Bardzo trudno w związku i nie tylko.

Problemy z partnerami.

Bardzo trudno w związku i nie tylko.

Postprzez szczupły » 14 sty 2010, o 18:16

Witam Was serdecznie:)

Cholera, nie wiem jak zacząć,dobra napiszę tak jak jest poprostu.
Przyznaje się ,że czytam to forum już od 5 lat, tak 5 lat,ale jeszcze nigdy tu nic nie napisałem,zawsze myslałem to bez sensu co mi to da,po co mam mówić ,sugerować coś komuś, dawać rady,przecież ja sam mam problemy, no może choć wspierać, ale czy ja to wogóle potrafie?Wiele podobnych pytań... Znam historie wielu osób, naprawdę wiele się tu dowiedziałem,czasem czułem się jak by to była historia o mnie. Czytałem i odkrywałem w odpowiedziach innych jakby recepte na mój problem, czemu tak mam skąd to się wzięło i wogóle że ja też tak mam,a myślałem wcześniej że w życiu ;) jaaa?

Pomyślałem więc ,że jest tu tyle fajnych ludzi, którzy mają ciekawe spostrzeżenia,uwagi,sugestnie,ale tak bez oceniania,czasem potrafiią sprowadzić na ziemię to czemu by nie napisać.

Pięć lat temu dopadła mnie depresja i nerwica lękowa, miałem ją wcześniej,ale odkryłem ją tak pózno jak myslałem że ja chyba wariuje. Rzuciłem dziewczynę, jakoś czułem że ten zwiazek mnie ściąga w dół,wiedziałem że musze sie leczyc,ze nie dam rady.Po pol roku leczenia u psychiatry rzucilem leki,no bo mi sie poprawilo ,no przynajmniej tak mi sie wydawalo.Jakos w trakcie dowiedzialem sie ze jestem dda, no bo z czego te dziwaczne choroby, no wiec jakims trafem sie dowiedzialem.Bylem 4 miesiace na terapiii grupowej, wydawala mi sie jakkas nudna i nie postepowa, moze wtedy jescze sie nie poddalem,nie wiedzialem jak gleboko lezy problem a i poznalem potem następą dziewczynę i się wtedy zauroczyłem, uznałem że terapia tym bardziej mi nie potrzebna, no i nudna, choc mialem wielkie nadzieje,zniechęciłem się,trudno powiedzieć dlaczego...
Oczywiiście nowej wybrance o mojej historii nic nie powiedziałem,no bo jak,wstydziłem sie ,bałem że mnie nie zrozumie.To było 4 lata temu.
Od tamtej pory jesteśmy razem.Nie raz nosiłem się z zamiarem powiedzenia jej o tym,że miałem ,mam taką trudną sytuację,że byłem przez jakiś czas na terapii.... o wszystkim co sie dzieje, co sie ze mna dzialo,dlaczego jak i skad, to było dla mnie bardzo ważne, no sami wiecie.
No i co? Jest to dla mnie nie do pomyślenia, ale od tamtej pory jej o tym nie powiedzialem. Dla mnie to straszne i niezrozumiałe. W ciągu tych ostatnich 4 lat zmagam się z depresją,nerwicą,raz jest lepiej raz gorzej, ona o niczym nie wie.Nie wie że mój ojciec pił,ze mam takie problemy, to chyba nie jest element zwiazku? Brak mi całkowicie zaufania do niej. Ona myśli że jest ok,ze wszystko w miare dobrze sie układa,a sie nie układa, boje sie jej o tym powiedziec. Wiem mam duży problem,zastanawiam się czy tym problemem nie jest też sam związek.Czytałem posty kobiet, kktóre "kochają za bardzo", poświęcają się dla tej drugiej osoby,a dla siebie nic.
Mam wrażenie ,że chyba i mnie to dotyczy.Nie widze wogole sensu w tym co robie,ale dla niej jestem w stanie zrobic wiele,zajac sie jej sprawami itp, no problem. Nie zebym sie tym chwalił,absolutnie, poprostu ogarnia mnie coraz wieksza frustracja, ze nie potrafie o siebie zadbac,robic cos co w tej chwili powinienem robic,zabrac sie za obowiazki, uczelnia itp. Tak jakbym wogole nie istnial, nic juz nie czuł.
Tak sobie czasem myśle,że jestem zbyt uległy,że przez to krzywdze siebie.
Chciałem w jakis sposob opisac swoja dziewczyne, nie chce jej oceniac, wiem tez nie jest idealna,ale to nie ona mma problem jej jest z tym chyba dobrze. W tym zwiazku jakby boję się być sobą, boję się przyznać do wielu rzeczy. Jakis czas temu czulem sie juz tak zle,tyle stracilem ze swoich niegdys marzen,uczelnia, praca jaka chcialbym miec,ze skloniel sie do pojscia na terapie.Nie widzialem juz dla siebie szansy na poprawe. rownia pochyla z miesiaca na miesiac.Jak sie dowiedzxiala ze poszedlem na terpaie zachowala sie woberc mnie w sposob bardzo agresywny,agresywny nawet fizycznie. Powiedziala ze nie chce takiego faceta co chodzi na jakas terapie....ze jestem eh szkoda gadac. Probowalem wytlumaczyc dlaczego,alejakos mi sie nie udalo.Zasadniczo wogole nie chcala o tym slyszec.Odszedlem od niej na kilka dni.Ona jjest osoba baaardzo impulsywna.po dwoch dniach jej przeszlo,wrocilem do niej,ale do temetu terapii nie wracalem. Do tej pory nie mogę tego ,siebie zrozumiec, chce sobie pomoc, chce zeby w zwiazku bylo lepiej ,jesli sie da zeby bylo, chce byc szczesliwy,wiem ze bez terapii chyba sobie nie poradze,5 lat tak sie ludzielm i nie poradzilem,wiec ile jeszcze bede sie oszukiwal,tym bardziej ze moje zycie sie sypie coraz bardziej,w sumie wszystko.
W zaiazku juz boje sie mowic o czymkolwiek,tym bardziej o swoich problemach,boje sie ze zostane wysmiany, oceniony, niezrozumiany,szczegolnie po tamtej sytuacji. Czuje sie troche jak w pulapce,nie mam nawet planow na dwa dni do przodu,zyje od ranka do wieczora, etamm zyje rownie dobrze moglo by mnie nie byc i nic by sie nie stalo. nie rozwijam sie od kilku lat,stoje w miejscu ,raczej cofam sie baardzo.czuje ciagla presje,slysze ciagle "ogarnij sie","wez sie w garsc", moze i potrafie ale na tydzien,moze dwa,potem opadam z sil.
nie wiem co mi daje ten zwiazekw sensie emocjonalnym,nawet nie wiem co powinien on dawac,czego moge sie spodziewac od zdrowego zwiazku.
Jestem zagubiony, niespokojny,zero poczucia bezpieczenstwa,strach,ciagly lek.
Mam takie nieprzyjemne i dziwne odczucie,ze bez terapii sobie nie poradze,nikt mnie obecnie w niczym nie wspiera,a jak terapia jak dziewczyna na nie. przykro mi jak czytam niektore osoby i jak mowia,ze powiedzialy partnerowi ze ida na terapie to on stara sie zrozumiec, ze sie boi, bo nie do konca moze jeszcze rozumie ale wspiera,chce dla tej osoby dobrze.
Ja to tak odbieram ze ona nie chce mojego szczescia...albo nie chce miec takiego słabego faceta.

