Masz racje Asik, żyć własnym życiem, siostra jest w anglii caly rok takze w sumie kazdy zyje swoim zyciem, ale jak przyjezdzaja do rodzicow i ja przyjezdzam to zawsze spedzamy ze soba iles dni, tym razem 2 tygodnie, po 4 dniach byly juz pierwsze kłotnie, teraz własnie mialam z nimi kolejna awanture, mam dosc, nienawidze ich, a jednoczesnie tak bardzo potrzebuje, dlaczego:( czy dlatego ze moj maz pracuje po 400 godzin miesiecznie? siedze sama w wynajetym mieszkaniu, nie czuje ze mam to swoje zycie, czuje sie sama, moje zycie wydaje sie byc wegetacja, teraz spodziewam sie dziecka, perspektywa zaczyna sie zmieniac, moze wreszcie stworze swoj dom i rodzine i nie bede potrzebowala ich wcale, ale kiedy to nastapi, co sie zmieni? moze tylko to ze nadal bede siedziec sama tylko z dzieckiem, moj maz nie zmieni pracy a na wlasne 4 kąty i tak nie będzie nas stac?SAMOTNOŚĆ to jest to co mnie pożera, może dlatego zależy mi na tym żeby mnie kochali itp stara baba a ciągle potrzebuje matczynej miłości
brzmi żałośnie, chciałaby w siostrze mieć przyjaciółkę?
zwłaszcza teraz, w pierwszej ciąży, w zasadzie drugiej ale dziecko na świecie ma się pojawić pierwsze...
opowiem Wam co się jeszcze wydarzyło, niech to będzie miejsce gdzie będe mogła komuś o tym opowiedzieć:(
mój ojciec jest lekarzem, od pazdziernika proszę go żeby umówił mnie ze swoją chrześniaczką kardiolożką której nie znam, ponieważ mam jakieś problemy i endokrynolog powiedzial ze w ciąży tym bardziej powinnam to sprawdzić, proszę go od pazdziernika zeby do niej zadzwonil...nic.
Na Święta własnie przylecial moj brat z anglii który jak sie okazalo tez musi isc do kardiologa, ojciec natychmiast go umówil...
zapytalam czy w takim razie moge jechac z nimi bo tez potrzebuje, powiedzieli ze tak...
dzis rano pojechali sami, nie obudzili mnie...
dlaczego?DLACZEGO? o co tu chodzi?dlaczego nie potrafie tego nie przezywac:(
czuje sie tak bardzo sama, sama, sama...przyjezdzam do domu bo nie moge wytrzymac siedzac w tym wynajmowanym mieszkaniu, gdzie nie mozemy urzadzic sie tak jak chcemy, ma rozowy korytarz, w sciane strach cos wbic, dookola obce miasto, obcy sasiedzi, prawie zero kolezanek, no chyba ze jak cos potrzebuja, wyzalic sie, poradzic to sie zjawia, a tak, od rana do nocy sama w domu, dostaje na glowe, mam tendencje do depresji, wystarcza 3 dni w domu bez otwierania gęby do nikogo, mąż wraca, idzie sie myc i spac, jak sie budze rano juz go nie ma i tak w kolko, dlatego uciekam do nich, do miasta w ktorym sie wychowalam, w ktorym znam wiecej ludzi i kazdy kąt...nie wytrzymuje dlugo, zreszta maz chce zone miec w domu wiec wracam, tulam sie, mam rzeczy swoje i tu i tu...
w domu rodzinnym nie mam swojego pokoju ani swojej nawet szafy, moje rzeczy sa i w pokoju siostry i w szafie w pokoju brata i tam gdzie mieszkam z mezem, BRAK KORZENI...
przepraszam za ten słowotok, chce wyrzuci te mysli, poukladac, odnalezc sie i poradzic sie, jak widzicie to z boku?