Dojrzeć do nowych perspektyw...

Problemy związane z depresją.

Postprzez woman » 26 maja 2009, o 08:59

Kasiorku, wielka to przyjemność czytać Twoje słowa :D
Z niecierpliwością czekam na więcej dobrych wieści.
Jesteś dzielna :kwiatek:
Avatar użytkownika
woman
 
Posty: 923
Dołączył(a): 26 sty 2009, o 21:12

Postprzez matylda » 26 maja 2009, o 09:15

kasiorek43 napisał(a):dużo pkanów i zmian szykuję. Uczę się na prawko i walczę z blokadami....

staram się nie poddawać...


:ok:
Tak trzymać!

I oczywiście czekam na dobre wieści :)
Avatar użytkownika
matylda
 
Posty: 659
Dołączył(a): 6 lip 2007, o 17:54
Lokalizacja: nibylandia

Postprzez Księżycowa » 8 cze 2009, o 15:13

Witam ponownie!

Mam dużo zaległości z tego, co widzę, ale postaram się je szybko nadrobić.

A co u mnie? Hmmm... przez ten czas dużo pozytywnego, ale niestety ostatnio i przykrego :( . Ogólnie rzecz biorąc dowiedaziałam się rzeczy, która zwaliła mnie z nóg. K ma nową dziewczynę. Rozpłakałam się jak tylko usłyszałam. Dosłownie przed chwilą. Nie wiem dlaczego tak zareagowałam. Zaczynam układać sobie życie bez niego, ale to mnie po prostu zraniło. Pomyśleć, że robi z nią to, co robił ze mną... Pocieszył się w rekordowym tempie a ja czuję się jak ostatnia szmata. Wierzyłam, że to, co było między nami, było wyjątkowe (przynajmniej wtedy) byłam pewna, że ten facet jest szczery i mu na mnie zależy, że jego słowa są prawdziwe... Czuję się po prostu zawiedziona, zraniona i skrzywdzona. Dałam mu tyle... Na ślepo zupełnie, czułam się tak bezpiecznie... Jak to jest, że teraz czuję do niego obrzydzenie a boli jak cholera? Do siebie też czuję obrzydzenie. Sypiałam z nim myślałam, że... Nie potrafię się nawet wysłowić? Czy dla niego to naprawdę nic nie znaczyło? Może jestem głupia, że się tym przejmuję a on się zabawia z inną panienką...

Zaczynałam już planować. Zacząć prawko i szkołę od września. Szybko wyremontować pokój, miałam tyle powera w sobie... W jedej chwili czuję się gorzej niż fatalnie. Kim ja musiałam być dla niego, że tak to załatwił? Ile ja dla niego znaczyłam? Teraz z dystansu widzę, że chodziło mu tylko o seks. Ze mną pierwszą spał. On ma 27 lat musiał na kimś ,,potrenować". Na kim, jak nie na kimś takim jak ja? Czuję się jak niczego nie warta ściera. Chyba tylko do tego ludziom służę... Do pomiatania i niczego więcej. Wybaczcie, że po takiej przerwie, nie napisałam zbyt wiele pozytywnego... ale to jest ponad moje siły.... Jak on mógł? Jakim ja muszę być zerem, że tak postąpił... Nie wiem, czy nienawidzę siebie bardziej za to, że z nim sypiałam czy jego za to, co zrobił. Nie potrafię opisać jak się czuję, ale wiem, że jeżeli uda mi się z tego jakoś otrząsnąć, to nie będę potrafiła z nikim się związać, zaufać... Każdy mówi, że młoda jesteś i zmienisz zdanie, ale to nie o to chodzi. Ja już po prostu nie potrafię zaufać facetowi.
Księżycowa
 

Postprzez Abssinth » 8 cze 2009, o 15:28

Jakim ja muszę być zerem, że tak postąpił


Kasiorku kochana!

nie, nie i jeszcze raz nie!

jakim ON musi byc zerem, ze tak postapil!!!!

bo tym wlasnie jest, Ty przeciez nic mu zlego nie zrobilas, to on sie zachowuje jak ostatnia szmata, puszczajac sie na prawo i lewo...

