2 osoby, 2 wizje

Problemy z partnerami.

2 osoby, 2 wizje

Postprzez marzka » 12 sty 2010, o 18:54

Witam wszystkich :)

Chcę się wygadać, jeśli pozwolicie. Jestem z moim chłopakiem prawie 5 lat. Ja mam 23 lata, on jest o 10 lat starszy. Jest rozwiedziony i ma 2 dzieci, które mieszkają w innym mieście. Kocham go. Chciałabym pewnego dnia założyć z nim rodzinę. Jednak jesteśmy w zupełnie innym momencie w życiu. Jego dzieci wkrótce będą dorosłe, mają 14 i 11 lat, do ślubu został zmuszony przez otoczenie, pierwsza ciąża była wpadką, druga też. W ostatecznym rozrachunku on oczywiście nie żałuje, ma dwójkę dzieci, które kocha. Ale właśnie dzięki tym doświadczeniom wie, jak wielka to odpowiedzialność i szczerze mówi, że na chwilę obecną, kiedy ma problemy ze swoją firmą (finansowe), nie jest wstanie podjąć się takiego zobowiązania, ani też obiecać mi, że to się zmieni. Mówi, że ma dość problemów teraz i skupia się na teraźniejszości, nie zastanawiając się co będzie później. Rozumiem go, ale też chyba wreszcie dotarło do mnie, że może to nie skończy się happy endem. Nie chcę kończyć tego związku, bo jest we mnie mnóstwo uczuć i naprawdę czuję się przy nim dobrze. Ale jednocześnie boję się, że nie będzie chciał tego co ja, a nie chcę być osobą zmuszającą do małżeństwa, dzieci. Tym bardziej, że wiem, że jeśli któregoś dnia on zdecyduje się na to, to po wszystkich swoich doświadczeniach będzie to jego świadoma decyzja. Chciałabym doczekać tego dnia.
Chciałam to wyrzucić z siebie, może będzie lżej.
marzka
 
Posty: 6
Dołączył(a): 12 sty 2010, o 18:46

Postprzez caterpillar » 13 sty 2010, o 02:45

marzka witaj!

no faktycznie straszny pechowiec z tego Twojego chlopa...najpierw zmusili go do slubu a potem zaliczyl 2 wpadki ..pewnie tez dzialal pod przymusem :wink:

a tak powazniej

byc moze jest tak ,ze faktycznie problemy go przerosly i nie chce o niczym decydowac ,zeby i ciebie w to nie wciagac (coz z pozoru brzmi wrecz bohatersko)

a moze jest tak,ze zwiazek bez zobowiazan bardziej mu odpowiada...

mysle ,ze warto chwile odczekac i szczerze porozmawiac o WSPOLNYCH planach..masz prawo ukladac sobie zycie po swojemu .

a czy czujesz ,ze on traktuje Cie powaznie,znaczy, znasz jego rodzine,dzieci..?? 5 lat to dlugo aby sie w miare okreslic

pozdrawiam!
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez carita » 13 sty 2010, o 09:46

Człowiek "po przejściach" to zawsze trudny partner dla kogoś, kto "dopiero zaczyna". Bagaż doświadczeń z jednej strony uczy odpowiedzialności, a z drugiej może przed nią wystraszyć lub pokazać nieprzygotowanie do dorosłego, odpowiedzialnego życia. Zależy od człowieka. Ja mam swój bagaż doświadczeń i mogę się podzielić z Tobą takim jednym spostrzeżeniem życiowym. To, co przed wspólnym życiem jest niedograne, nieomówione do końca - z rozwiązaniami, które zadowolą naprawdę dwie strony, później, w miarę bycia razem staje się przeszkodą, a w końcu może doprowadzić do rozpadu związku. Jest takie powiedzenie, które brzmi tak poetycko i gładko: Muszą oboje patrzeć w tym samym kierunku. I choć to może takie mdławe zdanko, to jest w nim sporo życiowej prawdy. Porozmawiaj poważnie o tym Waszym wspólnym patrzeniu w przyszłość, ale bez zmuszania jego czy siebie do przyjęcia jakiejś wizji. A potem zweryfikuj, czy to, co on może Ci dać, jest na pewno tym, czego Ty pragniesz. I nie wierz tak do końca, że jeśli rozpada się związek, tak jak to miało miejsce w przypadku Twojego partnera, to jedna strona jest święta, a druga ponosi winę, czy też ktoś z zewnątrz ponosi winę za partnerów. Wina zawsze jakoś się rozkłada na dwie strony. A może masz ten atut, że możesz zobaczyć tak naprawdę obiektywnie, dlaczego rozpadł się jego poprzedni związek (odrzucając jego obwinianie całego świata) i możesz wyciągnąć wnioski dla Waszej wspólnej przyszłości, co może Was spotkać, z czym w relacji on ma problem i czy ma na tyle siły i odwagi, żeby to w sobie zmienić. Życzę Ci dobrych decyzji.
Avatar użytkownika
carita
 