Może podchodze do tego w dziwny i asekuracyjny sposob, moze ktos to widzi lepiej z boku?Wiem że to co napisalem jest bardzo chaotyczne, jak bedzie potrzeba to cos wiecej moge wyjasnic,staralem sie ujac jak najjwiecej i zeby bylo jak najmniej do czytania.

Jeśli przychodzi Wam coś do głowy to napiszcie, może mnie coś olśni, pewnie będąc w środku sytuacji wielu rzeczy nie widze.

pozdrawiam ciepło
szczupły
 
Posty: 36
Dołączył(a): 14 sty 2010, o 16:52

Postprzez raziel » 14 sty 2010, o 18:55

Kurde dziewczyna zareagowała normalnie. Przez cztery lata spinasz się, robisz wszystko zajebiście a potem wyskakujesz, że idziesz na terapię chociaż do tej pory nie deklarowałeś żadnych problemów. Masakra. Nie pomyślałeś, żeby ją jakoś do tego przygotować? Domyślić się ma sama wszystkiego? LOL

Stary pogadaj z dziewczyną ale tak na poważnie. I tak wiem, że DDA, że nie umie rozmawiać o uczuciach itp. Gówno prawda, tak jest łatwiej i bezpieczniej po prostu. I potrafię zrozumieć czego tego bezpieczeństwa potrzebujesz. A wiesz skąd się bierze poczucie bezpieczeństwa w jakiejkolwiek relacji? Z tego, że ludzie ze sobą gadają i nie muszą się domyślać tylko wiedzą a jak nie wiedzą to pytają.

No jest jeszcze opcja, że to co mówisz jest obiektywne i ona nie chce żebyś chodził na terapię.

I powiem jeszcze coś co się wielu osobom pewnie nie spodoba, coś co jest niepopularnym poglądem ale żeby być masochistą najpierw trzeba być sadystą. Fajnie, że mówisz o tym, że kochasz za bardzo ale ile w tym prawdy jest? Ja tego nie ocenię, twoja kobieta też nie a już na pewno nie ty. Na takie pytania odpowie ci terapia... i część odpowiedzi może ci się nie spodobać.
raziel
 
Posty: 145
Dołączył(a): 8 paź 2009, o 11:12
Lokalizacja: Wrocław

Postprzez szczupły » 14 sty 2010, o 19:34

Dzięki raziel za odpowiedz....

//Kurde dziewczyna zareagowała normalnie. Przez cztery lata spinasz się, robisz wszystko zajebiście a potem wyskakujesz, że idziesz na terapię chociaż do tej pory nie deklarowałeś żadnych problemów. Masakra. Nie pomyślałeś, żeby ją jakoś do tego przygotować? Domyślić się ma sama wszystkiego? LOL//

No może nie cztery,ale dwa lata.przez ten czas ona wiedziala ze mam z rodzina problemy,ze nie utrzymuje z nimi kontaktow,ze mam klopoty z ukonczeniem studiow itp. Mowisz o przygotowaniu,masz racje moze ja zle przygotowalem,spinam sie to trudne dla mnie,powiedzialem tylko ze bylem u psychologa i dostalem spory "łomot" wiec trudno dalej drazyc temat.
Też myslalem,ze moze to ja bardzo zabolalo,bo na jest psychologiem,byc moze poczula sie zdradzona? Ale z drugiej strony myslalem,dlaczego ona choc tego nie potrafi zrozumiec,nie stara sie dopytac. Nie i koniec...

//Stary pogadaj z dziewczyną ale tak na poważnie. I tak wiem, że DDA, że nie umie rozmawiać o uczuciach itp. Gówno prawda, tak jest łatwiej i bezpieczniej po prostu. I potrafię zrozumieć czego tego bezpieczeństwa potrzebujesz. A wiesz skąd się bierze poczucie bezpieczeństwa w jakiejkolwiek relacji? Z tego, że ludzie ze sobą gadają i nie muszą się domyślać tylko wiedzą a jak nie wiedzą to pytają.//

Zgadzam się z Tobą, może i łatwiej i bezpieczniej.

