Cierpienie jest tylko punktem widzenia...

Problemy związane z depresją.

Postprzez Bianka » 27 lut 2009, o 01:11

---------- 00:09 27.02.2009 ----------

sorki ale ja nie jestem uzalezniona od depresji!
a ona charakteryzuje sie tym ze nie mozna wziac sie po prostu w garsc jak w zwyklym dole, czyli nie jest od nas zalezna!!!! tak czy nie? skoro mam brac leki to tez chyba nie dlatego ze sie sama z wlasnej woli nie chce ogarnac co?

---------- 00:11 ----------

nie sadzilam ze ludziom na psychotekscie w pokoju depresja bede musiala tlumaczyc co to jest!
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Postprzez wuweiki » 27 lut 2009, o 11:44

---------- 09:49 27.02.2009 ----------

Bianko...
to powiem Tobie z punktu widzenia osoby, która przechodziła depresję z próbami samobójczymi włącznie, braniem leków, chodzeniem po lekarzach i przeszła stan całkowitej obojętności z niewychodzeniem z domu, nie dbaniem o nic, w tym o siebie i z nawrotami co jakiś czas...
to o mnie
myślałam tak jak Ty ...i za wpajanie takiego myślenia obwiniam i lekarzy i media...za wmawianie, że to choroba, na którą nie mamy wpływu...
powiem więc już i więcej... w pewnym momencie, gdy sobie to uświadomiłam ogarnął mnie gniew!! czułam się tak oszukana, że zrezygnowałam z leczenia... różnie to się później potoczyło, ale doświadczyłam tyle, że to całkowicie mnie upoważnia do tego co poniżej stwierdzę..
od dziecka byłam bardzo chorowita...jakby jakieś fatum nade mną wisiało...dziś wiem, że to nie było żadne fatum...po prostu znalazłam się akurat w takich a nie innych okolicznościach, czasie i wśród takich, a nie innych ludzi...zaczęłam chorować gdy miałam 3 latka, wtedy już byłam po tamtej stronie niemal...udało się mnie uratować, ale z konsekwencjami późniejszymi na całe życie, do dziś...
moje załapywanie, że na mam wpływ na to, czy choruję czy nie, zaczęło się już 20 lat temu, ale w moim życiu zaczęło się tak wiele trudnego dziać, że zapomniałam o tym i nie dbałam o to...
później kolejna choroba...kolejny epizod depresyjny...próby samobójcze...uzależnienia...
dziś z tego wychodzę NARESZCIE ...i wiem to...a wiesz dlaczego? bo po raz PIERWSZY tego CHCĘ.... i to nie dla kogoś, choć w pierwszym kroku tak było - zechciałam dla kogoś, to była moja motywacja...
wiem jednak że to może być tylko krok pierwszy...najważniejsze jest DLA SIEBIE BO CHCĘ ...zaprzestaję użalania się nad sobą, wpadania w myślową pułapkę, że się nie da, że to ciężka chrooba i nie mam na nią wpływu..
ja powiem że to bzdura...nawet grypę, cukrzycę, raka, sm, rzs i inne choroby możemy leczyć TAKŻE PRZEZ SWOJE PODEJŚCIE DO NICH ...przez nastawienie: chcę żyć lub nie chcę żyć....chcę być chora lub nie chcę być chora...
to nie jest żadna magia i nie gwarantuje oczywiście wyzdrowienia...
gwarantuje jedno ---dzięki takiemu podejściu możemy nauczyć się żyć każdą chwilą najpełniej jak umiemy rozumieć że najważniejsza jest TA CHWILA i po prostu w niej być... pierwszym krokiem jest pozwolenie sobie na poddanie się...zaprzestanie szarpania, walki, a gniew wykorzystując do zobaczenia drogi wyjścia
bardzo mądra jest książka na temat tu i teraz nawet w beznadziejnej chorobie gdy lekarze postawili już krzyżyk...to książka ,,Oskar i Pani Róża” autorstwa Schmitta Éric-Emmanuela ...polecam serdecznie!
Przytulam Bianko i powiem jeszcze ---czujesz że potrzebujesz męża, czepiasz się tej myśli...to ja powiem tak ---jeżeli nie zadbasz o siebie sama to nawet gdyby mąż był troskliwy, zainteresowany, wszyscy by Ciebie na rękach nosili ---na niewiele to się zda, jeśli Ty sama tego nie zechcesz i nie zobaczysz, że Twoje poczucie szczęśliwości masz w Twoich rękach
pozdrawiam serdecznie :kwiatek2:

