koniec terapii...

Problemy związane z depresją.

Postprzez flinka » 23 lis 2008, o 16:16

Dzięki Katarzynka, że napisałaś. :usmiech2:
Tak właśnie sobie to wyobrażam, no ale właśnie pisałam o swoich wyobrażeniach i o tym co czytałam odnośnie zakończenia terapii, bo ja sama jeszcze tego nie doświaczyłam. Dlatego myślę, że Twoja wypowiedz może być bardzo pomocna.

A swoją drogą to uświadomiłaś mi, że sama wykazałam się postawą oceniającą wobec Sonaty. Także Sonato, przepraszam, chodziło mi o odbiór Twojej wypowiedzi, a nie ogólnie Ciebie i chciałabym, żebyś ta to odczytała...

Pozdrawiam Cię ciepło
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez sonata » 23 lis 2008, o 16:24

Flinko.........dlaczego tak sie certolisz i aż dwa razy się tlumaczysz ,że napisałaś to co uważasz i to co chciałaś powiedzieć .Masz jakieś wątpliwości? Jeżeli nie- to powiedziałaś co o tym sądzisz i juz sie nie martw jak ja to odbiorę.Nie jestem chora i nie odbiorę tego osobiście.Szanuje cudze wypowiedzi ,każdy ma prawo mówić co myśli ...i ja też ...prawda? :D Więc czego się boisz? :wink: EWA
sonata
 

Postprzez flinka » 23 lis 2008, o 16:28

Niczego się nie boję. 8)
Po prostu stram zwracać uwagę na to, by pisać jak coś obieram, a nie by kogoś (w tym wypadku Ciebie) oceniać. Chciałam po prostu uściślić. :wink: Fajnie, że nie czujesz się urażona.

Pozdrawiam
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez Katarzynka » 23 lis 2008, o 16:45

Finko,
to ja jestem bardzo ciekawa, jak Ty odbierzesz własny koniec terapii. Mam nadzieje, że się podzielisz :)
Ja w każdym bądź razie życzę ciekawych i inspirujących doświadczeń :)

Pozdrawiam serdecznie
Katarzynka
Katarzynka
 
Posty: 7802
Dołączył(a): 10 sie 2008, o 13:21
Lokalizacja: Wrocław

Postprzez Adelaide » 24 lis 2008, o 01:47

flinka napisał(a):Adelaide zaglądasz tu jeszcze? Co u Ciebie? Jak się czujesz?

Tak, zaglądam dość często. Dziękuję za troskę, to miłe z Twojej strony. Nie wiem, czy tu pisałam ale umówiłam się z terapeutką, że wracam w styczniu. Na jak długo nie wiem, dużo będzie zależało od tej rozmowy i wniosków z niej wyciągniętych. Prawdopodobnie poproszę o rzadsze sesje, które by mnie przygotowały do rozstania. Mój psychiatra stwierdził, że dobrze sobie radzę, może ja tego po prostu nie zauważam ciągle myśląc, że szklanka jest do połowy pusta? Na moje pytanie o moment zakończenia powiedział, że nie ma reguły i że moja decyzja jest najlepsza bo moja. Smutek i tęsknota po rozstaniu mi minęły, wiadomo, nic nie trwa wiecznie. Nie wiem też, czym chciałabym się zajmować na terapiach po ewentualnym powrocie, jakoś nie dostrzegam w sobie większych problemów. No może problem z aktywnością i przesypianiem dni ale nie jest tak, że nic nie robię, wychodzę do pracy, trochę słucham muzyki, siedzę przed komputerem... Wstaję rano z uśmiechem na ustach i cieszę się z drobiazgów. Niestety matury nie chce mi się zdawać bo postrzegam ją jako sytuację stresującą i boję się pogorszenia samopoczucia z tego powodu. Gdybym wróciła na terapię pewnie terapeutka by mnie do tego namawiała... Ciężko jest mi się zmobilizować do nauki, myślę sobie, że na państwowe studia się nie dostanę a na prywatne mnie nie stać więc po co to wszystko. Czuję się teraz tak, jakbym żyła życiem wg mojej koncepcji a nie wg tego, co terapeutce wydaje się dla mnie dobre. Choć przyznać trzeba, że większość rzeczy, które jej wydawały się dobre rzeczywiście były dobre dla mnie hehe.
Pozdrawiam flinka, jeśli możesz to napisz, co o moim powyższym poście sądzisz.
Avatar użytkownika
Adelaide
 