//No jest jeszcze opcja, że to co mówisz jest obiektywne i ona nie chce żebyś chodził na terapię.
//

//I powiem jeszcze coś co się wielu osobom pewnie nie spodoba, coś co jest niepopularnym poglądem ale żeby być masochistą najpierw trzeba być sadystą. Fajnie, że mówisz o tym, że kochasz za bardzo ale ile w tym prawdy jest? Ja tego nie ocenię, twoja kobieta też nie a już na pewno nie ty. Na takie pytania odpowie ci terapia... i część odpowiedzi może ci się nie spodobać.//

Z tym masochistą i sadystą to nie bardzo rozumiem.To że kocham za bardzo to nie traktuje tego że kocham jakoś mocno, mysle tu raczej o uzaleznieniu w tym zwiazku.

No tak,porozmawiac z dziewczyna na powaznie,zbierałem sie tyle,myslalem jak i nigdy jakos nic nie wskoralem w tej sprawie.Chyba jej nie ufam i tu jest najwiekszy problem:/
szczupły
 
Posty: 36
Dołączył(a): 14 sty 2010, o 16:52

Postprzez bunia » 14 sty 2010, o 20:07

Witaj.....ja mam troche inne zdanie tzn. dwie rzeczy - Twoje leki, brak zaufania do dziewczyny i Jej reakcja.
Otoz zaczne, ze dla mnie wyglada iz Jej zainteresowanie Toba nie jest dostateczne......jakos tak machnac reka i stawiac tylko wymagania to brzmi niedojrzale....znacie sie jakis kawalek czasu.....Jej reakcja nie pozwala Ci sie uwolnic od ciezaru ktory z biegiem czasu bedzie tylko wiekszy....z drugiej strony jak ma Ci pomoc jesli u Ciebie jest bariera czyli lek i brak zaufania.....kolo sie zamyka.....proponuje abys kontynuowal terapie natomiast blizej sie przyjrzal czy taki zwiazek Cie satysfakcjonuje, czujesz sie bezpiecznie, rozumiany, szanowany.....czyli ma sens(?)

pozdrowka :)
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez wuweiki » 14 sty 2010, o 20:19

Witaj Szczupły,

napisałeś: "No tak,porozmawiac z dziewczyna na powaznie,zbierałem sie tyle,myslalem jak i nigdy jakos nic nie wskoralem w tej sprawie.Chyba jej nie ufam i tu jest najwiekszy problem:/"

może nie tyle jej nie ufasz, co się jej boisz? sam napisałeś: "
W zaiazku juz boje sie mowic o czymkolwiek,tym bardziej o swoich problemach,boje sie ze zostane wysmiany, oceniony, niezrozumiany,szczegolnie po tamtej sytuacji. Czuje sie troche jak w pulapce,nie mam nawet planow na dwa dni do przodu,zyje od ranka do wieczora, etamm zyje rownie dobrze moglo by mnie nie byc i nic by sie nie stalo. nie rozwijam sie od kilku lat,stoje w miejscu ,raczej cofam sie baardzo.czuje ciagla presje,slysze ciagle "ogarnij sie","wez sie w garsc", moze i potrafie ale na tydzien,moze dwa,potem opadam z sil.
nie wiem co mi daje ten zwiazekw sensie emocjonalnym,nawet nie wiem co powinien on dawac,czego moge sie spodziewac od zdrowego zwiazku."


a to jest różnica... nie ufać komuś, a się go bać.... bać się, że odejdzie bo nie zechce Ciebie takiego, jakim jesteś, a nie takiego, jakim chce Cię ten ktoś widzieć.... bo choć niewygodnie Ci w takiej sytuacji i czujesz że nie gra, to jednak boisz się zadbać o siebie, otwierać się na życie, żeby przypadkiem nie zostać porzuconym... co o tym myślisz?

całkowicie się zgadzam z Razielem w tej kwestii: "wiesz skąd się bierze poczucie bezpieczeństwa w jakiejkolwiek relacji? Z tego, że ludzie ze sobą gadają i nie muszą się domyślać tylko wiedzą a jak nie wiedzą to pytają."

pozdrawiam.
wuweiki
 

Postprzez szczupły » 15 sty 2010, o 14:51

"a to jest różnica... nie ufać komuś, a się go bać.... bać się, że odejdzie bo nie zechce Ciebie takiego, jakim jesteś, a nie takiego, jakim chce Cię ten ktoś widzieć.... bo choć niewygodnie Ci w takiej sytuacji i czujesz że nie gra, to jednak boisz się zadbać o siebie, otwierać się na życie, żeby przypadkiem nie zostać porzuconym... co o tym myślisz?"

Co o tym myśle? Czy się jej bardziej boje czy bardziej nie ufam?
Wychodzi na to,że może i mógłbym bardziej zaufać, no ale jak mówisz boję się jej.Wydaje mi się,że ona chce żebym był taki jak ona sobie wyobraża,w pewnym sensie jestem taki jak ona by chciała,ale nie do końca,czesto jestem porównywany do facetów jej koleżanek.Wkurza mnie to , bo ja jej nigdy do nikogo nie porównywałem,wiem że to nie ma sensu,dla niej tym bardziej ,wiem jak to boli i nic nie daje,a zauważam że od jakiegoś czasu zaczynam to robić...aby się chyba odgryźć.

