Mąż, narkotyki, strach i...

Problemy z partnerami.

Postprzez caterpillar » 10 gru 2009, o 22:43

Fenix poczytuje Cie tak jednym okiem :oops: (bo czasu nie mam ostatnio )i normalnie nie moge wyjsc z podziwu :kwiatek2:
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez FENIX » 11 gru 2009, o 10:32

Wielkie dzięki za dobre słowo.
gdybym nie była silną osobowością, sądzę, nie udałoby mi się wyjść cało z dotychczasowych wpadek i opresji. Tej mojej potężnej mocy wstawania zawdzięczam fakt, że żyję, że umiem być szczęśliwa, że usuwam piętrzące się trudności i idę dalej.
Wiem, jak w mojej sytuacji brzmi słowo "szczęśliwa". Wiele z Was się żachnie - gdzie masz babo powody do szczęścia! - ale dla mnie spokojny dzień, przebłysk słońca w pochmurny dzień, mruczący kot na kolanach, który jeszcze miesiąc temu był przerażonym agresywnym zwierzaczkiem, wykreowane przeze mnie ładne otoczenie, namalowany obraz w którym zawarłam emocje, to wszystko i w sumie każdy inny drobiazg pozwala mi czuć się szczęśliwą i każda chwila staje się pasmem wdzięczności i podziękowań za wszystko co mam... A mam na prawdę bardzo dużo...
Absurd? Nie, zobaczcie:
dziękuje za dobry stan zdrowia,
za bardzo dobrą figurę,
za młody wygląd,
za wspaniałych synów,
za umiejętność rozróżniania dobra i zła,
za piękny dom, w którym przyjemnie jest być,
za dobrych sąsiadów,
za kochające mnie zwierzęta,
za miłość której doświadczam każdego dnia,
za energię która mnie wypełnia,
za cudownych ludzi którzy mnie otaczają,
za umiejętność pracy z pasją,
za siłę,
za optymizm,
za zmiany w moim życiu na lepsze,
za... och jeszcze dużo jest "za".
Zło jest, bo jest. Ale jak wszystko, nie trwa wiecznie, no chyba że bardzo chce się je zatrzymać. Ja nie chcę by mnie dotykało. Ale tak jak ze wszystkim, bez zmiany w sobie nie zmieni się sytuacji. Z tego samego materiału nie powstanie wspaniałość. Trzeba coś z siebie dać, coś w sobie zmienić, by zmienił się świat, który nas dotyka. To tak jak z totolotkiem - trzeba kupić los, by móc wygrać... Pragnąc zmian, trzeba także zmieniać siebie, swoje myślenie, postępowanie. Nie można żądać od świata by się zmienił, a my pozostaniemy tacy sami... Tak się nie da.
A więc zmieniam się, staram się iść przed siebie, nie powtarzać błędów, nie załamywać rąk nad rozlanym mlekiem, tylko wytrzeć i następnym razem stawiać je gdzie indziej i w innym naczyniu.
Na razie bywajcie, bo czas mnie goni i dziś przyjemności spędzania czasu z komputerem więcej nie będzie. Dobrego dnia wszystkim!
Avatar użytkownika
FENIX
 
Posty: 32
Dołączył(a): 15 lis 2009, o 14:19
Lokalizacja: Wygwizdów w okolicach Warszawy

Postprzez Evunia » 11 gru 2009, o 11:48

Właśnie Fenix, powinniśmy cieszyć się z tych rzeczy dobrych, któe nas spotykają, czy duże czy małe - ale są i my ich doświadczamy.
Też mam problemy z partnerem (w innym wątku opisane), ale mnie też cieszą różne rzeczy, podobnie jak Ciebie.
Np. wczoraj wieczorem poszłam spać, przyszła do mnie moja córcia - wprawdzie ma już prawie 18 lat, ale chciała ze mną spać, położyła się koło mnie - usnęła, a ja patrzyłam się na nią i się uśmiechałam do siebie, że mam takie kochane dziecko - i to jest właśnie moje największe szczęście :)
Avatar użytkownika
Evunia
 
Posty: 174
Dołączył(a): 8 kwi 2008, o 13:26

Postprzez ewka » 11 gru 2009, o 14:34

Jesteś FENIX niesamowita!!!
:oklaski: :serce2: :oklaski:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez FENIX » 12 gru 2009, o 15:23