Posty: 82
Dołączył(a): 16 gru 2007, o 02:31
Lokalizacja: prawie Warszawa

Postprzez flinka » 24 lis 2008, o 19:28

Katarzynko nie wiem jeszcze kiedy zakończę terapię, ale jestem przekonana, że będzie to dla mnie bardzo ważny moment i zapewne wtedy o tym napiszę dla siebie i dla innych. :usmiech2:


Adelaido bardzo się cieszę, że się odezwałaś. Byłam ciekawa co u Ciebie... Czuję się też spokojniejsza wiedząc, że zdecydowałaś się wrócić na terapię. :usmiech2:

Mam poczucie, że jest w Tobie teraz więcej pewności i spokoju. Po Twoich słowach (tak jak Twój psychiatra) czuję, że sobie rzeczywiście radzisz.

"Nie wiem też, czym chciałabym się zajmować na terapiach po ewentualnym powrocie, jakoś nie dostrzegam w sobie większych problemów."
Myślę, że jest to dość naturalne, kiedy ma się dłuższą przerwę w terapii to się od niej odzwyczaja i traci się taki nawyk "wymyślania" kolejnych tematów. Mając jakieś tam przerwy w terapii (nie tak długie jak Twoje obecna) tak to odczuwałam. Kiedy coś się działo to bardziej myślałam jak sobie z tym poradzić, niż o kolejnym spotkaniu, wytwarzał się we mnie pewnien dystans i równocześnie przekonanie, że już tak bardzo nie potrzebuję terapii (oczywiście, gdy już potrafiłam sama pokonać trudności). Także myślę, że może to być naprawdę pozytywne. Poza tym masz jeszcze ponad miesięc, sporo czasu, by się zastanowić czym chciałabyś się zająć. Jeśli myślisz o końcu terapii to może podomykaniem rozpoczętych tematów?

"No może problem z aktywnością i przesypianiem dni ale nie jest tak, że nic nie robię, wychodzę do pracy, trochę słucham muzyki, siedzę przed komputerem..."
A wychodzisz gdzieś poza pracą?

"Wstaję rano z uśmiechem na ustach i cieszę się z drobiazgów."
:usmiech2:

"Niestety matury nie chce mi się zdawać bo postrzegam ją jako sytuację stresującą i boję się pogorszenia samopoczucia z tego powodu."
Nie będę Cię namawiała. Chciałam Ci tylko napisać, że nie da się przez całe życie unikać sytuacji stresujących w pewnym momencie trzeba się z nimi zmierzyć. Zresztą jestem przekonana, że już nieraz je pokonywałaś (tylko tego być może nie dostrzegasz). Poza tym nawet jeśli nie pójdziesz na studia to jednak samą maturę warto mieć, no i a nuż będziesz miała możliwość i ochotę studiować, daje Ci to po prostu większe możliwości. Piszę Ci o tym, bo sama nie chciałam zdawać matury. Pamiętam jak rok wcześniej miałam ciągle przed oczami jej wizje i jedyne na co było mnie wtedy stać to skulić się pod kołdrą. Natomiast zdając ją przekonałam się, że ten lęk przed nią był o wiele straszniejszy (milionkrotnie naprawdę!) niż sama matura. Właściwie poza jednym egzaminem (ustnym), który i tak zdałam i to całkiem nieźle to nie był wcale tak uciążliwy. Ba! powiem Ci, że zdawałam ją jeszcze raz, bo potrzebowałam dodatkowego przedmiotu, tak się rozsmakowałam. :wink:

