choć wszystko wiem wciąż kocham za bardzo.........

Problemy z partnerami.

choć wszystko wiem wciąż kocham za bardzo.........

Postprzez maaszka » 8 sty 2010, o 20:10

Przyglądm się (w domyśle poczyję) Wam od jakiegos czasu. To co robie w tej chwili to próba przełamania siebie, bo to jest dobre miejsce. zawsze kiedy jest mi bardzo źle chowam się przed światem, przed najbliższymi, a tych już zostało raptem 2 osoby, które mają do mnie jeszcze cierpliwość. Dzis jest mi bardzo źle, ale postaram się zrobic inaczej niż zwykle. nie położyć i leżeć godzinami jak sparaliżowana, postaram się coś o tym powiedzieć. W moim związku, a w poprzednich też, funkcjonuję jak narkoman, a w związku z tym, że jestem DDA, funkcjonowanie to opiera się na poczuciu winy albo poczuciu krzywdy. Tudzież jedno nakłada się na drugie. Nie umiem bez niego żyć, tak fizycznie. Jest wyznacznikiem wszystkiego. Moje relacje z nim decydują o tym jak pracuję, jak wyglądam, jak się czuję, czy jem czy nie jem, czy za dużo piję. Wszystko. Nikt oprócz jego nie jest mi potrzebny. Już nie mam w ogóle własnego świata - sama z niego zrezygnowałam, bo największa miłość życia mi się przydarzyła. Przykleiłam się do jego pleców i tak trwałam. Było mi cudownie. Ale on w końcu mnie z nich strącił, żyje po swojemu, jakieś miejsce w jego życiu jeszcze mam.
A ja nie mam nic. I wiecie co? Niby po wszystko mogę sięgnąć, zrobić wiele rzeczy dla siebie - a jestem jak sparaliżowana. Wykonanie telefonu do kogoś graniczy z cudem. Jeśli robię cokolwiek, choć dla siebie, to z przymusu, przez zaciśnięte zęby, bo przeczytałam mądre książki, zrobiłam notatki jak radzić sobie krok po kroku. Potrzebny jest mi bardzo ktoś kto to rozumie, kto nie bedzie otwierał ust, rozszerzał oczy ze zdumienia, że jak ktoś taki jak ja, może w ten sposób funkcjonować. Potrzebny mi ktoś, kto wie o czym mówię, kto wysłucha/przeczyta moją historię (choć pewnie nudna beznadziejnie), kto ma/miał podobne doświadczenia i żyje i radzi sobie z życiem. Ja po prostu cholernie potrzebuję pomocy.
maaszka
 
Posty: 13
Dołączył(a): 7 sty 2010, o 20:21

Postprzez Jaga82 » 8 sty 2010, o 20:18

Witaj maaszka!
No to bardzo dobrze trafiłaś jeśli potrzebujesz pomocy. Jest tu parę osób po przeżyciach podobnych do Twoich i pewnie z czasem się do Ciebie odezwą. Pozdrawiam i trzymaj się cieplutko :pocieszacz:
Avatar użytkownika
Jaga82
 
Posty: 795
Dołączył(a): 7 lip 2009, o 08:49

Postprzez beata82 » 8 sty 2010, o 20:26

Witam :) Przez dłuższy czas walczyłam z tym problemem. Kilkukrotnie nawet zmieniałam partnerów, ale zawsze kończyło się tak samo. To dobrze, że czytasz te książki. Stosuj te porady, mimo, że musisz zaciskać zęby. Nie będę Cię okłamywać, nawet jeśli już się z tego wyjdzie, to zawsze jest pokusa żeby rzucić się na oślep w jakieś chore uzależniające uczucie. Gdy mój ukochany mnie zostawiał to czułam zimno, trzęsłam się, nie spałam całe noce. Kilka razy mało brakowało, a zrobiłabym sobie krzywdę przez swoją nieuwagę. Rezygnowałam z wielu rzeczy. Nie popełniaj moich błędów, nie rezygnuj z niczego, będzie z tego powodu gorzej. Postępuj zgodnie z tym co doradzają poradniki, terapeuci, przyjazne osoby, nie dawaj się ponosić emocjom, bo będzie gorzej. Mogę Cię zapewnić, że wypróbowałam już dwie możliwości 1. Uleganie swoim emocjom i kierowanie się sercem. 2.Ufanie poradom terapeuty i temu co radzą specjaliści, przyjaciele. Uwierz mi, że jedyne realne korzyści i jakiekolwiek perspektywy poprawy daje rozwiązanie nr 2, chociaż na początku się wydaje, że się nie da tego zrobić. Pozdrawiam
beata82
 