Ty jestes calkowicie czysta tutaj - spalas z nim, bo go kochalas, bo ufalas, bo chcialas byc blisko...a on to totalnie spierniczyl...
gdzie Ty tu widzisz swoja wine?

sciskam..
(i przepraszam, ze tak krzycze troszke na Ciebie, ale nie mozesz sie winic za to, co robi ktos inny...i to jeszcze w taki chamski sposob! )

no po prostu - nie mozesz....
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Księżycowa » 8 cze 2009, o 16:34

Kochana Abs domyślam się, że jest we mnie wiele emocji i pewnie dlatego tak, ale mnie też zdarzyło się robić mu sceny, których też pewnie miał dość. Z tym, że ja go nie obrażałam i nie poniżałam. Nie wmawiałam rzeczy, których nie robił, tylko z drugiej strony na swój sposób musiał mnie kochać, jeżeli robił takie niespodzianki... z resztą... może chciał zamydlić mi oczy? Nie chce mi się w to wierzyć. Nie ma sensu gdybać, choc przyznam chciałabym wiedzieć co nim wtedy kierowało... Załamuje mnie to jak podeptał to, co nas łączyło. Nie potrafię tego wszystkiego zrozumieć, nie mieści mi się to w głowie. Mam wrażenie jakbym była wszystkiemu winna, jakby on teraz znalazł sobie kogoś normalnego, bez problemów, bez kłopotu.

Z jeszcze innej perspektywy patrząc, skłóciłam się przez niego prawie z całą rodziną. Ciągle ktoś mu się nie podobał, w każdym widział problem, prawie kazał mi wybierać między nim a rodziną. Siostra ostatnio mi to powiedziała. Mama z kolei stwierdziła, że bez niego jestem zupełnie inna. Tylko teraz czuję się jakby to on miał rację. Dlaczego? Miał pretensje, wtrącał się. Czy dla innej dziewczyny będzide dobry, czy ja na to nie zasługiwałam i doprowadziłam go do tego wszystkiego? Gdzie tu jest prawda? Kim ja jestem? Co zepsułam?

Nie mam teraz przyjacół, nigdzie nie wychodzę, zrezygnowałam dla niego. Zostali nieliczni. Czuję się samotna, podeptana i przegrana.
Księżycowa
 

Postprzez Abssinth » 8 cze 2009, o 16:58

Kasiorku...to, co mialas w zwiazku z tym facetem, to manipulacja z jego strony. Nie milosc, bo milosc nas uskrzydla, milosc jeste wtedy, kiedy druga ososba pomaga nam stac sie lepszymi...nie wtedy, kiedy tracimy wszystkich przyajciol, kiedy czujemy sie jak nic, kiedy zostajemy skloceni ze wszystkimi, ktorzy nas kochaja....

http://f.kafeteria.pl/temat.php?id_p=3956146

wejdz tam...przeczytaj tylko pierwsze dwa wpisy.

czy nie tak wygladal Twoj zwiazek?

facet Cie tak zmanipulowal, ze nawet po tym, jak teraz, po raz ostatni, potraktowal Cie jak nic - Ty dalej myslisz, ze to mogla byc Twoja wina.


dla innej dziewczyny....pamietasz, jak na poczatku byl dla Ciebie dobry? dla innej NA POCZATKU tez bedzie dobry. a pozniej pokaze swoje prawdziwe oblicze. I nastepna dziewczyna sie bedzie przez niego tak wlasnie czula, jak Ty teraz.

mi juz tej dziewczyny szkoda...ona jeszcze nie wie, w jakie G...o sie pakuje.

przytulam mocno,
A.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Księżycowa » 8 cze 2009, o 17:41

Były momenty, kiedy zachowywał się podobnie. Takim sposobem rozwalił sobie myszkę od komputera a mi złamał kartę od tel. Z resztą sam komputer już prawie był w powietrzu. Trzaskanie pięściami w ściany, rzucanie telefonem o podłogę. Dobrze zgadza się. Dlaczego myślę, że to moja wina? Już było dobrze i już o nim nie myślałam. A poczucie winy ściągnęła ze mnie trochę Pani Psycholog tłumacząc, że każdy odpowiada za swoje czyny. Pomogło, dlaczego teraz to nie przemawia mi do rozsądku? Z powodu szoku, nowych i niespodziewanych okolicznośći?

