przez ilaa » 11 lut 2010, o 15:26
Witam wszystkich ponownie.
Kilka dni sie nie odzywalam. Jakos czas lecial, stresujaco, ale wydawalo mi sie, ze zaczniemy ze soba normalnie funkcjonowac, jak dwoje doroslych ludzi, ktorych laczy (lub laczylo) piekne uczucie. Ale chyba jednak nie powinnam miec zadnej nadziei, bo z tego co nas laczylo chya juz niewiele pozostalo. Ja nie przestalam kochać, ale uczucie z jego strony po prostu wygasło. Bez sensu rozpamiętuje wszystkie jego słowa, zapewnienia miłości, bliskości i przestaje w nie wierzyć, bo nie mogły być prawdziwe, skoro dziś nic z tych słów nie ma pokrycia w rzeczywistości... Prawdziwa miłość wsparta dobrymi chęciami i wzajemnym szacunkiem, zrozumieniem przetrwa wszystko... A może to tylko moje głupie wyobrażenia o miłości. Powoli przestaję wierzyć, że ona naprawdę istnieje.
Zaledwie tydzień temu miałam się wyprowadzić. Pogodziłam się z tym. Mieszkaliśmy oddzielnie choć pod jednym dachem. Znalazłam pokój dla siebie, ąż wieczór przed planowana wyprowadzką on przychodzi nagle do mnie kiedy byłam w kuchni, uśmiecha się tak jak dawniej i mówi, że "chyba stres mu odpóścił" Podszedł do mnie i mnie przytulił, a potem zaproponował, byśmy razem pooglądali Tv. i tak się zaczęło.
znowu pojawiła sie nadzieja, było cicho i blisko. Nic specjalnego, ale znowu rozmawialiśmy co prawda o niczym , ale jakoś tak było po tym wyczerpującym mnie miesiącu miło. przez mały moment poczułam się szczęsliwa, że widzę go znowu usmiechniętego, że jest nadzieja, że się może nam ułożyć. Wiem, głupie i naiwne te moje nadzieje, bo niczym wielkim i poważnym nieuzasadnione..
Tak mijal dzień za dniem, raz łatwiej, raz trudniej, znosiłam cierpliwie jego nastroje zmieniające się każdego dnia. Starałam się rozumieć, że jest naprawdę pogrążony, przybity.. Widzę, że jest mu ciężko i chciałam jakoś pomóc. On cały czas poza prac,a leży w łóżku, jest przybity, nie usmiecha się, zadręcza się problemami z pieniędzmi. Pewnego wieczoru zaoferowałam pomoc, że pożyczę mu tyle ile mam i odda kiedy będzie miał. Bardzo się ucieszył, dziękowal, nabrał energii i wiary, że jakoś, wspólnymi siłami się pozbieramy. ze juz niewiele zostanie do spłaty. Ta radośc trwała jeden dzien i potem znowu miał doła, a ja starałam sie normalnie żyć, mówic o normalnych sprawach, choć tak naprawdę tylko chciałam rozmawiac jak rozwiązać nasze problemy, ale nie tykałam tego tematu, bo działało na niego jak płachta na byka. Każdego dnia starałam się zrobić zakupy, by w domu niczego nie brakowało i by czul się dorze, nie obciążóny innym obowiązkami.
Te pieniądze, które pożyczyłam jemu miałam odlożone na spłate własnych długów, ale jego spokój był dla mnie ważniejszy. Więc ja pozostałam z długami, a jemu pomagam..
Wczoraj znowu był "ZWAŁ". Cał dzin miałam przeczucie, że jak wróće do domu to będzie znowu źle. I nie pomyliłam się. Kiedy wróciłam do domu z zakupami (on miał wolne, więc cały dzień spędzil w domu) by szybko zorganizowac obiadek, on powital mnie tak jak się spodziewałam. Leżał w łóżku z twarzą jak zaledwie tydzień temu. Bez żadnych słów czułam, że jego brak wiary w cokolwiek powrócił, mina oskarżająca, załamana, ale pełna złości.. Nie chciaąlm sie kłócic. Poszlam do góry i sie rozpłakałam. Nie maiałam juz siły. To wszystko bardzo dużo mnie kosztuje. Mam problemy nie tylko w związku, ale i w pracy i mamie brakuje pieniędzy na życie.