Posty: 27
Dołączył(a): 23 gru 2009, o 09:14

Postprzez maaszka » 8 sty 2010, o 21:18

Kurcze, próbowałam Wam odpowiedzieć, ale jeszcze dobrze sie nie orientuję jak to tutaj wszystko działa. Jaga, Beata, miałyście wiadomość ode mnie?
maaszka
 
Posty: 13
Dołączył(a): 7 sty 2010, o 20:21

Postprzez Jaga82 » 8 sty 2010, o 22:12

Jeśli chodzi o priv to nic nie dostałam
Avatar użytkownika
Jaga82
 
Posty: 795
Dołączył(a): 7 lip 2009, o 08:49

Postprzez woman » 9 sty 2010, o 10:11

Maaszka, cieszę się, że zdobyłaś się na ten krok napisania tutaj.
To zawsze krok w przód.
Nie potrafię Ci pomóc, ale wiedz, że moco Ci kibicuję w walce o siebie.
Jakiś czas temu poznałam co to uzależnienie od drugiej osoby.
Minęło 2 lata, niby żyję własnym życiem, dbam o siebie, rozwijam się zawodowo......
Ale ciągle liczę dni od ostatniego telefonu, którego tak na marginesie już nie odbieram....od ostatniego przypadkowego zobaczenia się (kiedy to udaję że nie widzę).... wszystko mam dokładnie policzone
Nie wyję już jak zwierz i nie budzę się z potwornym lękiem w żołądku, ale coraz częściej myślę o terapii , ponieważ nieustająco, nieprzerwanie gości on w moich myślach.
Sciskam moocno i bardzo cieplutko Cię pozdrawiam.
Avatar użytkownika
woman
 
Posty: 923
Dołączył(a): 26 sty 2009, o 21:12

Postprzez zajac » 9 sty 2010, o 10:19

Mogę tylko napisać, że rozumiem. I że dziękuję za ten wątek. U mnie już nie ma związku, ale to, jaki był, jak się czułam wtedy, kiedy się kończył, i jak się czuję teraz, daje mi do myślenia na swój temat. Dociera, że to ja sama zrobiłam sobie krzywdę. Też jestem czymś w rodzaju DDA, a w każdym razie z rodziny dysfunkcyjnej.
Co czytałyście i Wam pomaga? Beato, jeśli brałaś udział w jakiejś terapii, to czy możesz napisać coś więcej?
zajac
 