Zastanawia mnie jedno. Jeśli jest tak, jak pisze w tym artykule, to skąd coś takiego się bierze? Na pierwszy rzut oceniłłabym to jako charakter, ale jestm w tym nieco głębiej (i chyba nie tylko ja) i nie rozumiem skąd się bierze to paskudztwo. Genetyka, wychowanie? Ojca miał okropnego podobno. Zamykał matkę w domu, wyzywał, traktował jak sprzęt domowy. K więc nie znał innego traktowania kobiety. I największy znak zapytania w zdaniu, że osoba, która się znęca uważa się za ofiarę. Chciałabym bardzo to rozumieć i przestać czuć się winną... Nie chodzi mi tu o usprawiedliwianie go, ale to takie moje indywidualne przemyślenia i nie wiem czy takiego osobnika żałować, czy potępiać, jeżeli miałabym oceniać.

Staram się nie nakręcać, tłumaczyć sobie i nie rezygnować z planów szkoły i studiów we Wrocławiu. Jest mi potwornie ciężko i przyznam, że chciałabym mieć komu wypłakać się na ramieniu. Jest siostra, ale w pracy, zadzwoniła jednak do mnie. Potrzebuję drugiej osoby, byłoby mi łatwiej. Nie przywykłam do wypłakiwania się publicznie, ale teraz tego aż potrzebuję.

Staram się nie być przeciw sobie, traktować inaczej za wszelką cenę, chociaż o tyle jestem silniejsza, to zawsze jakiś fundament. Ale tamten rozdział chciałabym wykreślić ze swojego życia, żeby nic nie pamiętać.
Księżycowa
 

Postprzez Abssinth » 8 cze 2009, o 18:21

widzisz...ciezkie doswiadczenia w domu ksztaltuja taka osobowosc.

niektorzy z tego 'wyrastaja' - chca byc zdrowymi, odpowiedzialnymi ludzmi.

niektorzy nie.
i dziala to na prostej zasadzie:
ojciec traktowal tak matke, matka sie nie sprzeciwiala, nie odeszla od niego, ojciec mial co chcial, rzadzil wszystkimi - wiec pewnie taki jest najlepszy sposob na dzialanie, zebym teraz ja osiagnal wszystko co chce.

(duzo jeszcze dodatkowych warstw w tym jest, i wieksszosc nieswiadoma...ale taka jest baza).

i tak, taka osoba bedzie sie uwazac za ofiare....bo przeciez zagroziloby to jemu samemu, gdyby pomyslal, ze cos zle zrobil...nie, najlepszym wyjasnieniem jest - bo ja tak musialem, bo ona/on/oni mnie spowokowali, bo caly swiat jest przeciw mnie, to ja musze sie odegrac, musze uprz\edzic, znim ktos mnie wyroluje, to ja musze wyrolowac jego...

on musi zrzucic na kogos wine, zeby nie musiec jej czuc.

to sie dzieje za pomoca manipulacji, zakrzykiwania...

jesli taki manipulator spotka na swej drodze wrazliwa istotke jak Ty - to ma zadanie ulatwione.

i tak, kazdy odpowiada za swoje czyny...tylko dlaczego Tobie sie tu wkreca poczucie winy? co zlego mu zrobilas? bylas duzo smutna i zdolowana? czy to powod, zeby kogos obrazac, wysmiewac i upokarzac? bo chcialas walczyc o to, co sie w kazdym zwiazku nalezy, czyli szacunek i bliskosc? chcialas rozmawiac i wyjasniac sprawy? czy to jest taka zbrodnia, zeby kogos straszyc, rzucac komorka, nekac?