Tak ,boje się zadbać o siebie a jakoś dbam o jej sprawy,przez co zaniedbuje swoje.Wydaje mi się że wiem skąd to wynika, no bo nikt o mnie nie dbał wcześniej to i pewnie nie potrafie dbać o siebie.No czasem dbam ale sił nie starcza mi na długo ,to skomplikowane.Mam takie dziwne odczucie, może i błędne.Czasem robie zle, skrzywdze,ale potem rozumiem to,przeproszę i staram sie zmieniac swoje zachowanie,pracuje nad tym ile jestem w stanie,na ile widze problem,zmieniam cos aby w zwiazku bylo lepiej, bo obecnie nie jest dobrze.Może i nie robie dla niej dużo,ale kiedy mnie o coś prosi to przeważnie jej w tym pomagam.Z drugiej strony kiedy ja bym coś chciał to słysze daj mi spokoj nie mam czasu, oj nie chce mi sie,oj tam nie jęcz nie mam siły itp.A często chce żebym to ja dla niej coś zrobił, choć ona ma czas, bo ja to zrobie szybciej i lepiej.Może daje się poprostu wykożystywać?

Czy boje się być porzuconym? Kurcze i tak i nie.Boje się też dlatego,że jestesmy uwiklani w pewne zaleznosci finansowe,ale gdybym tu odpuscil to ona moglaby miec powazne problemy,to tez jakos trzyma.

Jak napisała Bunia, no nie czuje sie obecnie szanowany i rozumiany.Jest tak jakby wszystko miało by być super dla jej rodziny ,na pokaz dla znajomych.Tak jakby recepta na każdy życiowy problem to rada "ogarnij sie".

W morde chyba łudze się że ten zwiazek moze być taki jakbym chciał...
szczupły
 
Posty: 36
Dołączył(a): 14 sty 2010, o 16:52

Re: Bardzo trudno w związku i nie tylko.

Postprzez the hooded man » 15 sty 2010, o 20:22

Szczerość w związku to podstawa. Oczywiście nie należy uzewnętrzniać się zawsze i na siłę. Tu też trzeba trochę wyczucia.
W dużej mierze dzięki szczerości dowiadujesz się czy osoba, którą wybrałeś jest właściwą. Przy szczerych relacjach widzisz reakcje na Twe wyznania. Sam wtedy możesz zobaczyć czy aby ów osoba nie będzie kpiła czasem z Ciebie.

Twoja wybranka nie zareagowała na Twe wyznanie o terapii zbyt entuzjastycznie, niemniej nie przejmowałbym się tym incydentem aż tak bardzo, a poczekał jak będzie reagowała na dalsze Twe szczere wyznania.
Nie wyrażając szczerości tak naprawdę ukrywasz siebie. Po latach związku może okazać się, że osoba, którą wybrałeś tak naprawdę Cię nie zna. Tylko wyrażając siebie szczerze możesz mieć pewność, ze Twa partnerka jest z Tobą dlatego, iż podoba jej się Twa osoba. Akceptuje poznane wady i zalety oraz kocha Cię takim jakim jesteś. Jakiego jej szczerze się przedstawiłeś.

Podsumowując. Wiem, że jest Ci trudno o szczerość, czy bezpośredniość, ale uważam, że oboje powinniście przynajmniej do tej szczerości dążyć.

Wygląda to trochę tak, że chcesz przedstawić jej siebie jako osobę nazbyt idealną. Boisz przyznać się do swych smutków, czy potknięć, gdyż obawiasz się braku akceptacji. Nie jest to zachowanie poprawiające stan związku.

szczupły napisał(a):W zaiazku juz boje sie mowic o czymkolwiek,tym bardziej o swoich problemach,boje sie ze zostane wysmiany, oceniony, niezrozumiany,szczegolnie po tamtej sytuacji".

Spróbój rozmawiać, gdyż za bardzo pozostajesz w sferze domysłów, a rzeczywistość może okazać się nie tak pesymistyczna.
Moim zdaniem, jeżeli ona podczas Twych szczerych wypowiedzi i wyrażania smutku będzie Cię wyśmiewać, czy zachowywać się w inny niewłaściwy sposób, to byłbym za tym, aby ten związek zakończyć, gdyż są na świecie osoby współczujące, wyrozumiałe i kochające za to, jakim się jest i takich należy szukać.

Chciałem napisać o jeszcze jednym.
Pamiętaj o wkładzie jaki wnosi się do związku. Jest on ogromny z obu stron. Ale żeby tego wkładu dokonać trzeba samemu być silnym. Szczęście w związku gwarantują dwie osoby silne, autonomiczne, znakomicie rozwinięte wewnętrznie, o wysokiej samoocenie, szczere, szanujące partnera, wspierające się, z jasno określonymi celami, do których dążą.

Zadaj sobie sam takie pytanie:

Czy czuję się osobą wartościową?

Jeżeli odpowiedź na nie jest "nie", to zastanów się dlaczego tak sądzisz i jak to możesz zmienić; jak możesz popracować nad sobą. Bez zbudowania swej wartości nie zbudujesz nigdy udanego związku.
Moim zdaniem nie powinieneś jeszcze rezygnować z terapii, a spróbować spotkań z psychologiem nastawionym humanistycznie.
the hooded man
 
Posty: 125
Dołączył(a): 1 sty 2010, o 20:47

Postprzez szczupły » 16 sty 2010, o 12:08

Dzięki za te słowa the hooded man

Szczerość w związku to podstawa. Oczywiście nie należy uzewnętrzniać się zawsze i na siłę. Tu też trzeba trochę wyczucia.
W dużej mierze dzięki szczerości dowiadujesz się czy osoba, którą wybrałeś jest właściwą. Przy szczerych relacjach widzisz reakcje na Twe wyznania. Sam wtedy możesz zobaczyć czy aby ów osoba nie będzie kpiła czasem z Ciebie.



