Znów mnie nosi...

Problemy związane z uzależnieniami.

Postprzez agik » 29 lis 2009, o 19:14

A dlaczego masz być silna?
I w ogóle, co to znaczy- być silnym?

Poczekam na Twoją odpowiedź i ewentualnie wtedy rozwinę myśl.

A na razie przytulam całymi ramionami.
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez Useless » 29 lis 2009, o 21:41

Byś silnym to radzić sobie z sobą i rzeczywistościa, nie poddawać się słabościom i zniechęceniu, pokonywać trudności, upadać i podnosić się, znajdować w sobie wolę walki. Wiedziec kiedy odpuścić i wiedziec kiedy nie odpuszczać. Być konsekwentnym i stanowczym wobec siebie przede wszystkim.

Ile z tego potrafię? Staram się, kurcze staram się, bo wiem, ze ja jestem tylko samotną mamą, którą ma dach nad głową, ma pracę, ma kilku przyjaciół, jest odpowiedzialna za dziecko, za jego życie i wychowanie. Bo wiem, ze użalanie się nad sobą jest śmieszne i żałosne szczególnie wobec tych którzy mają po wielokroć gorzej ode mnie. Bo wiem, że siostra w każdej chwili może mnie potrzebować, bo wiem, że Ukochany tam gdzie jest daleko ode mnie żyje w ciągłym zagrożeniu życia - realnym zagrożeniu swojego życia i ja z moim marudzeniem jestem tylko marudzącą baba.

Ale mimo to jest mi cieżko. Przyjaciele mają swoje życie. Nie jestem matką Polką, ktorej dziecko przesłania świat. Siostrze, nie moge pomóc, Ukochanemu w rękaw wypłakac sie nie mogę, tęsknię do nich bardzo. Ciężko pracuję i zarobkowo i w domu. Nie mam dużo pieniędzy na utrzymanie, wszystko co mam idzie na opłaty i dziecko. Dla siebie ostatnio od wielu miesięcy nie kupiłam nic. Musi wystarczyc na leki i życie. Nie cieszy mnie nic. Próbowałam. Dlatego też wylądowałam u psychiatry. Kiedyś czytałam dużo ksiazek - dziś nie moge się skupić na jednej w ciągu kilku miesięcy. Zresztą po co. Nie ma z kim dzielić się wrazeniami. Podobnie z kinem. Są lepsze dni, są. Leki pomagają. W zasadzie są to dni bardziej stabilne emocjonalnie, ale właśnie takie puste. Kompletnie bez uczuć. Jak maszyna. Pozwala mi to w miare sprawnie funkcjonowac, pracować, wstawac, zasypiać. Nie płakać, nie miotać się, nie krzyczeć, nie denerwować.

I ciągle słysze jak Ty masz fajnie, ale Ci się układa, nie masz problemów. Jak mówię, ze mam, to ciągle, weź się w garść, dasz radę, czym ty się martwisz. Inni mają gorzej. Tak mają, wiem. teksty typu skoro się zdecydowałaś na rozwód to masz co chciałaś, nie narzekaj. Argument moim zdaniem bez sensu, bo jak narzekałam w małzeństwie, to słyszałam, no takiego se chłopa wybrałaś. I co? Wiem, że sama dźwigam moje życie i nikomu nie każę odpowiadać za nie...

Tylko ja też czasami potrzebuję pochylenia się nade mną. Nie jestem silna, jak tego się ode mnie oczekuje. Ale nie mam prawa do słabości. Świat słabych zjada na śniadanie. Ja boję się świata. A kiedy się bardzo boję to chowam się głeboko, w sobie i zakładam maskę, żelazną maskę.

Przepraszam za chaos. Sama siebie próbuję ogarnąć.
Avatar użytkownika
Useless
 
Posty: 99
Dołączył(a): 18 lis 2009, o 21:53

Postprzez agik » 29 lis 2009, o 22:08

Byś silnym to radzić sobie z sobą i rzeczywistościa, nie poddawać się słabościom i zniechęceniu, pokonywać trudności, upadać i podnosić się, znajdować w sobie wolę walki. Wiedziec kiedy odpuścić i wiedziec kiedy nie odpuszczać. Być konsekwentnym i stanowczym wobec siebie przede wszystkim.

No!
Ja podobnie rozumiem.

