Nie musiałam pytać po co mu ten kontakt-mają dziecko... Kiedyś mi tłumaczył, że jedyne sprawy jakie go z nią łączą to dziecko i sprawy urzędowe. Kontakty z nią zaczął ukrywać, gdy znalazłam kilka 'ciekawych' sms-ów od niej typu, że nadal jest jej bliski, że pewnie kiedyś będzie żałował swojej decyzji o odejściu, żeby przyjechał ją przytulić i pytanie czy była kimś wyjątkowym w jego życiu... Chyba można się domyśleć jak zareagowałam... Kłótnie niesamowite. On mi tłumaczył, że nie daje jej żadnych podstaw do tego, by mogła liczyć na jakieś cieplejsze uczucia z jego strony, że przecież on nie może ponosić odpowiedzialności za to co ona do niego wypisuje. Prosiłam wtedy by stanowczo dał jej do zrozumienia, że między nimi wszystko skończone, że już ułożył sobie życie z kimś innym i żeby nie niszczyła naszego szczęścia. Wtedy mi odpowiedział, że przecież nie będzie dla niej chamem, że przez wzgląd na syna chce mieć z nią poprawne stosunki. Jednak byłam też świadkiem kilku sytuacji, w których to naprawdę chamsko i jasno jej mówił, że wszystko między nimi skończone. Do niej to nie docierało, jakby w ogóle go nie słuchała i pisała esy o swoim codziennym życiu, np.'wiesz co się dzisiaj wydarzyło? zdałam prawo jazdy!
' Pytam-co to niby miało go obchodzić? Teraz się trochę uspokoiła i już tak nie pisze (a jeśli pisze, to mój luby pewnie kasuje esy od niej, bo czasem potajemnie
przeglądam jego telefon i nie ma w nim żadnych kontaktów z nią, choć np.mówił mi wcześniej, że dzwonił w tej i tej sprawie).
Cały czas sie boję, że ona coś do niego czuje. Też byli swoimi pierwszymi partnerami, byli parą blisko 20lat, prawie od końca podstawówki. Przez pierwsze pół roku naszego już związku ona o nas w ogóle nie wiedziała. Oficjalnie nie byli razem, razem nie mieszkali (my nie mieszkamy w kraju, ona tak) więc było to łatwe do utrzymania w tajemnicy. Nie chciał jej mówić, bo był zależny od niej w jednej niezwykle poważnej sprawie i bał się, że chcąc się na nim zemścić nie pomoże mu. Teraz sobie myślę, że to tylko jedna strona medalu. Druga, wg mnie, jest taka, że nie chciał jej ranić. Chciał wprowadzać ją stopniowo w stan samotności. I tu mnie trochę boli fakt, że ja mojego męża musiałam traktować całkiem obco, jak ostatniego gnoja gdy od niego odeszłam, bo tego ode mnie oczekiwał mój obecny partner (zostawiłam męża dla obecnego faceta). Nie dał mi tego samego, tłumaczył to, jak już wspomniałam, tą ważną sprawą, która zależała od jego eks. Czasem się gubię w tym wszystkim. Czasem sobie myślę, że być może chce mieć z nią dobry kontakt nie tylko ze względu na dziecko lecz również dlatego, że robi sobie taką 'furtkę', że w razie gdyby nam się nie udało byc razem to zawsze będzie mógł do niej wrócić. Raz ją zostawił dla innej, co prawda na krótko, ale mu wybaczyła i mógł wrócić. Zresztą wiele mu wybaczała (wiem z jego opowiadań)-zdrady w tamtym związku były na porządku dziennym. Wiem, że w stosunku do mnie jest fair, nie zdradza, nie flirtuje. Niepokoi mnie tylko ona. Wiem, że on wie, że zawsze może tam wrócić i zostanie przyjęty z radością i otwartymi ramionami. I to mnie przeraża... Zwłaszcza teraz, gdy u nas nie za dobrze się dzieje...