przez Sahara9 » 5 lut 2010, o 12:17
W maju rozstałam się z mężczyzną, który de facto nic dla mnie nie znaczył. Spotkałam obecnego męża, kochałam się w nim wiele lat temu, ale wówczas on mnie zwyczajnie nie chciał. Był wówczas ze swoją obną eksżoną. Potem nasze drogi rozeszły się. Spotkalismy się po 11 latach w kawiarni na przysłowiowe plotki. Niczego nie prowokowalam,po prostu stało się.Wybuchła namietność i uczucie, tym razem obopólne. Po miesiącu decyzja o ślubie.Tym razem ja się wzbraniałam,bałam się. Przeżyłam już swoje, jestem poraniona i okresowo pogarsza się mój stan psychiczny.
Jest jeszcze coś o czym powinnam wam napisać: tak naprawdę nie lubię dzieci. Nigdy nie lubiłam, wręcz nie cierpiałam.Do dziś ich nadmiar mnie irytuje. Gdy byłam dzieckiem miałam traumatyczne doświadczenia związane z dziećmi, myślę,że to może być powód.
Mój mąż zna mój stosunek do dzieci, nigdy tego nie ukrywałam.
Nie chciałabym,żeby opuścił swoje dziecko,myślę,że boli mnie to,że nie jestem dla niego tak samo wazna jak ono. W pewnym sensie wydaje mi się,że jestem dla niego tylko substytutem jego dawnej żony. Rozeszli się jeszcze przed naszym spotkaniem,nie byłam jego powodem. Nie ukrywał przede mną dziecka. Mogę jedynie siebie za to nienawidzić,że tak czuję a nie inaczej. Zawsze mam wszystko po kimś: przenoszone, zdezelowane, wybrakowane. Tak odczuwam. Gdyby ich związek się nie rozpadł nawet by na mnie nie spojrzał - takie myśli mnie dobijają.Patrzę na nią i myślę w czym ona była lepsza ode mnie? Zachowuję się jak neurotyczka z niskim poczuciem wartości.