Czy jestem gotowy.. wa na zmiany .

Rozmowy ogólne.

Czy jestem gotowy.. wa na zmiany .

Postprzez parnasus » 9 sty 2011, o 21:40

Ostatnio dość często zadaje sobie pytanie jak być gotowym na zmiany i co jest ważne . Największą przeszkodą moim zdaniem są przekonania o dotychczasowych potrzebach i pragnieniach . Przekonania o własnych ograniczeniach i lęk przed nieznanym.
W ostatnim czasie parę osób w moim bliskim otoczeniu irracjonalnie się zachowały nie dotyczy to może mnie bezpośrednio ale pokazało mi to jak małe klocki wywracają piramidy.
W jednym z wątków wypowiadałem się o zmianie pracy wydawało się ze mam to ogarnięte ale jednak okazuje się ze nie tak do końca .
Gotowość na zmiany czy łączy się to z przekonaniami ?
parnasus
 
Posty: 204
Dołączył(a): 1 gru 2010, o 17:19
Lokalizacja: Tu i Teraz

Postprzez Sansevieria » 9 sty 2011, o 21:58

U mnie było tak, że przekonania sobie, bo one z rozumu. Na wiedzę własną wpływ mam. To uzyskiwałam pierwsze. Natomiast możliwość zmiany - inny pakiet. Udawało się dokonanie trwałych i sensownych zmian dopiero jak uzyskiwałam harmonię emocji z rozumem(przekonaniami), co nazywam swoją wewnętrzną gotowością. Rzeczy, które zgodnie z wiedzą tudzież przekonaniem powinnam była zmienić udawało mi się zmienić dopiero, jak mi emocje nie stawały "w poprzek". No ale ja to ja, Ty to Ty... :)
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez lili » 9 sty 2011, o 22:02

witaj :)

odpowiem na to pytanie z własnej perspektywy i doświadczenia ale od tyłu: nie jak być gotowym na zmiany ale co doskonale mnie osobiście zmusza do zaakceptowania zmiany bądź raczej jej sprowokowania. Piszesz o zmianie pracy: każda moja zmiana pracy odbywała się dość szybko i drastycznie wręcz a każdorazowo była spowodowana strasznym wprost wypaleniem i frustracją związaną z poprzednim miejscem pracy. Do tego stopnia, że nie zastanawiałam się kompletnie czy w nowym miejscu sobie poradzę, wiedziałam, że muszę zmienić i chcę odejść i stanę na rzęsach żeby w nowym miejscu nie zawieść i nie dać ciała. Instynkt ucieczki zmuszał mnie do drastycznych rozwiązań ale zawsze okazywało się, że były one na lepsze.
Może to taka moja siła a nie wszyscy ją mają, że potrafię przetrawić swój strach zaangażowaniem w nowe. Nie zastanawiam się zbytnio na zapas co może pójść nie tak, tylko w pełni się poświęcam temu nowemu i zapominam, że wcześniej się bałam. Wydaje mi się, że to dobre rozwiązanie.

pozdrawiam

li
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Re: Czy jestem gotowy.. wa na zmiany .

Postprzez uważaj » 10 sty 2011, o 16:02

Witaj Parnasus :usmiech2:

parnasus napisał(a):Ostatnio dość często zadaje sobie pytanie jak być gotowym na zmiany i co jest ważne .

Czasami bywa tak, że zmiany nadchodzą same, a my nie jesteśmy na nie w ogóle przygotowani ;-)
A tak na poważnie - to z mojego podwórka najważniejsze jest znaleźć moment na to, aby możliwie bezemocjonalnie ogarnąć sytuację, przyjrzeć się uczuciom, potrzebom, pragnieniom. Bez oszukiwania zastanowić się nad tym, czego chcę. I na ile to, czego chcę jest możliwe do zrealizowania. Na ile jestem gotowa na to, żeby podjąć kroki związane z decyzją, na ile podejmę odpowiedzialność za tę decyzję, a na ile to tylko chcenie ;-)
Ja bardzo wiele chcę, ale nie zawsze jestem w stanie temu podołać. Jest takie stare, ale jare powiedzonko, uknute przez romantyka Mickiewicza ;-) "Mierz siły na zamiary nie zamiar podług sił", czyli jak ja to rozumiem: żeby się poważnie zastanowić i przyjrzeć temu co zamierzam, czy wystarczy mi na to sił. Inaczej mówiąc: nie porywać się z motyką na słońce, czy tam księżyc.
Największą przeszkodą moim zdaniem są przekonania o dotychczasowych potrzebach i pragnieniach . Przekonania o własnych ograniczeniach i lęk przed nieznanym