Tak masz zupełną rację. Widzisz to co mi napisałeś, można by powiedzieć że nie byłem tego świadomy,że nie wiedziałem. Właśnie w takim momentach się zastanawiam,że czasem chyba to co nam podpowiada nam nasz umysł jest najwazniejsze.Że niby czułem podobnie jak napisałeś, ale nie potrafiłem tego wyrazić ,jakoś sobie uświadomić ,uwierzyć w to.Ze niby coś tam wiem,ale wogóle nie jestem tego pewien,czy to ważne i wogóle warto sobie tym głowe zaprzątać,mówiąc tak z grubsza. Tak jak pisał w ksiazce Scott Peck,że ktoś jutro przyjdzie i stanie się sławny mówiąc coś o czym od dawna wiedzieliśmy, tylko baliśmy się o tym powiedzieć.W pewnym sensie tak bym tu ujął Twoją wypowiedź.

Nie wyrażając szczerości tak naprawdę ukrywasz siebie. Po latach związku może okazać się, że osoba, którą wybrałeś tak naprawdę Cię nie zna. Tylko wyrażając siebie szczerze możesz mieć pewność, ze Twa partnerka jest z Tobą dlatego, iż podoba jej się Twa osoba. Akceptuje poznane wady i zalety oraz kocha Cię takim jakim jesteś. Jakiego jej szczerze się przedstawiłeś.


Tak ,tak jest.Ona chyba nie zna mnie takiego jakim naprawdę jestem, a może wydaje mi się że mnie nie zna.Wiem,zaczałem ten zwiazek od dupy strony i chyba dalej od tej strony ciągne.Troche trudno to odwrócić.

Spróbój rozmawiać, gdyż za bardzo pozostajesz w sferze domysłów, a rzeczywistość może okazać się nie tak pesymistyczna.
Moim zdaniem, jeżeli ona podczas Twych szczerych wypowiedzi i wyrażania smutku będzie Cię wyśmiewać, czy zachowywać się w inny niewłaściwy sposób, to byłbym za tym, aby ten związek zakończyć, gdyż są na świecie osoby współczujące, wyrozumiałe i kochające za to, jakim się jest i takich należy szukać.


Tak w sferze domysłów.Zresztą ona wie że mam trudnosci z mowieniem o sobie z wyrazaniem siebie. Ja sie przyznaje do tego jej i wiem o tym... i co i nic.I może robie coś z tym,ale jak widać efektów widać nie wiele.

Chciałem napisać o jeszcze jednym.
Pamiętaj o wkładzie jaki wnosi się do związku. Jest on ogromny z obu stron. Ale żeby tego wkładu dokonać trzeba samemu być silnym. Szczęście w związku gwarantują dwie osoby silne, autonomiczne, znakomicie rozwinięte wewnętrznie, o wysokiej samoocenie, szczere, szanujące partnera, wspierające się, z jasno określonymi celami, do których dążą.

Zadaj sobie sam takie pytanie:

Czy czuję się osobą wartościową?

Jeżeli odpowiedź na nie jest "nie", to zastanów się dlaczego tak sądzisz i jak to możesz zmienić; jak możesz popracować nad sobą. Bez zbudowania swej wartości nie zbudujesz nigdy udanego związku.
Moim zdaniem nie powinieneś jeszcze rezygnować z terapii, a spróbować spotkań z psychologiem nastawionym humanistycznie.


No tak to prawda. Do zwiazku wnoszą dwie odsoby. Myśle że mógłbym wiecej,nawet bym chciał, bo wiem że to mało,ale jakoś nie potrafię.Już nawet nie wiem co mam do niego wnosić.
Czy czuję się osobą wartościową? Pewnie nie, bo gdybym się czuł to potrafiłbym zadbać o siebie.Brak mi motywacji do czegokolwiek, bo to co robie nie wywołuje we mnie wiele emocji,obojętność. Wiem ,że bez poczucia silnej wartości nie da się zbudować ZDROWEGO związku.Bez dwóch silnych osób.Wiem o tym od kilku lat,ale jakoś nie udało mi się tego związku zbudować,takiego zdrowego.Mam z wieloma rzeczami problemy,a nie chce jakby w zwiazku ich leczyc, bo nie od tego jest zwiazek.Ona czasem mówi,że mnie zmienia, że to dzięki niej,że się sporo zmieniłem....ale chyba zmieniłem się tak,że jej jest lepiej.
Na razie mnie to przytłacza...

Jeszcze raz dzięki za te słowa
szczupły
 
Posty: 36
Dołączył(a): 14 sty 2010, o 16:52

Postprzez bunia » 16 sty 2010, o 12:37

A dlaczego trzymasz sie kurczowo tego zwiazku.....caly czas koncentrujesz sie co masz zrobic, zmienic, wnosic czyli dostosowac sie......i tak wyglada niewystarczajaco co stwarza wewnetrzna u Ciebie frustracje......moim zdanie to nie jest tak do konca, ze tylko silni maja szanse w zwiazkach i to jest ich gwarancja.......a co to znaczy byc silnym w zwiazku ? dlaczego wszyscy maja byc silni ? a kulawy to pies ? zwiazek nie jest lekarstwem na odnalezienie siebie ale w Twoim przypadku poczatkiem wiec cos z niego pozytywnego dla Ciebie zostanie co nie znaczy, ze bedzie slub.
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez raziel » 16 sty 2010, o 13:00

Są dwa rodzaje związków. Te w które ludzie wchodzą by rozwiązać swój problem i te w które ludzie wchodzą by swoją traumę wciąż od nowa powtarzać.

Zgodzę się z Bunią. Być może ten związek jest dla ciebie związkiem drugiego typu. Takim, który cię nie wzmacnia tylko ci dopie***ala.

