I znów awantura rodziców

Rozmowy ogólne.

Postprzez moniaw-w » 21 lip 2011, o 21:27

[quote="mahika"]odnoszę wrażenie ze usłyszałaś tu to co wiesz doskonale, a nie chciałaś dopuścić do siebie.
Stąd ta złość.
[/quote]

albo nie to, co Niewidoczna chciała usłyszeć


Niewidoczna, jakiej rekacji spodziewałaś się po ludziach tutaj, jeśli możesz nam powiedzieć?

Moim zdaniem w życiu są sytuacje, kiedy córka może być (i powinna) wsparciem dla matki. Ale są to sytuacje wyjątkowe. A nie coś takiego, że normą staje się, kiedy córka matkuje własnej mamie...
Avatar użytkownika
moniaw-w
 
Posty: 146
Dołączył(a): 10 paź 2007, o 20:03

Postprzez Justa » 21 lip 2011, o 21:38

[quote="moniaw-w"]Moim zdaniem w życiu są sytuacje, kiedy córka może być (i powinna) wsparciem dla matki. Ale są to sytuacje wyjątkowe. A nie coś takiego, że normą staje się, kiedy córka matkuje własnej mamie...[/quote]
Monia, świetnie to ujęłaś. Nic dodać, nic ująć.
Justa
 
Posty: 1884
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 18:06

Postprzez marie89 » 21 lip 2011, o 21:54

Niewidoczna.. kochasz swoją mamę i chcesz jej szczęcia i bezpieczeństwa.. to zrozumiałe.. ale musisz tez zdać sobie sprawę, że nie Ty powinnaś podejmować decyzje.. Owszem wspierać- tak.. ale reagować tak emocjonalnie.. to tak jakbys czuła sie winna, że nie możesz nic z tym zrobić.. Nie podejmuj się czegoś czego udźwignąć nie możesz.

Twoi rodzice to dorośli ludzie... Jesli jest im z sobą źle, czemu w tym tkwią? Cudu nie będzie... Twoja mama musi odważyć się na konkretne działania.
marie89
 

Postprzez ewka » 22 lip 2011, o 08:26

--Sikorka/ewko, czy Ty wtajemniczasz swoje dzieci w lozkowe sprawy Twojego malzenstwa? czy jednak pewne kwestie zostaja tylko do wiadomosci Twojej i meza?--
**Sikorko - nie, nie wtajemniczam… bo nikogo nie wtajemniczam. Seks jest dla mnie obszarem bardziej do praktykowania niż omawiania :) Tak już mam. Nie bardzo wiem, dlaczego porównujesz i łączysz mnie z mamą Niewidocznej... części wspólnych chyba nie mamy wiele.
Dla jasności - ja nie popieram postawy mamy Niewidocznej... ale próbuję zrozumieć. W podobnej sytuacji była moja mama, bo ojciec też był niezłym wojownikiem (dość często, ale nie ciągle, fajnie i normalnie też było). Miała tylko nas (dzieci), więc chcąc nie chcąc byliśmy w tym wszystkim i nam wylewała swoje żale... no bo komu? Jasne, że można było to rozwiązać (niebieskie linie i inne takie), no ale ona tego nie zrobiła. Ot po prostu. Nie wtajemniczała też nas w ich sprawy łóżkowe.

Pewnie że najfajniej jest, kiedy z matką są relacje książkowe. W ogóle jest fajnie, kiedy jest książkowo we wszystkich obszarach… no ale książkowo to jest w książkach:)

Mnie w tym wszystkim ciekawi, czy matka i córka mogą się przyjaźnić. Tak w ogóle bez rozgraniczania, czy z rodzicami są kłopoty, czy nie. Uważam, że mogą… w większości jednak widzę tutaj, że grubą krechę stawiacie między matka-córka. Jeśli mogą się przyjaźnić, to reguły są jak w przyjaźni – jestem przy tobie. Wspieram i pomagam w dobrym i złym. Fakt, kiedy jest źle trzeba mieć dużą odporność, aby nie przesiąknąć tym złym i zachować zdrowie na swoich obszarach. Dlatego myślę, że nie zaszkodziłaby Ci Niewidoczna terapia (i Twojej mamie też) nie po to, aby się odciąć od matki i „mieć w nosie”, ale aby nie szkodzić sobie. Ich sytuacji raczej nie zmienisz… chociaż kto wie? Może gdyby udało Ci się nakłonić mamę na terapię, to coś zmieniłoby się na lepiej?

--Justa/ewka, sikorka świetnie ujęła kwestię do Ciebie - czy wtajemniczasz swoją córkę w to, co się dzieje w sypialni między Tobą a jej ojcem? Czy hipotetycznie latami trwałabyś w nieszczęśliwym małżeństwie i po każdej awanturze dzwoniłabyś do córki pożalić się jej i wypłakać, a następnie NIC z tym nie robiła (do następnego razu)? Czy nie interesowałoby Cię, jak Twoje wieloletnie problemy i córka w pogotowiu do Twojej dyspozycji wpływa na JEJ życie?

Jaka miałaby być rola córki wtedy? Pocieszać? (jak? czym?) Wysłuchiwać na każde życzenie? (przecież to ją boli za każdym razem coraz bardziej tym bardziej, że jest związana emocjonalnie z obiema stronami) Rozwiązać za Ciebie Twoje problemy małżeńskie? (to możliwe?)

