Cześć.
Nazywam się Ota i mam depresję.
Chyba.
Stany lękowo-depresyjne - tak mi powiedzieli jeszce na studiach (kilka lat temu). Pani psycholog porozmawiała ze mną chwilę, zrobiła test MMPI i oświadczyła, że bez wparcia farmakologicznego nie widzi sensu rozpoczynania terapii. No właśnie. I co dalej? Pani psycholog (szaro bure ubranie, szaro bure włosy,szaro bury gabinet umeblowany jeszcze w poprzedniej epoce) nie specjalnie chciało się słuchac i nawet chyba nie próbowała tego ukrywać.Wyszłam i już nie wróciłam. Przecież wiedziałam, że tak będzie.Skąd?
Ano stąd, że moja mama od kilku lat chodziła do różnych takich pań i panów. Niewiele się na ten temat się w domu rozmawiało, ale mama nie wyglądałą najlepiej. Ręce się jej trzęsły i chodziła tam i spowrotem. No i łykała jakieś leki, ale nigdy nie było wiadomo co to. Już wtedy od kilku lat była na rencie. W gruncie rzeczy jedyne co wtedy na ten temat wiedziałam, to to, że mama "jest chora" i nie należy jej denerwować.
A dzisiaj? Po dobrych kilku wizytach u Pana P(sychologa), któremu wspominałam o mojej lekkiej fobii antylekowej, po tym jak kiedyś przyznałam się, że w drodze do niego dostałam ataku histerii na myśl, że "każe mi brać leki", "skończę jak moja matka" i tego typu występach...Pan P oświadczył ,że zalecałby konsultację z psychiatrą. Bach! Zimno mi się zrobiło momentalnie.Te wszystkie myśli o koncernach farmaceutycznych przejmujących kontrolę nad moim, i tak już podkurczonym możdżkiem, że to już koniec, już mnie mają, zamienią w androida, już po tygodniu brania tych leków się mi spodoba, pokocham Wielkiego Brata i .... no, mniej więcej wiadomo o co chodzi. (za dużo sifi sie naczytałam )
Tak czy inaczej, uważam,że coś w tym jest - czy to jest mój opór? Czy to jeste zbiorowy opór wielu ludzi, którzy zaczynają mówić o skutkach ubocznych antydepresantów? Że w internecie są całe dzienniki ludzi próbujących zejść z tej chemii latami?
Czuję się jakby to była kara za mój brak postęþów w terapii. Nie chcesz się terapiować? - Łykaj piguły i do roboty...