Szczególnie podoba mi się to- upadac i podnosić się.
Pomyślmy...
Mamy taki hipotetyczny przykład kobiety postawioenej przed zadaniem: "bronię godności"! Nie pozwlam na bicie, nie pozwlam na wyzwiska, nie ozwalam na upokorzenie. Mimo niszczonego w każdej sekundzie poczucia własnej wartości i deptanego na każdym kroku poczucia godnosci, kobieta nasza hipotetyczna odchodzi. Znajduje przytulne mieszkanko w obcy mieście i pracę, w której na Nią czekają.
Wyrywa Synka z tego toksycznego środowiska.
Moze chroni Go od ciężkiej i smutnej pracy w przyszłości- nad syndrommem DDA.

Oczywiście - decyzję niosą ze soba konsekwencje.
Depresja i problemy adaptacyjne, oraz brak symbolicznego wroga, który napluje w twarz, zmuszając do ciagłej mobilizacji....
Brak tła dla wizuazlizacj siły...
;(

Pytanie:
nasza hipotetyczna kobieta jest słaba, czy silna?

Ja uważam, zę silna, a to co jest brane za słabośc- to zwyczajne zmęczenie wojownika/
Każdy musi kiedys odpocząć.

Nie jestes robokopem i nie chciej nim być ( jak pisała kiedys Marynia)
Nie warto.

To co warto- to przejrzeć się w prawdziwym lustrze.
Zmierzyć swoje siły. Swoje prawdziwe siły, a nie nastroszone futerko kotka.
I popatrzec na siebie w tym lustrze.
Czego JA chcę.
Nie ukochany- bo to zamiana siekierki na kijek.
Chwała Ukochanemu, za to, ze chce, ze wspiera, ze jest.
Ale ponad Nim jest jeszcze Kobieta. Wcale nie bezuzyteczna, kiedy n jest daleko.
Nie przechodzi mi przez palce napisanie "Useless".
Nie umiem i nie chce tego zrobić.

Juz Ci kiedyś pisałam- ta kobieta nie znika, kiedy zamykam komputer.

Pisałam Ci tez kiedys o mocy słów.
Nazwałaś się "bezuzyteczną"...Sama siebie traktujesz jak rzecz? Czemu????
Tak nie można :(
Jak chcesz uporzadowac całe życie, jak nie kochasz sama siebie?
I czemu, czemu tego nie widzisz?
Że jestes piękną, mądrą i wpsaniałą kobietą z wielkim potencjałem miłości?
Widzisz to tylko wtedy kiedy ktoś Ci powie, kiedy ktoś się pokłóci z Tobą o tę sprawę...
Czemu?
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez Useless » 29 lis 2009, o 22:29

Bo zawsze żebrałam o miłość, o uwagę, o dobre słowo.

Te słowa ktoś zapisuje w mojej duszy jak na piasku na plaży, przychodzi fala i zmywa je. Moja dusza jest jak piasek. Nie jest kamieniem na którym ktoś wyrył te słowa i zostały tam zawsze i nie zniszczy ich nic. Ten kamień ktoś kiedyś zmielił na piasek. Czy ma jeszcze szansę stać się czymś trwałym?
Avatar użytkownika
Useless
 
Posty: 99
Dołączył(a): 18 lis 2009, o 21:53

Postprzez agik » 29 lis 2009, o 22:41

Ale już nie żebrzesz?

Ja tez żebrałam, każda psia kupa wydawała mi się skarbem.
Ale ja już nie chcę psich kup.
I nie chce już żebrać.

I odkąd sobie to jasno powiedziałam- czuje się jakoś pewniej.

Nie wiem czy dotarłaś do tematu Iksika Miłego

http://www.psychotekst.pl/phpBB2/viewtopic.php?t=4469

To jeszcze gorsza praca, niż odejście, niż zmaganie sie z drinkiem.
Praca.
Nie łut szczęścia, palec bozy- tylko praca. Więc coś, co jesteśmy obie w stanie zrobić. I Ty i ja.

Ściskam
agik
 
Posty: 4641
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 16:05

Postprzez Useless » 17 sty 2010, o 19:47

---------- 23:56 30.11.2009 ----------

Boję się. Mam kogoś kto mnie kocha, a mimo to boję się, ze to ułuda, że zbyt piękne, że mogę go stracić, że nie zdążę się nacieszyć, boję się jak niewiem co.

On kocha mnie i z rozstępami i z celulitem i rozczochrana i zasmarkaną i w bamboszach i w szlafroku hotelowym, śmiał się tylko, żebym mu nie fundowała flanelowych gaci. A ja ciągle czuje się niepewnie. Jak małe brzydkie kaczątko. I wstyd mi wobec niego, bo ufam mu i wierze, a jednak w głębi duszy kompleksy jak rdza przeżeraja moją dusze i ciało.