Posty: 786
Dołączył(a): 18 kwi 2009, o 23:11

Postprzez maaszka » 9 sty 2010, o 12:34

Bardzo Wam dziękuję za reakcję, słowa. Kontakt z Wami to ważny element terapii. Chcę napisać więcej o sobie, o tych swoich związkach, co się ze mną w nich dzieje, co dostaje i jak sama postępuję. Nie wiem jak zacząć cholera. Muszę jeszcze z tym "pochodzić".......
A lektury: ja wszystko znalazłam na portalu Kobiece Serca. Do Was też poprzez ten portal trafiłam. Czytanie zaczęłam od książku Robin Norwood - Kobiety, które kochają za bardzo. Jestem po prawie 3 letniej terapii, która powróciła mnie do żywych po związku, po którym bałam się dosłownie wszystkiego, zostałam z długami, których nie uda mi się nigdy spłacić; w tym też czasie moja mama zapiła sie prawie na śmierć. Terapia bardzo mi pomogła poukładać wiele spraw ale nie sięgnełyśmy sedna sprawy mojego funkcjonowania w zwiazkach - całkowitego psychcznego uzależnienia od mężczyzn. Do tego dotarłam sama. Spotkałam się w tej sprawie kilka razy z moją terapeutką ale ona już mi nie jest w stanie pomóc. I to nie zarzut, zrobiła co mogła. A zrobiła ogromnie wiele, życie przecież od niej dostałam. Twierdzi, że jestem bardzo dobrze przygotowana do tego aby założyć w Opolu (bo stąd jestem) grupę wsparcia. Byłam uczestniczką terapii również grupowej, parę razy na spotkaniach AA z mamą, mam sporo materiałów i doświadczeń o funkcjinowaniu grupy. Tylko żeby grupa była ja muszę coś zrobić. A robienie czegokolwiek dla siebie jeśli to nie wiąże się z moim partnerem nie interesuje mnie przecież. Dopiero kiedy mnie odsunie, uświadamiam sobie że nie mam nic. Ale słuchajcie, umówiłam się w poniedziałek na grupę DDA, tam też chcę porozmawiac o możliwości wynajęcia sali dla kobiet. Kibicujcie mi, cholera proszę! Muszę Wam tyle napisać i tyle zrobić......... inaczej przepadnę.
maaszka
 
Posty: 13
Dołączył(a): 7 sty 2010, o 20:21

Postprzez PodniebnaSpacerowiczka » 9 sty 2010, o 17:11

Kibicuję i z niecierpliwością czekam na kolejne wieści !
Może nie ufasz, ale zalega w Tobie nieodkryty pokład sił ! Już ich aktywizowanie pomoże Ci odkryć, iż poza tym wierzchołkiem zw. z Nim, widnieje nieprzebyty widnokręg. To też forma terapii.
Avatar użytkownika
PodniebnaSpacerowiczka
 
Posty: 2415
Dołączył(a): 22 maja 2007, o 21:03
Lokalizacja: Wszędzie mnie pełno ;-).

Postprzez beata82 » 9 sty 2010, o 19:32

Myślę, że założenie grupy wsparcia o dobry pomysł, rozmowa z innymi osobami o podobnych problemach to też forma leczenia. Osobiście jako formę terapii wybrałam indywidualne rozmowy z terapeutą. Trwało to chyba około dwóch miesięcy. Nie daje to cudownej ulgi ani nie jest receptą na problemy, nie mija tęsknota za toksycznym partnerem. Psychoterapia to raczej chwila prawdy. Dobry psycholog potrafi zadać pytania, które same boimy się zadawać. Potrafi też pokazać toksycznego partnera w mniej wyidealizowanym świetle. Można by powiedzieć, że pozostają stare nawyki, nadal chciałoby się wrócić do toksycznego partnera, ale po tym jak się zobaczyło prawdę wie się, że to i tak nie ma sensu. To boli, jest jak pożegnanie złudzeń, marzeń, że może jednak z nim się ułoży, że to wcale nie jest toksyczny związek. Jeśli któraś z was ma jakieś obawy odnośnie partnera, to prawdopodobnie są słuszne i terapia to potwierdzi. Bardzo niemiłe uczucie, ale może lepsze to niż łudzenie się w nieskończoność...
beata82
 
Posty: 27
Dołączył(a): 23 gru 2009, o 09:14

Postprzez maaszka » 9 sty 2010, o 19:36

Nie ufam. To fakt, dawno też nie słyszałam niczego podobnego - że we mnie pokłady siły. Obyś miała rację; oby nie skończyło sie na słomianym zapale. Ale............ przygotowuję się (cały czas o tym myślę jak zacząć opisywać mnie w związkach); przypominam sobie w związku z tym historię pana K - kiedyś mojej miłości. Coś mi się jednak udało. Od normalności jeszcze bardzo daleko, ale tak toksycznie jak wtedy też już nie jest.
maaszka
 