No więc spójrz na to od tej strony.--
**Justa, nie mam pojęcia jak zachowywałabym się. „Tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono”.
Tak hipotetycznie i na zimno, to na pewno nie chciałabym obciążać dzieci swoimi kłopotami. I gdy w naszym rodzinnym domu „działo się” (napisałam wyżej) – nauczona obiecałam sobie, że w swoim życiu pewnych rzeczy na pewno nie zrobię i do pewnych nie dopuszczę. No i się nie działy, ale czy to moja zasługa, czy męża, czy łaskawość losu, to druga rzecz… ale gdyby się działy, to moja pewność tutaj już mniej pewna, bo po prostu nie wiem. Jeśli jest się w samym centrum złych rzeczy, jeśli dzieje się krzywda, boli… no to szuka się ujścia. Takim ujściem dla mamy Niewidocznej jest Niewidoczna. Fakt, z tego nic konstruktywnego dla całości sytuacji nie wynika, bo żadna z nich nie robi nic, by coś zmienić lub by się nauczyć z tym żyć na tyle, by nie siało spustoszeń.

A co Ty sądzisz o przyjaźni matka-córka? Możliwa czy nie? Mam na myśli normalną przyjaźń bez dorabiania uzależnień i podobnych jednostek.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez sikorka » 22 lip 2011, o 11:44

[b]ewko[/b], spokojnie - absolutnie nie porownuje Cie do mamy [b]niewidocznej [/b]:nie: nie odbieraj tak tego. bardziej sie zastanawialam nad tym czy u Ciebie jest taka bezgraniczna relacja z dziecmi skoro nie widzisz problemu z wtajemniczaniem corki w jazdy rodzicow.
wytlumaczylas, wiec teraz juz rozumiem ze jednak nie jestes tak bardzo za tym skoro u siebie chcialas miec inaczej niz w rodzinnym domu.

relacja matka-corka w kontekscie przyjazni? dobry temat do dyskusji, ja osobiscie chcialabym zeby miedzy mna a moja corka byla milosc - czyli wiadomo ze gdziestam sie ta przyjazn w to wplata, ale do wylewania swoich zali na meza wolalabym sobie znalezc kolezanke. w koncu jakby nie bylo ten moj maz to dla mojej corki ojciec.
i w takich sytuacjach kryzysowych nie ucze dziecka dzialania, szukania pomocy tylko jeczenia nad swoim losem. to z niej co potem wyrosnie?
Avatar użytkownika
sikorka
 
Posty: 3431
Dołączył(a): 8 gru 2010, o 20:04

Re: I znów awantura rodziców

Postprzez Justa » 24 lip 2011, o 21:09

ewka, myslę, że możliwa, ale ma pewne granice. 8)
Justa
 
Posty: 1884
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 18:06

Re: I znów awantura rodziców

Postprzez nusia___ » 24 lip 2011, o 21:17

abs , piszesz ze jesli w wzwiakzu dzieje sie zle to lepiej sie rozstac
a co jesli kobieta na "swoj sposob" i tak kocha awanturnika , choleryka i falszywego meza ktory przy rodzinie jest chamem a obcym pokazuje jaki jest dobry czuly i wychowany.
Jesli mimo prosb by kobieta cos zrobila ona odpowiada ze woli tego nie ruszac ze lepiej jesli sa razem bo on jest chory i nie poradzilby sobie , mimo wszystko twerdzi ze on kocha i ze lzami w oczach mowi: przeciez przezylismy razem cala mlodosc jak moge gos zostawic?" i do tego sama mowi ze woli zyc myslac i wmawiajac sobie ze jest szczesliwa w malzenstwie i prosi mnie bym nie mowila jej wiecej o rozstaniu i o tym ze mozna zyc lepiej....
Avatar użytkownika
nusia___
 
Posty: 836
Dołączył(a): 4 lut 2008, o 20:30

Re: I znów awantura rodziców

Postprzez ewka » 24 lip 2011, o 21:38

Justa napisał(a):ewka, myslę, że możliwa, ale ma pewne granice. 8)

Granice - temat rzeka :)
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: I znów awantura rodziców

Postprzez Abssinth » 25 lip 2011, o 02:11

abs , piszesz ze jesli w wzwiakzu dzieje sie zle to lepiej sie rozstac
a co jesli kobieta na "swoj sposob" i tak kocha awanturnika , choleryka i falszywego meza ktory przy rodzinie jest chamem a obcym pokazuje jaki jest dobry czuly i wychowany.
Jesli mimo prosb by kobieta cos zrobila ona odpowiada ze woli tego nie ruszac ze lepiej jesli sa razem bo on jest chory i nie poradzilby sobie , mimo wszystko twerdzi ze on kocha i ze lzami w oczach mowi: przeciez przezylismy razem cala mlodosc jak moge gos zostawic?" i do tego sama mowi ze woli zyc myslac i wmawiajac sobie ze jest szczesliwa w malzenstwie i prosi mnie bym nie mowila jej wiecej o rozstaniu i o tym ze mozna zyc lepiej....


to jest choroba, uzaleznienie a nie milosc...strach przed samotnoscia, strach przed tym, co nowe, inne...brak poczucia wlasnej wartosci, lek przed tym, ze cokolowiek nowego , innego, bedzie gorsze...wiara w to, ze na taki los sie wlasnie zasluguje...

polecam Robin Norwood 'kobiety, ktore kochaja za bardzo', tam jest ten schemat duzo lepiej opisany, jak rowniez drogi wyjscia z niego.

sciskam Nusiu x
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Poprzednia strona

Powrót do Dyskusyjne

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 537 gości

cron