I ktoś tu zaproponował terapię humanistyczną. Może coś w tym jest. Może potrzebujesz osoby, która cię wesprze w budowaniu własnej wartości.

Może to redukujące i za wczesne ale być może jesteś odrobinę narcystyczny w swoim funkcjonowaniu, być może potrzebujesz kogokolwiek by istnieć bo sam nie dostarczasz sobie odpowiedniego wsparcia. Być może te lęki, myśli prześladowcze są wynikiem tego, że za dużo uwagi poświęcasz własnej osobie a za mało otoczeniu, temu co jest poza światem twoich fantazji, poza twoją głową.

Najpierw spróbuj znaleźć przyjaciela. Może twoja kobieta nie nadaje się na przyjaciółkę ale wydaje mi się, że kontakt z jakimś kumplem, odradzałbym raczej kumpele bo to zawsze tworzy nowe problemy dałby ci poczucie bezpieczeństwa. Jasne, jest terapeuta tylko nie wiem u jakiego jesteś a terapia potrafi być bardzo frustrująca.

Nie ma sensu kupować kredensu. Na razie nie rozkminiaj tylko niech się dzieje. Odwiedź znajomych, wyjdź na spacer, skocz na basen czy co tam wolisz. A napięcia z kobietą rozładuj w łóżku... prawie w każdym związku działa :) a jak już będziecie zmęczeni to wtedy pogadaj.

Trochę karmię ten twój narcyzm ale może akurat tego potrzebujesz zamiast frustracji :)
raziel
 
Posty: 145
Dołączył(a): 8 paź 2009, o 11:12
Lokalizacja: Wrocław

Postprzez szczupły » 16 sty 2010, o 14:04

bunia napisała:

A dlaczego trzymasz sie kurczowo tego zwiazku.....caly czas koncentrujesz sie co masz zrobic, zmienic, wnosic czyli dostosowac sie......i tak wyglada niewystarczajaco co stwarza wewnetrzna u Ciebie frustracje......moim zdanie to nie jest tak do konca, ze tylko silni maja szanse w zwiazkach i to jest ich gwarancja.......a co to znaczy byc silnym w zwiazku ? dlaczego wszyscy maja byc silni ? ....


Bo mam nadzieje że się zmieni,że jak już tyle jesteśmy razem to się uda.
Że tyle już jesteśmy razem to sie uda.Bunia ten zwiazek ma minusy,jakk pewnie każdy.Ale mam powazny problem z obwinianiem się,jeśli to nawet czasem nie jest moja wina.Tnz jak jest konfliktowa sytuacja i bardzo trudna to wydziela mi sie spory poziom stresu i jakby potem o tym zapominam,wyłączam się i nie pamiętam o co chodziło, upłycam.Jestem pewnie zbyt lojalny i pewne zachowania tłumaczę jakoś sobie,a w ten sposób pewnie i tłumaczę swoje niewłaściwe zachowania, no a jak sie cos tłumaczy to traktuje się bardziej z pobłażaniem.
Tak naprawdę nie chcę uwierzyć,że tylko silni ludzie tworzą dobre związki, bo tyle jest ludzi samotnych,a ze zwiazkow jakie istnieja ile jest patologicznych?the hood man ma racje,tak powinno byc.W praktyce jakos nie jest.Tak sobie pomyslałem że gdyby tak było, to ile ludzi bylo by w zwiazkach..20%?dobra odbiegam od tematu...

Są dwa rodzaje związków. Te w które ludzie wchodzą by rozwiązać swój problem i te w które ludzie wchodzą by swoją traumę wciąż od nowa powtarzać.


Wchodziłem w ten zwiazek,ze bedzie inna niz moja poprzednia kobieta i inna niz moja matka. No jest inna,ale moze przegialem w druga strone?
Czy ja dobrz ecie zrozumialem?że pierwszy i drugi rodzaj to nie sa dobre zwiazki?Bo rozwiazywac swoj problem w zwiazku to troche pasozytnicze...

Może to redukujące i za wczesne ale być może jesteś odrobinę narcystyczny w swoim funkcjonowaniu, być może potrzebujesz kogokolwiek by istnieć bo sam nie dostarczasz sobie odpowiedniego wsparcia. Być może te lęki, myśli prześladowcze są wynikiem tego, że za dużo uwagi poświęcasz własnej osobie a za mało otoczeniu, temu co jest poza światem twoich fantazji, poza twoją głową.


Na pewno sam nie dostarczam sobie wsparcia,juz nie potrafie,kiedys jeszcze sie sam mobilizowalem, teraz jak mowilem brak mi sil.Myslałem kiedys sporo nad tym ,ze moze ja nie potrafie byc sam, ale ja wlasnie moze chcialbym byc sam,moc robic wiecej rzeczy dla siebie,nie ograniczac sie, rozwijac sie...no wlasnie boje sie ze nie poukladalem sobie przeszlosci i dlatego mi w zwiazku tak trudno.Może i za duzo uwagi poswiecam sobie...w głowie?

Tak z tym kumplem nie kumpelą;) to fajna sprawa. jak jeszcze nie bylem w tym zwiazku to mialemparu kumpli, potem jakos mi sie pourywaly te znajomosci,zaluje.Wlasnie nie mam zadnego punktu zaczepienia,czasem rozmowa z kumplem pomaga, cos sie rozjasnia,moze by mi powiedzial ,stary co Ty wyprawiasz?, opamietaj sie,j...akby zobaczyl jak to z boku wyglada.Chyba ludzie rozmawiaja ze znajomymi, przyjaciolmi o swoich zwiazkach...no prawda ja nie mam z kim.

