---------- 10:56 09.06.2009 ----------
Absinnith coś w tym jest, bo dzięki tej własnie informacji udało mi się w końcu podrzeć jego zdjęcia. Nie potrafiłam tego długo zrobić, bo wciąż na niego czekałam i miałam nadzieję. Może ta wiadomość jest kopniakiem po to, żeby go znienawidzić za to, że tak szybko mnie zastąpił, że byłam dla niego tak niewiele warta i uświadomić sobie, że z tym człowiekiem już bym nie chciała być choćby stanął na rzęsach. Skrzywdził mnie i pokazał ile dla niego znaczyłam i to, co było między nami również.
Napewno nie wdepnę już w nic podobnego, bo w nic już nie chcewchodzić. Nie wyobrażam sobie od nowa kogoś poznawać i potem znów się rozczarować. Nie chcę już zaufać żadnemu z nich. Zauważyłam, że bardziej trzeźwo myślę gdy jestem sama, więc może chociaż wyleczyłabym się z chorej miłości, bo tylko taką potrafię tworzyć. Nie chcę więc tworzyć nic, żeby nie ranić siebie i drugiej osoby, bo chyba w jakimś stopniu też go zraniłam, z resztą zaczynam zastanawiać się czy on miał kiedykolwiek jakieś uczucia, czy przedmiotowe podejście do życia.
Flinko ma sens, to, co napisałaś jak najbardziej. Właśnie uświadomiłam sobie, że nawet jeśli planowałam i układałam życie bez niego, to i tak miałam nadzieję i czekałam. Miał przecież się odezwać a potraktował mnie jak nic. Tyle znaczyło dla niego to, co było między nami. A tyle mówił, jak to nie chce bym go skmrzywdziła, zdradziła, płakał jak dziecko i błagał mnie. Manipulacja aż tak? Ja nie potrafię tak się rozpłakać... Starał się, robił prezenty, zaskakiwał mnie, mówił jak to bardzo mnie kocha, jaka dla niego jestem wyjątkowa i to, co jest między nami. Pokazywał i starał się. Zaufałam mu, mogłam mu wszystko powiedzieć, był najbliższą mi osobą.
Nie miał prawa tak mnie traktować za zły nastrój i problemy, ale ja zdaję sobie sprawę, że oczekiwałam od niego zbyt wiele, nie wiem tylko czego, mógł mieć dość i zgadzam się z tym, ale ja chciałam rozmawiać. Mógł iść ze mną do Lekarza, żeby to zrozumieć i ułatwić nam poroziumienie i nie poszedł.
W każdym razie jest mi przykro, że tyle właśnie to wszystko dla niego znaczyło. Myślę, że chodziło mu o jedno. Teraz może sobie pooszaleć.
Nie wiem co uwolni mnie od poczucia winy. Musiałabym przestać wierzyć, że to ja i moje zachowanie spowodowane własnymi problemami, nie było jedynym powodem tego wszystkiego. Staram się sobie to jakoś tłumaczyć. Przecież kazdy człowiek ma swoje wartości i sposób bycia prawda? Ma obowiązek panować nad sobą i swoimi nerwami. On mówił mi, że jestem dla niego ciężarem, że to przeze mnie. A kiedy nie odbierałam tel. mówił, że miu zalezy. Nawet po tym jak wyrzyciłam go z domu, gdy obraził mojego ojca zadzwonił i to był ostatni raz...
Tak limonko byliśmy parą, ale myślałam, że to naprawdę coś trwałego. Nie pomyślałabym nigdy, że tak może się stać, nigdy. Nie wyglądal na takiego chłopaka. Po pół roku było nadal dobrze, więc pomyślałam, że jest dobrze, że jemu mogę ufać i nagle wszystko zaczęo się rozsypywać. Dla mnie sypianie ze sobą to bardzo wiele. Dałam mu przecież część siebie. A on tak po prostu po 2 mies. zamienił to na coś innego. Sam snuł pklany dla nas i teraz okazało się jak bardzo mu zależało. Gdyby myślał o nas tak poważnie jak mówił, zawalczyłby o ten związek.
Wszystko robiliśmy wspólnie, był częścią mojego życia, to trudne...
Ale jedynym wyjściem jest wykorzystać tą przestrzeń dla siebie samej faktycznie. Starać się nie rozpracowywać jego zachowania, zająć swoim życiem, na co przy nim nie miałam czasu. Jakoś tylczko czuję, że to on jest górą a ja na to zasłużyłam poprzez swoje błędy. Czuję jakbym ja to wszystko zepsuła, może dlatego, że mi wmawiał...