Posty: 13
Dołączył(a): 7 sty 2010, o 20:21

Postprzez beata82 » 9 sty 2010, o 19:46

Jeżeli miałaś kontakt z toksycznym partnerem dobrze jest mieć po swojej stronie jakieś osoby wtajemniczone w sprawę, które mogą Ci posłużyć jako "głos rozsądku" w chwilach kryzysu, kiedy chcesz wrócić do toksycznego partnera albo do starych wzorów zachowania. Toksyczny partner podkopuje wiarę w siebie i czasami już się nie wie co jest słuszne, tak jest się zmanipulowanym, pozbawionym godności, że można się zgodzić na coś dla siebie niekorzystnego. Dobrze jest komuś opowiadać o swoich zamiarach, planach, o tym co się zamierza zrobić. Czasami samo wypowiedzenie tych zamiarów pomaga sobie uświadomić ich bezzasadność. Np. "mam ochotę zadzwonić do byłego partnera", "postanowiłam dać mu ostatnią (100 :wink: szansę)". Łatwo też się zapomina o doznanych urazach i dobrze kiedy jest ktoś kto może nam to przypomnieć, może to być nawet kartka papieru, na której zapisujemy negatywne skutki tej znajomości. Z takich znajomości potwornie trudno się wyplątać, bo zawsze się liczy w głębi serca, że może będzie lepiej, że może nam się tylko wydaje, albo co najbardziej powszechne - to ja coś robię nie tak.
beata82
 
Posty: 27
Dołączył(a): 23 gru 2009, o 09:14

Postprzez Asik35 » 9 sty 2010, o 19:54

Wg mnie,terapia to podstawa do zmiany.Samej może być to nie do udźwignięcia. Terapia otwiera oczy,uświadamia pewne rzeczy,mechanizmy,a to początek do zmian...Ja po 2latach indywidualnej i od niedawna grupowej zauważam zmiany na lepsze....
Moje lektury obowiązkowe- "Koniec współuzależnienia",Miłosna obsesja","toksyczne namiętności".To jest trudna praca,ale jeśli jesteś mocno zdeterminowana (a widać,że jesteś),uda się.
Asik35
 
Posty: 165
Dołączył(a): 30 lip 2009, o 10:49
Lokalizacja: tak blisko tak daleko

Postprzez beata82 » 9 sty 2010, o 20:05

Zgadzam się z przedmówczynią. Terapia otwiera oczy i otwiera też stare ogniska bólu. Wiele rzeczy przeżywa je na nowo. Terapeuta musi te ogniska bólu z powrotem zamknąć. Widzę poprawę, jednak to nie następuje od razu, jest to przede wszystkim efekt ciężkiej pracy nad sobą samych. Powyżej wymienione lektury zawierają wiele cennych wskazówek. Jednak zmianę powinna zapoczątkować terapią, aby najpierw specjalista zdiagnozował rodzaj problemów, nad którymi należy pracować. Samodzielnie trudno o właściwą diagnozę, do głosu dochodzą uczucia, zaprzeczanie prawdzie, wyparcie. Niby się wie, że coś jest nie tak, ale chce się to jakoś zatuszować przed sobą samym. Można się tak męczyć latami ponosząc coraz gorsze szkody psychiczne
beata82
 