"Czuję się teraz tak, jakbym żyła życiem wg mojej koncepcji a nie wg tego, co terapeutce wydaje się dla mnie dobre. Choć przyznać trzeba, że większość rzeczy, które jej wydawały się dobre rzeczywiście były dobre dla mnie hehe."
No to świetnie, to masz prawo do dużej satysfakcji! A co do rad terapeutki... Po pierwsze jak sama zauważyłaś większość z nich jest dla Ciebie dobra i fajnie. Po drugie nie musisz przyjmować jej wszystkich rad, wręcz nie byłoby to dla Ciebie dobre! Warto powiedzieć jej o swoich wątpliwościach i przekonaniu, że w danej kwestii masz swoje własne zdanie, że inna droga jest bardziej Twoja. Ja będąc na poprzedniej terapii (na obecnej jest tak, że terapeuta raczej nie daje mi rad, a tylko i aż wparcie, zrozumienie, wiarę w moje możliwości i naprowadza mnie, ale na głębsze dostrzeganie tego co jest we mnie) psycholog była bardziej nastawiona na doradztwo i zdarzało się tak, że czułam, że pewne rady nie są dla mnie lub w danym momencie nie jestem w stanie im sprostać. Ale ja nie potrafiłam wtedy o tym powiedzieć, przez co skazywałam się na poczucie winy, robienie czegoś wbrew sobie lub udawanie, że to robię, no i nie byłam w tym autentyczna o to jest najważniejsze przecież w terapii.

Życzę Ci, byś była zadowolona z obranej drogi i czerpała z niej wiele korzyści. A jeśli masz tylko potrzebę to pisz.

flinka
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez asia55 » 30 lis 2008, o 01:12

Witam :)
Dawno nie zaglądałam do tego tematu a i ostatnio w ogóle rzadko zaglądam na forum, dlatego piszę dopiero dzisiaj.

Flinko, moja kochana, dobra duszyczko, dziękuję Ci, że o mnie pamiętasz :)
Pytasz co u mnie. No cóż, zaszły bardzo duże zmiany. I to zmiany na lepsze :)

