Po co to wszystko?

Problemy związane z depresją.

Postprzez cvbnm » 22 lut 2009, o 14:22

[color=red][size=9]---------- 11:30 22.02.2009 ----------[/size][/color]

czules sie kiedys szczesliwy?

[color=red][size=9]---------- 13:22 ----------[/size][/color]

“Kto patrzy na zewnątrz, śni. Kto skieruje wzrok do wnętrza, ten się budzi”
C. G. Jung
cvbnm
 

Postprzez endrju » 22 lut 2009, o 22:57

cvbnm napisał(a):czules sie kiedys szczesliwy?


Nie potrafię Ci jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie.
endrju
 
Posty: 50
Dołączył(a): 24 maja 2008, o 20:27

Postprzez cvbnm » 22 lut 2009, o 23:03

dlaczego?
cvbnm
 

Postprzez endrju » 22 lut 2009, o 23:20

cvbnm napisał(a):dlaczego?


Bo nie potrafię znaleźć fragmentu z życia, w którym mógłbym powiedzieć "Tak! Jestem szczęśliwy". Dzieciństwo - no tu raczej realnie się na świat nie patrzy, pamiętam tylko wyrwane sceny (np. z przedszkola jak kazali rysować wieć, a ja za rysowaniem nie przepadam). Podstawówka? Myślę, że tu ma źródło większość problemów. Może nie będę się rozpisywał, wystarczy, że napiszę, że nie wspominam tego okresu dobrze. Ogólniak - nowe środowisko, nowy świat, chyba najlepszy okres, przynajmniej nie pamiętam, żebym miał większe problemy. Studia - nie radzę sobie najgorzej (najlepiej też nie), w sumie ludzie uważaja mnie (cchyba) za kogoś, kto coś potrafi, więc na tle "zawodowym" jest ok. Ale oprócz tego jest jeszcze sfera prywatna - tu leżę na całej linii. I dlatego nie potrafię powiedzieć twierdząco, że byłem szczęśliwy. Bywałem, ale nie byłem.
endrju
 
Posty: 50
Dołączył(a): 24 maja 2008, o 20:27

Postprzez cvbnm » 22 lut 2009, o 23:47

hm.
co musialoby sie stac, abys poczul szczescie?
cvbnm
 

Postprzez bisbis » 25 lut 2009, o 18:50

endrju, mam wrażenie, że opisujesz wszystko to co czułam na 5. roku studiów. Wtedy to dotarło do mnie, że wcalę nie chcę robic tego, co chciałam robić. Myślałam, że zmarnowałam sobie życie i będę teraz tylko cierpieć za swoje wcześniejsze głupie wybory, bo nic już się nie da zmienić.
Uwielbiałam wyobrażać sobie swoją śmierć i pogrzeb; czułam, że tylko śmierć da mi ulgę i uwolni mnie od wstrętnego życia, które sama sobie zepsulam.

Potem odkryłam, że w sumie nie chodzi mi o samobójstwo, tylko o próbę samobójczą. Chciałam, żeby moje życie się "wyzerowało". Żebym była jak biała kartka, żeby oczekiwania moich bliskich całkowicie znikły - przecież nie oczekuje się niczego od osoby, która próbowala się zabić, prawda? Wszyscy się powinni cieszyć, że przeżyłam, powinni przestać obciążać mnie swoimi wyobrażeniami na temat tego jaka to jestem zdolna, jaką karierę zrobię.

Nie wiem, czy udaje mi się wyjaśnić ci, co skłaniało mnie do podjęcia próby samobójczej; generalnie - chciałam uwolnić się od presji środowiska, bo czułam, że jestem beznadziejna i wszyscy wkrótce się na mnie zawiodą. Uważalam, że kiedyś wszyscy ludzie przejrzą na oczy i zobaczą, jaka jestem naprawdę: głupia, śmieszna... albo może po prostu przeciętna. Balam się, że wszyscy się na mnie zawiodą (w zasadzie to bardzo egoistyczne podejście - tak jakby cały świat kręcił się wokół mnie, jakby samopoczucie calego świata zależało ode mnie).

