przez marynia » 14 wrz 2007, o 01:17
Witaj Marmaris1.
Mam dwoje dzieci, mój synek jest nieco starszy od Twojego.
Z tego co piszesz, problem jest poważny. Ale problem Twojego dziecka to problem wtórny. Problem masz Ty. Dlatego, jeśli możesz, powiedz: Co Ci jest? Co CIę boli, z czym sobie tak bardzo nie radziszDlaczego tak się czujesz? Dlaczego otworzyłaś ten temat w grupie "depresja" a nie rodzice - czy to przypadek? Czy można Tobie jakoś pomóc?
Nagadam się, ale mam trochę doświadczenia w tym temacie, więc coś Ci opowiem.Długie będzie.Kiedyś, dwa, trzy lata temu często skarżyłam się komuś, albo żaliłam się w myślach -mam problem z dzieckiem. Bo zachowywało się strasznie, złośliwie, histerycznie, gryzło, kopało -itp, itd.Zdarzało się, że wrzeszczałam na nie, reagowałam histerycznie,podobnie jak Ty, do dziś pamiętam te małe przestraszone buźki. bardzo rzadko dałam klapsa. I za każdym razem stwierdzałam, po ochłonięciu, po przeanalizowaniu sytuacji - że to nie dziecko ma problem, to JA mam problem. Bo jestem zmęczona, zrozpaczona, z czymś sobie nie radzę.Moje takie straszne reakcje zwykle miały miejsce po moich małżeńskich awanturach,następnego dnia, gdy zapuchnięta od płaczu nie umiałam żyć, a musiałam, jak co dzięń, na pełnych obrotach, tak swego rodzaju łańcuszek nieszczęścia.Mimo dobrej miny dzieci i tak wyczuwały mój niepokój,rozpacz, smutek, stawały się niespokojne, "odreagowywały" w taki lub inny sposób, nie do przyjęcia - jak to dzieci. KLaps -bardzo rzadki, to ZAWSZE był wyraz mojego strachu (bo dziecko mi wybiegło na drogę), bezradności. Czyli ZAWSZE bezsensu. Zawsze takie moje reakcje, zachowania straszliwie odchorowywałam, miałam ogromne poczucie winy. "Niania" i podobne programy potwierdzają te powyższe teorie. Odkąd rozstałam się mężem mam takie historie nie mają miejsca, mam bardzo spokojny, szczęśliwy dom.
Co nie znaczy, że mam wieczną cierpliwość - jestem zmierzła gdy się spieszę, między 20-21 odpadają mi wszystkie śrubki cierpliwości i staję się bardzo marudna -ale daję sobie do tego prawo, w końcu jestem tylko człowiekiem. Staram się po prostu kończyć dzień z dziećmi przed 21.Nauczyłam się obserwować siebie, wiem kiedy nerwy mi puszczają, staram się unikać takich sytuacji. DA SIĘ. Jakiś czas temu zaczęłam stosować też inną metodę (być może było to gdy mój syn miał 3,5 roku) - zaczęłam mówić prawdę -"ktoś zrobił mi przykrość, jestem zdenerwowana,nie mogę teraz z tobą rozmawiać.muszę pobyć chwilę sama i uspokoić się, potem do was przyjdę i pogadamy." i one to rozumieją i dają mi spokój na te moje 5 minut.Małe dzieci.
Metoda ta, jak sobie potem uświadomiłam, ma też inny plus -uczy dzieci, że każdy ma prawo do różnych uczuć, tych złych też, może uczy też dobrego sposobu radzenia sobie z tymi uczuciami? nie wiem, tak sobie myślę. W drugą stronę jest tak samo. Jak mój synek jest wściekły i kopie ze złości nogami - to niech kopie. Nieważne czy to na dworcu głównym czy w swoim pokoju.NIe ma znaczenia. Mówię mu tylko, że widzę że jesteś zły, co się stało, ja na twoim miejscu tu bym nie leżała,nie kopała bo... i podaję racjonalne argumenty (leży i kopie obok kałuży, szkła), przekonuję do rozmowy, a jak chłopak nie współpracuje to mu tylko mówię, jestem w pokoju, na chodniku obok - jak będziesz chciał to przyjdź. I Tyle i wychodzę. I to bardzo się sprawdza, mój synek był naprawdę wielkim bojownikiem, był nadpobudliwy i niesamowicie wrażliwy - to mu zresztą zostało, bardzo wsyzstko przeżywa. Jak większość chłopaków, nie lubię uogólniania, ale coś w tym jest, jest raczej skryty, to, że coś przeżywa (nawet film) - dowiaduję się w nocy. Na dodatek udaje twardziela - co mnie rozbraja, podobnie jak u CIebie -leci mu krew - przy mnie potuli się, popłacze, przy ojcu, kolegach, innych mężczyznach udaje, że nic się nie stało. A nikt mu nie wpajał tych idiotycznych zasad typu " chłopaki nie płaczą". On tak po prostu ma. Martwi mnie to czasami, ale chyba taka jego uroda.
