Hej z góry powiem że temu kto zechce przeczytac mój długi post będę BARDZO WDZIĘCZNA.
Mam 17 lat ( już za niecałe pół roku 18 )
Mam bardzo duży problem z rodzicami. Są nieludzko rygorystyczni nierozumiejący mnie i wogóle nie liczący się z moim zdaniem.
Stres zaczął się w czasie dojrzewania ale tak kiedy byłam w gimnazjum dopiero co doświadczyłam.
Nie będe tu mojej całej histori pisać lecz napisze chociaż co dzieje się w ostatnim czasie. Myślałam że jak już dorosne to się zmienią dają mi trochę luzu ale jest strasznie. Kiedy moi rówieśnicy (koleżanki kolegi-też jeszcze niepełnoletni) mogą 100 razy więcej to ja tymczasem jestem traktowana jak 13-nasto letnie dziecko. Wiadomo można tu tłumaczyć że rodzice się martwią i wogóle ale tu nie o to chodzi.
Zdecydowałam sie napisać ten post ze zględu na to co się stało kilka dni temu a mianowicie 1 stycznia. Pojechałam z rodzicami autem oni podrzucili mnie do innego kościoła(tam gdzie chodzę z chłopakiem bo on tam blisko mieszka,po drugie bardziej ten kościół lubię) a oni pojechali do swojego tam gdzie należą. Ja nie za dobrze się czułam bo mam okres lecz wiedziałam że nie mogę tego powiedzieć rodzicom ponieważ z nimi nie rozmawiam-są dla mnie obcy umieją tylko zakazywać a o zrozumieniu mnie czy wysłuchaniu nie ma mowy-i nie poszłam do tego kościoła ponieważ nie ustałabym tam nawet 15 minut:( A że mieli po mnie przyjechać pod koniec mszy to weszłam na ostatnie niecałe 10minut do kościoła. Niestety pech chciał że widzieli mnie jak wchodziłam do kościoła. Jak wyszłam miałam niezłą awanturę że jestem nikim że jeżeli nie ich wychowanie bym była (przepraszam za określenie lecz tak ojciec powiedził) zwykłą szmatą na ulicy i wylądowałabym w śmieciach. Już nie raz słyszałam od niego te określenia... Wcześniej mówił że jestem miotłą i że nic nigdy ze mnie nie będzie-że będa zamiatać ulice.
A powiem że w szkolę uczę się dobrze w 1 kl liceum miałam średnia 4,4 ;/ Najgorsze jest to że oni nie dawają mi nic powiedzieć bo moje zdanie się nie liczy. Sądzą że muszą mnie dobrze wychować-ale jak jeśli ja przychodząc do domu słyszę jak mama z ojcem się kłócą, jak mi ojciec ciągle powtarza że jestem do niczego? To jest dobre wychowanie? Alo zmuszają mniem do chodzenia do kościoła nie liczą się z moim zdaniem że ja np. nie chce (bo w Boga wierze a w kościół nie) Za karę że nie byłam dzisiaj w kościele musiałam odsnieżyć cały zajazd koło domu co zajęło mi ok godziny a palców od nóg i rąk już nie czułam ale kogo to obchodzi.
Mam tego już dosyć w domu nie mogę wytrzymać. O 22 muszę być w domu nawet w wakacje jak się spóźnie pięć minut mam przechlapane.
Nie wiem co mam robić już dawno miałam sie wybrać do psychologa ale nie mam sił i odwagi. I jedno pytanie czy można tak traktować własne dzieci-prawie jak psa??
Przepraszam że tyle napisałam ale musiałam wkońcu to gdzieś wygadać bo nie mam komu