Jeśli chodzi o terapię, to dr zgodziła się na przedłużenie i kończę ją dopiero teraz na dniach. Te dodatkowe miesiące pozwoliły mi na uporządkowanie jeszcze kilku, bardzo ważnych dla mnie spraw. Myślę, że jestem już gotowa na to, by odejść, chociaż jak to piszę to łzy same płyną po policzkach. Wiem, że będzie mi jej bardzo brakowało i to może nie tyle jako terapeuty, co człowieka, przyjaciela, powiernika najczarniejszych nawet sekretów... Dr jest bardzo dobrym człowiekiem, bardzo dobrym psychiatrą, cudownym terapeutą. Kiedyś, nie potrafiłam dostrzec w sobie niczego pozytywnego, niczego, co pozwoliłoby mi nazwać siebie człowiekiem. Byłam wszystkim; śmieciem, popaprańcem..................tylko nie człowiekiem. Dzisiaj mogę odważnie spojrzeć w lustro, mogę szczerze i bez bólu powiedzieć sobie prosto w twarz: jestem człowiekiem i jestem z siebie dumna. Wykonałam ogrom dobrej ale i bardzo ciężkiej pracy. Opłaciło się, wierz mi. Warto było spaść na samo dno przepaści, bo dzięki temu wiem, ile jest we mnie siły. Wiem, jak trudno jest wspiąć się s powrotem na szczyt ale jednocześnie wiem też, jak taki powrót cieszy. Nie obwiniam się już o nic, nie karzę, nie krzywdzę. Nie oznacza to, że nie mam już w ogóle takich myśli. Nie! Pojawiają się od czasu, do czasu ale nie są już tak agresywne i potrafię sobie już z nimi radzić.
Kidy spadałam w dół, nie widziałam nikogo i niczego. Tak bardzo byłam pochłonięta swoim bólem... Nie widziałam, kto podał mi linę, kto trzymał za rękę, gdy wyłam z bólu, kto ocierał łzy... Ale gdy wdrapałam się już na szczyt, zobaczyłam, że nie jestem sama, że są ludzie, dla których jestem ważna, wartościowa, kochana...
Wiesz Flinko? Takie spadanie w przepaść, ma też swoje dobre strony, pozwala nam poznać prawdziwych przyjaciół :)
Dziękuję Ci Słonko za obronę (bo w pewnym sensie była to obrona). Sonata napisała"weź się w garść kobieto".Wiesz, gdybym przeczytała te słowa jakiś czas temu, gdy depresja, niczym ośmiornica opętała mnie swymi mackami, to pewnie miałabym kolejny dowód na to, że jestem nic nie warta, że nie potrafię się zmobilizować. Takie słowa, usłyszane przez osobę w depresji, to gwóźdź do przysłowiowej trumny. Bo przecież chciałoby się wziąć w garść, tylko to czasem jest zbyt trudne. Dzisiaj te słowa mnie jedynie śmieszą...
Jeśli chodzi o finansowanie mojej terapii... No cóż, terapię sfinansowałam sobie sama. Nie mogli finansować jej moi rodzice z tej prostej przyczyny, że po pierwsze mój tata nie żyje już od ponad siedmiu lat a mama jest na rencie a po drugie, nigdy nie poprosiłabym ich o pieniądze. Jestem osobą dorosłą, pracuję, zarabiam i to moja sprawa na co wydaję pieniądze. Jedni liczą tylko koszty a drudzy nie liczą się wcale z kosztami. No a ja jestem w tej drugiej grupie ;)

Życie na nowo nabiera blasku :usmiech2: Kocham i jestem kochana :usmiech2: Na nowo odkrywam przyjemność w byciu z drugim człowiekiem. Jest mi dobrze...


Pozdrawiam serdecznie,
asia.
asia55
 
Posty: 71
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:32
Lokalizacja: Wrocław

Postprzez rainman » 30 lis 2008, o 03:09

Asiu, pamietam Twoja historie i ciesze sie ze jest teraz dobrze u Ciebie :)
pozdrawiam Cie :)
r
Avatar użytkownika
rainman
 
Posty: 245
Dołączył(a): 11 lut 2008, o 23:14

Postprzez flinka » 7 gru 2008, o 18:38

Cześć Asiu :usmiech2:
Bardzo się cieszę Słoneczko (aż promieniejesz!), że napisałaś. Czytałam z dużym wzruszeniem Twój post wiesz? Z ogromną radością i poczuciem, że ciężką pracą nad sobą można tak wiele zmienić. Tak, z dna rozpaczy, depresji, destrukcji można wyjść i cieszyć się słońcem. :usmiech2:

Rozstanie jest napewno trudne, i związane z potrzebą przeżycia smutku. Ale widzę, że równocześnie jesteś teraz w tym smutku spokojna, że już nie wiążesz tego z odrzuceniem i lękiem, że sobie nie poradzisz. Myślę, że może to być bardzo piękny moment, związany z wkroczeniem na nową drogę i docenieniem siebie za całą (ogromną, ciężką, bolesną!) pracę. Tak, gratuluję Ci Asiu tej ogromnej odwagi w odkrywaniu i odzyskiwaniu siebie, Twoje słowa są bardzo pięknym świadectwem tego.

Tak, ja też doświadczyłam tego dna... Pamiętam jak osięgnęłam je i równocześnie jak pozwoliło mi to na nowo odnaleźć w sobie radość. A także doświadczyć wsparcia od osób, dla których jestem ważna. Bardzo bliskie są mi Twoje doświadczenia.