Ostatecznie wybrałam inną drogę. Powiedziałam komu się dało, że pier***ę studia i biorę się za coś, co mnie naprawdę pociąga (takie tam artystyczne dłubanie) - nie masz pojecia, jak trudno mi to było powiedzieć. Rodzice nie protestowali chyba tylko dlatego, że byli zbyt przerażeni moim stanem; przyjaciele uznali, że fajnie, że mam jakieś ciekawe hobby; narzeczony bardzo mnie popierał. Nawet na studiach spotkalam się ze zrozumieniem, ze względu na chorobę dostałam indywidualny tok nauczania - przez kilka miesięcy w ogóle nie pojawiłam się na zajęciach, nie tknęłam pracy magisterskiej. Potem uznałam, że skończę studia, żeby chociaż mieć papier. Skończyłam; nie pracuję w zawodzie.

Dziś jestem 2 lata starsza i z tej perspektywy widzę, że to, że kończy się jakieś studia wcale nie definiuje twojej przyszłości. Możesz to rzucić w cholerę i zająć sie zupełnie czymś innym, a możesz iść konsekwentnie wyznaczoną drogą. Trzeba mieć tylko odwagę postąpić wbrew temu, czego boi się najbardziej.
Ale żeby do tego dojść, musiałam wiele miesięcy łykać różne magiczne tabletki antydepresyjne, co i tobie polecam ;) .
bisbis
 
Posty: 11
Dołączył(a): 24 lut 2009, o 21:05

Postprzez endrju » 28 lut 2009, o 01:19

Na początek - chyba odbiłem się od dna, bo tydzień minął jakby w lepszym nastroju (no, do dziś, bo dziś tak średnio się czuję). A wszystko zaczęło się w zeszłą niedzielę, kiedy wróciłem z, nazwijmy to, zajęć praktycznych. Jak poprawiło mi humor, że coś potrafię, że było coś do roboty.

Co sprawi abym poczuł szczęście? Teraz to już nie wiem. Nie wiem czy śmierć, czy zmiana środowiska, czy stałe zajęcia Z KTÓRYCH COŚ WYNIKA. Chyba potrzebuję zmienić środowisko, bo zwróciłem uwagę, że na zajęciach humor mam jeśli nie dobry to jakoś się trzymam, a wracając do domu samopoczucie leci na łeb. Bo w sumie niemam do czego wracać. Niby żyjemy ze sobą a jednak obok siebie.
Bisbis - czytając Twój post często widzę siebie. Nie tak dawno miałem okres, kiedy od samobójstwa oddzielał mnie tylko wybór metody, teraz myślę o tym trochę inaczej. Każdy kij ma dwa końce to i ja mam skrajne odczucie. W tym tygodniu byłem blisko podjęcia decyzji o leczeniu. Zabrakło mi odwagi, żeby powiedzieć rodzicom, że "mam problem i chcę się leczyć" (choć to, że mam problem to chyba dostrzegają, bo raz zdarzyła mi się wpadka i zostałem przyuważony zapłakany). No nic, zobaczymy co będzie dalej, bo póki co piłka w grze.

Dziękuję Wam za wszystko.


PS. Zdaję sobie sprawę z tego, że depresja przebiega z okresami zaostrzeń i remisji (teraz pewnie mam remisję).
endrju
 
Posty: 50
Dołączył(a): 24 maja 2008, o 20:27

Postprzez cvbnm » 28 lut 2009, o 19:43

Chyba potrzebuję zmienić środowisko

zmienic, ale co
?

czy srodowisko?

hm...

czy w innym srodowisku czujesz sie lepiej z powodu owego srodowiska?
innymi slowy, jakiego srodowiska potrzebujesz, jesli chodzi o nie....?
cvbnm
 

Postprzez endrju » 1 mar 2009, o 01:49

cvbnm napisał(a):zmienic, ale co
?

czy srodowisko?

hm...

czy w innym srodowisku czujesz sie lepiej z powodu owego srodowiska?
innymi slowy, jakiego srodowiska potrzebujesz, jesli chodzi o nie....?


Chciałbym spróbować czegoś innego, czyli pełnej samodzielności (na ile jest to możliwe). Praca, mieszkanie (samemu), jakaś niezależność. Z jednej strony pragnę być sam, żeby nikt nie wypytywał co tam u mnie, żebym nie musiał grać, że wszystko jest ok (bo przecież Andrzej zawsze jest przygotowany, zawsze precyzyjny, zawsze och i ach, aż mnie mdli od tego jaki to ja niby jestem i jakiego muszę grać), z drugiej mam ochotę się czasem do kogoś przytulić. Ot, takie rozdwojenie.
endrju
 
Posty: 50
Dołączył(a): 24 maja 2008, o 20:27

Postprzez cvbnm » 1 mar 2009, o 11:52

moze chcesz byc po prostu soba?
wiesz kim jestes? (prawdziwy Ty?)

czy myslisz ze niekontrolowanie siebie jest niebezpieczne?
cvbnm
 

Postprzez endrju » 1 mar 2009, o 23:42

cvbnm napisał(a):moze chcesz byc po prostu soba?
wiesz kim jestes? (prawdziwy Ty?)


