Po czym można poznac że terapia jest zakończona???

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

Postprzez carita » 14 sty 2010, o 13:36

Orm Embar, napisałabym w odpowiedzi dokładnie to samo, co Ty. Tak samo czuję się po terapii, która zakończyłam. Owszem, wiem, że wielu spraw nawet nie dotknęłam i zostały one we mnie jako jakiś problem. Ale! Na terapii nauczyłam się innego odczytywania samej siebie, zobaczyłam wreszcie horyzonty mojego życia wewnętrznego, jakich przedtem nie znałam. I nie sądzę, żeby ktoś kiedyś mógł "przerobić" w swoim życiu wszystkie problemy i wyszedł z tego bez zmartwień na resztę życia. Terapia daje właśnie takie narzędzia, dzięki którym dalej idziemy już samodzielnie i z nich korzystamy. Ja miałam do terapii podejście trójwymiarowe, chociaż dopiero teraz to widzę. Polega to na tym, że oprócz rozwiązywania doraźnych spraw, z tego rozwiązywania uczyłam się pewnych sposobów na siebie. Czasem większą pracę w odkrywaniu robiłam po seansie terapeutycznym niż na nim. Bo wtedy właśnie odkrywałam coraz więcej rzeczy. I to jest coś, co mi pozostanie na zawsze. Od razu po skończeniu terapii czułam się nieco zagubiona, bo zadawałam sobie tysiące pytań, czy dobrze robię, czy dobrze myślę, nawet w wyobraźni siadałam przed terapeutą i starałam się zadawać sobie pytania takie, jak mi się wydawało, że on by mi zadał. A po czasie doszłam do tego, że jednak muszę zaufać samej sobie, że muszę zacząć funkcjonować w normalnym świecie, a nie tylko wśród takich osób jak ja i że muszę stanąć oko w oko z tym, z czym do tej pory miałam problem. I widzę w sobie wielkie zmiany, które zawdzięczam sobie, a tylko trochę pomocy terapeutycznej. Bez tego uwierzenia w siebie, że ja mogę być "terapeutą" samej siebie, pewnie zawsze rozglądałabym się za jakąś pomocą i pewnie całe życie ciągnęłoby się w "związku" z jakimś terapeutą. Nie ma tak, że nie ma potknięć, złych decyzji, cofnięcia się w rozwoju. Ale inaczej się to wszystko przeżywa, inaczej się z tego wychodzi, no i najważniejsze: Wychodzi się!
Avatar użytkownika
carita
 
Posty: 133
Dołączył(a): 25 maja 2007, o 11:23

Postprzez melody » 15 sty 2010, o 18:39

---------- 17:11 15.01.2010 ----------

Orm Embar napisał(a):Wojtka E. tekst, który mi się bardzo podobał był taki: "nie mamy wpływu na to, jakie życie daje nam karty (geny, rodzina, kraj, dzieciństwo, ale jak tymi kartami w życiu gramy - to już nasza prywatna sprawa". :)

Hehe, rzeczywiście trochę mniej pokrętnie brzmią te słowa w oryginale niż moja ich interpretacja :D W każdym razie bardzo mocno czuję sens tych sów.

Z tego, co my tu sobie piszemy (myślę też o Tobie, Carita) wyłania mi się takie spostrzeżenie, że nie ma szablonu, pod który można by podłożyć własny proces psychoterapii i uznać, że można ją już zakończyć, lub jeszcze nie. Jest to doświadczenie tak indywidualne, że nie sposób wytworzyć pewnych ogólnych wskaźników wskazujących na gotowość do zakończenia tego procesu, można co najwyżej spekulować. I dobrze. Niech każdy szuka swego :)

Kiedy ja zakończyłam swoją psychoterapię, to był to taki czas, kiedy wiedziałam, że są takie obszary we mnie, których nawet nie ruszyłam. Mało tego, ruszanie ich nie było mi wtedy potrzebne. Pewne trudności z paroma nie w pełni przepracowanymi sprawami odczułam dopiero wtedy, jak trafiłam na staż Gestalt, który był pierwszym etapem szkoły (drugi i ostatni zostawiłam na za jakiś czas, co by dojrzeć bardziej). W kontakcie z potencjalnym klientem, którego ktoś mi "podgrywał" wyłaziło to, co na co dzień mi nic "nie robiło", że tak powiem ( :wink: ) I to spowodowało, że postanowiłam kontynuować jeszcze trochę ten swój terapeutyczny proces.

Teraz mam takie wrażenie, że zajrzałam za wszystkie drzwi, których istnienia byłam świadoma. No i znów stanęłam przed ochotą kolejnego zamknięcia, co lada moment uczynię. Jednocześnie nie uwłacza mi kiedyś znowu skorzystanie z psychoterapii.
Taktuję bowiem psychoterapię w taki też trochę duchowy sposób, jako filozofię życia i chwilowy powrót do psychoterapeuty w momencie gdy pojawia się zbyt duża ilość znaków zapytania, jest dla mnie chyba czymś podobnym, jak dla religijnych ludzi spotkanie z ich kapłanem/duchowym mistrzem. Wiecie o co mi chodzi? Jednym słowem - jestem tyko człowiekiem i aby móc być coraz bardziej i bardziej świadoma, to potrzebuję w rożnych momentach życia spotkań z kimś, kto jest bardziej świadomy ode mnie; kto mnie zainspiruje. No i właśnie, definicji psychoterapii jest wiele, a mnie uczono, że uczenie się do zawodu psychoterapeuty, to uczenie się człowieczeństwa. I powiem Wam, że do mnie to trafia. Jak i też uważam, że tego człowieczeństwa można uczyć się na mnóstwo innych sposobów (np. poprzez duchową praktykę) :)

Ciepło pozdrawiam! :)
mel.