Posty: 133
Dołączył(a): 25 maja 2007, o 11:23

Postprzez marzka » 13 sty 2010, o 13:12

Dziękuję za odpowiedzi.

caterpillar,
wiem jak to wygląda z boku, ale on miał 18 lat kiedy jego dziewczyna zaszła w ciążę, jego mama jest świdakiem Jehowy, więc brak ślubu dla niej byłby katastrofą, rodzice dziewczyny też chcieli ślubu. Ciężko być asertywnym w tak młodym wieku. Kobieta, z któą był nie byłą jego wielką miłością, dlatego też małżeństwo nie miało większych szans. Tak myślę...

carita,
on nie obwinia całego świata, to nie jest tak. Ale jego rodzice się rozwiedli, wychowywała go tylko matka, która wpadła w głęboką depresję po rozstaniu. Właściwie to musiał sam się sobą zająć, sam zawalczył w sądzie o alimenty. Później mama stała się zagorzałym świadkiem Jehowy. Musiał szybko dorosnąć. Jego małżeństwo się rozpadło, związki wszystkich jego znajomych kończą się rozwodami. To go raczej nie nastraja optymistycznie.
Znam jego rodzinę, z dziećmi mam dobry kontakt, byli w tym roku u mnie w domu na Wigilii.

Napisałam tego posta właśnie po rozmowie z nim, wydaje mi się że bardzo szczerej. I dlatego zauważyłam, że trochę wcześniej bez podstaw właściwie, łudziłam się że któregoś dnia staniemy się rodziną. Nasz związek nie był idealny, moje zaufanie do niego zostało nadszarpnięte. Od tamtej pory, oboje się zmieniliśmy i nasz związek jest lepszy, ale on ma np problem z wyznawaniem miłości, czego wcześniej nie było. Wiem, że słowa nie są najważniejsze, ale coś się w nim zablokowało. Mówi że nie wie co. Boi się, że mogę któregoś dnia stwierdzić, że zmarnowałam z nim czas.

On uczciwie mówi, że na dzień dzisiejszy nie wyobraża sobie założenia rodziny. Nie chodzi o to, że ze mną, ale o to że wogóle. Ja oczywiście też nie chcę już teraz brać ślubu, zachodzić w ciążę. Dopiero kończę studia, zacznę tak naprawdę dorosłe życie i te wszystkie plany są po prostu gdzieś tam w przyszłości. Ja myślę o niej, wydaje mi się to naturalne. I też nie dziwi mnie to, że on nie do końca się nad tym zastanawia. Ma dzieci, jest dobrym ojcem. Po prostu widzę jak w totalnie innych punktach życia jesteśmy. Na pewno nie stanie się tak, że zaczniemy wspólne życie z jakimiś niedopowiedzeniami. W sumie to cieszę sie, że on nie ulegnie tylko dlatego że ja chcę rodziny. Nie chciałabym męża i ojca dzieci, który nie jest przekonany czy tego właśnie pragnie.

Nie wiem co robić. On nie da mi gwarancji, że z czasem zmieni swoje plany. Nie mówi nie, ale też nie mówi tak. A ja nie umiem odrzucić miłości. Tak nie powinno się robić, odchodzić od kogoś, kogo się kocha. Może przesadzam, może nie powinnam zastanawiać się nad tym co będzie i cieszyć się tym co jest. Nie wiem, ale dziękuję, że mogłam to z siebie wyrzucić.
Jeśli macie jakieś przemyślenia, może podobne doświadczenia, to będę wdzięczna.
marzka
 