Wiesz, w tej chwili nie potrafię określić jak wygląda moje "prawdziwe ja". Marzę o tym, żeby zacząć robić coś, czego efekty widać, bo na studiach niestety nie widać efektów moich działań (po części stąd moja frustracja). Wymyśliłem sobie pewien wymarzony obrazek, jak chciałbym żyć w przyszłości, zobaczymy co z tego wyjdzie, jak się sprawy potoczą.


cvbnm napisał(a):czy myslisz ze niekontrolowanie siebie jest niebezpieczne?


Niebezpieczne dla kogo? I skąd to pytanie?
endrju
 
Posty: 50
Dołączył(a): 24 maja 2008, o 20:27

Postprzez cvbnm » 1 mar 2009, o 23:58

skad pytanie...
mam wrazenie ze to odgrywane rol idealnego andrzejka, to musi byc takie kontrolowanie siebie, dyscyplina.
chyba nie jestes swobodny

czym jest swoboda, wolnosc...? anarchią? chaosem?
byc moze uwolnieniem jakiegos dzikusa? wariata? bestii?

co ukrywa rola ktora grasz "dla" rodzicow i otoczenia....?

takie pojawialy sie mi w glowce pytania...

a poza tym, ta kontrola.... rola... to jest rodzaj oddania sie w rece innych, to oni decyduja o Tobie, poniewaz jestes wpatrzony w akceptacje, jak w lustro.
co wyjdzie...
cos ci ma sie ukazac...
nie czuje w Tobie decyzyjnosci, a jedynie obserwacje, co MASZ zrobic, w tych i tych warunkach....

patrzysz aby sie ustosunkowac

a nie powodujesz zeby sie inni ustosunkowali...

no tak jakos mi sie "widzi"....

nie wiem...
cvbnm
 

Postprzez endrju » 2 mar 2009, o 00:17

cvbnm napisał(a):skad pytanie...
mam wrazenie ze to odgrywane rol idealnego andrzejka, to musi byc takie kontrolowanie siebie, dyscyplina.
chyba nie jestes swobodny

czym jest swoboda, wolnosc...? anarchią? chaosem?
byc moze uwolnieniem jakiegos dzikusa? wariata? bestii?

co ukrywa rola ktora grasz "dla" rodzicow i otoczenia....?

takie pojawialy sie mi w glowce pytania...


Może nie odpiszę konkretnie na Twoje pytania, ale cośtam spłodzę.

Od podstawówki nie najgorzej radziłem sobie z nauką (jak pisałem kiedyśtam sfera osobista czy też relacje międzyludzkie to była (a może jest i teraz) porażką). I tak mi zostało, odnoszę wrażenie, że zawsze muszę być przygotowany, że muszę być niemalże perfekcyjny. Bo tego ode mnie oczekują ludzie z mojego otoczenia. Doszło do tego, że jak mamy w kilka osóbmamy cośtam na zaliczenie napisać, to piszę to głównie ja (a przynajmniej składam wszystko do końca), żebym w razie, gdyby coś było nie tak pretensje mógł mieć tylko do siebie, tylko sobie ufam (umiesz liczyć, licz na siebie w końcu). Inna rzecz, że bardzo liczę się z tym co ludzie o mnie myślą, pewnie dlatego tak a nie inaczej się zachowuję. Bardzo chciałbym uczyć się tak jak się uczę ale z większą swobodą, bez presji otoczenia, tylko dla siebie.

A Twoje pytania dały mi do myślenia, bo szczerze mówiąc nie wiem jak zachowałbym się, gdybym nagle pozbył się wszelkich moich ograniczeń. Nie sądzę, żebym wyszedł na ulicę i zaczą zabijać, ale nie potrafię Ci napisać co bym zrobił, jak postąpił.