---------- 17:39 ----------

PS. Mam jeszcze taki osobisty przykład na to, jaki charakter miała zmiana we mnie po latach psychoterapii.
Parę miesięcy temu przeszłam ostry kryzys związany z pewną stratą. I kiedy się ten kryzys dział, to przeżywałam na bieżąco wszystkie te uczucia, które wcześniej tak często "spychałam" gdzieś tam, co powodowało duży ból. Przeżywanie natomiast okazało się nieprzyjemne i jednocześnie przynoszące ulgę.
Byłam w pewien sposób spokojna w swojej rozpaczy, żalu, tzn. nie walczyłam z tym, co jest, tylko tego doświadczałam. Ktoś, patrząc na mnie z boku, mógł stwierdzić, że wyglądam jak kobieta w depresji, a ja nie byłam w depresji. Byłam w kryzysie, który uznaję za ludzką reakcję na ważną stratę. Gdyby po mnie to "spłynęło", to mogłabym mieć obawy, że jestem "psychopatką". :)
I to jest właśnie sedno tego, co nazywam osobistą zmianą.

No dobra, spadam, już :)
melody
 

Postprzez felicity » 16 sty 2010, o 23:53

Z ogromnym zainteresowaniem czytam wasze wpisy i bardzo Wam dziękuję za nie. Te zmiany po terapii są jak proteza, bo z jednej strony uwiera, a drugiej dzięki nim mogę chodzić i kto wie może zacznę niedługo biegać...
W środku jestem taka inna, sobie bardziej bliska, bardziej życzliwa..już się tak nie osądzam, nie katuję i widze jak różne działania te nieskuteczne mechanizmy są nieskutecznie śmieszne i że wyrażnie uczuc jest czym co jest nam ludziom dane dla wzbogacenia naszych doznań i przeżyc. Ta terapia grupowa to była jedna z ważniejszych decyzji w moim życiu. Jest mi lżej i nawet nie wiedziałam, że byłam tak zasznurowana. Jestem wzruszona teraz jak to piszę, bo zajrzałam tutaj, aby zobaczyc czy ktoś coś dopisał, a zobaczyłam jaka byłam dzielna i że jeszcze kilku odważnych siłaczy ma podobnie
:)
Avatar użytkownika
felicity
 
Posty: 397
Dołączył(a): 28 lip 2007, o 23:31

Postprzez Amir » 17 sty 2010, o 02:04

melody napisał(a):---------- 17:11 15.01.2010 ----------

Gdyby po mnie to "spłynęło", to mogłabym mieć obawy, że jestem "psychopatką". :)
I to jest właśnie sedno tego, co nazywam osobistą zmianą.


co ja nazywam osobista definicja zmiany

mel - ja kocham czytac ciebie, jako aniolka

:twisted:
Avatar użytkownika
Amir
 
Posty: 486
Dołączył(a): 24 lut 2009, o 08:31

Postprzez melody » 17 sty 2010, o 13:12

Amir, mam wrażenie, że czuwasz nad "polityczną poprawnością" moich wypowiedzi :wink:

:kwiatek2:

mel.
melody
 

Postprzez Amir » 17 sty 2010, o 17:18

melody napisał(a):Amir, mam wrażenie, że czuwasz nad "polityczną poprawnością" moich wypowiedzi :wink:

:kwiatek2:

mel.


:kotek:
Obrazek
Avatar użytkownika
Amir
 
Posty: 486
Dołączył(a): 24 lut 2009, o 08:31

Postprzez żabka » 22 sty 2010, o 18:56

podczytuje was, nie pisze bo nie mam doświadczenia..
bo swoją terapię grupowa zaczynam w poniedzałek.. mam obawy, wątpliwości..jak to będzie wyglądać u mnie, czy wytrzymam..
na indywidualnej.. jestem około pół roku.
7lat temu byłam zakwalfikowana do grupowej..ale w innej poradni..
Teraz słyszałam opinie ludzi..o tym miejscu.. dobrze że nie byłam.

pozdrawiam
Dziękuję że piszecie, to mi pozwala oswoić się ze sobą, swoja sytuacją rodzinną, życiową.. Oswoić, tzn.że można coś zmienić, że można te sprawy przepracować.
Avatar użytkownika
żabka
 
Posty: 205
Dołączył(a): 14 lip 2009, o 14:48
Lokalizacja: w krainie żubra, pingwina i niedźwiedzi

Postprzez Sansevieria » 22 sty 2010, o 19:28

A pewnie, że można :) Powodzenia !
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez Orm Embar » 27 sty 2010, o 00:15

Sansevieria napisał(a):A pewnie, że można :) Powodzenia !


Oczywiście, że można, i to można bardzo wiele. :-) Myślę, że można pozbyć się dręczącego człowieka wrzoda na sercu, i zacząć po prostu normalnie i fajnie żyć. Może nawet żyć LEPIEJ - bo bardziej świadomie? Kto to wie? ...

powodzenia!!!!

Maks
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Postprzez pszyklejony » 1 mar 2010, o 13:39

Poznać można po braku tego nieuświadomionego lęku, bólu życia, pogodzeniu się z rzeczywistością w efekcie jej prawidłowego postrzegania.
pszyklejony
 
Posty: 868
Dołączył(a): 7 paź 2008, o 21:56
Lokalizacja: warszawa

Postprzez Filemon » 30 cze 2010, o 18:35

...czyli jednym słowem, po stanie, który prawie nigdy na końcu terapii nie występuje... ;) :P :lol:
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Poprzednia strona

Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 175 gości