Doceniam to, ze piszecie i wspomagacie dobrym slowem
piszecie, ze powinnam sie skupic na sobie, wydaje mi sie czasem, ze tak robie po chwili pojawia sie ta cholerna blokada...
Jeszcze kilka tygodni temu pisalam tutaj i odradzalam innym popelnienie samobojstwa, a niedawno te glupie mysli pojawily sie w mojej niemadrej glowce...
po prostu nie widze sensu, rozpoczelam niby leczenie ale teraz mam watpliwosci, ze kiedykolwiek bede sie czula lepiej. 30 lat tak zyje, nie chce takich kolejnych 30, po prostu nie radze sobie.
wypisalam na krtce 4 opcje dla siebie : smierc, rozwod, ucieczka do innego kraju, pozostawienie tego jak jest i rzadna opcja nie jest dobrym rozwiazaniem ani dla mnie ani dla synka... Maz widzial te kartke, nakrzyczal, zdenerwowal sie no bo jak ja tak moge myslec? dzis jakby przemyslal, pisal smsy, dzwonil, mowi, ze chce , zebysmy wszystko zaczeli od zera, taki nowy poczatek, z nadzieja, ze bedzie lepiej. Nie wiem...
Przypomnialo mi sie, ze jako nastolatka tez chcialam umrzec, ale balam sie narobic klopotu rodzicom, nie chcialam, zeby przez mnie cierpieli. Teraz mysle o synku, on jest jescze zbyt maly by pamietac i zrozumiec... Rodzice, trudno, jakos teraz daliby rade... Tak naprawde to nie wiem czy chce umrzec, wiem, ze ludzie, ktorzy chca to otym nie mowia tylko to robia. Ja tez dlugo milczalam. Chcialabym , zeby sie zmienilo na lepsze, ale tylko chciec nie wystarczy nie potrafie sie zmienic, ba nie potrafie zaakceptowac tego wszystkiego... Nie wiem czego juz chce od zycia... Big kropka