Co ukrywa moja rola? Pod wizerunkiem Andrzeja jakim mnie na codzień znają kryje się mały człowiek gryziony przez kompleksy, który chyba nie do końca wie czy idzie właściwą ścieżką na różnych sferach życia. Na zewnątrz uśmiechnięty, ale w głębi załamany. Człowiek, który co wieczór czeka aż dom ucichnie, żeby się napić piwa, posłuchać muzyki i od czasu do czasu poryczeć.
endrju
 
Posty: 50
Dołączył(a): 24 maja 2008, o 20:27

Postprzez cvbnm » 2 mar 2009, o 00:31

wg mnie postepowanie wg oczekiwan innych nie jest liczeniem na siebie....
jakie TY masz oczekiwania? poznaj i spelnij je...

chyba jestes jakis kruchy tam gdzies w glebi... tak cie odczuwam...
te kruchosc chowasz w zbroi perfekcjonizmu....
hm...
moze spodobaja ci sie slowa osho:

Nasienie nie wie, co się stanie, nigdy nie widziało kwiatu. Nie może wierzyć, że ma w sobie zadatki, by stać się pięknym kwiatem. Ta podróż jest długa; bezpieczniej jest w nią nie ruszać, gdyż ścieżka jest nieznana, nic nie jest pewne. Niczego nie można zagwarantować. Na drodze czyhają tysiące niebezpieczeństw, wiele jest pułapek - a nasienie jest bezpiecznie ukryte wewnątrz twardej osłony. Jednak nasienie próbuje, czyni starania; porzuca twardą osłonę zapewniającą mu bezpieczeństwo i podejmuje wędrówkę. Natychmiast zaczyna się walka: z glebą, kamieniami i skałami. Nasienie było bardzo twarde, a roślinka, która z niego wykiełkuje, będzie bardzo, bardzo miękka, a tyle jest niebezpieczeństw...

Nasieniu nie groziło żadne niebezpieczeństwo, tysiące lat mogłoby przetrwać; roślinkę czeka wiele niebezpieczeństw. Mimo to roślinka wyrusza ku nieznanemu, ku słońcu, źródłu światła, nie wiedząc dokąd i dlaczego zmierza. Ciężki to krzyż, lecz marzenia ogarniają nasienie i zaczyna ono swą wędrówkę.

Taka sama jest droga człowieka. Jest żmudna. Będzie on potrzebował wiele Odwagi.


pytanie "jaki jestes" nie jest prosba o ocene
piszac o kompleksach, oceniasz
mam z tego informacje ze "nie akceptujesz siebie", widzisz siebie jako probem

nie jest to widzenie 'siebie"

to jest spekulacja

:)

(takie tam moje filozofie)
pozdrawiam i dobranoc....
cvbnm
 

Postprzez bisbis » 2 mar 2009, o 10:54

endrju, ty chyba moim brakiem-bliżniakiem jesteś, czy coś - tyle, że młodszym 2 lata, zarówno wiekowo (jak się domyślam) jak i pod tym względem, że ja myślałam dokładnie to samo co ty, ale 2-3 lata temu.

Tylko że teraz jestem na drugim biegunie, tzn. "otoczenie oczekuje, że będę zawsze dobra, mądra, troskliwa, czuła, porządna itd.? To ja im zrobie na złość i będę się zachowywać dokładnie odwrotnie". Robiłam i robię już chyba wszystko, żeby udowodnić, że wszyscy bardzo się mylą i że nigdy nie zostanę tym, kim ponoć powinnam zostać.
Tak naprawdę jednak źle mi z tym - po pierwsze, bo nadal najważniejsze na swiecie jest dla mnie to, co inni o mnie myślą, czy mnie akceptują. Po drugie - mój bunt wcale nie wynika z tego, że jestem wolna, wręcz przeciwnie - to tylko oznaka strachu przed tym co będzie, jeśli nie sprostam oczekiwaniom.

W rezultacie albo robię coś, bo inni tak chcą (albo mi się wydaje, ze tego chcą), albo dlatego, że inni tego nie chcą. Nie robię tego, co sama bym chciała robić. Takie pojęcie jakby nie istniało dla mnie - widzę się tylko przez pryzmat innych. Niemniej uważam to za swój sukces, że przynajmniej mam tego świadomość.
Kiedyś psychologo mi powiedział, że muszę się nauczyć mieć oparcie w samej sobie, a nie w innych ludziach. Do dzisiaj nie wiem, co to znaczy, a minęło już kilka lat.
bisbis
 
Posty: 11
Dołączył(a): 24 lut 2009, o 21:05

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 497 gości

cron