---------- 10:10 ----------

aha...
piszesz: "ona charakteryzuje sie tym ze nie mozna wziac sie po prostu w garsc jak w zwyklym dole, czyli nie jest od nas zalezna!!!! tak czy nie?"

tak i nie ...
tak, bo nie wystarczy wziąć się w garść, jak przy zwykłym dole...
nie - bo mamy na nią wpływ...bo jest to choroba wynikająca ze stanu naszego umysłu, przez który pojawiły się także objawy somatyczne i choruje ciało...albo jakaś choroba somatyczna wpłynęła na stany w naszym umyśle i pojawiła się depresja... ale możemy to zrozumieć, że jest to jakiś stan i sposób postrzegania siebie i rzeczywistości i liczy się także nasze podejście...to wcale nie musi być radosna euforia, ale na początku sztuczne - bo wymuszone -odwracanie naszych myśli od tego, co przygnębiające a zajęcie ich czymś nowym co nas zaciekawia lub po prostu jest inne niż to co znamy
przykładowo jeśli nie sklejałam nigdy dotąd samolotów to mogę kupić taki model i jeśli nawet nie będę miała na początku siły nic z nim robić to chociaż potrzymać w pudełku, przyjrzeć się ..cokolwiek innego

i jeszcze jedno ważne ---nie zaprzestawać leczenia ...jeżeli jeden lekarz okazuje się do dupy poszukać innego...
i wykorzystywać każdą górkę do tego, aby ją wygładzać, równoważyć, nie wpadać w euforię ale ćwiczyć stabilność po to, że gdy przyjdzie dołek mieć już zaprawę, świadomość, żeby dążyć do równowagi...
początki są trudne...ale właśnie owa chęć, robienie tego dla siebie pozwala czynić najpierw malutkie później coraz większe kroki

to moje doświadczenie...ale postanowiłam napisać o tym do Ciebie Bianko, bo każde czyjeś doświadczenie można spróbować zastosować u siebie ...zobaczyć --to jest moje, tamto już nie :usmiech2:
a jeśli coś zadziała? to dlaczego nie? bez spróbowania nie przekonamy się

---------- 10:29 ----------

chciałam się jeszcze odnieść do tego co napisałam, dla jasności
nawet grypę, cukrzycę, raka, sm, rzs i inne choroby możemy leczyć TAKŻE PRZEZ SWOJE PODEJŚCIE DO NICH ...przez nastawienie: chcę żyć lub nie chcę żyć....chcę być chora lub nie chcę być chora...
to nie jest żadna magia i nie gwarantuje oczywiście wyzdrowienia...

nie oznacza to, że uważam leczenie konwencjonalne, tradycyjne za zbędne, absolutnie nie...uważam jedynie i wiem z własnego doświadczenia, że podejście pacjenta do choroby i jego CHĘĆ wyzdrowienia mają ogromne znaczenie, niejednokrotnie podstawowe... i nawet jeśli nie gwarantują wyzdrowienia [bo co tak naprawdę gwarantuje cokolwiek w życiu?] to niezwykle pomagają chorej osobie w tym, czego doświadcza... przebywałam dużo z ludźmi cierpiącymi, chorującymi i umierającymi i widziałam, wiem że podejście samego chorego do tego, co z nim się dzieje jest nie do przecenienia!
także w samej już agonii..

