zdrada

Problemy związane z depresją.

zdrada

Postprzez Sahara9 » 2 maja 2009, o 20:31

Dawno nie pisałam. Moja depresja ustąpiła, regularnie biorę leki i czuję się dość dobrze. Niestety moje życie znów się rozsypało. Byłam zaręczona i szczęśliwa na swój sposób. Połatałam życie jako tako i chciałam odbić się od dna. Nie udało się. Dowiedziałam się,że mój narzeczony ma inną. Wyrzuciłam go z domu i z mojego zycia.
Teraz siedzę sama w ciemnym pokoju i boję się przyszłości. Mam 33 lata, nie wierzę w nic, nie kocham nikogo i niczego. Czy to siła czy słabość,że nic juz nie czuję?
Sahara9
 
Posty: 78
Dołączył(a): 3 lis 2008, o 16:12
Lokalizacja: pustynia

Postprzez chmurka » 2 maja 2009, o 20:55

wiem co czujesz, ja tez zrezygnowalam z narzeczonego, chociaz nie chcialam tego i teraz tez siedze w domu kilku dni i rozmyslm czy jeszcze bede szczesliwa...
chmurka
 
Posty: 69
Dołączył(a): 2 maja 2009, o 17:17

Re: zdrada

Postprzez matylda » 2 maja 2009, o 21:14

Sahara9 napisał(a):Teraz siedzę sama w ciemnym pokoju i boję się przyszłości. Mam 33 lata, nie wierzę w nic, nie kocham nikogo i niczego. Czy to siła czy słabość,że nic juz nie czuję?


Saharo!
Kilka lat temu byłam w bardzo podobnej sytuacji, dlatego doskonale Cię rozumiem i potrafię wyobrazić sobie, co teraz czujesz. Nie wiem, czy to siła, czy słabość. Wiem natomiast, że z biegiem czasu ten stan zobojętnienia minie.
Teraz na pewno jesteś zła, rozżalona, wydaje Ci się, że nie kochasz niczego i nikogo. Uwierz, wydaj Ci się... To minie, naprawdę to minie! Potrzeba tylko czasu. Ile? Nie wiem, jedni potrzebują więcej, inni mniej!

Bardzo mi przykro. Podejrzewam, że Twoja decyzja nie była łatwa. Niemniej, wierzę, że postąpiłaś słusznie.

Trzymaj się!
:pocieszacz:
Avatar użytkownika
matylda
 
Posty: 659
Dołączył(a): 6 lip 2007, o 17:54
Lokalizacja: nibylandia

Postprzez Sahara9 » 3 maja 2009, o 18:15

---------- 00:12 03.05.2009 ----------

Nawet nie wiem co teraz napisać. Byli przed chwilą jego rodzice po resztę jego rzeczy, on nie ma odwagi i nie chce mnie widzieć.
Jakie to banalne....

---------- 18:15 ----------

Przez kilka ostatnich dni wydawało mi się, że nic wielkiego się nie stało, ot kolejna zmiana w moim życiu. Kolejna zdrada, kolejna porażka i żyję dalej. Ale jednak nie żyję, a co najwyżej wegetuję.
Nagle rany otworzyły się i zaczęły krwawić. Nie mogę zatamować smutku.
Zależało mi na tym związku, może nawet go kochałam najbardziej na świecie...
Sahara9
 
Posty: 78
Dołączył(a): 3 lis 2008, o 16:12
Lokalizacja: pustynia

Postprzez matylda » 3 maja 2009, o 18:51

Tak będzie przez pewien czas. Smutek, żal, pustka, później zobojętnienie, a następnie znów łzy, potem znów zobojętnienie... i tak w kółko...
Niestety! Jest to ciężki okres, ale trzeba go przeczekać. Bo co innego możemy zrobić?
Postaraj się żyć, a nie tylko wegetować!
Wyjdź do ludzi, nie zamykaj się w sobie.

