przez FENIX » 21 cze 2010, o 17:40
Nie było mnie, nie było, nie było... i nie dlatego, ze poszłam sobie i zapomniałam Was, Wasze dobre słowa, ostrzeżenia, ale dlatego, że musiałam przewalczyć siebie, życie, okoliczności. Przekuć wszystko na nowe. Oprzeć się o własne i tylko własne postanowienia,odczucia. Zregenerować organizm na tyle na ile się da i wstać.
Krótko się pisze i łatwo, ale robi się długo i trudno. Tysiąc wahań, niejasności, wątpliwości i patrzenie w siebie - czy tego właśnie chcę.
Zrobiłam. Przeszłam kawał drogi. Teraz z przyjemnością zdam Wam relację, bo tak sobie myślę, ze moje doświadczenia może pomogą komuś innemu, komuś na tyle nie typowemu, że mu się przydadzą
Rok zaczął się paskudnie, głodno, nerwowo... zresztą same pamiętacie. Złąpałam fuchę na chwilę. Zawsze to parę groszy, ale znikły równie szybko jak się pojawiły. Mój szanowny facet coraz rzadziej szalał, ale jakoś nie było między nami dobrze. Po długich poszukiwaniach znalazłam pracę. Marne pieniądze, długi czas, ale jednak. Urosły mi skrzydła a mojemu mężowi pomogło to się bardziej wziąć w garść. Brał jakieś leki, czasem bywał u specjalistów, ale mnie to jakby mniej interesowało. Z tej ciężkiej i nisko płatnej pracy przeszłam do następnej, znacznie bardziej opłacalnej i wreszcie przyszłą propozycja bardzo atrakcyjna. Dziś stoję u progu nowego rozdziału. zaczynam nowy etap pracy, już za bardzo konkretne pieniądze i z konkretnym planem. W moim domu przez ostatnie dwa miesiące mało mnie było, a kiedy już udało mi się w nim być, nie interesowały mnie powinności żony a moja wygoda i potrzeba odpoczynku.
I wiecie co? Pomogło. Przestałam odczuwać głód, moje zwierzaki też, bardziej o siebie dbam, mój mąż wziął się na tyle w garść, że nie funduje mi żadnych ekscesów. Dużo pracuje i stara się bardzo. Wie, że każę mu się wynieść i że nie ma prawa do wyskoków. Chyba się przejął, bo od tego, opisywanego już w grudniu stanu, zapanował spokój. Nawet warczącego tonu nie wydobywa z siebie. stara się o przywrócenie naszemu małżeństwu szansy na trwałość. Pozwalam mu się starać. Nie utrudniam mu, czasem wychodzę na przeciw, ale on sam musi chcieć i chce. Mamy wygrane pół roku. Mam nadzieję, także dalsze życie... ale jak to będzie, czas pokaże. Teraz znowu mogę znaleźć siłę na pisanie i kontrolowanie poczty, więc chętnie odpowiem na pytanie jeśli będziecie je miały.
Wstałam. Okrzepłam.Jestem samowystarczalna finansowo jeśli się uprę.
Czuję się okropnie zmęczona, ale satysfakcja z tego minionego pół roku jest wielka. Ocaliłam moje małżeństwo na razie, ale w każdej chwili mogę z niego zrezygnować i ta świadomość daje mi moc.Dziś jestem zmęczonym Fenixem, ale jednak Fenixem i zaczynam prostować nowe skrzydła... Będę latać!