przez wuweiki » 22 gru 2009, o 19:27
---------- 18:17 22.12.2009 ----------
A ja myslę, że należało by rozróżnić pewną kwestię... Jeżeli ktoś rzeczywiście zna temat uzależnienia, to wie, że uzależnionym pozostaje się już do końca życia, bo obecnie nie znane jest lekarstwo na uniezależnienie się od substancji uzależniającej {troszkę inaczej ma się sprawa z U od czynności}... więc jedynym "lekiem" na uzależnienie od chemii jest całkowite zaprzestanie używania owej substancji... do końca życia... aby to zobrazować jakoś precyzyjniej - to jak z kimś uczulonym np. na truskawki - dla takiej osoby zjedzenie truskawki = śmierć {oczywiście to duże uproszczenie, bo na alergię są leki, no chyba że nie zdąży się, bo nastąpi gwałtownie wstrząs anafilaktyczny - jednak z chemią jest bardzo podobnie, tyle że dramatyczniej ;-) }
więc w czym kwestia? otóż jest różnica, gdy podejmuję decyzję życia z kimś, kto jest uzależniony, ale nie zaprzestaje picia, ćpania, zażerania... bo {i tu sobie wstawić obojętnie co}.... a decyzję życia z kimś, kto uzależniony jest, ale podjął leczenie, trwa w nim i chce nie używać - nie pić, nie ćpać, nie żreć... dba o to, chodzi na terapie, mityngi, stosuje się do zaleceń 12 kroków itd.... czyli podjął się leczenia i osobistego rozwoju, aby żyć w trzeźwości.
Oczywiście - nie ma pewności, że ten trzeźwiejący kiedyś nie zapije, zaćpa, zażre.... ale takiej pewności nikt nam nie da... choćby najbardziej trzeźwy, święty człek :-)... a jeśli twierdzi inaczej to kłamie :-D
"nie znacie dnia ani godziny"
mając 16 lat nienawidziłam alkoholików, bo dzieciństwo mi ich obrzydziło...doświadczenia mi ich obrzydziły, twierdziłam że ja nigdy taka nie będę i nigdy z "kimś takim" się nie zadam...
za kilka lat sama piłam i ćpałam... no i dołączyłam do grona. "witamy w klubie" ..i z sąsiedniego podwórka "serdecznie zapraszamy na wpierdol" :-)
pozdrawiam.
p.s. zaufanie, to nie naiwność... zaufanie, to mądrość i silne poczucie samego siebie... aby ufać, potrzeba dojrzałości - takie jest moje zdanie, z którym się w pełni zgadzam :-)
---------- 18:27 ----------
aha i jeszcze moim zdaniem bardzo ważna sprawa --> bycie z uzależnionym to nie bycie jego podpórką. To bycie dla niego wsparciem.
Wsparcie to nie litość, to nie -> traktowanie przemocowe, to nie -> decydowanie za niego, nie -> ślepe zaufanie i nie "traktowanie" kogoś "jakoś".... wsparcie jest wsparciem wtedy, gdy wypływa z miłości... to miłość, mądrość rodzą współczucie {nie mylić z litością}.... wtedy się wie, że bycie razem oznacza troskę o siebie nawzajem ale i troskę o siebie samego... oznacza wspieranie się nawzajem w osobistym rozwoju, lecz podstawą jest dbanie o swój duchowy/psychiczny rozwój.. to jest prawdziwa wspólnota.
Tak ja to widzę.