Posty: 6
Dołączył(a): 12 sty 2010, o 18:46

Postprzez woman » 13 sty 2010, o 15:00

Widzę tu pewną swoistą zamianę ról...
Patrząc na Wasz wiek i miejsce na ścieżce zwanej samorozwojem, wydawaloby się, że to on powinien się bać upływu lat i braku zabezpieczenia w kobiecie niosącej przyszłość, rodzinę, ustatkowanie.
Tymczasem to Ty, młodziutka życiowa adeptka obawiasz się, że zmarnujesz lata a ptaszek odfrunie.
Pojęcia ptaszek użyłam nie bez kozery.
Myślę, ze z niego taki właśnie wolny ptak.
No chyba, że tak nie jest i jego charakter jest taki jak twierdzisz. Wówczas zastanowiłabym się nad powagą uczuć które do Ciebie żywi.
Znam niejeden taki przypadek kiedy mężczyzna w wieloletnim związku wywijał sie od ślubi mówiąc piękne słówka o braku gotowości, obawach, strachu...aż tu nagle nowa miłość, pół roku i pozamiatane, obrączka na palcu.
Nagle argumenty się kończą.
Ech życie...
Avatar użytkownika
woman
 
Posty: 923
Dołączył(a): 26 sty 2009, o 21:12

Postprzez sikorkaa » 13 sty 2010, o 18:23

witaj marzko,

ja mam za soba podobne doswiadczenia i moge powiedziec jedno - nigdy wiecej :!:

jestem w podobnym wieku do Ciebie i rowniez jako mloda dziewczyna zakochalam sie w zonatym, potem rozwiedzionym mezczyznie. bylismy dla siebie wszystkim, bylo cudownie. kochalismy sie i wiedzielismy, ze zawsze tak bedzie. tyle tylko, ze ja chcialam z czasem czegos wiecej - meza i ojca mojego dziecka. on jednak wciaz nie byl na to gotowy. mijaly miesiace,lata a jego gotowosc wciaz nie przychodzila. rozstalismy sie, zdradzil mnie i zostawil dla innej, tyle tylko ze z ta inna mu nie wyszlo i teraz jest sam (ma 35 lat).

bylam tez w zwiazku z mezczyzna, ktory ma juz syna. podziwiam Cie, ze Ciebie ojcostwo Twojego partenra nie przeraza, bo mnie przerazalo. nie umialam sie pogodzic z tym, ze on jednak zawsze bedzie moj tylko w polowie, bo zona i dziecko beda mieli swoje prawa. a ja nie chcialam takiego zycia - miedzy terazniejszoscia i przeszloscia.

wez tez pod uwage, ze zawsze bedziesz ta druga, bo jego zona i dzieci tez na zawsze beda funkcjonowac w jego zyciu, a z czasem mozesz miec tego dosc. jestes tego swiadoma?

skonczylam swoje zwiazki z mezczyznami po przejsciach. jestem teraz szczesliwa z wolnym mezczyzna, ktory jest tylko moj, z nikim nie musze sie nim dzielic.

duzo szczescia Ci zycze marzko, aczkolwiek zastanow sie dobrze czy podolasz tym wszystkim trudnosciom. jesli on przezyl juz jedno malzenstwo to jest zrazony. dlaczego niby z Toba mialoby mu wyjsc - tak pewnie sobie mysli. boi sie i jeszcze dlugo bedzie sie bal.

wybralas trudna droge, a ja wiem, ze ma to marne szanse na przetrwanie, bo teraz nie chcesz slubu i dzieci, ale za 2-3 lata zaczniesz chciec i co wtedy? on Ci moze powiedziec, ze np. juz wiecej dzieci nie chce bo ma juz dwojke, a kolejne dziecko to dodatkowy koszt, a on i tak juz musi placic na dzieci z poprzedniego zwiazku.
sikorkaa
 

Postprzez marzka » 14 sty 2010, o 11:23

sikorko,
nie przeraża mnie to, że ma dzieci i byłą żonę. Przez te lata zdążyłam się z tym pogodzić i też wiedziałam, że nie znikną, więc nie warto było się tym dręczyć. Dzieciaki są sympatyczne, co do byłej żony to słyszę o niej tylko jeśli mówimy o czymś związanym z dziećmi. Zaakceptowałam taki stan rzeczy. I nie czuję się drugą, bo jego była żona istnieje w jego życiu tylko poprzez dzieci, dlatego nie ma powodu, abym czuła, że jestem na drugim miejscu. Wiadomo że dzieci są bardzo ważne, no ale przecież nie będę z nimi rywalizować.