Napisałaś, że to kolejna zdrada, kolejna porażka... Poradziłaś sobie z poprzednią zdradą, teraz jesteś bogatsza o doświadczenie i wierzę, że tym razem również sobie poradzisz i być może nawet będzie łatwiej.
I nie traktuj tego jak porażki - każdy koniec jest początkiem czegoś nowego - kto wie, może lepszego? I tego Ci życzę!
:pocieszacz:
Avatar użytkownika
matylda
 
Posty: 659
Dołączył(a): 6 lip 2007, o 17:54
Lokalizacja: nibylandia

Znieczulenie

Postprzez Sahara9 » 23 maja 2009, o 00:56

Muszę Wam się wyżalić, może mi trochę ulży.
Byłam dziś u mojej lekarki, dostałam naturalnie leki, które są dla mnie jak powietrze, ale także dowiedzialam się czegoś ciekawego. Moja pani psychiatra twierdzi, że wyparłam mojego eks-narzeczonego. Podobno to reakcja obronna, ale ja boję się,że to bomba z opóźnionym zapłonem.
Jakie są objawy? Czuję się tak, jakby ktoś przeciął przewód doprowadzający ból i emocje. Nie potrafię niczego poczuć. Z drugiej strony mam świadmomość, że noszę na plecach coś ciężkiego, czego ciężaru nie czuję.
Nazwałam to znieczuleniem miejscowym. To bardzo dziwne.czy ktoś z was przechodził przez coś takiego?
Ja boję się, że zostanę już do końca życia sama, że nikogo już nie pokocham, że nie poczuję już niczego. Kochałam go. Tęsknię za tym,jaki był kiedyś, gdy go poznałam. Tęsknię za naszymi rozmowami, gdy zamykalismy się na weekend tylko we dwoje. Niestety nie potrafię nawet zapłakać, choć staram się. To, że nic nie boli napawa mnie lękiem. Gdy się zmuszę, czuję jedynie coś na kształt żalu - że znalazł czas i ochotę, aby rozmawiać z kimś obcym, a mnie nie poświęcił dziennie nawet 10 minut.
Sahara9
 
Posty: 78
Dołączył(a): 3 lis 2008, o 16:12
Lokalizacja: pustynia

Postprzez matylda » 23 maja 2009, o 11:37

Saharo,
Tęsknisz i czujesz żal. To normalne. Tęsknisz, bo straciłaś kogoś bliskiego, jesteś rozżalona, bo już go nie ma.
W kwestii Twojego zobojętnienia - to minie, tylko kwestia czasu. W tej chwili podświadomie bronisz się przed bólem i cierpieniem, bronisz się przed uczuciami - to typowy mechanizm obronny.

Chciałabym Ci pokrótce opowiedzieć moją historię. Parę lat temu zostałam zdradzona. Po tym wydarzeniu czułam się tak, jak Ty teraz. Żal, tęsknota i totalna obojętność. Zobojętnienie było tak ogromne, że nie nic i nikt mnie nie interesowało. Zero skrupułów. Zaczęłam szaleć, imprezować, bawić się facetami, traktować ich jak zabawki. Trwało to prawie rok i do dzisiaj tego żałuję. Dopiero później zdałam sobie sprawę, że nie tędy droga. Popełniłam wiele błędów, a piszę to dlatego, by chociaż Ciebie przed nimi uchronić.

Trzymaj się!
:pocieszacz:
Avatar użytkownika
matylda
 
Posty: 659
Dołączył(a): 6 lip 2007, o 17:54
Lokalizacja: nibylandia

Postprzez lili » 23 maja 2009, o 18:04

proponuje założyć kółko różańcowe porzuconych i zdradzonych....
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Postprzez cvbnm » 23 maja 2009, o 18:54

"Czuję się tak, jakby ktoś przeciął przewód doprowadzający ból i emocje. Nie potrafię niczego poczuć. "

hm wydaje mi sie ze jakis czas temu moze nawet niedawno... pol roku temu? moze wiecej... dokladnie tak sie czulam
to byla duza ulga i nie za bardzo sie przejmowalam ze tak moze byc zawsze
martwilo mnie, ze nie ma bodzcow ktore by mnie motywowaly, ale po zastanowieniu doszlam do wniosku ze to nawet ciekawe. dlaczego mam zyc za pomoca bodzcow z zewnatrz? reagowac na cos, co jest albo przyjemne albo przykre?
zastanowilo mnie co we mnie samej jest jakims glebokim pragnieniem, chceniem.
odwrocenie tego kierunku myslenia, w siebie, w mojej ocenie, bardzo mnie rozwinelo i zmienilo.