Potem zeszłam na dól i w sumie nawet juz nie wiem od czego zaczęlam rozmowę. I znowu sie zaczęlo. W tym momencie byłam na 100 procent pewna że chce to wszysko skończyć, że nie będę potrafiła żyć w taki sposób, czułam sie pusta, wypalona, przegrana. A z jego ust plynąl cały szereg zarzutów w moja stronę. Powiedziaąłm, że chcę wracać do Polski, bo tak będzi enajlepiej i dla niego i dla mnie. Poprosiłam, by oddal mi te pieniądze, ktore mu dałam, bo wydawało mi się, że jesteśmy razem.że dawal mi takie sygnały, wiec czułam za naturalne, zeby pomóc komus kogo tak kocham, a kto tej pomocy potrzebował. Nikt inny tylko ja.. I ja głupia zamiast spłacać swoje długi i pomóc ukochanej mamie, jemu dałam. On odpowiedział, że nie ma tych pieniędzy i nie obchodzi go że ja teraz ich potrzebuje. Ze mi odda jak bedzie mial. Ze nie prosił mnie bym mu je dawała.. Usłyszałam bez żadego powowdu, że jestem okrutną i bezwzględną kobietą.. Łzy napływały do oczu. Jszcze wczoraj tulil i byłam jego dziewczynką, a teraz znowu powrót do tych wszystkich podłych zachowań... Krzyczal, przepelniony byl złościa. Kiedy poprosilam, byśmy spokojnie rozmawiali on krzyczał, że nie, że ze mną nie idzie spokojnie rozmawiać, że po co o czymkolwiek rozmawiać, jaki tak kiedys wszystko będzie jego wina. Nie rozumiem takich zachowan. tyle razy mu mówię, że biorę wiekszość winy na siebie, że to ja popełniłam błędy i nie będę tego ukrywać, ale że i on nie byl bez winy. Ale on jakby tego nie slyśzy. mówi że i tak zrobie z niego przed wszystkimi podłego egoistę, skurwiela.. Przepraszam za słowa. Caly czas mówi tylko o sobie. powiedzial, że on kompletnie teraz nic nie czuje, nic nie myśli, nic nie wie. Czuje sie pusty i jedyne czego chce to tylko spłacić długi.
Ciągnęla się ta donikąd prowadząca rozmowa (tylko z mojej strony, bo on albo milczal, albo obrzucał mnie spojrzeniem nienawiści, albo wyrzucał stare sprawy i kazal wyjśc, bo chciał spać.. i mi mówił ze psychicznie się nad nim znęcam, bo nie chce go zostawic w spokoju kiedy tego chce. Ale czy ja się liczę??? wiem ze nie wiem z drugiej strony zadaje sobie pytanie po co ciągnę taką rozmowe, skoro on nie wiedzi we mnie w takim momencie niczego dobrego, choc jescze 2 dni wczesniej bylam wspaniała bo dałam kasę... Tak się czuję.. Mówił lekceważąco, pytając czy tymi pieniędzmi chciałam kupić miłość/
Boże czy ktoś mnie rozumie. Ja zwyczajnie chciałam pomoc, a on nie powiedzial: Nie, nie wezmę, bo masz swoje problemy, dlugi i nie musisz mi pomagac. Nie jesteśmy razem. Zachowywał sie przez moment jakbysmy byli.. I co???
Co ja mam myslec. Jestem kompletnie załamana. Chce wrocic do domu, zaczac nowe zycie, ale jestem bez gosza. dalam mu wszystko. wiem, ze mi odda. nigdy mnie nie oszukal, ale ja nie moge czekac. nie moge wrocic bez pieniedzy, majac dlugi i nie majac w polsce pracy. nie wiem kiedy znajde...
naprawde nie wiem jak na to patrzec?
Czy objawy jego zachowan swiadcza ze on ma depresje/
Czy to co innego/ Skad te zmieniajace sie nastroje. skad ten gniew.???
nie wiem co robic.
Bezradna. Zalamana. Juz nawet pozbawiona nadziei.
PRZEGRANA.
dzis znowu ledwie