Farmakologia?

Problemy związane z depresją.

Farmakologia?

Postprzez ota » 7 maja 2009, o 16:37

Cześć.
Nazywam się Ota i mam depresję.
Chyba.
Stany lękowo-depresyjne - tak mi powiedzieli jeszce na studiach (kilka lat temu). Pani psycholog porozmawiała ze mną chwilę, zrobiła test MMPI i oświadczyła, że bez wparcia farmakologicznego nie widzi sensu rozpoczynania terapii. No właśnie. I co dalej? Pani psycholog (szaro bure ubranie, szaro bure włosy,szaro bury gabinet umeblowany jeszcze w poprzedniej epoce) nie specjalnie chciało się słuchac i nawet chyba nie próbowała tego ukrywać.Wyszłam i już nie wróciłam. Przecież wiedziałam, że tak będzie.Skąd?
Ano stąd, że moja mama od kilku lat chodziła do różnych takich pań i panów. Niewiele się na ten temat się w domu rozmawiało, ale mama nie wyglądałą najlepiej. Ręce się jej trzęsły i chodziła tam i spowrotem. No i łykała jakieś leki, ale nigdy nie było wiadomo co to. Już wtedy od kilku lat była na rencie. W gruncie rzeczy jedyne co wtedy na ten temat wiedziałam, to to, że mama "jest chora" i nie należy jej denerwować.

A dzisiaj? Po dobrych kilku wizytach u Pana P(sychologa), któremu wspominałam o mojej lekkiej fobii antylekowej, po tym jak kiedyś przyznałam się, że w drodze do niego dostałam ataku histerii na myśl, że "każe mi brać leki", "skończę jak moja matka" i tego typu występach...Pan P oświadczył ,że zalecałby konsultację z psychiatrą. Bach! Zimno mi się zrobiło momentalnie.Te wszystkie myśli o koncernach farmaceutycznych przejmujących kontrolę nad moim, i tak już podkurczonym możdżkiem, że to już koniec, już mnie mają, zamienią w androida, już po tygodniu brania tych leków się mi spodoba, pokocham Wielkiego Brata i .... no, mniej więcej wiadomo o co chodzi. (za dużo sifi sie naczytałam ;))

Tak czy inaczej, uważam,że coś w tym jest - czy to jest mój opór? Czy to jeste zbiorowy opór wielu ludzi, którzy zaczynają mówić o skutkach ubocznych antydepresantów? Że w internecie są całe dzienniki ludzi próbujących zejść z tej chemii latami?

Czuję się jakby to była kara za mój brak postęþów w terapii. Nie chcesz się terapiować? - Łykaj piguły i do roboty... :(
ota
 
Posty: 49
Dołączył(a): 4 wrz 2008, o 02:14

niestety

Postprzez Sahara9 » 7 maja 2009, o 22:33

Niestety, ale my ludzie w depresji nie mamy specjalnie wyboru. Jeżeli ta depresja jest prawdziwa, endogenna i nasze życie wisi na włosku, mamy wybór - brać leki i żyć (jako tako), albo zabić się prędzej czy późniaj i zlewać tą całą farmakologię.
Jeżeli tego komuś pomoże psychoterapia, czyli brednie pana/pani psycholog, może sie wspomagać tym czymś,co podobno pomoże uzdrowić duszę. Bzdury jak na mój gust.
Rozumiem twoje dywagacje. Ja od lat jestem lekomanką, bez odpowiedniej dawki psychotropów nie czuję życia, czuję się jak w poczekalni , siedzę i czekam na śmierć, jak na jakiś pociag, który kiedyś tam nadjedzie. Jaki ja mam wybór??? Gówniany.
Sartre okresliłby to zapewne jako problem natury egzystancjalnej - żyj albo umieraj, ale musisz wybrać.
Sahara9
 
Posty: 78
Dołączył(a): 3 lis 2008, o 16:12
Lokalizacja: pustynia

Postprzez ota » 8 maja 2009, o 03:13

---------- 03:03 08.05.2009 ----------

Hej Sahara!
Dizęki za odpowiedź.(Co do podejmowania decyzji to w dziesiątke!)