Tak myślę, że dla mnie największą przeszkodą jest lęk przed nieznanym. I brak wiary we własne możliwości. Zwłaszcza jeśli chodzi o poszukiwanie pracy - dochodzi obawa przed tym, że nie jestem dość dobra, dość konkurencyjna, zbyt stara, zbyt małe mam doświadczenie czy osiągnięcia.
W ostatnim czasie parę osób w moim bliskim otoczeniu irracjonalnie się zachowały nie dotyczy to może mnie bezpośrednio ale pokazało mi to jak małe klocki wywracają piramidy.

No cóż, może z punktu widzenia tychże były to jedyne zachowania, na jakie było ich stać? Nie umieli inaczej. A zadałeś sobie pytanie - jaki wpływ na Ciebie i jakie to miało dla Ciebie znaczenie?
W jednym z wątków wypowiadałem się o zmianie pracy wydawało się ze mam to ogarnięte ale jednak okazuje się ze nie tak do końca .
Gotowość na zmiany czy łączy się to z przekonaniami ?

Wiem, że jestem gotowa na zmiany, gdy one nadchodzą i stawiają mnie na rozdrożu :-) zawsze wówczas trzeba wykonać w końcu jakś ruch. Nigdy nie wiadomo, czy się okaże słuszny czy nie, właściwy czy też nie. Jakkolwiek - myślę, że jakiego by się kroku nie postawiło, to i tak rzeczywistość zweryfikuje. Bywa, że pewne wybory są nieprzewidywalne w skutkach :)
Więc podsumowując moją nieco zawiła wypowiedź: dla mnie czas na zmiany jest wówczas, gdy jakiejś sytuacji życiowej już nie ogarniam, gdy czuję się zapętlona jak pies za własnym ogonem, gdy cokolwiek bym nie zrobiła - dreptam w miejscu...gdy wyczerpuje mnie to do granic możliwości, a efektów brak. Wtedy najważniejsza jest odwaga do pokonania lęku przed nieznanym, po to, aby wykonać krok w innym niż dotąd kierunku :)
A nauczył mnie tego mój dawny Mądry Przyjaciel i co najważniejsze: to działa!
Bardzo mi się spodobało określenie Sansevierii o "wewnętrznej gotowości". Podobnie to odczuwam. To trochę tak, jak z tym, że "dziś,teraz nie piję", zamiast "od jutra nie piję" ;-)
Pozdrawiam!
Avatar użytkownika
uważaj
 
Posty: 101
Dołączył(a): 23 maja 2010, o 21:46

Postprzez 1KOR13 » 10 sty 2011, o 17:31

moim zdaniem żyjemy dla tego co nie znane, aby przeżyc życie , a nie spacer po własnym ogródku
1KOR13
 
Posty: 337
Dołączył(a): 18 lip 2009, o 22:57
Lokalizacja: z mazowsza

Postprzez ota » 10 sty 2011, o 19:21

Rzeczy, które zgodnie z wiedzą tudzież przekonaniem powinnam była zmienić udawało mi się zmienić dopiero, jak mi emocje nie stawały "w poprzek".


Czyli na te emocje "stające w poprzek" tylko czas?
Bo to już jest żart to co ja ze sobą wyprawiam... :(
ota
 
Posty: 49
Dołączył(a): 4 wrz 2008, o 02:14

Postprzez pszyklejony » 10 sty 2011, o 19:26

Sansevieria
wszyscy jesteśmy tak samo skonstruowani :)
kwetia jak to ktoś opisze. Można sobie wyobrazić, jako przygotowanie wewnętrznego ja, poprzez "dziobanie" emocjami związanymi z konkretnym przekonaniem.
pszyklejony
 
