Od dwóch tygodni zastanawiam się czy napisać/opisać moja sytuację czy nie. Pisząc to, jeszcze nie wiem czy wyślę to na forum..
A jednak wysłałem;)
Jestem 24 letnim mężczyzną, dość dojrzałym emocjonalnie – przynajmniej tak mi się wydaje. Aktualnie do ponad pół roku mieszkam z kobietą, z którą jestem od prawie 3 lat. Tak naprawdę jest to zarówno dla mnie, jak i dla Niej, pierwszy poważny związek. Związek z osobą, z która można się związać na całe życie. Związek, w którym wszystkiego się nauczyliśmy. Wszystkiego – wcześniej było raczej kilka krótkotrwałych związków – zarówno moich jak i Jej. Dlatego uczyliśmy się poznawania drugiej osoby, spędzania wspólnych chwil, pierwsze wyjazdy kilkudniowe.. później pojawiła się miłość, pierwsze uczucie do drugiej osoby. Później nauka mieszkania tylko we dwoje. Dlatego napisałem, że wszystkiego uczyliśmy się w tym związku, dlatego chyba jest/było (zaraz może to się wyjaśni) nam tak dobrze, bo byliśmy na podobny poziomie w poznawaniu życia we dwoje. Oboje jesteśmy ludźmi ambitnymi, pracowitymi, mającymi podobne cele, aczkolwiek różne zainteresowania. Ale miłość sprawia, że interesujesz się zainteresowaniami tej drugiej osoby i na odwrót. Raczej oboje jesteśmy typami domowników, mamy wspólnych znajomych. Ale raczej wszystko robimy razem. Ja chodzę z Nią na spotkania jej znajomych, Ona ze mną na spotkania z moimi znajomymi. Ale tak naprawdę najwięcej czasu spędzamy razem, tylko we dwoje. Ostatni sylwester spędziliśmy tylko we dwoje w domu i uważam, że był do najlepszy sylwester w życiu. Nie dziesiątki znajomych czy super miejsce, ale tylko Ona daje mi szczęście. Wiem, że ją kocham i wiem, że jest to kobieta, z którą mógłbym spędzić resztę życia, ale się boję.. Strach pojawił się niedawno. Ponad miesiąc temu. Gdy w pracy (pracuję w małej firmie – kilku osobowej, gdzie wszyscy się znają) pojawiła się Ona. Nie ukrywam faktu, że w momencie przedstawiania zainteresowała mnie. Później przyszła impreza firmowa bez osób towarzyszących, którą w sumie spędziliśmy razem. Ale tylko i wyłącznie na stopie koleżeńskiej – zresztą jest tak do teraz, żadnych czynów, których mógłbym żałować, co najwyżej te myśli. Po imprezie kilka maili dziennie – ot, taki sposób na komunikację między pokojami, gdy pracodawca zabrania instalowania komunikatorów i krzywo patrzy na ‘plotkowanie’. Ponadto dodam, że pracuję w firmie od roku, gdzie są praktycznie same kobiety i żadna inna mnie w żaden sposób nie zainteresowało. Mimo iż, są to naprawdę ładne kobiety. Mało tego – taka dygresja – przez te 3 lata, żadna inna kobieta mnie nie interesowała. Nie oglądałem się za innymi, nie byłem podatny na zainteresowanie ze strony płci pięknej. Po prostu w związku miałem wszystko czego chciałem i niczego innego nie potrzebowałem. Wracając do tematu, napisaliśmy kilkadziesiąt maili i smsów – o których nie wiem moja dziewczyna. Po jakimś czasie, ‘złapałem’ się na tym, że siedzę przed komputerem w oczekiwaniu na odpowiedź na maila (wysyłaliśmy maile nawet gdy nie byliśmy w pracy). Mało tego, całymi dniami potrafiłem myśleć o Niej. Oboje żyjemy w stabilnych związkach (Ona wiem, że ja mam dziewczynę, ja wiem, że Ona ma chłopaka), jesteśmy w podobnym wieku. Moja dziewczyna wyjechała na kilka dni, więc postanowiłem wyskoczyć na zwykła kawę z tą koleżanką z pracy (raczej jak jest moja dziewczyna w domu, to nie wychodzę samemu. Wychodzimy razem). Oczywiście, była zwykła kawa i krótki spacer i nic więcej. Ale.. najgorsze było później, gdy już wróciłem do pustego mieszkania i uświadomiłem sobie, że dawno tak się nie śmiałem, nie bawiłem, nie rozmawiałem w taki sposób. Może to dziwnie i zbyt pochopnie zabrzmi, ale dawno nie byłem tak szczęśliwy, jak przez te kilka godzin. Chodzi mi o szczęście w rozumieniu endorfin, taki krótkotrwały stan gigantycznego szczęścia. I tu pojawia się problem.. strach.. Bo patrząc racjonalnie, na chłodno, myśląc rozumem, więc że kocham moją dziewczynę i wiem, że możemy stworzyć związek na lata. Tym bardziej, że moja dziewczyna, świata poza mną nie widzi i wiem, że ona też mnie kocha. Ale są myśli, dużo tych myśli, gdzie nie kieruje się rozumem i zastanawiam się czy kobietą z którą jestem jest tą z którą chcę być resztę życia. Problem polega na tym, że nie wiem co zrobić, ponieważ nie chcę pochopnie, przez zauroczenie, kończyć dobrego i długiego związku. A z drugiej strony boję się, że stracę życie z nie tą kobietą. Wiem, że moja obecna dziewczyna ma mnóstwo cech, których poszukiwałem u kobiet. A nowopoznana osoba jest zupełnie inna, może nie byłbym w stanie z Nią zbudować takiego związku. I jestem tego świadomy, że to zwykłe zauroczenie. Widzę to, że na szali jest miłość przeciwko zauroczeniu. Ale jak sobie poradzić z tym zauroczeniem, żeby nie zrobić czego głupiego, czego później będzie się całe życie żałować? Z jednej strony, chciałbym się przekonać co byłoby gdyby porwało mnie zauroczenie, ale z drugiej strony nie potrafiłbym spojrzeć w oczy mojej dziewczynie, gdybym zrobił krok za daleko w kwestii zauroczenia.
Nie wiem na co liczę, czego oczekuje, może mi powiedzie jak sobie radzić z zauroczenie. Czy jeśli pojawiły się wątpliwości odnośnie związku to może to nie miłość? Zastanawiałem się nawet nad zmianą pracy, tylko żeby się odciąć, ale nie łatwo znaleźć odpowiednie stanowisko w krótkim czasie. Po prostu gdzieś się zagubiłem i teraz nie umiem wrócić na właściwą ścieżkę..
Pozdrawiam:)