Posty: 27
Dołączył(a): 23 gru 2009, o 09:14

Postprzez maaszka » 9 sty 2010, o 20:46

No pewnie, w ogóle nie ma z czym dyskutować. Gdyby nie moja blisko 3 letnia terapia indywidualna o której pisałam, to nic bym nie była w stanie zrobić (przy założeniu, że jeszcze bym była). Do wizyty u Pani Ani wręcz zmusiła mnie moja mama - alkoholiczka i lekomanka, która po latach picia wytrzeźwiała, chodziła na terapię, mieszkała przez jakiś czas ze mną i moim panem K, i dostrzegła, że cos tu chyba jest nie tak. Na pierwszej wizycie blisko przez pół godziny wyłam, po tym jak kobieta mnie po prostu zapytała: "co się dzieje". Opowiadałam, pewnie mało zbornie, nie pamietam tego. Pamiętam natomiast dobrze to co ona powiedziała, kiedy skończyłam, o panu K oczywiście: że jest to przypadek wyłącznie do leczenia klinicznego z bardzo małymi szansami powodzenia, że strach to uczucie mocniej wiążące ludzi niz miłość itd. Wracając do domu wyłam, nie dlatego, że jestem no..... w mało ciekawej sytuacji tylko dlatego, że obwiniałam siebie; że pewnie wyłącznie mówiłam o rzeczach złych z panem K a przecież tyle fantastycznych wspólnych przeżyć mamy za sobą. Dzięki Pani Ani odeszłam od niego, realizując krok po kroku wszystko co od niej usłyszałam. Mówiła mi jak należy postępować i co z pewnościa od niego usłyszę, itd. Kiedy odchodziłam zostawiając go w wynajętym mieszkaniu, za które ja płaciłam, oświadczył mi, że jest chory na białaczkę; wszędzie w domu była krew, on tłukł wszystko i tłukł się ze wszystkim; mówił, że wszyscy go mogą zostawić ale nie ja. Odeszłam........ oczywiście zaraz potem byłam w następnym związku, jestem przecież DDA (sama to ja mogę być wyłącznie w łazience) i trafiłam tym razem na Pana - mojego tatusia. Po Panu K zostały mi ogromne długi, urzędy, policja, sąd - wilokrotna konieczność opowiadania swojej żenującej historii. Z tego związku najbardziej utwiły mi 2 rzeczy: 1. do kłótni czy wyjasnień z panem K zawsze musiałam się przygotowywać, musiałam mieć niezbite dowody, że jakieśj tam danej sytuacji winien jest on. I co? Kończyło się zaszwe tak samo: jak to on mnie kocha, co dla mnie zrobił, a ja jestem niewdzięczna, bez wiary (przy czym języka wysoce poetyckiego potrafił używać). Wyłam i przepraszałam.
2. potrafił mnie doprowdzić do stanu histerii, rozpaczy, kiedy wrzeszczałam, wbijałam sobie dłonie w ramiona do krwi, po to żeby mnie po chwili z tego stanu wyprowadzić "no już cicho, cicho kochana, mamy siebie, wszystko będzie dobrze".
Po uświadomieniu sobie długów, po tym jak mama zapiła wróciłam do Pani ani i zostałam na blisko 3 lata. Najpierw wyłała mnie do psychiatry, powedziała, że jestem w stanie, który unimożliwa jakąkolwiek pracę. Od Pani doktor dostała tabletki: zółtą rano, niebieską wieczorem (a może odwrotnie, i tak przez miesiąc). Móisiałam nabrać dystansu, wyciszyć się, przestać bać się sufitu - a faktycznie bałam się dziadostwa; mogłam tylko leżeć a jak leżałam to miałam wrażenie, że on zaraz na mnie spadnie. Fakt, moje drogie Panie teraoia indywidualna to podstawa i nie ma sie co oszukiwać. Pamiętacie mój tytytuł? Wiem wszystko a mimo to kocham za bardzo. No właśnie: jestem po terapii indywidualnej, grupowej, warsztatach, po książkach i nadal chora. Nie mogę się poddać, m.in. po to tu jestem. Ale wciąż jestem chora. On śpi, bo pewnie wypił zbyt dużo a ja po swojemu sobie cierpię: że mnie nie chce, że go nudzę itd. Dziś mi o tyle łatwiej, że jestem z wami...........
maaszka
 
Posty: 13
Dołączył(a): 7 sty 2010, o 20:21

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 156 gości

cron