiele spraw za to i z tego na pewno nie jestem dumna. Może będzie mi się udawać na sesjach z nauką... może. Mam nadzieję, że do tego czasu mniej będzie mnie uwierał jego widok i świadomość, że mogę go spotkać...

Bardzo wiele kosztuje mnie, żeby na nowo uwierzyć w coś, co dla mnie nie jest prawdą: że cokolwiek potrafię więcej niż te minimum. I szkoda, bo przez tą cholerną walkę z sobą ucieka mi tyle rzeczy, które mogłabym osiągnąć.

Jeśli chodzi o związki, to chyba mam niechęć bo uważam już, że zawsze to kończy się tak samo. Zawsze ktoś przychodzi i jest miło a potem rani i odchodzi... Nie potrafię uwierzyć, że jest inaczej. Może to nastawienie jest dobre i właśnie dzięki niemu znajdzie się osoba godna zaufania, bo podobno im mniej się staramy, tym więcej zyskujemy. Jednak zbyt wiele widzi się zdrad, kłamstw. Przestałam wierzyć, że ktoś może pokochać właśnie mnie i nie chcieć niczego więcej...

---------- 16:29 10.05.2009 ----------

Nie wiem co dzieje się ze mną. Mam ochotę wyjść na spacer, ale... mam jakąś blokadę. Nie chcę iść sama. Czyżby to moje lęki ciągle we mnie tkwiły?

Wczoraj wyszłam na spacer z kumplem i z koleżanką... Spotkaliśmy się i pogadaliśmy. Szybko się zorientowałam, że jestem inna i odbiegam od nich. Dostałam zaproszenie na trzydniowy wyjazd i jakoś się wykręciłam. Nie wiem dlaczego, bo chciałabym, ale czegoś się boję i nie wiem co to jest...

Czas mi ucieka i jestem zła, bo tracę go na walczenie z samą sobą... masakra jakaś :? .

Pamiętam, że jak zerwałam z K, to przez pierwsze kilka dni w ogóle bałam się gdziekolwiek wyjść. Czułam się jakoś dziko, taka wyobcowana... Mam wrażenie, że wyjdę na ulicę i coś mi się stanie, że wszyscy wokół mogą mnie tylko skrytykować, że właśnie na to zasługuję. Nie wiem jak mam sobie to poukładać.
Do tego jutro idę do pracy, e której mam ostatnio same problemy i nie wiem dlaczego... Wszystko robię, tak jak robiłam a robią mi jakąś fale... Nie radzę sobie z tym. Nie mam ochoty tam jutro iść, a idę na 5.30 :( .
Księżycowa
 

Postprzez matylda » 10 maja 2009, o 16:56

Kasiorku, masz ochotę wyjść na spacer, to wyjdź. Zmuś się do tego, by nie siedzieć w domu. Przecież sama napisałaś, że masz na to ochotę...

Siedzenie w domu i rozmyślanie niczego nie zmieni. Zrób coś dla siebie, tak jak planowałaś. Może najpierw spacer, potem długa gorąca kąpiel i do łóżka, żeby jutro rano być w lepszej formie? Co Ty na to? :)
Avatar użytkownika
matylda
 
Posty: 659
Dołączył(a): 6 lip 2007, o 17:54
Lokalizacja: nibylandia

Postprzez Księżycowa » 10 maja 2009, o 20:24

Skończyłam właśnie ostatni rozdział ,,Dlaczego mężczyźni kochają zołzy" i powiem Wam, że znów wpadłam w poczucie winy, że może gdyby moje zachowanie pokazywało szacunek dla samej siebie, to nie straciłabym i jego szacunku. Czy to naprawdę jest tak, że głównym powodem całej tej sytuacji był właśnie mój brak poszanowania siebie samej? Wychodzi więc na to, że gdybym była inna, to nasz związek byłby idealny...
Księżycowa
 

Postprzez limonka » 11 maja 2009, o 14:28

a ldaczego kobiety kochaja "panow zolzy"???:) kasiorku nie wpedzaj sie w poczucie winy po prostu wyciagnij konsekwencie ze swoich bledow i tyle!!!!!!!
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Postprzez smerfetka0 » 11 maja 2009, o 14:30

dlatego ze ludzie to w ogole dziwne stworzenia nie do zrozumienia.. :(
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Księżycowa » 11 maja 2009, o 15:21

Wczoraj w nocy dostała kryzysu wspomnień. Dziś już lepiej....

Coraz bardziej rozumuję ile mnie to wszystko kosztowało i jak bardzo zaprzepaściłam i skopałam również sama siebie. Czuję się kompletnie bezsilna i przeraża mnie mój sposób bycia i podejścia do pracy, do tego jak sama siebie traktuję wśród ludzi. Nie jest tak źle, ale w pracy czasem na zbyt wiele pozwalam. Widzę ile pracy przede mną i trochę mnie to przeraża. Nie wiem jak dam radę ,,obronić siebie", gdy przyjdzie mi go spotkać w szkole. Rano nie miałam siły wstać...

Mam takie mieszanki nastrojów. Raz kompletna rezygnacja a chwilami napada mnie optymizm. Coraz trudniej mi wytrzymać z sobą...
Księżycowa
 

Postprzez matylda » 11 maja 2009, o 19:26

kasiorek43 napisał(a):Wczoraj w nocy dostała kryzysu wspomnień. Dziś już lepiej....

Mam takie mieszanki nastrojów. Raz kompletna rezygnacja a chwilami napada mnie optymizm. Coraz trudniej mi wytrzymać z sobą...


Takie wahania nastrojów są bardzo wyczerpujące. Wiem coś o tym, sama przez to do niedawna przechodziłam. Totalna załamka, złość, wściekłość, łzy i nienawiść, a następnego dnia pytanie "po co to wszystko, w imię czego" i uczucie, że mogę góry przenosić. 1-2 dni spokoju i znów dolina! I tak na okrągło...

I właśnie między innymi na te wahania nastrojów mój lekarz przypisał mi tabletki. Początki były trudne (oj, bardzo trudne), ale po ponad 3 tygodniach zaczęło się dziać coś pozytywnego. Odpukać, od czwartku jest nieźle, jestem spokojniejsza!

Nie wiem, czy coś bierzesz, ale może oprócz terapii warto pomyśleć o leczeniu farmakologicznym.

Trzymaj się!
Avatar użytkownika
matylda
 
Posty: 659
Dołączył(a): 6 lip 2007, o 17:54
Lokalizacja: nibylandia

Następna strona

Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 525 gości

cron