---------- 10:44 ----------

i na koniec [obiecuję! :lol:]
cytat z "oskar i Pani Róża"

Zrozumiałem, że jesteś obok. Że zdradzasz mi swój sekret: codziennie patrz na świat, jakbyś oglądał go po raz pierwszy.
Więc posłuchałem Twojej rady i pilnie wykonałem polecenie. Po raz pierwszy. Wpatrywałem się w światło, w kolory, drzewa, ptaki, zwierzęta. Czułem, jak powietrze wpada mi w nozdrza i sprawia, że oddycham. Słyszałem głosy rozbrzmiewające w korytarzu jak pod kopułą katedry. Czułem, że żyję. Drżałem z rozkoszy. Co za radość żyć. Byłem zachwycony


pozdrawiam serdecznie!
wuweiki
 

Postprzez impresja » 27 lut 2009, o 12:18

x-yam pieknie to napisalaś ,asz słusznośc we wszystkim ,bo tak to działa,ale kazdy ma swój czas i swoją drogę ...........wydaje mi sie ,że bianka już jest na tej drodze ,bo przyszla po pomoc tutaj ,ale jeszcze teog nie wie ,że to już maly kroczek zdrowienia :))) pozdrawiam cię iksie i trzymaj tak dalej ,to imponujące swiadectwo ludzkich mozliwosci :)))
impresja
 

Postprzez Bianka » 27 lut 2009, o 16:39

x-yam faktycznie pieknie to napisalas, ja nie potrafie ogarnac tak ladnie mysli wiec moje wpisy zawsze sa beznadziejne...

Impresja najgorsze jest to ze ja wcale nie jestem na poczatku drogi, jestem tu od 2003 roku, przechodzilam juz bardzo gleboka depresje, lacznie ze szpitalem , wszystkimi mozliwymi lekami itp nastepnie z niej wyszlam....bylam z tego dosc musze powiedziec dumna i wtedy tez myslalam tak wlasnie jak x-yam ze wystarczy chciec klik i juz, ze skoro dalam rade wyjsc z takiego dna to juz zawsze dam...

no i dup, od nowa, od pol roku zyje w permamentnym stresie, kazdy organizm po takim treningu zwlaszcza taki slaby jak moj buntuje sie, tak wlasnie czuje ze sie zbuntowal, ze nie mozna byc non stop tak wyczerpanym psychicznie, zapadam sie, walczylam i dawalam rade przez moze nawet dluzej niz pol roku, te pol roku potrafie jedynie okreslic wydarzeniami jakie mialy miejsce...i w pewnym momencie przestaje miec kontrole, tak jakbym prowadzila jakies porsche i majac 5000 km przejechanych 200 na liczniku nagle zapomniala jak sie prowadzi!!!!

chce sie czuc lepiej, chce z tego wyjsc bez pomocy lekow, nie chce zeby sie pogorszylo i co? i nic:((

a jesli chodzi o mojego meza to jestesmy malzenstwem pol roku dopiero, napewno nie oddam tego tak o bez walki... to tak ogolnie rzecz biorac, ale patrzac przez pryzmat wczoraj i innych podobnych dni, juz sie boje ze jak przyjedzie storturuje znowu moja psychike ktora krzyczy stop!


przeciez ja nawet wychodze do ludzi, po prostu mega sie staram! i nie mam sily bardziej mimo to wciaz jeszcze spadam w dol:( i coraz czesciej powtarzaja sie dni kiedy stoje na samej krawedzi:(
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Postprzez impresja » 27 lut 2009, o 17:15

Nie piszesz wprost ,ale gdzieś chyba w podejsciu meża też jest problem ?
Spróbuj za wszelką cenę pomimo wszystko z ogromnym wysiłkiem zmieniać negatywne myślenie na pozytywne .odwracaj mysli .Wiem ,ze to wielki wysiłek nieraz ponad miarę ,ale zaweźmij sie i spróbuj ,to wymaga czasdu i cierpliwości ,ale kto wie?
impresja
 