Wiem o tym, że mogę usłyszeć, że dwójka dzieci mu wystarcza i wiem też, że nie powinnam mieć o to pretensji. W końcu ja też nie chciałabym wiecej. Kiedy stawiam się w jego sytuacji, dzieci, nieudane małżeństwo, spory dług, to wcale się nie dziwię, że nie ma ochoty snuć wizji przyszłości.. A z drugiej strony jestem ja, nie chcę przechodzić tego związku i dojść do wniosku, że niepotrzebnie czekałam. Ehh szkoda że nie ma łatwych rozwiązań...
marzka
 
Posty: 6
Dołączył(a): 12 sty 2010, o 18:46

Postprzez sikorkaa » 14 sty 2010, o 19:45

marzko, ja mysle ze z jakiegos powodu jednak na tym etapie Twojego zwiazku (5 lat razem) zaczelas sie zastanawiac czy to wszystko ma rzeczywiscie sens. pytanie co takiego sie stalo, ze nagle zaczelas miec watpliwosci? czy np. zaczelas brac pod uwage fakt, ze za jakis czas chcialabys zalozyc z nim rodzine? no i tez wazna kwestia co chcesz zrobic? jakie bierzesz pod uwage rozwiazania? czy dajesz mu okreslony czas na podjecie decyzji o Waszej wspolnej przyszlosci czy jednak chcesz sie z nim definitywnie rozstac?

5 lat razem to dla mnie szmat czasu, majac 23 lata juz jestes w tak powaznym zwiazku i przy okazji niekoniecznie jest Wam z gorki, bo przeszlosc zawsze bedzie Wam towarzyszyc. aczkolwiek znacie sie dlugo, darzycie uczuciem i pewnie decyzja jakakolwiek nie hbedzie nalezala do najlatwiejszych. niemniej madre decyzje mozna zawsze sobie wypracowac. pobadz sama ze soba przez jakis czas, zadaj sobie podstawowe pytania o Twoje checi i wizje przyszlosci. wierze ze dojdziesz do okreslonych wnioskow.

tez ciekawi mnie to jak wlasciwie wyglada ten Wasz zwiazek. znacie Waszych przyjaciol, rodzine? czy Twoi rodzice np. akceptuja tego rodzaju kandydata na ziecia?
sikorkaa
 

Postprzez marzka » 14 sty 2010, o 20:38

co się stało? hmm... chyba zbliżająca się piąta rocznica. wcześniej nie myślałam o tym zbyt często. byłam młodsza, po co zastanawiać się nad odległą przyszłością. teraz dużo zrzuciło się na raz. wkrótce rocznica, a ja od bardzo dawna nie słyszałam słów: kocham cię. i uświadomiłam sobie, że jakoś tak sama założyłam, że tą rodziną pewnego dnia zostaniemy. a po ostatniej rozmowie wychodzi na to, że wcale niekoniecznie. i chyba też dojrzałam na tyle, że zaczęłam myśleć poważnie i bez okłamywania samej siebie. potrzebuję teraz jakiejś deklaracji, zaczęłam się czuć niepewnie. nie wiem czy bycie ze mną to po prostu bycie, bo wygoda, bo jest miło, bo seks dobry, bo już tak długo. on mówi że przesadzam, że znaczę dla niego więcej niż mi się wydaję. ale ja jednak mam te wątpliwości, a on jakoś nie potrafi ich rozwiać.

rozstać definitywnie. bardzo ciężko jest mi to sobie wyobrazić. choć wiem, że nie jestem w stanie poświęcić marzeń o dzieciach. ale czy mogę stawiać sprawę na ostrzu noża już teraz? to jest decyzja do której każdy powinien dojrzeć, przecież nie można jej wymusić, ani przyspieszyć. dlatego nie wiem do kiedy miałabym wyznaczyć ten czas. prawdę mówiąc nie wiem co mam zrobić. chyba porozmawiam z nim jeszcze raz. sama też dużo myślę, ale boję się, że pochopnie podejmę decyzję, której będę później żałować. napisałam tu żeby zobaczyć jak to wygląda na chłodno, oczami innych ludzi.

oczywiście że znamy swoich przyjaciół, znajomych. nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej. nie byłam nigdy izolowana od jego towarzystwa i sama też go nie izolowałam. i dzięki temu nie ma problemu w jakimś wspólnym wyjściu. on zna moją rodzinę, rodziców i brata od dawna, dalszą rodzinę z czasem poznawał głównie przy okazji wesel, jakiś imprez rodzinnych. wszyscy go lubią.
ja znam jego mamę, ojciec nie żyje, znam ciocię, kuzynów. więc tu też raczej nie problemu, choć jego rodzina jest mniejsza i nie trzyma się tak razem jak moja.

moi rodzice oczywiście mimo całej sympatii jaką do niego żywią woleliby, żebym znalazła sobie kogoś bez tego bagażu. i rozumiem ich, troszczę się o mnie. pewnie myślą, że jakoś to się rozejdzie po kościach i do poważniejszych decyzji nie dojdzie.