Poza tym 3 - 3,5 - to bardzo trudny wiek, dla rodzica i dla dziecka. Tak mówią podręczniki, znane mi babcie i inne mamy.
Kolejna sprawa - wiadomo, że ostatnie conajmniej 12, 5 miesięcy było dla całej Waszej rodziny stresujące. Twoja córeczka ma 3,5 miesiąca, ciąża -z pewnością mały mocno przeżył powiększenie się rodziny, konieczność dzielenia się mamą, tatą z kimś tam. To jest typowy problem, ale dość łatwy do rozwiązania. Po prostu trzeba małemu poświęcać teraz więcej czasu, bardziej uważnie, jest wiele mądrych poradników, porad w necie na ten temat.
Przedszkole -nie ma takiego znaczenia fakt, że chodził wcześniej do takiego niby przedszkola. To jest całkiem nowe, obce dla niego miejsce. Nowi koledzy, pani, nowe zasady. To jest bardzo duży stres dla małego dziecka.
Może skontaktuj się, pogadaj z wychowawczynią, powiedz jej o swoich zmartwieniach z synkiem - jaki jest w przedszkolu? jak się zachowuje? eśli masz możliwość -odbieraj dziecko z przedszkola, jedź po niego bez córeczki - niech to będzie tylko wasz czas. Ja z uporem maniaka nie pozwalam nikomu odbierać moich dzieci z przedszkola, bo w ciągu tych 10 minut drogi powrotnej one na przemian mi opowiadają co się wydarzyło, ja mniej więcej wiem, co się wydarzyło danego dnia (bo czytam menu, gazetkę szkolną, znam ich plan, kolegów) -więc zadaję im mnóstwo pytań . Potem już nie ma tematu, już im się nie chce opowiadać.
Kolejna sprawa -nie wyrzucaj sobie, że wpoiłaś dziecku takie zasady "oddaj zabawkę, podziel się" To jest normalne, każda z nas tak robi.Uczymy dzieci dobrego wychowania,często powtarzamy nie zawsze fortunnie takie mądre regułki " dziewczynki tak nie siedzą, podziel się z kolegą, trzeba się dzielić". Dzieci różnie reagują, trzeba obserwować jego potrzeby, uczucia i pewne rzeczy mówić, a pewnych, nawet złotych mądrości się wystrzegać, bo nie służą na tym etapie rozwoju dziecku, wręcz szkodzą. I bardzo dobrze, że wyłapałaś ten problem, i to tak szybko,brawo! Nie obwiniaj się i nie myłś o tym tak długo -tylko zmień to, już wiesz jak to zrobić, zachowanie, minka Twojego synka doskonale CI podpowie co robić.
Jest parę genialnych książek na temat rozwoju dziecka. Podeślę CI jutro tytuły, niejednokrotnie mmnie poratowały w chwilach zwątpienia. Nam dobrze robiło też wspólne oglądanie NIani i głośne komentowanie (przez dizeci, oburzone zachowaniem występujących tam dzieci (ale była to inna sytuacja,bo moje maluchy po prostu się straszliwie biły).
KOlejny rewelacyjny sposób, na odkrycie co w tej główce siedzi i co poprawić w swoim zachowaniu - musiałabyś to nieco zmodyfikować, ja mam córeczkę, która uwielbia zabawy w dom. Często bawiłam się z dziećmi w tą zabawę po rozstaniu z mężem by lepiej obserwować uczucia swoich dzieci. Taka niby niewinna zabawa; mój synek był tatą, córeczka mamą (same tak zdecydowały) a ja dzieckiem. I udając dziecko, pomiędzy mamo daj mi smoczka a ja chcę spać, głosem dziecka, pytałam je o różne sprawy, także dotyczące rozstania (dlaczego tata nie mieszka z nami). Zabawa ta była genialna, bo dowiedziałam się znacznie wiecej (radziły sobie z sytuacją bdb)
no i zobaczyłam siebie... oczyma mojej córki.Czteroletnia, zabiegana, zestresowana mama. DUŻO musiałam popracować nad sobą.
Polecam CI wszelkie takie domowe RPG. Wymyśl zabawy z sytuacjami problematycznym, Waszymi. Zobaczysz ile możesz dowiedzieć się o sobie i swoim dziecku w ten zupełnie inny, dziwny sposób. Naprawdę warto.
Nagadałam się. Mam nadzieję, że ten długi, długi post pomógł CI choć troszkę.
MOcno trzymam za Ciebie kciuki.
Zobaczysz, będzie dobrze. Patrzę na te moje śpiące, szczęśliwe łepki, które nie pamiętają tamtych trudnych chwil. Tylko ja je pamiętam. Dobrze, że pamiętam, daje mi to siłę i mądrość w jeszcze lepszym wychowywaniu, byciu mądrzejszym rodzicem. Nie da się nie popęłnić błędów. Sztuką jest je odkryć i naprawiać.I ty to robisz.
Dlatego nie martw się, głowa do góry i działaj.
Przytulam Cię mocno, Twoja mAleństwa też,
pa.