teraz jest czas dla Ciebie, Kasiorku.
na zajecie sie Soba - na szkole, na uwierzenie w siebie w koncu, na swoj rozwoj, na pokochanie siebie...

bedzie lepiej.
wierz mi - przeszlam przez podobny zwiazek.poszukaj moich wczesniejszych tematow...w jednym opisalam pare przykladow, jak moj byly mnie potraktowal.
ja z tego wyszlam.
wiele innych kobiet z tego wyszlo - na tamtym forum sa ich cale historie.
kobiety potrafia byc z takim *piiii* przez 20, 30 lat....i obudzic sie dopiero w momencie, kiedy jeden czy drugi taki wysle je do szpitala z polamanymi konczynami czy peknieta watroba.

naprawde.
moglo sie tak skonczyc i u Ciebie - bo agresja...zaczyna sie od rzucania przedmiotami, niszczenia ich...potem przedmioty nie wystarcza i sie taki schwarzenegger domowej roboty zabiera za partnerke...

ja sie bardzo ciesze - dla Ciebie - ze on sobie znalazl nowy worek treningowy.naprawde.

bedziesz teraz cierpiec - ale moze to wlasnie Cie ratuje przed reszta zycia z kims takim..
..popatrz na watek Bianki...stracila dziecko...i jej maz sie na nia rzucil...a podobno sie leczyl na agresje...tez chcialabys takiego meza? naprawde?

(przepraszam Bianke, ze jej watek wykorzystuje...ale czuje, ze tu trzeba...)

kasiorku - glowa do gory.
dasz rade.
bedzie bolec, ale przestanie.
i bedziesz silniejsza potem.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez flinka » 8 cze 2009, o 21:08

Czytając Twoje wpisy znajduję w nich cząstkę emocji, które sama przeżywałam. I wiem jakie to trudne i że potrzeba czasu, by to wszystko sobie poukładać (ja jeszcze wciąż nad tym pracuję).

Wiesz Kasiorku kiedy mój związek się skończył, nie czułam się wcale tak źle. A wręcz przez jakiś czas zadziwiająco dobrze. A to dlatego, że mogłam wreszcie trochę bardziej zadbać o siebie i równocześnie żyłam nadzieją, bardzo silną nadzieją, że oboje się zmienimy, wrócimy do siebie i zbudujemy lepszy, bliższy związek. I tak sobie myślę, że może byłaś do tej pory na podobnym etapie - wprowadzania w swoim etapie zmian, ale cały czas z myślą o nim. I tak, byś w sobie w tym jeszcze pobyła, gdyby nie to, że się dowiedziałaś, że on nie czeka tak jak Ty. I stąd Twój ból i zagubienie. Czy to co piszę ma dla Ciebie sens? Czy przeżywasz to inaczej?

Wiesz Kochanie problem polega na tym, że Ty mogłabyś się zmieniać, rozwijać, a on prawdopodobnie stałby w miejscu i rosłaby między Wami tylko coraz większa przepaść.

Był długi czas kiedy tak jak Ty z jednej strony wiedziałam, że mój związek nie ma sensu, że mężczyzna, z którym byłam nie zaspokoi moich potrzeb, ale z drugiej strony czułam, że może gdybym była inna, gdybym coś zmieniła w sobie, itp. Wiesz nieraz sobie powtarzałam, że gdybym np. była silniejsza to nasz związek, by przetrwał, i o paradoksie, gdybym była pewną siebie i silną kobietą to ja sama nie miałabym potrzeby być w tym związku. Trudna jest takie rozdarcie między tym co się wie (rozumowo), a tym co się czuje.

Jakiś czas temu oglądając film, usłyszałam zdanie brzmiące mniej więcej tak: "Boję się stracić to co mieliśmy". Pomyślałam co za absurd, bo jak można utracić przeszłość, prawda? I wtedy uświadomiłam sobie, że to zdanie jest w gruncie rzeczy bardzo moje.