Te słowa: "weź się w garść" i inne o podobnym wydźwięku słyszałam wiele razy. Teraz mam już do nich pewien dystans, to znaczy już tak mnie nie dotykają. Ale moja reakcja na nie jest dalej ostra i taka pozostanie, bo wiem, że tylko potęgują rozpacz, bezradność i poczucie osamotnienia (niezrozumienia) osoby w depresji.

"Życie na nowo nabiera blasku Kocham i jestem kochana Na nowo odkrywam przyjemność w byciu z drugim człowiekiem. Jest mi dobrze..."
:usmiech2: :usmiech2: :usmiech2: Życzę Ci, byś dalej była szczęśliwa.

I dziękuję Ci jeszcze za to ciepło bijące z Twoich słów...

Pozdrawiam Cię

flinka
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez Adelaide » 20 sty 2009, o 01:37

Tęsknię za terapeutką, czy to normalne? Czy to może oznaczać, że nie jestem jeszcze gotowa by zakończyć terapię? Nie rozumiem tej tęsknoty i wiem, że jest ona jednostronna bo ona sobie umie radzić beze mnie a ja bez niej nie. Jakie to głupie tak się przywiązać do jednej osoby.
I druga sprawa: Mam wrażenie, że terapia jest nic nie warta jeśli nie mam wsparcia w otoczeniu, nie mam kogoś, kto mnie chociażby wysłucha i moje problemy go nie przerosną. I nie na darmo psychologowie powtarzają do obrzydzenia, żeby rozmawiać z dziećmi... Heh, ale gdzie takich rodziców znaleźć?
Avatar użytkownika
Adelaide
 
Posty: 82
Dołączył(a): 16 gru 2007, o 02:31
Lokalizacja: prawie Warszawa

Postprzez flinka » 20 sty 2009, o 18:10

Witaj Adelaide :usmiech2: Cieszę się, że jesteś.

Czy już zakończyłaś terapię czy zbierasz się do tego, pisałaś, że masz ją wznowić od stycznia, coś się zmieniło?
Ja myślę, że tęsknota jest tu normalnym uczuciem. Terapeuta staje się kimś bliskim, trochę bardziej przyjacielem (tak nie dosłownie oczywiście) niż lekarzem. Daje nam często to czego wcześniej nie doświadczyłyśmy, np. poczucie akceptacji. Kochanie nie uważam, żeby to było głupie, ja też jestem przywiązana do mojego terapeuty, pomimo świadomości, że w którymś momencie przestaniemy się spotykać, że jest to tylko i aż jakiś etap mojej drogi.

Adelaide czy terapia nie wpłynęła w żaden sposób na Twoje relacje z otaczającymi Cię ludźmi? Nie, nie chodzi mi tu tylko o rodzinę, nie masz nikogo kto by był w stosunku do Ciebie życzliwy?

I nie na darmo psychologowie powtarzają do obrzydzenia, żeby rozmawiać z dziećmi... Heh, ale gdzie takich rodziców znaleźć?

Przeżywasz teraz żal w stosunku do swoich rodziców?


Pozdrawiam Cię :pocieszacz:
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez Adelaide » 23 sty 2009, o 02:41