Będę się starać tym razem nie stracić siebie. Chciałabym tylko na ten czas przestać czuć. Pewnie było by łatwiej...
Dziękuję, że jesteście ze mną.
---------- 18:11 11.06.2009 ----------
Czuję się lżej, na myśl o nim czuję obrzydzenie. Nie potrafiłabym już z nim być. Im bardziej z dystansu na to patrzę widzę jak sprytnie od samego początku mną manipulował. Udawał biednego, pokrzywdzonego przez życie. Obrażonego na cały świat i na rodziców a przecież oni jakcy są tacy są należy ich szanować. Ja zdałam siobie sprawę, że mój ojciec ma problem i sam cierpi. Nie będę go nienawidzić, choć on nie wie jak mnie skrzywdził wiem, że mnie bardzo kocha. Stara mi się pomagać. Teraz może jest też inaczej, bo jestem dorosła, pracuję i sama o sobie decyuduję, ale wiem, że zawsze chciał dla mnie dobrze. Gdy tego jeszcze nie rozumiałam K przekonał mnie, że mój ojciec zasługuje tylko na potępienie i nienawiść a to nie prawda. Gdyby nie moja psychoterapia, nie zrozumiałabym ojca. Dlatego sprzeciwiłam się K. Widzę, że chciał mnie od wszystkich odwrócić. Dobrze się stało, że już go w moim życiu nie ma. Czuję się lżej, swobodniej i spokojniej.
Zrozumiałam teraz jak bardzo kocham swoich rodziców i jacy są dla mnie ważni. Żałuję, że tak ich skrzywdziłam. Nie potrafię przeprosić, po prostu nie potrafię, jest mi wstyd. Postaram się chociaż zmienić.
Mam zamiar zająć się swoimi planami i uporzątkować haos jaki i wylizać się z ran jakie K mi zadał. Pomyślę o sobie i ułożę sobie życie na nowo. Mam nadzieję, że tym razem będę mądrzejsza.
---------- 23:26 17.06.2009 ----------
Postawnowiłam napisać tutaj, bo chcę tamten wątek pozostawić całkowicie pozytywnym i nowym, odłączonym od tamtej przykrej rzeczywistości.
Nie riozumiem mojej rodziny. Dlaczego moja siostra zadzwoniła do K w sprawie jakiegoś tam zamka, jeżeli dobrze wiedziała co wyprawiał, jak wyraził się o naszym ojcu, jak mnie przeciw nim nastawiał, jak krytykował naszą rodzinę. Gdyby sytuacja była odwrotna, to ja do takiego dupka, jako siostra, nie odezwałabym się po tym jak potraktował moich bliskich. Po prostu nie zrobiłabym tego, bo nie miałabym już i nie mam dla takiej osoby szacunku, tymbardziej, że wszystkich nas właściwie potraktował jak jedno wielkie nic.
Najpierw sama na niego gadała, że sam o sobie poświadczył, że dupek itp. a teraz sama się do niego zwróciła. Może jeszcze na kawe i ciastko go zaprosi i powie, że nic się nie stało.
On miał się do niej odezwać i ją olał, pokazał jak nas traktuje. A matka na mnie zła, że się wkurzyłam, nie odzywa się do mnie. Zapytałam ją dlaczego odezwała się siora do zwykłego prostaka, który nie miał do nich żadnego szacunku. O sobie już nawet nie wspominam, bo ja w życiu bym z nim nawet nie rozmawiała.
Czy ja naprawdę jestem dla nich tak niewiele warta, że o byle błahostke zwróciła się do niego, jakby nie mogła gdzie indziej? Co z tego, że on ma wejścia, jak jest cham.
Dlaczego ludzie nie mają swojego honoru. Proszę poradźcie mi coś i eytłumaczcie to, bo czuję się zdradzona i wystawiona przez bliskich. Przykro mi
---------- 23:35 ----------
Muszę się od nich odciąć. Myślałam, że mam rodzinę, która będzie ze mną a mój brat mi teraz nawet nie uwierzył, że K ich w mojej obecności obrażał. Dlaczego on jest czysty. Dlaczego ta parszywa gnida (przepraszam za określenie, bo nnego nie znam) ma ich za sobą? Przecież widziekli co się działo. Może powinnam im powiedzieć jak mną szarpnął i wyzwał od dziwki, jak chciał wyrzucić z domu. Też powiedzą, że sobie zasłużyłam? Tym razem nie uwierzę. Pomóżcie mi, proszę. Dlaczego bliscy są przeciw mnie. Dlaczego niszczą to, co ja buduje...?