Na pierwszy rzut oceniłłabym to jako charakter, ale jestm w tym nieco głębiej (i chyba nie tylko ja) i nie rozumiem skąd się bierze to paskudztwo. Genetyka, wychowanie? Ojca miał okropnego podobno. Zamykał matkę w domu, wyzywał, traktował jak sprzęt domowy. K więc nie znał innego traktowania kobiety. I największy znak zapytania w zdaniu, że osoba, która się znęca uważa się za ofiarę. Chciałabym bardzo to rozumieć i przestać czuć się winną...

Dlaczego przyczynę jego zachowania jest związana z Twoim poczuciem winy? Jaka odpowiedź mogłaby Cię od niego wyzwolić? Czy koniecznie musisz go potępiać albo żałować? Może jest tak, że potrzebujesz się na niego powściekać, czasami łatwiej wtedy osiągnąć spokój i wtedy spojrzeć na niego bez emocji (bez załowania go czy potępiania).

Przytulam Cię mocno
i płacz jeśli potrzebujesz, nie krępuj się tego.
I pamiętaj, że owszem to trudne, ale z czasem jest łatwiej.
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez limonka » 9 cze 2009, o 03:19

witam kasiorku,

twoja reakcja na wiadomosc ze twoj eks ma dziewczyne byla/jest zupelnie naturalna...ja jak zobaczylam bylego z nowa laska wypilam na raz szklanke wodki i wypalilam paczke paierosow :shock: potrzeba ci po prostu czasu...skup sie na swoich celach, marzeniach!!!:):) nie rozpatruj co bylo...a juz w zadnym wypadku nie czuj sie zle z tego powodu ze z nim spalas... w koncy byliscie para...takie zycie pary sie rozchodza ...trudno przewidziec..trzymam kciuki!!!!
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Postprzez Księżycowa » 17 cze 2009, o 23:35

---------- 10:56 09.06.2009 ----------

Absinnith coś w tym jest, bo dzięki tej własnie informacji udało mi się w końcu podrzeć jego zdjęcia. Nie potrafiłam tego długo zrobić, bo wciąż na niego czekałam i miałam nadzieję. Może ta wiadomość jest kopniakiem po to, żeby go znienawidzić za to, że tak szybko mnie zastąpił, że byłam dla niego tak niewiele warta i uświadomić sobie, że z tym człowiekiem już bym nie chciała być choćby stanął na rzęsach. Skrzywdził mnie i pokazał ile dla niego znaczyłam i to, co było między nami również.
Napewno nie wdepnę już w nic podobnego, bo w nic już nie chcewchodzić. Nie wyobrażam sobie od nowa kogoś poznawać i potem znów się rozczarować. Nie chcę już zaufać żadnemu z nich. Zauważyłam, że bardziej trzeźwo myślę gdy jestem sama, więc może chociaż wyleczyłabym się z chorej miłości, bo tylko taką potrafię tworzyć. Nie chcę więc tworzyć nic, żeby nie ranić siebie i drugiej osoby, bo chyba w jakimś stopniu też go zraniłam, z resztą zaczynam zastanawiać się czy on miał kiedykolwiek jakieś uczucia, czy przedmiotowe podejście do życia.

Flinko ma sens, to, co napisałaś jak najbardziej. Właśnie uświadomiłam sobie, że nawet jeśli planowałam i układałam życie bez niego, to i tak miałam nadzieję i czekałam. Miał przecież się odezwać a potraktował mnie jak nic. Tyle znaczyło dla niego to, co było między nami. A tyle mówił, jak to nie chce bym go skmrzywdziła, zdradziła, płakał jak dziecko i błagał mnie. Manipulacja aż tak? Ja nie potrafię tak się rozpłakać... Starał się, robił prezenty, zaskakiwał mnie, mówił jak to bardzo mnie kocha, jaka dla niego jestem wyjątkowa i to, co jest między nami. Pokazywał i starał się. Zaufałam mu, mogłam mu wszystko powiedzieć, był najbliższą mi osobą.