Witaj flinka.
Byłam na jednej sesji na początku stycznia. Terapeutka zapytała, z jaką częstotliwością byłoby mi najlepiej teraz się z nią spotykać a ja powiedziałam, że raz na miesiąc. Więc następną sesję mam na początku lutego.
Podjęłam decyzję o zdawaniu matury (jednak), chciałabym trochę schudnąć, prawdopodobnie zmieniam psychiatrę z prywatnego na państwowego - dużo dzieje się w moim życiu i czuję trochę taki mętlik emocjonalny. Boję się rzucić w wir aktywności bo tak to już jest: mimo, iż pewne schematy są destrukcyjne to nadal się w nich trwa. Boję się, że coś mi się nie uda: albo zawalę pracę, albo naukę do matury, że nie wytrzymam życia w dość dużym tempie i coś pęknie... Jak na razie dzisiejszy zamęt w głowie uspokoiłam myśleniem, że tak naprawdę ważne jest, żeby wiedzieć, co chce się robić następnego dnia a dalsza przyszłość nie jest tak bardzo istotna.
Co do relacji z innymi ludźmi to nie wyglądają one zbyt dobrze. Mało mam zdrowych znajomych bo wydaje mi się, że musiałabym przy nich udawać, silić się na uśmiechy no i ukrywać... Bo przecież nie powiem nowo poznanej osobie prawdy o leczeniu, o chorobie. A tych chorych znajomych, których mam nie chcę obciążać jeszcze swoimi problemami bo wiem, że oni też wielokrotnie potrzebują wsparcia. Więc zostaję sama ze sobą i internetem, gdzie wylewam swoje żale hehe. A Ty flinka masz takie osoby, które wiedzą o Tobie prawie wszystko, którym możesz się zwierzyć gdy masz gorszy dzień?
Żalu do rodziców mam całkiem sporo, m.in. o "nieobecność" mojego ojca i nadopiekuńczość mamy. Na ten temat mogłabym napisać długi referat ale nie o tym chciałam...
Myślicie, że to ważne, żeby powiedzieć terapeutce o tym, że tęskniłam? Że brakowało mi rozmowy z nią? Może warto nad tym popracować tylko żeby popracować to najpierw należy się do tego przyznać - :oops:
Avatar użytkownika
Adelaide
 
Posty: 82
Dołączył(a): 16 gru 2007, o 02:31
Lokalizacja: prawie Warszawa

Postprzez flinka » 24 sty 2009, o 00:12

Adelaide gratuluję decyzji o zdawaniu matury, fajnie, że się na to zdobyłaś. :usmiech2: Nie wiem jak bardzo masz obciążającą pracę (?) Ale myślę, że wiele rzeczy da się pogodzić jeśli dobrze rozplanuje się swój czas. Pomogłoby Ci może rozplanowanie sobie dnia albo tygodnia, materiału do przyswojenia? Jeślibyś robiła taki "plan" to pamiętaj, by zadbać też o czas na odpoczynek i zakładać raczej, że zrobisz mniej niż potem czuć się winna, że zrobiłaś zbyt mało. A swoją drogą matura nie taka straszna. :wink: Polski spokojnie da się przejść właściwie bez niczego, potrzeba tylko trochę czasu na przygotowanie prezentacji. A jak tam Twoja znajomość języka obcego? Swoją drogą czasami nawet łatwiej się żyje mając mocniej wypełniony czas, kwestia przestawienia się na "nowe tory".

Czy żałujesz, że nie poprosiłaś o częstsze spotkania z terapeutką?
Myślicie, że to ważne, żeby powiedzieć terapeutce o tym, że tęskniłam? Że brakowało mi rozmowy z nią? Może warto nad tym popracować tylko żeby popracować to najpierw należy się do tego przyznać

Chyba sama już znasz odpowiedź, prawda? Pewnie, że warto, a wręcz jest to bardzo potrzebne. Przecież szczerość i otwartość to podstawa, by terapia posuwała się do przodu. No i bardzo ważne jest to co czujesz w stosunku do swojej terapeutki, bo relacja terapeutyczna jest pewnym odzwierciedleniem także innych relacji w Twoim życiu i sposobu ich budowania oraz Twojego przeżywania ich. Także możecie wtedy omówić co się kryje pod tym uczuciem. Wiesz rozumiem, że możesz czuć się skrępowana (ja też się dopiero uczę takiego otwartego wyrażania swoich uczuć względem drugiej osoby), ale w terapii (w życiu, by się rozwijać!) najważniejsze jest pokonywanie własnych ograniczeń i na pewno wiele ich już pokonałaś, na pewno inna byłaś w relacji na początku terapii, a innaczej zachowujesz się teraz.