W sumie zacząłem soobie zadawać pytania i probowac odpowiadac na nie,nie zawsze szczerze,ale próbuje.

raziel nie musisz karmic mojego narcyzmu:),ktory byc moze w jakims stopniu mam w sobie.Jak stwierdze że jestem narcystyczny, to wole wiedziec niż byc i nie wiedziec.
Frustracja chyba wiecej zmienia niz głaskanie po głowie:)
szczupły
 
Posty: 36
Dołączył(a): 14 sty 2010, o 16:52

Postprzez bunia » 16 sty 2010, o 14:30

Czy sie zmieni to w pewnym stopniu zalezy nie tylko od Ciebie jesli nawet na glowie staniesz......odnosze wrazenie, ze macie rozne wizje patrnerstwa.....Twojej partnerki obraz ksiecia z bajki ktoremu nigdy nie sprostasz......masz klopoty ze stanami depresyjnymi ktore ciagna za soba poczucie nizszosci, slabosci , ciezar odpowiedzialnosci.......trudno aby taki zwiazek mial funkcjonowac jesli dziewczyna nie jest zainteresowana Twoim rzeczywistem stanem duszy....kim na prawde jestes i w jakim punkcie na dzien dzisiejszy......czyzby na wyrost zdyskwalikowala ?....postaraj sie na to sam odpowiedziec bo ja tego nie wiem.
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez raziel » 16 sty 2010, o 14:41

Rozwiązanie problemu przy pomocy partnera pasożytnicze? :) Stary, ludzie rozwiązują swoje problemy nawzajem w związku, jakby komplementarnie więc nie wgłębiając się w to zbytnio jeśli ona pomoże tobie to ty pomożesz jej. I to nawet nie jest najpierw ja tobie a potem ty mnie tylko trwa to ciągle i bez przerwy.

Z tego co napisałeś potrafię zrozumieć skąd się biorą takie myśli w tobie, że to samolubne pomagać sobie(masakra wogóle, że masz taką konstrukcję w głowie) ale nikt nie może pomóc sobie sam. To tak jak Baron Munchausem wyciągający się za włosy z bagna - fajna idea ale przeczy prawom natury(tutaj prawu ciążenia) :)

Inna niż matka... LOL to jest pułapka :) Co z tego, że będzie inna jeśli tą inność opierasz na zaprzeczeniu? To jakby drugi koniec tej samej skali cech czyli de facto ta sama kobieta widziana w lustrze :) To frazes ale nie można radzić sobie z przeszłością zaprzeczając jej. Najpierw wszystko przeżywasz jeszcze raz, radzisz sobie w bardziej dojrzały sposób z tymi emocjami i włączasz takie przepracowane doświadczenie znowu w swoją osobę. Mniej więcej na tym polega leczące działanie przeniesienia.

Co do tej frustracji to zależy. Psychoanalitycy mówią "optymalnie sfrustrować". Konflikt prowadzi do rozwoju. To, że masz przed sobą barierę sprawia, że musisz znaleźć sposób na jej pokonanie ale czasem pomoc kogoś kto podrzuci jakiś pomysł albo chociaż poklepie po ramieniu daje więcej niż kop w dupę :)

Mój kolega ostatnio powiedział, że jak nie chcesz sam sobie pomóc to nikt ci nie pomoże i wiesz co? Pieprzy głupoty. Bo człowiek wbrew temu co wiele osób twierdzi to nie zwierze, jest bardzo rozwinięty emocjonalnie i poznawczo i poza dążeniem do przyjemności ma też przymus powtarzania. To znaczy, że czasem woli znanego wroga niż wielką niewiadomą. Czasem robi ciągle coś co sprawia mu ból bo nie widzi innej drogi bo woli ten nieadekwatny sposób rozładowania napięcia niż to napięcie i ból znosić przez chwilę dłużej.

Masz z kim gadać. Tylko teraz ci tak wygodniej mówić, że nie masz z kim bo to ci pozwala trwać w tym emocjonalnym dołku. Kumam, tylko jak ci już przejdzie to zadzwoń do jakiegoś kumpla i idź na piwo albo coś. Pewnie nic mądrego nie wymyślicie ale przez chwilę się lepiej poczujesz i będziesz miał dość sił, żeby samemu sobie z tym poradzić. Poradzić sobie z tymi emocjami.

Jesteś smutny ok. Zostań w tym przez chwilę, poczuj to. Ale z tym, że jesteś smutny nie łączy się automatycznie fakt, że jesteś kompletnie do dupy. Po prostu jesteś smutny, teraz, w tym momencie a nie przez cały czas i za chwilę już nie będziesz. A co zrobisz z tym innym stanem, z tą energią, która cię wypełni jak ci już melancholia przejdzie to już twoja brocha, ja bym ją przeznaczył na zrobienie sobie dobrze a dopiero za jakiś czas zajął się problemem.
raziel
 
Posty: 145
Dołączył(a): 8 paź 2009, o 11:12
Lokalizacja: Wrocław

Postprzez szczupły » 16 sty 2010, o 17:12

bunia,nie odpisuje na Twoje posty tak bezposrednio,bo trudno mi sie do nich odniesc.To co napisałaś jest mądre:)...tak sobie to przetrawiam w głowie.dzieki



Rozwiązanie problemu przy pomocy partnera pasożytnicze? Smile Stary, ludzie rozwiązują swoje problemy nawzajem w związku, jakby komplementarnie więc nie wgłębiając się w to zbytnio jeśli ona pomoże tobie to ty pomożesz jej. I to nawet nie jest najpierw ja tobie a potem ty mnie tylko trwa to ciągle i bez przerwy.