Nie miał prawa tak mnie traktować za zły nastrój i problemy, ale ja zdaję sobie sprawę, że oczekiwałam od niego zbyt wiele, nie wiem tylko czego, mógł mieć dość i zgadzam się z tym, ale ja chciałam rozmawiać. Mógł iść ze mną do Lekarza, żeby to zrozumieć i ułatwić nam poroziumienie i nie poszedł.

W każdym razie jest mi przykro, że tyle właśnie to wszystko dla niego znaczyło. Myślę, że chodziło mu o jedno. Teraz może sobie pooszaleć.

Nie wiem co uwolni mnie od poczucia winy. Musiałabym przestać wierzyć, że to ja i moje zachowanie spowodowane własnymi problemami, nie było jedynym powodem tego wszystkiego. Staram się sobie to jakoś tłumaczyć. Przecież kazdy człowiek ma swoje wartości i sposób bycia prawda? Ma obowiązek panować nad sobą i swoimi nerwami. On mówił mi, że jestem dla niego ciężarem, że to przeze mnie. A kiedy nie odbierałam tel. mówił, że miu zalezy. Nawet po tym jak wyrzyciłam go z domu, gdy obraził mojego ojca zadzwonił i to był ostatni raz...


Tak limonko byliśmy parą, ale myślałam, że to naprawdę coś trwałego. Nie pomyślałabym nigdy, że tak może się stać, nigdy. Nie wyglądal na takiego chłopaka. Po pół roku było nadal dobrze, więc pomyślałam, że jest dobrze, że jemu mogę ufać i nagle wszystko zaczęo się rozsypywać. Dla mnie sypianie ze sobą to bardzo wiele. Dałam mu przecież część siebie. A on tak po prostu po 2 mies. zamienił to na coś innego. Sam snuł pklany dla nas i teraz okazało się jak bardzo mu zależało. Gdyby myślał o nas tak poważnie jak mówił, zawalczyłby o ten związek.

Wszystko robiliśmy wspólnie, był częścią mojego życia, to trudne...
Ale jedynym wyjściem jest wykorzystać tą przestrzeń dla siebie samej faktycznie. Starać się nie rozpracowywać jego zachowania, zająć swoim życiem, na co przy nim nie miałam czasu. Jakoś tylczko czuję, że to on jest górą a ja na to zasłużyłam poprzez swoje błędy. Czuję jakbym ja to wszystko zepsuła, może dlatego, że mi wmawiał...

Będę się starać tym razem nie stracić siebie. Chciałabym tylko na ten czas przestać czuć. Pewnie było by łatwiej...
Dziękuję, że jesteście ze mną.

---------- 18:11 11.06.2009 ----------

Czuję się lżej, na myśl o nim czuję obrzydzenie. Nie potrafiłabym już z nim być. Im bardziej z dystansu na to patrzę widzę jak sprytnie od samego początku mną manipulował. Udawał biednego, pokrzywdzonego przez życie. Obrażonego na cały świat i na rodziców a przecież oni jakcy są tacy są należy ich szanować. Ja zdałam siobie sprawę, że mój ojciec ma problem i sam cierpi. Nie będę go nienawidzić, choć on nie wie jak mnie skrzywdził wiem, że mnie bardzo kocha. Stara mi się pomagać. Teraz może jest też inaczej, bo jestem dorosła, pracuję i sama o sobie decyuduję, ale wiem, że zawsze chciał dla mnie dobrze. Gdy tego jeszcze nie rozumiałam K przekonał mnie, że mój ojciec zasługuje tylko na potępienie i nienawiść a to nie prawda. Gdyby nie moja psychoterapia, nie zrozumiałabym ojca. Dlatego sprzeciwiłam się K. Widzę, że chciał mnie od wszystkich odwrócić. Dobrze się stało, że już go w moim życiu nie ma. Czuję się lżej, swobodniej i spokojniej.
Zrozumiałam teraz jak bardzo kocham swoich rodziców i jacy są dla mnie ważni. Żałuję, że tak ich skrzywdziłam. Nie potrafię przeprosić, po prostu nie potrafię, jest mi wstyd. Postaram się chociaż zmienić.
Mam zamiar zająć się swoimi planami i uporzątkować haos jaki i wylizać się z ran jakie K mi zadał. Pomyślę o sobie i ułożę sobie życie na nowo. Mam nadzieję, że tym razem będę mądrzejsza.