Stosunki z ludźmi opierają się na otwartości. Będąc w depresji odczuwałam przymus udawania, chowania się za uśmiechem, by nikt nie odkrył, że jest coś nie tak (ze mną). Bałam się reakcji, myślałam, że wszyscy tego ode mnie tego oczekują, nie potrafiłam o tym mówić, ba! wręcz unikałam ludzi, bo czułam się w ich obecności zagrożona. Czując się silniejsza i trochę zmieniając otoczenie przekonałam się, że wcale tak być nie musi. Pewnie, że nie każdemu opowiadam o swoich problemach, ale są takie osoby. Kiedyś koleżanka dopytywała się co robię wieczorem, że nie mam czasu się spotkać, ze sporą dozą zakłopotania odpowiedziałam, że idę na terapię i ku mojemu zdziwieniu okazało się, że ona też chodzi, był to jeden z momentów, od którego mam poczucie, że zaczęłyśmy się zbliżać do siebie, to znaczy nasze rozmowy stały się bardziej osobiste. Wiesz nie dzielę też znajomych na chorych i zdrowych (to nie jest krytyka!), powiedzmy, że mam takich (nie jest ich wiele, aż taka towarzyska się nie stałam, czasami nie ma możliwości spotkania się ot takie życie :wink: ), którym słowo psycholog czy terapia nie są obce albo z doświadczenia albo z naturalnego stosunku do tych kwestii. Jest też tak, że nie wracam do przeszłości i opowieści o niej, jeśli się dzielę to raczej aktualnymi problemami, ale też nie odczuwam jakiegoś wstydu związanego z minionymi przeżyciami. Zmieniły się też moje oczekiwania, nie oczekuję, gdy coś powiem jakiś konkretnych relacji, jeśli ktoś milczy i nie bardzo wie jak się zachować to nie dotyka to mnie, zakładając, że ogólnie ma do mnie życzliwy stosunek. Na koniec, żeby już za bardzo nie rozciągać to cała tajemnica tkwi w otwartości i życzliwym stosunku do ludzi, zanaczenie, że lubisz z kimś spędzać czas, że było Ci z jakiegoś powodu przyjemnie, czy wyrażenie swojej troski niesamowicie zbliża ludzi i przyciąga. To trudna nauka, wciąż podpatruję osoby, którym to idzie lepiej.

To tyle! :usmiech2:
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez Adelaide » 31 sty 2009, o 01:52

Asia55 jak tam Ci się żyje po zakończeniu psychoterapii? Czujesz radość z zakończonego etapu w życiu i rozpoczęciu nowego? Trochę się podłączyłam pod Twój wątek (przepraszam) ale jeśli jeszcze kiedyś tu będziesz to napisz, co u Ciebie...

Flinko dziękuję za odpowiedź. Na razie tyle, jak zdobędę się na głębsze przemyślenia tematu to tu się podzielę. Terapeutka powiedziała tylko, że powodów mojej tęsknoty może być wiele (nie byłam na terapii jeszcze, jak będę to pewnie przemaglujemy ten temat). Z jednej strony nie chcę wracać bo dobrze sobie radzę a z drugiej strony potrzebuję tego kontaktu - mieszane uczucia.
Avatar użytkownika
Adelaide
 
Posty: 82
Dołączył(a): 16 gru 2007, o 02:31
Lokalizacja: prawie Warszawa

Postprzez flinka » 31 sty 2009, o 02:09

A ja tak sobie myślę, że najważniejsze jest to, że sobie dobrze radzisz, niezły powód do radości nieprawdaż? :D

A jak sobie to i owo przemyślisz to pisz... :usmiech2:
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 485 gości

cron