Postprzez wuweiki » 27 lut 2009, o 17:22

Bianko ...ja nie twierdzę, że wystarczy tylko 'klik i już'
to 'klik' to jest początek drogi i trudnej, żmudnej pracy która z każdym kolejnym krokiem jest lżejsza...
ale opieram to na moim doświadczeniu...
i ja uznałam po wielu latach, że warto ...pomimo trudności jest o wiele lżej niż było...bo jest na odwrót, niż wcześniej... gdy szarpałam się było coraz gorzej...
teraz początek był najtrudniejszy...z każdą kolejną chwilą jest coraz łatwiej..
choć nadal jestem na początku drogi :usmiech2:...dopiero raczkuję kolokwialnie mówiąc 'na nowej drodze życia'
;)

wiesz...tak myślałam, czego Tobie życzyć ...i życzę Tobie odwagi do stanięcia twarzą w twarz, oko w oko samotnie ze sobą i ze swoją chorobą bez oglądania się na zrozumienie u innych ...i nie zaniedbując tej pomocy, którą otrzymujesz --od lekarzy czy osób Ci życzliwych
wuweiki
 

Postprzez qwert » 5 maja 2009, o 22:12

Witajcie.

Chciałbym was przeprosić, drodzy forumowicze, za post, który napisałem w lutym. Mimo iż wiele osób zgadza się z filozofią, którą starałem się w nim upowszechnić, to jednak Sahara9 miała rację, pisząc, że pachnie jej to tanią poradą psychologiczną. Nie wiedziałem chyba wówczas, co piszę, czując jakiś dziwny przypływ pewności siebie i niebywałego szczęścia. Bywam cynikiem i w sytuacjach, gdy mnie jest dobrze, staram się bagatelizować problemy innych, ale choć wyobrażałem sobie wielokrotnie, jak mogą się czuć ludzie z depresją, to dopiero teraz w pełni sobie uświadamiam, jak ogromny jest to problem. Rozumiem tych, którzy twierdzą, że nie ma wyjścia z niektórych sytuacji, bo w takim położeniu sam się właśnie znalazłem. A to, co jest w tym najsmutniejsze, to to, że znalazłem się w nim na własne życzenie - jestem alkoholikiem, i tym bardziej jest to przykre, że w tak młodym wieku, bo mam dopiero 24 lata. Choć stwierdzenie "cierpienie jest tylko punktem widzenia" ma mimo wszystko w sobie trochę prawdy, to jednak tylko w specyficznych sytuacjach, gdy owe cierpienie jest znośne. Ale na pewno nie wtedy, gdy człowiek tonie w ciemności.
qwert
 
Posty: 4
Dołączył(a): 9 sty 2009, o 15:32

Postprzez bunia » 5 maja 2009, o 22:50

....sprobuj teraz wlasnej "medycyny" - to wcale nie jest bezsensu to co napisales.....wpakowales sie w tarapaty na wlasne zyczenie to teraz chlopie na wlasne zyczenie postaraj sie cos z tym zrobic....nie ma sytuacji bez wyjscia.....potrzebna decyzja i konsekwencje....jesli chcesz znajdziesz sposob....

pozdrowka
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez wuweiki » 6 maja 2009, o 20:46

Zgadzam się z Bunią...
poza tym to bardzo fajna lekcja jest... fajnie widać, jak życie to zmiana.... ciągła zmiana, choć życie to po prostu życie...

nie ma co się katować...

nie ma lepsi/gorsi ...każdy jest jaki jest.... Ty też i tak jak każdy, masz możliwość wyboru i zadecydowania, co wybierasz... każdy ma chwile, gdy może usiąść i beztrosko poddać twarz promieniom słońca... każdy ma też chwile samotnego, choć nie osamotnionego - warto o tym pamiętać - dźwigania się z cierpienia...
Powodzenia dla Ciebie Qwert! I serdeczności.
wuweiki
 

