--Sikorka/ewko, czy Ty wtajemniczasz swoje dzieci w lozkowe sprawy Twojego malzenstwa? czy jednak pewne kwestie zostaja tylko do wiadomosci Twojej i meza?--
**Sikorko - nie, nie wtajemniczam… bo nikogo nie wtajemniczam. Seks jest dla mnie obszarem bardziej do praktykowania niż omawiania
Tak już mam. Nie bardzo wiem, dlaczego porównujesz i łączysz mnie z mamą Niewidocznej... części wspólnych chyba nie mamy wiele.
Dla jasności - ja nie popieram postawy mamy Niewidocznej... ale próbuję zrozumieć. W podobnej sytuacji była moja mama, bo ojciec też był niezłym wojownikiem (dość często, ale nie ciągle, fajnie i normalnie też było). Miała tylko nas (dzieci), więc chcąc nie chcąc byliśmy w tym wszystkim i nam wylewała swoje żale... no bo komu? Jasne, że można było to rozwiązać (niebieskie linie i inne takie), no ale ona tego nie zrobiła. Ot po prostu. Nie wtajemniczała też nas w ich sprawy łóżkowe.
Pewnie że najfajniej jest, kiedy z matką są relacje książkowe. W ogóle jest fajnie, kiedy jest książkowo we wszystkich obszarach… no ale książkowo to jest w książkach:)
Mnie w tym wszystkim ciekawi, czy matka i córka mogą się przyjaźnić. Tak w ogóle bez rozgraniczania, czy z rodzicami są kłopoty, czy nie. Uważam, że mogą… w większości jednak widzę tutaj, że grubą krechę stawiacie między matka-córka. Jeśli mogą się przyjaźnić, to reguły są jak w przyjaźni – jestem przy tobie. Wspieram i pomagam w dobrym i złym. Fakt, kiedy jest źle trzeba mieć dużą odporność, aby nie przesiąknąć tym złym i zachować zdrowie na swoich obszarach. Dlatego myślę, że nie zaszkodziłaby Ci Niewidoczna terapia (i Twojej mamie też) nie po to, aby się odciąć od matki i „mieć w nosie”, ale aby nie szkodzić sobie. Ich sytuacji raczej nie zmienisz… chociaż kto wie? Może gdyby udało Ci się nakłonić mamę na terapię, to coś zmieniłoby się na lepiej?
--Justa/ewka, sikorka świetnie ujęła kwestię do Ciebie - czy wtajemniczasz swoją córkę w to, co się dzieje w sypialni między Tobą a jej ojcem? Czy hipotetycznie latami trwałabyś w nieszczęśliwym małżeństwie i po każdej awanturze dzwoniłabyś do córki pożalić się jej i wypłakać, a następnie NIC z tym nie robiła (do następnego razu)? Czy nie interesowałoby Cię, jak Twoje wieloletnie problemy i córka w pogotowiu do Twojej dyspozycji wpływa na JEJ życie?
Jaka miałaby być rola córki wtedy? Pocieszać? (jak? czym?) Wysłuchiwać na każde życzenie? (przecież to ją boli za każdym razem coraz bardziej tym bardziej, że jest związana emocjonalnie z obiema stronami) Rozwiązać za Ciebie Twoje problemy małżeńskie? (to możliwe?)
No więc spójrz na to od tej strony.--
**Justa, nie mam pojęcia jak zachowywałabym się. „Tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono”.
Tak hipotetycznie i na zimno, to na pewno nie chciałabym obciążać dzieci swoimi kłopotami. I gdy w naszym rodzinnym domu „działo się” (napisałam wyżej) – nauczona obiecałam sobie, że w swoim życiu pewnych rzeczy na pewno nie zrobię i do pewnych nie dopuszczę. No i się nie działy, ale czy to moja zasługa, czy męża, czy łaskawość losu, to druga rzecz… ale gdyby się działy, to moja pewność tutaj już mniej pewna, bo po prostu nie wiem. Jeśli jest się w samym centrum złych rzeczy, jeśli dzieje się krzywda, boli… no to szuka się ujścia. Takim ujściem dla mamy Niewidocznej jest Niewidoczna. Fakt, z tego nic konstruktywnego dla całości sytuacji nie wynika, bo żadna z nich nie robi nic, by coś zmienić lub by się nauczyć z tym żyć na tyle, by nie siało spustoszeń.
A co Ty sądzisz o przyjaźni matka-córka? Możliwa czy nie? Mam na myśli normalną przyjaźń bez dorabiania uzależnień i podobnych jednostek.