:( Czy to się zmieni? Czy uwierze w siebie? czy przestanę ciągle patrzec na siebie jak przez szkło powiększajace widząc każdą niedoskonałość? Mieć świadomość orła i byc wróblem. :( Beznadziejne.

---------- 18:47 17.01.2010 ----------

Mijają kolejne tygodnie. Po lekach funkcjonuje jak robot. Wyprana z uczuć. Ostatnio bylam na pogrzebie - bardzo bliska rodzina - byłam chyba jedyną która nie płakała. Kurcze czułam się jak idiotka. Jedynie chciało mi się histerycznie śmiać. Miałam ochotę sama sobie dać po pysku. Walnąc pięścią w zęby, aby twarz wykrzywił grymas bólu. Nie wiedziałam, że antydepresanty i antypsychotyki tak mnie wypiorą z uczuć. Cholera, a przecież ta osoba nie była mi obojętna, została wyrwa w moim życiu!

W pracy kazali mi się więcej uśmiechać - bo jestem nie trendy, nie pasuję do wizerunku otwartej na klienta, takiej hamerykańskiej wersji sekretarki. Qrde przecież się uśmiecham! Z natury jestem nieszczebiotliwa i wyważona, więc nie będę się szczerzyć i suszyć zęby po próżnicy. Zmienią mnie na lepszy model?

Ostatnio nie wpadam w ciągi, nie tne się, nie robie nic. Po prostu wegetuję. Czas przelatuje między palcami. Mijają dni i tygodnie, a ja zawieszona w doskonałej próżni. Żaden ruch nie przenosi mnie nigdzie, żadne dzialanie nie daje nic.

Próżnia.

Ratunku...
Avatar użytkownika
Useless
 
Posty: 99
Dołączył(a): 18 lis 2009, o 21:53

Postprzez KMN » 17 sty 2010, o 21:18

Nie nie nie jak robot to funkcjonuje kazde z nas, o tu jkais programik do głowy wrzuci społeczenstwo (dlatgo mialas ochote sobie dac po pysku) Ty funkcjonujesz znacznie lepiej. Chciało Ci sie smiac, to jest genialne zastanow sie ile osob oddałoby wszystko bo nie wierza ze moga sie kiedykolwiek uśmiechnać chociaz w sumie nie, to by było za proste. Pomysl ze doswiadczyłas czegos co jest uwazane za smutne na przerobionych emocjach i zapytaj sie sama siebie jak to mozesz wykorzystac. Wiesz jak sie komputer zawiesza to sie go restartuje tylko pytanie po co miałabys wracac do poprzednich stanów? Piszesz ze działanie nic Ci nie daje. A co ma dac? Moze tak naprawde nic Ci wiecej nie potrzeba i chcesz miec to co masz a nie to co chciałabys miec? W jaka strone chciałabys w zyciu pojsc? I w jakim celu?
Avatar użytkownika
KMN
 
Posty: 298
Dołączył(a): 2 paź 2009, o 01:40
Lokalizacja: Magic land

Postprzez Useless » 17 sty 2010, o 22:25

Sęk w tym, że to był nienormalny śmiech, śmiech histerii, kiedy nie pozostaje ci nic innego. Dzialanie? Nie robię nic. Codzienne czynności sprawiają trudnosc ponad siły. Nawet umycie się, zadbanie o siebie wykonywane jest tylko z poczucia obowiazku, odpowiedzialnosci i powinności - nie mogę stracić pracy. Kiedy przychodzi weekend - mogłabym robić za kloszarda. Nie wychodzę z domu, unikam ludzi. Nie chce mi się nawet udzielać na forum, czytać, nic.

Nie mam napadów lęku, nie mam potrzeby picia, nie nosi mnie, nie włóczęguję, nie tnę się by odreagować frustrację. To wszystko udało się wygłuszyć - wyleczyć?? - lekami. Ale poza tym nic. Żadnej radosci życia, motywacji, chęci, pragnień. Jedzenie? Zjem byle co - dosłownie, półprodukty nie wymagające zachodu. Sen? Na prochach śpię całymi dniami. Ale sen nie przynosi odpoczynku. Ciągle zmeczona. Leki biorę od kilku miesięcy, ponad pół roku - za mało? Nieskuteczne? Psychoterapia? Nie wierzę w jej skuteczność. Nie zmieni ani rzeczywistości ani mnie. A ja nie zaakceptuję tego co niesie mi ta rzeczywistość. Nie mam na to wpływu, muszę pozwolić się nieść rzece - jak człowiek w czasie wojny. Nie ma na nia wpływu - wszystko dzieje się poza nim, mimo iż jego dotyczy. Czy zaakceptowanie tego faktu uczyni go szczęsliwszym?
Avatar użytkownika
Useless
 