Posty: 868
Dołączył(a): 7 paź 2008, o 21:56
Lokalizacja: warszawa

Postprzez parnasus » 10 sty 2011, o 20:13

Pomysł na ten temat nie zrodził się z tego że mam zmieniać pracę . Bardziej takie pomieszanie się zrobiło w potrzebach i zdanie sobie sprawy że nie do końca wiem gdzie dzwonią. Wydaje mi się że ma to coś wspólnego z duchowością i tu widzę problem jakiego :) bożka sobie ulepić i jaki mi jest potrzebny :P
parnasus
 
Posty: 204
Dołączył(a): 1 gru 2010, o 17:19
Lokalizacja: Tu i Teraz

Postprzez Sansevieria » 10 sty 2011, o 21:10

Na emocje stojące "w poprzek" u mnie potrzebny był i bwa nadal czas wypełniony między innymi pracą z tymiż emocjami. Samo z siebie to się nie zrobi, odczekanie nie wystarczy. Kolejność u mnie ( i chyba nie tylko u mnie):
1. już wiem, co powinnam zrobić, ale mam uczucie silnej "niemożności" i miliony argumentów , żeby nie robić, zwykle racjonalnych oraz spójnych;
2. okres przejściowy - męczę się, że nie jestem w stanie zrobić tego, co wiem, że powinnam czyli praca a emocjami, wspomnieniami itpd
3. zaczynam wprowadzać w życie to, co powinnam.
Mimo usilnych prób nie byłam w stanie przeskoczyć etapu 2, o ile podjęłam w etapie 1 tzw. "decycję o działaniu" nieodmiennie kończyło się to fiaskiem i frustracją. Jak teraz wiem wskutek mocno kaprawego i obciążonego dzieciństwa mnie "w poprzek" stawały emocje silne, zadawnione i skutecznie blokujące.
Nie mam "patentu na nieomylność", mogę co najwyżej opisać swój swoisty "schemat zmian skutecznych".

Parnasus, mało masz zajęć, jeszcze się będziesz z jakimś własnym bożkiem użerał? Nie lepiej skorzystać z któregoś z dostępnych pakietów? :)
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez mikidajlo » 10 sty 2011, o 21:40

A czy wierzycie że jak się puścić w wir pracy, zmienić środowisko, miejsce zamieszkania. postawić wszystko na jedną kartę i pójść, pojechać daleko daleko złapać pierwszą lepszą pracę i...... No właśnie i wszystko stracić.... Nic nie stracić. Wyjeżdzając z domu na 2 - 4 miesiące Rodzina jest najważniejsza, tylko ona się liczy a czy po powrocie będzie tak samo? Czy w trakcie bycia gdzieś stanę się twardym samowystarczalnym gościem i nauczę się języka, poznam rózne kultury i wogóle czy stracę się w tęsknocie za domem a może kogoś spotkam? Ja wiem wszystko zależy odemnie, macie racjię. Ale czy człowiek jest sam w sobie na tyle silny żeby mu nie odbiło? Żeby nie zatracił siebie i albo nie stał sie chorobliwie zazdrosny, albo po prostu nie zaczoł zdradzać. W końcu sie nie wymydli jak to niektórzy mówią. Czy człowiek jest sam na tyle silny żeby wszystko pogodzić, Zarabiać pracować być dobrym Ojcem i mężem. Czy gdzieś tam unikając zewnętrznego świata, zabawy nie zdziczeje w samotności swojego mieszkania?
Takie mnie różne nachodzą myśli a propo zmian i czy się ich boję.
Boję się zmian, Bo na początku jest pięknie, wszystko rysuje się w różowych kolorach. Wchodzi się a później się wszystko sypie. Czy się posypie?

Na jednej ze stron kierowca żalił się że go żona zostawiła po 10 latach. Miała prawo i wolną wolę. Dlaczego? Pewnie miała swoje powody. a inny gościu odpisał mu pocieszając że K.... była nie wartą jego. - Żenada

Ludzie żartują sobie z Tiruwek. Żartują podczas rozmowy z żoną kierowcy a ona myśli i myśli. I czasem słusznie a czasem nie oskarża i rozstaje się bo kiedy się zabardzo nakręcimy to trudno przyjąć inne argumenty niż wiemy sami a w domu brakuje. kasa jest ale facet znikł.

Pozdrawiam
Avatar użytkownika
mikidajlo
 
Posty: 728
Dołączył(a): 8 wrz 2008, o 11:57
Lokalizacja: łódź

ś

Postprzez ota » 10 sty 2011, o 22:22

Dziękuję za jasno i przejrzyście sformuowaną odpowiedź.
U mnie niestety etap 2 kuleje. Coś się tam dzieje, ale wszystko bardzo opornie i niekosenkwentnie.
Brak mi odwagi i cierpliwości.