---------- 23:26 17.06.2009 ----------

Postawnowiłam napisać tutaj, bo chcę tamten wątek pozostawić całkowicie pozytywnym i nowym, odłączonym od tamtej przykrej rzeczywistości.

Nie riozumiem mojej rodziny. Dlaczego moja siostra zadzwoniła do K w sprawie jakiegoś tam zamka, jeżeli dobrze wiedziała co wyprawiał, jak wyraził się o naszym ojcu, jak mnie przeciw nim nastawiał, jak krytykował naszą rodzinę. Gdyby sytuacja była odwrotna, to ja do takiego dupka, jako siostra, nie odezwałabym się po tym jak potraktował moich bliskich. Po prostu nie zrobiłabym tego, bo nie miałabym już i nie mam dla takiej osoby szacunku, tymbardziej, że wszystkich nas właściwie potraktował jak jedno wielkie nic.

Najpierw sama na niego gadała, że sam o sobie poświadczył, że dupek itp. a teraz sama się do niego zwróciła. Może jeszcze na kawe i ciastko go zaprosi i powie, że nic się nie stało.
On miał się do niej odezwać i ją olał, pokazał jak nas traktuje. A matka na mnie zła, że się wkurzyłam, nie odzywa się do mnie. Zapytałam ją dlaczego odezwała się siora do zwykłego prostaka, który nie miał do nich żadnego szacunku. O sobie już nawet nie wspominam, bo ja w życiu bym z nim nawet nie rozmawiała.
Czy ja naprawdę jestem dla nich tak niewiele warta, że o byle błahostke zwróciła się do niego, jakby nie mogła gdzie indziej? Co z tego, że on ma wejścia, jak jest cham.

Dlaczego ludzie nie mają swojego honoru. Proszę poradźcie mi coś i eytłumaczcie to, bo czuję się zdradzona i wystawiona przez bliskich. Przykro mi :(

---------- 23:35 ----------

Muszę się od nich odciąć. Myślałam, że mam rodzinę, która będzie ze mną a mój brat mi teraz nawet nie uwierzył, że K ich w mojej obecności obrażał. Dlaczego on jest czysty. Dlaczego ta parszywa gnida (przepraszam za określenie, bo nnego nie znam) ma ich za sobą? Przecież widziekli co się działo. Może powinnam im powiedzieć jak mną szarpnął i wyzwał od dziwki, jak chciał wyrzucić z domu. Też powiedzą, że sobie zasłużyłam? Tym razem nie uwierzę. Pomóżcie mi, proszę. Dlaczego bliscy są przeciw mnie. Dlaczego niszczą to, co ja buduje...? :cry: :cry: :cry:
Księżycowa
 

Postprzez tenia554 » 18 cze 2009, o 10:16

Kasiorku,na początek to wylej tyle łez ile potrzebujesz.Nie ty pierwsza i nie ostatnia natrafiłaś na takiego dupka.Wiem,że cierpisz i przytulam Cię z całego serca :pocieszacz: .Wiem też ,że żadne logiczne myślenie nie wchodzi w grę ,gdyż ból jest silniejszy.Ale posłuchaj weteranki ,która już wszystkie łzy wylała ,emocje już nią nie rządzą i widzi to czego ty obecnie nie dostrzegasz.Proponuje,abyś wypisała sobie na kartce jego cechy które najbardziej Cię bolały,dużymi literami ,wywiesiła kartkę w ciągle widocznym miejscu i zadawała sobie pytanie ''czy ja mogłabym spędzić z takim człowiekiem życie ''.Albo ,nie chcem z nim być bo.W miarę upływu czasu emocje się osłabią,a ty zdobędziesz punkt na szacunek dla siebie.Będziesz wiedziała,że żadnemu mężczyżnie nie wolno Ciebie krzywdzić,będziesz wiedziała że umiesz dokonywać wyboru dla własnego dobra.Jesteś kimś wyjątkowym i trzeba na Ciebie zasłużyć.A komu się wydaje,że jest inaczej niech idzie ''w diabły''.Potrafisz kochać i zasługujesz na miłość.Nie staraj się zrozumieć sensu zadawanych sobie pytań,bo teraz nie znajdziesz na nie odpowiedzi.Teraz to ty jesteś najważniejsza,nie ponosisz winy za nikogo.Teraz rozpieszczaj i dbaj o siebie ,przeciesz potrafisz kochać .Więc zacznij kochać siebie. :buziaki:
Avatar użytkownika
tenia554
 