Postprzez lili » 6 maja 2009, o 21:14

a ja się w pełni zgadzam z Twoim podejściem qwert i Ty się tez z nim zgodziśz i każdy tutaj jak nie teraz to za jakiś czas, juz wyjaśniam albowiem dlaczego...

po pierwsze tak jak napisałeś na początku tyle ile ludzi tyle problemów ale tyle też rodzajów odporności psychicznej i radzenia sobie z przeciwnościami losu. Dla kogoś młodego, niedoświadczonego życiem totalnie masakrująca może byc zdrada najbliższego przyjaciela, okłamanie, uświadomienie sobie że ktoś jest dla nas miły jak czegoś od nas chce a za naszymi plecami wyzywa nas od garbatych i kulawych...

Dla kogoś bardziej otrzaskanego sytuacją totalnie do przejścia może być np utracenie firmy, interesu, masy kasy, bo np przeszedł to już trzy razy w zyciu i po prostu wie, że nie ma rzeczy niemożliwych.

Nie do przecenienia jest z pewnością obecnośc w pobliżu przyjaciół i bliskich, kogoś w kim mamy oparcie i kto wiemy, że nam pomoże.

Są osoby bardziej skoncentrowane na sobie, czerpiące swoją siłę z siebie i dla nich niepowodzenia w relacjach z ludżmi mogą być po prostu sprawdzianem odporności i tejże siły życiowej. Są osoby opierające swoje życie głównie na otoczeniu, bliskich relacjach z ludźmi, na kooperacji, na współdziałaniu i dla nich tak banalna rzecz jak samotność, choćby czasowa, np emigracja, może być końcem świata.

Pozostanie nagle sam na sam z jakimś kłopotem, kiedy nie ma obok kogoś kto nam to przedstawi w innym świetle, obśmieje jak trzeba i odpowiednio zbagatelizuje też może wyolbrzymić problem i sprawić, że się utopimy w smutku, dołku i depresji.

Czas, perspektywa, nowe doświadczenia zawsze pozwalają nam inaczej spojrzeć na nasze niegdysiejsze kłopoty. Zazwyczaj im później w życie tym te kłopoty poważniejsze, większego kalibru, dlatego w młodości zdarzają się dramatyczne próby samobójcze 16tolatek z powodu zawiedzionej miłości, a cechą dorosłych jest wtedy mówienie, z perspektywy swojej stiockiej mądrości życiowej "przesadza" tudzież "rozhisteryzowana małolata". Prawda?

Zawsze nasz własny kłopot, tu i teraz, wydaje się przeogromny bo to MY sobie z nim radzimy, to MY cierpimy i to MY radzimy sobie z tym nawałem rozmaitych emocji.

Cierpienie jest tylko punktem widzenia, w tym sensie ze to przez co dzisiaj cierpimy za rok mozemy uwazac za najwieksze blogoslawienstwo naszego zycia. Tak myślę.

to tyle na dzisiaj mojego elaboratu

pozdrawiam

lili
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Postprzez qwert » 11 maja 2009, o 01:32