Przepraszam Parnasusa za odbieganie od tematu.
ota
 
Posty: 49
Dołączył(a): 4 wrz 2008, o 02:14

Postprzez parnasus » 11 sty 2011, o 09:44

Ota to jest na temat :P
To wszystko składa się w całość bo cała sztuka chyba polega na tym by uświadomić sobie jaki jestem i czego pragnę a następnie w pełni to zaakceptować. Ostatnio przeczytałem fajne zdanie aby nie zaprzeczać własnym potrzebą nie spychać do dołu i nie zasypywać odmawianiem sobie do tego prawa. Myślę że te zmiany po prostu powinny być wprowadzane bo jeżeli takie myśli są to znaczy że tego potrzebuje do dalszego polepszania swojego komfortu życia . Właściwie to zawsze uciekałem od siebie 25 lat w picie i jaranie hi hi to była dopiero duchowość normalnie ból istnienia powodował wiecznie rozterki egzystencjalne. Patrząc od strony zmian na nowe widzenie tego co mnie teraz otacza mam nieodparte wrażenie że potrzebuje zmiany postrzegania ,( trochę ściemniam ale szukam za to ! :lol: :lol: ) i tu jest problem jak na różne jak to ktoś mi kiedyś powiedział " ptaszki " popatrzeć nie na bazie dotychczasowych doświadczeń.
parnasus
 
Posty: 204
Dołączył(a): 1 gru 2010, o 17:19
Lokalizacja: Tu i Teraz

Postprzez uważaj » 13 sty 2011, o 16:29

parnasus napisał(a): mam nieodparte wrażenie że potrzebuje zmiany postrzegania ,( trochę ściemniam ale szukam za to ! :lol: :lol: ) i tu jest problem jak na różne jak to ktoś mi kiedyś powiedział " ptaszki " popatrzeć nie na bazie dotychczasowych doświadczeń.

Jak? Po prostu. Tak myślę. Im prościej, tym lepiej. Bożek to tylko zasłona dymna i ucieczka. Duchowość a bożek czy religijność to dwie różne sprawy. Tak ja to widzę.
Pewnie, że można skorzystać z tzw. metod, które rozmaite, wydeptane już ścieżki duchowe, oferują. Ale metody nie zastąpią osobistego doświadczania i uważności na to doświadczanie. Mi kiedyś do serca bardzo mocno przypadło to, co powiedział Budda o księżycu i palcu. Gdy ktoś pokazuje kierunek palcem, to co jest właściwie istotne dla pytającego - palec czy kierunek albo cel? ;)
Tak trochę po swojemu rozumiem o co chodzi Tobie, Parnasus. Nie bardzo wiesz, jak ugryźć rzeczywistość, lub raczej to, co się w Tobie, w związku z niewygodą stykania z tą rzeczywistością - dzieje. Jak tu się w tym wszystkim wygodnie, ale i mądrze znaleźć, w którym kierunku podążyć ?
Jakkolwiek, mi najlepiej jak dotąd wychodzi upraszczanie kombinowania :D, a najlepiej gdy w ogóle go zaprzestaję. Gdy zaczynam być cicho i po prostu słuchać. Patrzeć i widzieć, słuchać i słyszeć, doświadczać i odczuwać.

to tak, jak w miejscu, w którym jesteś, w podpisie Twoim pod nickiem :)