Posty: 99
Dołączył(a): 18 lis 2009, o 21:53

Postprzez wuweiki » 18 sty 2010, o 20:12

Useless napisał(a):Dzialanie? Nie robię nic. Codzienne czynności sprawiają trudnosc ponad siły. Nawet umycie się, zadbanie o siebie wykonywane jest tylko z poczucia obowiazku, odpowiedzialnosci i powinności - nie mogę stracić pracy. Kiedy przychodzi weekend - mogłabym robić za kloszarda. Nie wychodzę z domu, unikam ludzi. Nie chce mi się nawet udzielać na forum, czytać, nic.

Nie mam napadów lęku, nie mam potrzeby picia, nie nosi mnie, nie włóczęguję, nie tnę się by odreagować frustrację. To wszystko udało się wygłuszyć - wyleczyć?? - lekami. Ale poza tym nic. Żadnej radosci życia, motywacji, chęci, pragnień. Jedzenie? Zjem byle co - dosłownie, półprodukty nie wymagające zachodu. Sen? Na prochach śpię całymi dniami. Ale sen nie przynosi odpoczynku. Ciągle zmeczona. Leki biorę od kilku miesięcy, ponad pół roku - za mało? Nieskuteczne? Psychoterapia? Nie wierzę w jej skuteczność. Nie zmieni ani rzeczywistości ani mnie. A ja nie zaakceptuję tego co niesie mi ta rzeczywistość. Nie mam na to wpływu, muszę pozwolić się nieść rzece - jak człowiek w czasie wojny. Nie ma na nia wpływu - wszystko dzieje się poza nim, mimo iż jego dotyczy. Czy zaakceptowanie tego faktu uczyni go szczęsliwszym?


.....zastanawia mnie przyczyna tego....że tak wielu ludzi ten proces dotyka...

smutno mi..bardzo ..z poczucia bezsilności
wuweiki
 

Postprzez Useless » 18 sty 2010, o 21:31

Bez szans... tak ma być? Nikomu nie potrzebny śmieć. Siedze sama w czterech ścianach. Dziecko na feriach u ojca. A ja praca, dom, sen. Redbulle i prochy na zmiane by funkcjonować. W poprzedni weekend jednak zapilam - nieduzo, zrobilo mi sie niedobrze, dałam spokoj. Do lustra picie, nie mam ochoty nawet patrzeć na siebie.

Zresztą nawet odrazą do siebie napawa mnie fakt, ze użalam się tutaj. Że użalam się wogóle.

Basta. Koniec.
Avatar użytkownika
Useless
 
Posty: 99
Dołączył(a): 18 lis 2009, o 21:53

Postprzez PodniebnaSpacerowiczka » 19 sty 2010, o 12:34

Uselissek i X-yamisek,
:pocieszacz: :pocieszacz:.


x-yam napisał(a):.....zastanawia mnie przyczyna tego....że tak wielu ludzi ten proces dotyka...

smutno mi..bardzo ..z poczucia bezsilności

No tak, bardzo wielu... ja również bywam pasywnym leniuszkiem. Ale jeśli zdarza mi się nic nie robić, to po prostu tłumaczę innym, że czekam na koniec świata. Ostatecznie to też jakieś zajęcie. Co gorsza, nie ma kto zmniejszyć skali mego głosu sumienia...

A tak na poważne, to myślę sobie, że przecież wszelkie czynności kierowane ku komuś opierają się na zasadzie wzajemnej obawy. Żyjemy w zawieszeniu pomiędzy realizacją własnych pragnień a musem dostosowania się do społ. oczekiwań. Oczywiście jest w tym pewien tragizm. Ale w końcu sami sobie fundujemy taki groch z kapustą poprzez ciągłe stawianie poprzeczek, kopanie nie istniejących dołków i kurczowe krycie się za Bramą Brandenburską świadomości. Lęki, które w sobie budujemy w dużej mierze odpowiedzialne są za naszą apatyczność, pustkę i wahania... Nie znam się na psychologii, ale wszystko to jest chyba takim mechanizmem obronnym przed drapieżną rzeczywistością.
Achno i ochno...
Avatar użytkownika
PodniebnaSpacerowiczka
 
Posty: 2415
Dołączył(a): 22 maja 2007, o 21:03
Lokalizacja: Wszędzie mnie pełno ;-).

Poprzednia strona

Powrót do Uzależnienia

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 80 gości

cron