byc moze to jakies obrazoburcze, ale bardzo sie z siebie czuje zadowolona, ze nie wpadlam w panike i nie zaczelam goraczkowo sie przeciw temu "wyjalowieniu" przeciwstawiac w pedzie do dorownywania zdrowemu spoleczenstwu.
cvbnm
 

samotność

Postprzez Sahara9 » 8 cze 2009, o 23:13

---------- 13:18 24.05.2009 ----------

(...) po zastanowieniu doszlam do wniosku ze to nawet ciekawe. dlaczego mam zyc za pomoca bodzcow z zewnatrz? reagowac na cos, co jest albo przyjemne albo przykre?
zastanowilo mnie co we mnie samej jest jakims glebokim pragnieniem, chceniem.
odwrocenie tego kierunku myslenia, w siebie, w mojej ocenie, bardzo mnie rozwinelo i zmienilo.


Tak tego nie potraktowałam, a faktycznie masz rację, cos w tym jest. Ja też czuję jakby coś się we mnie zmieniało. Pierwszy raz w zyciu nie cierpię z powodu odrzucenia i zdrady.Pierwszy raz w życiu zaczynam myślec o sobie, o tym, czego ja chcę,czego pragnę, nie w kontekscie mężczyzny, ale po prostu zycia. Wiem,że mam je jedno, jest gowniane, ale jest moje. Jest gówniane, bo źli ludzie je niszczą. Nie dlatego, że ja jestem zła. Nie chcę robić tego błędu, żeby znowu uzależniać swoje szczęscie od innych, od ich łaski i zainteresowania. Czy to jest po prostu tak, że kiedyś dojrzewamy do tego i zaczynamy wszystko wizieć inaczej?Niczym wisielec z tali Tarota...

Swojarogą, kółko różancowe zradzonych i porzuconych to świetny pomysł:)

---------- 23:13 08.06.2009 ----------

Nie mogę już tego znieść. Nie wiem czy mi ulży, gdy to napiszę, jednak piszę... Jestem samotna. Mam 33 lata, nie mam nikogo oprócz psa i rodziców. Gdy oni umrą nie będę miała żadnego powodu, by życ. Oni tak bardzo chcą, abym była szczęśliwa, też boją się,że zpstanę sam na sam ze swoją samotnością. Dużo o tym rozmyślam, moja depresja wraca. Zastanawiam się czy zdołam znaleźć w sobie tyle siły, aby życ dalej po ich śmierci, albo tyle odwagi, by się zabić? Wszyscy moi przyjaciele i znajomi mają domy, rodziny, dzieci. Ja nie mam z kim pojechać na wakacje. Chce mi się wyjść z domu i krzyczeć, błagać,żeby mnie ktoś kochał chociaż trochę.
Znowu zostałam zdradzona i porzucona, chociaż zaufałam po raz setny. Zawiodłam się. Teraz jestem sama w pokoju, patrzę w ścianę, obudziłam się i to zabolało. Chciałabym zasnąć już raz na zawsze.
Nie mogę już dłużej tak żyć.
Sahara9
 
Posty: 78
Dołączył(a): 3 lis 2008, o 16:12
Lokalizacja: pustynia

Postprzez lili » 9 cze 2009, o 08:59

ejze

jest nas tu duzo takich z podobnymi odczuciami, w podobnych sytuacjach i tez nam sie nie chce zyc i sily tez nie mamy ale zyc trzeba. Dopoki zycie trwa to jest nadzieja ze sie odmieni na lepsze!

ja tez jestem sama, nie mam nawet psa bo zostal z Rodzicami, nie mam rodzenstwa i przyjaciele tez sie wykruszyli bo maja swoje rodziny. Jezdze co i rusz na jakies wesela gdzie widze szczesliwe i zakochane pary a ja nie jestem szczesliwa ani zakochana. tez przezylam zdrade i tez cierpie. I nie powiem, jest ciezko. To trudny okres w moim zyciu, moze najtrudniejszy.