No jednak źle Cie wcześniej zrozumiałem,myślałem że masz na mysli że się wchodzi w związek po to ,aby rozwiązać swój problem.
Ja też nie oczekuje pomocy coś za coś,ale skoro ja "pięć" razy z rzędu skupiam się na tym jak ona o coś prosi i pomagam no bo dlaczego nie, i jak ja poproszę potem(choć u mnie prośba o pomoc zdarza się nieczęsto, no w sumie dobre to dla mnie nie jest)i ona jakoś się przeważnie zawsze wykręca to jest to dla mnie troche frustrujące...

Kurcze nie wiem gdzie napisałem że pomaganie sobie jest samolubne?
Napisałem tylko, że jakoś nie czuje tego że troska o siebie to coś waznego...
szczupły
 
Posty: 36
Dołączył(a): 14 sty 2010, o 16:52

Postprzez the hooded man » 16 sty 2010, o 19:11

bunia napisał(a):Moim zdanie to nie jest tak do konca, ze tylko silni maja szanse w zwiazkach i to jest ich gwarancja.......

Szanse w związkach ma każdy. Nawet osoby z problemami i słabsze. A powiedziałbym nawet, że ci z problemami mają szanse nie mniejsze niż ci bez większych problemów. To dlatego, iż przechodząc przez problemy, pokonując je człowiek staje się silniejszy, a gdy dokonuje się to w parze ze swoim partnerem/ką jest jeszcze wspanialej, gdyż możemy jeszcze bardziej poznawać się od wewnątrz, umacniać związkowe więzi oraz wyzwalać uczucia dotąd niewystępujące. To związkowi pomaga.
I rację ma raziel twierdząc, że w związku można rozwiązywać swe problemy z pomocą partnera/ki. To żaden grzech. Taka obopólna pomoc jest wskazana. Wracając jednak do mojej myśli. Buniu - osoba słabsza, przez taką wyboistą drogę związkową (z problemami itd.), może znacznie się rozwinąć. Ponadto druga osoba może wpływać na partnera bardzo korzystnie (uczuciami, wiedzą, zaangażowaniem, troską itd.). Dzięki takiemu postępowaniu, jakie po krótce opisałem, nawet osoby na początku związku słabsze mogą dojść później do wielkiej siły, wielkiego rozwoju osobistego, a wtedy dopiero jest szansa na udany, trwały, szczęśliwy, oparty na miłości związek. Gdy już mamy tą siłę.

szczupły napisał(a):Wiem ,że bez poczucia silnej wartości nie da się zbudować ZDROWEGO związku.Bez dwóch silnych osób.Wiem o tym od kilku lat,ale jakoś nie udało mi się tego związku zbudować,takiego zdrowego.

Pisałem o tym wyżej. Nie jest istotna ilość problemów jakie osoby mają w związku. Istotna jest chęć, ich zaangażowanie w walkę z tymi problemami. Jeżeli dwóm osobom zależy na sobie, chcą zbliżać, przybliżać się do siebie, to nie widzę przeszkód we wspólnym stawianiu czoła problemom. Taka droga naprawdę może prowadzić do wspaniałych efektów. Swoją wartość natomiast można budować podczas trwania związku, np. druga osoba może sobą tak wpływać, że będziesz czuł się zupełnie wyjątkowy. Naprawdę, nie trzeba być nie wiadomo kim, by móc prowadzić swój związek do celu, ale trzeba się w nim (i poza nim też) cały czas rozwijać wewnętrznie, by później sprostać wyzwaniu jakim jest miłość, gdyż ona ma już swoje wymagania...

szczupły napisał(a):Ona czasem mówi,że mnie zmienia, że to dzięki niej,że się sporo zmieniłem....

Jeżeli zmienia Cie na lepsze, to bardzo dobrze. Tak właśnie powinno być - wpływ przez uczucia, zaangażowanie i polepszenie przez to drugiej osoby.

szczupły napisał(a):W sumie zacząłem soobie zadawać pytania i probowac odpowiadac na nie,nie zawsze szczerze,ale próbuje.

Tak trzymać!

Jeszcze jedna sprawa. Czytając o Waszych relacjach w związku, najogólniej mogę powiedzieć, że wygląda to tak:
Twa dziewczyna chce kogoś..."gotowego". Co mam na myśli? Kogoś bezproblemowego, z kim od razu będzie mogła zacząć udane związkowe życie bez przechodzenia przez życiowe barykady. Natomiast Ty, nie chcąc stawiać jej tych barykad, ukrywasz dużo ze swych słabości i stwarzasz tym samym pozory dobrej kondycji związku. Czyżbyś bał się odrzucenia? Nie wiem.
Jeżeli moje domysły są właściwe, to może nie warto ciągnąć tego związku? Przed rezygnacją z niego wolałbym jednak na Twoim miejscu najpierw spróbować zrobić tak, jak powinno być w zdrowym związku, czyli spróbować wyjść naprzeciw Waszym problemom razem. Jeżeli wtedy zauważysz brak reakcji, brak zaangażowania ze strony Twej dziewczyny, pomyślałbym dopiero nad zakończeniem tej znajomości.
Moim zdaniem to, czy osoba interesuje się problemami swego partnera jest sporym sprawdzianem czy jest ona naprawdę zainteresowana budowaniem szczęśliwego związku. Sam możesz to sprawdzić, sam nad tym pomyśleć, sam dokonywać wyborów. Niczego nie sugeruję, gdyż tak naprawdę słabo znam Wasze relacje, a jedynie zachęcam do gruntownego zastanowienia się nad tym wszystkim, gdyż szkoda marnować czasu na coś, czego tego czasu nie jest warte.
the hooded man
 
Posty: 125
Dołączył(a): 1 sty 2010, o 20:47

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 155 gości

cron