Dziękuję wam za miłe słowa, jednak trudno jest mi się zgodzić z przekonaniami niektórych z was. Lili, przypuszczam, że pisząc swój post byłaś w pozytywnym stanie ducha i - co ważniejsze - umysłu. A to wiele zmienia w całej sprawie, bowiem jak już wspomniałem w poprzedniej swojej notce, w momencie, gdy wszystko jest u nas dobrze, wówczas inaczej patrzymy na przykre sprawy, których doświadczaliśmy niegdyś.
Piszesz o sytuacji, gdy zdradza nas przyjaciel, gdy ktoś przeżywa zawód miłosny. Owszem, takie coś może być wstrząsem dla człowieka, ale w życiu są też sytuacje, z którymi nie sposób jest się pogodzić i po prostu z nimi żyć. To znaczy może i jest to możliwe, gdy osoba cierpiąca nie ośmieli się mimo wszystko popełnić samobójstwa i wtedy nie robiąc nic zostanie uznana za niezdolnego do życia w normalnym społeczeństwie i zamknięta w zakładzie dla nienormalnych, na przykład. Być może użyłem tu zbyt frywolnego skrótu myślowego, ale mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi. Do czego zmierzam - skąd brać siły, skoro nie ma nic takiego, co mogłoby mi te siły dać; gdy w konkretnej sytuacji nic nie może tak naprawdę pomóc. Jest rodzina, jest psychiatra, jesteście wy. Ale to tak naprawdę niewiele pomaga pozbyć się zamętu jaki panuje w głowie chorego człowieka. Miło jest wiedzieć, że nie jest się sam, to mimo wszystko trochę podnosi na duchu (w pewnych konkretnych sytuacjach; gdy jest nam na przykład odrobinę lepiej w danych okolicznościach), ale w ostatecznym rozrachunku nie wyciąga człowieka z tego dołu, rzec by można bez dna, który jest najgorszą rzeczą, która go w życiu spotkała i z którą nie będzie mógł już nigdy normalnie funkcjonować.
Na dzień dzisiejszy wolałbym stracić nogę, albo nawet i dwie, mieć raka, ciało pokryte trądem czy cokolwiek jeszcze innego, ale pozbyć się w zamian tego otępienia, które sprawia, że każdego dnia boję się wstać z łóżka i spotkać osoby, przed którymi muszę udawać, że jest wszystko w porządku, gdy tymczasem nie czuję się zdolny do tego, by z nimi normalnie rozmawiać.
"Cierpienie jest tylko punktem widzenia" myślę, że można odnieść do sytuacji, gdy ma się powód, by błogosławić jednodniowe zatrucie pokarmowe lub ból zęba. Właśnie tak będę podchodził do sprawy o ile znów stanę się człowiekiem zdolnym do jasnego myślenia.

X-yam, to rzeczywiście piękna lekcja życia. Tylko żeby w pełni to docenić, trzeba znów stanąć na nogi, a czasami może być już na to za późno.
A co do lepszych i gorszych, to myślę, że mamy powód, by uważać się za lepszych od innych. Ja w każdym razie uważam, że jest wiele osób, które nie zasługują na to, by nazywać ich ludźmi. Jeżeli dobrze Cię zrozumiałem.

Pozdrawiam wszystkich serdecznie.
qwert
 
Posty: 4
Dołączył(a): 9 sty 2009, o 15:32

Postprzez lili » 11 maja 2009, o 10:04

qwert

krótko bo troche zajęta jestem a potem moge zapomnieć:

1) nie, nie jestem w szesliwym momencie zycia ani nie mam tendencji zwyzkowej ani nic w tym stylu, wrecz przeciwnie, jest dosc niekorzystnie, smutno, zle i depresyjnie. Tylko ze pamietam, ze juz kiedys tak bylo i wtedy byl to dla mnie koniec swiata, otarlam sie o szalenstwo. Dzis jestem pare lat starsza i wiem ze sobie dam rade i ze znowu bedzie lepiej... wiesz czemu? Bo wtedy po tamtym zlym okresie tez przyszedl lepszy czas i znowu bylam szczesliwa. Krotko mowiac: nie moze byc tak zle zeby nie moglo byc jeszcze gorzej. Inaczej: jak sie upada na dno to mozna sie juz tylko podniesc.

2) Bol fizyczny, trad czy urwana noga... cos takiego piszesz. Nie polecam samookaleczania, ale faktem jest ze jak jest zle i sie nie uklada i jeszcze Ci np organizm siadzie, to jakos latwiej jest sie podniesc... chyba. Latwiej sie wtedy skupic na cierpieniu fizycznym i choc na chwile zapomina sie o bolu duszy.

pozdrawiam Cie cieplo, trzymaj sie :)

li
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Poprzednia strona

Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 488 gości

cron