Ale cos we mnie krzyczy ze sie nie dam. Im bardziej zycie mi daje po dupie tym bardziej sie sprezam zeby udowodnic ze nie dam sie zlamac. Moze juz nie bede szczesliwa bo nie wiem jak to sie wszystko ulozy, czy poznam ta odpowiednia osobe i czy bede miala domek z ogrodkiem i dwoje dzieci i dobrego meza i to wszystko o czym marze. Ale przynajmniej sprobuje i sie nie dam. A jak sie nie uda to bede mogla powiedziec ze sprobowalam, ze sie staralam, ze nie czekalam na gwiazdke z nieba, ze dzialalam

trzymaj sie mocno i cieplo
i pisz tu do nas jak tego potrzebujesz

pozdrawiam

li
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Postprzez matylda » 9 cze 2009, o 20:39

Sahara9 napisał(a):Zawiodłam się. Teraz jestem sama w pokoju, patrzę w ścianę, obudziłam się i to zabolało. Chciałabym zasnąć już raz na zawsze.
Nie mogę już dłużej tak żyć.


Saharo!
Rozumiem Twoje zwątpienie, ale nie wolno się poddawać! Trzeba walczyć. Zawiodłaś się tyle razy i to na pewno boli. Ale pomyśl sobie, że jeszcze tyle dobrego przed Tobą, czego z całego serca Tobie życzę, ale trzeba próbować - do skutku...

Też jestem po trzydziestce, niejednokrotnie zostałam oszukana i zdradzona, nie mam ani faceta, ani psa, ani kota i nawet kwiaty mi więdną w domu ;) Niemniej, podobni jak Lili, mam wrażenie, że jeszcze coś dobrego mnie spotka w życiu. I wiem, że nie mogę się poddać, bo wtedy to przegapię!

Trzymaj się!
:pocieszacz:
Avatar użytkownika
matylda
 
Posty: 659
Dołączył(a): 6 lip 2007, o 17:54
Lokalizacja: nibylandia

śmierć

Postprzez Sahara9 » 20 cze 2009, o 23:43

Zaczynam myśleć o śmierci. Nie wytrzymam życia w pojedynkę, w samotności, każdego dnia jest gorzej. Nie wierzę już w nic, a bez tego czegoś nie potrafię życ.
Sahara9
 
Posty: 78
Dołączył(a): 3 lis 2008, o 16:12
Lokalizacja: pustynia

Postprzez lili » 20 cze 2009, o 23:48

co znaczy nie wytrzymam?
halo?
kto Ci wmówił, że życie ma tylko wartość jak obok jest jakiś samiec?
trochę dumy i godności :)

jeśli sobie nie radzisz to powinnaś pójść do psychologa, może do innego lekarza po jakieś leki poprawiające nastrój, ale jakieś takie głupie myśli o śmierci to naprawdę zostaw sobie na gorsze czasy

jest nas tu takich tabuny co to są same i cierpią i wspólnie jakoś dajemy radę więc pisz do nas a nie myśl o głupotach :paluszek:
Odwagi!!

li
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Postprzez matylda » 21 cze 2009, o 10:22

Lili ma rację, powinnaś udać się do psychologa, żeby zmienić sposób myślenia.
To nieprawda, że życie bez faceta obok jest nic niewarte. To nieprawda, że musisz czuć się beznadziejnie, kiedy jesteś sama.

Uwierz mi proszę, że można cieszyć się życiem nie tylko wtedy, kiedy jesteś w związku.

Konieczna jest zmiana sposobu myślenia. Wszystko, co musisz i bardzo chcesz (muszę mieć faceta, muszę z kimś być, muszę być w związku) wiąże się z jakąś presją. A to co wiąże się z presją daje tylko stres i zero przyjemności. Tak więc, zaakceptuj swoją samotność (jestem przekonana, że to stan chwilowy) i nawet nie zorientujesz się kiedy życie Ci się ułoży :)

:pocieszacz:
Avatar użytkownika
matylda
 
Posty: 659
Dołączył(a): 6 lip 2007, o 17:54
Lokalizacja: nibylandia

Następna strona

Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 457 gości

cron