Posty: 1291
Dołączył(a): 29 mar 2008, o 13:02
Lokalizacja: wrocław

Postprzez Księżycowa » 18 cze 2009, o 11:32

Teniu ja za żadne skarby świata nie chciałabym już z nim być, nie czuję do niego nic. Nie rozumiem tylko dlaczego moja siostra to zrobiła... Najpierw sama się wypowiadała o nim a potem zwróciła się o pomoc, to jest bez sensu. Nie chodzi mi tu o niego, tylko bardziej o to, co czuję teraz w stosunku do matki, siostry i brata. Czuję się jakby mnie zdradzili, wybrali jego mimo, że wiedzieli co mówił i robił. Tego nie rozumiem i z tym jest mi ciężko... Muszę sama o siebie zadbać, masz rację. Nigdy nie będę się łudzić, że mogę na nich polegać, że są szczerzy. Dlaczego ona nie ma swojego honoru? Odezwała się do idioty, który obraził nas wszystkich po kolei, miał i ma nas za nic. Nie rozumiem jej postępowania i chciałabym zrozumieć dlaczego to zrobiła. Dlaczego nie ma dla niej znaczenia jak mnie potraktował. Pewnie dlatego, że ja dla niej nic nie znaczę.
Księżycowa
 

Postprzez Szafirowa » 18 cze 2009, o 11:44

Kasiorku,
A może bez zbędnego umartwiania się i doszukiwania sensu w czyimś zachowaniu i słowach ... powiesz swojej rodzinie, rodzicom i bliskim Ci osobom, że nie życzysz sobie, żeby kontaktowali się z K. ponieważ bardzo Cię to rani i sprawia Ci ogromną przykrość.
I prosisz ich aby Twoją prośbę uszanowali.

Może to by pomogło ?
Uświadomiło im Twoje odczucia ?
Avatar użytkownika
Szafirowa
 
Posty: 774
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 22:30
Lokalizacja: Wro

Postprzez Księżycowa » 18 cze 2009, o 11:53

Mówiłam im... Mój brat zaśmiał mi się w twarz. Sytuacja wygląda tak jakby siostra już wcześniej się z nim kontaktowała.
Ja nie miałabym pretensji, gdyby ten związek był normalny wcześniej K tak się nie zachowywał i nie poniżał naszej całej rodziny. Mi było przykro, bolały mnie jego słowa. Mniej w stosunku do mnie, ale bardziej właśnie jak mówił o nich, bo to moi bliscy. Broniłam ich i wyrzuciłam go z domu, gdy przesadził jak mówił o ojcu, naprawdę przegiął. Siostra o tym wiedziała, wiedziała jaki był dla mnie a teraz on jest w porządku a ja i moje uczucia i prośby jak zawsze daleko w tyle. Czujęn się z ich strony kompletnie nie ważna. Z resztą wydaje mi się, że w tej sytuacji nie powinnam ich nawet prosić, by się z nim nie kontaktowali. Ja bym się sama nie odezwała do takiego człowieka. Nie wiem co nią kierowało, ale wiem przynajmniej, że nie liczę się dla nich wcale.
Księżycowa
 

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 486 gości

cron