Ostatnio słyszałam o pewnym doświadczeniu. Facet, który miał coraz większe problemy z ogarnięciem rzeczywistości i z czasem - nie wyrabiał się z niczym, spóźniał, stał się takim "słomianym zapałem". Poddał się eksperymentowi. Polegało to na tym, że miał się zajmować w określonym czasie tylko jedną czynnością {sic! jedną ;)}. Czyli gdy jadł, to był tylko pokarm i on, żadnych gazet, radia, telewizji, towarzystwa...a nawet myśli o czymś innym :). Gdy np. zmywał naczynia - tylko zmywał naczynia i nie myślał o niczym innym. pił kawę - to pił kawę, szorował podłogę - to szorował podłogę. Golił się - to się golił itd. etc. Sprawdzano jego stan psychiczny, kondycję fizyczną, i rozmaite parametry co 2 dni na początku i pytano go, jak się ma ogólnie. Po pierwszych dwóch dniach facet powiedział, że czuje się tak potwornie zmęczony, jakby miał za sobą tydzień ciężkiej harówki 24-godziny na dobę :D. Eksperyment trwał miesiąc. Po miesiącu mężczyzna ów stwierdził, że nauczył się skupiać uwagę na wykonywanej czynności, bez rozproszenia i chwytania się innych spraw. Gdy zasiadał do pisania sprawozdania, nie uciekał do surfowanie po internecie, w słuchanie radia, podjadanie, ważne niespodziewane telefony itd. Podobnie rzecz się miała z innymi zadaniami, które miał do wykonania lub chciał po prostu wykonać. Zaczął spokojnie sypiać, bez wybudzania się i - paradoksalnie - choć nadal podejmował taką samą liczbę obowiązków, jak wcześniej - teraz wykonywał je wydajniej i udawało mu się wykonywać je wszystkie do końca. Nauczył się ustalać priorytety. Słomiany zapał się wypalił, a co najważniejsze - najwięcej skorzystała na tym jego psychika, spokój wewnętrzny i podniósł się poziom inteligencji emocjonalnej i umysłowej wydajności :D czyli IQ
Bardzo mnie to doświadczenie zaciekawiło i jakoś tak w końcu zobrazowało to, o czym pisał np. A. de Mello "tu i teraz tańczę swój taniec", "tu i teraz myję naczynia". Sedno "tu i teraz". To nie jest łatwe . Próbowałam np. myjąc zęby nie myśleć o niczym innym, jak tylko myć zęby .... o losie!!! ile wtedy się myśli ciśnie.... o tym, co bedę robiła po południu, o tym, co mi się śniło, "kurde, ale boli mnie w boku"... "a co by tu ugotować dziś na obiad".... o losie!! o losie!!! :D
Polecam doświadczenie na własnej skórze :)
Avatar użytkownika
uważaj
 
Posty: 101
Dołączył(a): 23 maja 2010, o 21:46

Postprzez Sansevieria » 13 sty 2011, o 18:07

Jak przeczytałam o tym doświadczeniu, pomyslało mi się jedno słowo, za to dużymi literami. Było to słowo KONTROLA. I wcale się nie dziwię, że był zmęczony fizycznie po dwóch dniach - człowiek to system naczyń połączonych i trzymanie takiej kontroli męczy. A potem się nawyka i zmęczenie "nie czuje". Wiem, bo uswiadomiłam sobie że sposób funkcjonwania skądś znam, że od dzieciństwa spontanicznie i bez instrukcji z zewnątrz narzuciłam sobie czy wypracowałam coś takiego.. Skutki patrząc z zewnątrz osiągnęłam podobne co w opisanym doświadczeniu...
I tym oto sposobem doszłam także do tego, jak sama osobiście osiągnęłam już w dzieciństwie efekt niezamierzony - zabiłam w sobie zdolność do marzeń i całkiem niezły potencjał twórczy. Bo się nie mieścił w czasie. Odpuszczanie wyżej opisanej kontroli w dużej części mi się udało, acz nie było to wcale proste.
Dzięki Uważaj za ten opis. Bez ironii dzięki. Coś tam kolejnego o mnie mi się ułożylo.
Do powyższych wniosków doszłam w czasie, jaki upłynął od przeczytania postu do napisania tego tekstu. Czas ten poświęciłam na mycie kabiny prysznicowej we własnej łazience i.. w sposób równoległy na zastanawianie się nad tym, co mi wynika z pierwszego skojarzenia tekstu ze słowem "kontrola". :)
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez Abssinth » 13 sty 2011, o 18:25

kontrola, tak


ale rowniez - medytacja, uwaznosc

i kontrola meczy, a uwaznosc nie - ta historia wlasnie to obrazuje. najpierw goscia meczylo, bo KONTROLOWAL
a potem realksowalo, bo po prostu OBSERWOWAL, UWAZNIE BYL TYM CO ROBI

hejj lubie tak :)
dziekuje za przypomnienie :)
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Następna strona

Powrót do Dyskusyjne

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 155 gości

cron