Byłam trochę wzburzona pisząc poprzedni post, więc wypadł lekko paranoicznie, no ale cóż..
Hmm... Tak na prawdę to głośno myślę. W moim przypadku nie wiem czy można mówić o depresji endogennej.Ja się już sama poddiagnozywałam i najbardziej mi przypasowała dysdymia. Ale też wiadomo o co można rozbić takie samodiagnozowanie.Właściwie dopiero jutro padnie (lub nie) pierwsza diagnoza psychiatryczna mojego przypadku, h ech.
Zastanawia mnie jednak, że po kilku sesjach mój terapeuta ma już przekonanie co do konieczności leków, a w moim odczuciu jeszcze nawet nie nawiązaliśmy tak naprawdę bliższego kontaktu.Możliwe, że częsciowo z mojej winy - możliwe, że całkowicie. Od jakiegoś czasu siedzę w swojej głowie i ciężko mi przekazać co myślę podczas stosunkowo krótkich sesji.
Przyznaję się bez bicia do mojej lekkiej fiksacji na punkcie leków i ich wpływu na tzw. osobowość. Może to naiwne z mojej strony, ale mimo wszystko dręczy mnie pytanie z kim on będzie tak naprawdę rozmawiał na dalszych (sugerowanych po rozpoczęciu leczenia farmakologicznego )sesjach.

Chciałabym zapytać jak wyglądają doświadczenia forumowiczów z przyjmowaniem leków.Jak wyglądało podejmowanie decyzji w tej kwestii? Jak się ma początkowo sugerowany przez lekarza okres przyjmowania leków do następującej rzeczywistosci?
Będę bardzo wdzięczna za wszelkie odpowiedzi.

---------- 03:13 ----------

Acha @ Sahara9 - Czy masz jakieś nieskuteczne/nieprzyjemne próby psychoterapii za sobą?
ota
 
Posty: 49
Dołączył(a): 4 wrz 2008, o 02:14

Postprzez Megie » 8 maja 2009, o 08:00

czesc Ota..
i jaka diagnoza?
Ja bralam leki prawie 2 lata! szok! i co z mojego doswiadczenia moge powiedziec?
leki na 100% nie sa super rozwiazaniem ale czasem sa niezbedne i stanowia mniejsze zlo.
Na Twoim miejscu staralabym sie znalezc dobrego lekarza, takiego, ktoremu nie bedziesz sie bala zaufac.

Niedlugo bedzie 2 lata jak juz nie biore chemii i nie mam juz takiego odczucia, ze leki jakos zmienily moja osobowosc. Mysle, ze to wszystko przez co przeszlam mialo wplyw na to w jaki sposob teraz mysle,
leki natomiast byly potrzebne wtedy tylko po to abym zlapala stan "rownowag".

pozdrawiam
Megie
 
Posty: 1479
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 15:24
Lokalizacja: nie wiem skad..

Postprzez ota » 9 maja 2009, o 13:46

Hej hej

Sytuacja na dziś wygląda w ten sposób, że dostałam receptę, a pan psycholog mówi,żę co z nią zrobię to moja decyzja. Jestem zadowolona z takiego obrotu sprawy - wiem, że mam w zanadrzu tą receptę i będę mogła z niej skorzystać jeśli stwierdzę, że nie ma innego wyjścia.Diagnoza to (plus minus) stany depresyjno - lękowe.

Mój problem polega między innymi na tym, że uparłam się rezygnować z jakiegokolwiek wcześniej obranego kierunku działania - to już przybiera formę pseudobadań naukowych nastawionych własciwie tylko na znalezienie podstaw do (d)obijania się.Osatnio aż śmiać mi się chce z tego jak celowe są moje działania żeby nic nie robić i jak dużo energii w nie ładuję.To jest pełnoetatowy, szeroko zakrojony research (nierzadko z nadgodzinami)!Dlatego też boję się leków - jeśli nie będę dostawała ciągłego kopa w zad w postaci kiepskiego chumoru - obawiam się,że nie dokonam żadnych zmian i tak się będę bujać niewiadomo do kiedy. A bujam się już długo...

Mam nadzieję, że to będzie punkt zwrotny w tej terapii - podjeliśmy decyzję, że będę przychodzić trochę częściej i zobowiązuję się do aktywnego uczestnictwa .Nie byłam pewna tego gościa, ale wydaje się być rozsądny - co mi szkodzi? ;)Trochę się boję jednak... Już wiem, że będzie mi kazał robić rzeczy, których nie chcę ( pomimo tego,że ten tydzień ma być przyjemnościowy - mam się rozpieszczać ;)) ).
Odezwę się jeszcze (może w innym wątku?) Samo pisanie pomaga uporządkować myśli,a każda odpowiedź cieszy... Dzięki :)
ota
 
Posty: 49
Dołączył(a): 4 wrz 2008, o 02:14


Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 509 gości

cron