mam mętlik w głowie, chociaż wydaję mi się, że analizuje to bardziej obiektywnie, na ile to możliwe, niż wcześniej.
marzka
 
Posty: 6
Dołączył(a): 12 sty 2010, o 18:46

Postprzez sikorkaa » 14 sty 2010, o 20:53

marzka napisał(a):dojrzałam na tyle, że zaczęłam myśleć poważnie i bez okłamywania samej siebie.


bardzo spodobaly mi sie te slowa marzko. jawisz mi sie jako bardzo rozsadna mloda dama, ktora widzi sprawe taka jaka ona w rzeczywistosci jest, bez ubarwien i sztucznego usmiechu na twarzy ze jest przeciez tak cudownie i ze wszystkim dam sobie rade no bo przeciez MILOSC ....

guzik prawda i widze ze Ty to wiesz.

ja jako kobieta ktora podobnych historii miala w sowim zyciu duzo - duzo za duzo moge powiedziec, ze taki uklad sie niesty nie sprawdza. niestety.
polecam Ci do przeczytania pewien dosc stary watek, ktory swego czasu byl dosc oblegany: http://www.psychotekst.pl/phpBB2/viewto ... sc&start=0
zobaczysz tam, ze zycie z rozwodnikiem nie nalezy do latwych.

zastanawiam sie tez co my moglibysmy dla Ciebie zrobic by pomoc Ci na tym etapie Twojego zycia, w ktoym sie znalazlas?
sikorkaa
 

Postprzez marzka » 15 sty 2010, o 13:36

oj sikorko nie jestem tak rozsądna, chociaż widzę, że jakoś ostatnio się wzmocniłam. przeczytałam cały wątek o życiu z rozwodnikiem i choć niektóre drobiazgi pokrywają się z tym jak zachowuje się mój mężczyzna, to jednak nie odnajduję siebie w historiach dziewczyn.
nie jestem porównywana do byłej żony i nigdy nie byłam. nie słyszę opowieści o niej. nie ukrywał mnie przed nikim. nie było mowy o żadnym układzie. po prostu pozwoliliśmy żeby to się samo rozwinęło.

myślę, że już mi pomogliście. dzięki temu pisaniu, czytaniu, mogę przemyśleć sobie parę spraw. porozmawiam z nim w ten weekend. chyba będzie uczciwie jeśli powiem mu, że ostatnio zaczęłam mieć wątpliwości. chciałabym żeby to on mnie przekonał, że warto być razem, mimo tych trudności. chcę być pewna, bo brakuje mi poczucia bezpieczeństwa i jakiejś bazy.myślisz że taka rozmowa to dobry pomysł...?
marzka
 
Posty: 6
Dołączył(a): 12 sty 2010, o 18:46

Postprzez sikorkaa » 16 sty 2010, o 21:35

marzko taka rozmowa to rewelacyjny pomysl. cieszy mnie ze podchodzisz do sprawy bardzo dorosle i dojrzale. nie ukrywac przed soba swoich obaw, lekow - to podstawa. zycze powidzenia :ok:
sikorkaa
 

Postprzez marzka » 19 sty 2010, o 00:00

rozmawialismy w weekend, nie do konca wygladalo to tak, jakbym chciala, ale coz. emocje... mysle, ze zrozumial moje obawy i postara sie zrobic cos, by je rozwiac. mam nadzieje, ze nam sie uda. a jesli nie, to mysle, ze dzieki swoim ostatnim przemysleniom bede potrafila spojrzec na sprawe trzezwym okiem i podjac decyzje.

dziekuje bardzo wszystkim, ktorzy wypowiedzieli sie w tym watku. wasze uwagi byly cenne. dziekuje zwlaszcza tobie sikorko, bo wytrwalas tu ze mna najdluzej :) pozdrawiam
marzka
 
Posty: 6
Dołączył(a): 12 sty 2010, o 18:46

Postprzez sikorkaa » 19 sty 2010, o 00:08

wszystkiego dobrego :kwiatek:

jak cos to jestem.

wiem, mnie z zonatymi czy rozwiedzionymi nie wyszlo wiec pewnie stad ten moj sceptyczny ton.
ludziom wychodza rozne rzeczy wiec moze byc i tak, ze Wam sie wszystko ladnie pouklada i uczucie przezwyciezy wszelkie trudnosci - czego Ci z calego serca zycze :serce2:

pozdrawiam :buziaki:
sikorkaa
 


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: aaidimag i 190 gości

cron