Dzięki, dzięki. Wczoraj miałąm na prawdę super popołudnie i wieczór. Dostałąm zaproszenie na spotkanie, wydawałoby się branżowe, pojechałąm, a tu niespodzianka! I to jaka! Było to spotkanie z architektami, projektantami - a więc branżowe, ale także z artystami, plastykami, twórcami przedmiotów użytkowych i nie tylko. Wspaniałe, ekskluzywne miejsce, wspaniali ludzie, kreatywni. Było cudownie. Wyszłam stamtąd bogatsza o kilka znajomych osób, z wygraną prenumeratą roczną na nowy dwumiesięcznik o tematyce zawodowej i propozycją do korzystania z galerii jako swojego biura na spotkania z klientami!!! Wiecie co to znaczy?! Nawiązałam kilka znajomości i dostałam propozycję wystawiania swoich obrazów czy innych designerskich projektów własnych. To wszystko dostałam ot tak! Mówiłam wczoraj chyba coś o cudach, prawda? Jak tu w nie nie wierzyć!
Jestem zakręcona jak dobry słoik mojej teściowej. Super!
A w domu spokój. Mój facet pokorniutki, trochę posypiający z powodu podobno zawiania i przeziębienia, ale coś nie wydaje mi się... whatever. Na niego przyjdzie kryska w przyszłym tygodniu, jak odbiorę wyniki badań.
Dorobiłam barwniki i przygotowałam podkłady pod obrazo-drzwi. Nie mogę malować ściany, bo zwłoki mi leżą na kanapie i nie da się jej przesunąć... ech, poczekam. Przez ten czas popiszę sobie, a bo pomaluję, pomyślę...

Oj, jak mi dobrze! Serce mi śpiewa, koty rozrabiają, psy wciąż mają coś do powiedzenia i pętają się pod nogami, już któryś futro wsadził w fioletową farbę. Tylko patrzeć jak nowy okaz owczarka szkockiego się objawi - fioletowy :lol:
Avatar użytkownika
FENIX
 
Posty: 32
Dołączył(a): 15 lis 2009, o 14:19
Lokalizacja: Wygwizdów w okolicach Warszawy

Postprzez woman » 12 gru 2009, o 16:55

Podziwiam, w ciągu kilku dni z totalnego dołka w totalną euforię.
Mam nadzieję, że szczere to wszystko, naturalne i zdrowe.
Życzę Ci jak najlepiej, ale jak dla mnie zbyt pięknie to brzmi, zbyt bajkowo i nierealnie.
Jesczze kilka dni temu zdawałaś się stać przed plutonem egzekucyjnym czekająca na rozstrzelanie, a teraz szczęście, sukcesy zawodowe, euforia i sielanka.
Życzę Ci, aby ta szala pozostała po tej właśnie stronie, choć od tego nadmiaru emocji, euforii i radości zaczyna mnie się kręcić w głowie.
Zastanawiam się jak Ty sobie z tym dajesz radę?
Pozdrawiam serdecznie.
Avatar użytkownika
woman
 
Posty: 923
Dołączył(a): 26 sty 2009, o 21:12

Postprzez FENIX » 12 gru 2009, o 18:02

:papa2: Widzisz woman, winna jestem chyba taką uzupełniającą informację o sobie - jestem kimś, kto w tzw."normalnym układzie" dawno powinien zginąć, a jeśli nie, to na pewno powinien być wypełniony goryczą, złośliwością, mieć zaciętą twarz i twarde serce. Tak to działa na znakomitą większość ludzi. Niepowodzenia, trudności, podłość ludzka, odrzucenie, niekochanie...
Miałam spore szanse, żeby tak skończyć.
Wychowałam się w domu bez miłości, z terrorem psychicznym. Nie pamiętam, żeby którekolwiek z rodziców mnie przytuliło. Zajmowała się mną babcia, ale i ona nie umiała pocałować czy przytulić. Miałam swój pokój i miałam z niego nie wychodzić. Miałam książki, a więc nie potrzeba było koleżanek i kolegów, a z resztą właściwych nie było. Zimno, samotnie. Nigdy nie potrafiłam porozumieć się z rówieśnikami. Reżim, posłuszeństwo, lód emocjonalny.
Za mąż wydano mnie za odpowiedniego kandydata, który podobnie jak ja nie miał zbyt wiele do powiedzenia. Lubiliśmy się. Okazał się niebezpiecznym schizofrenikiem. Rozwiodłam się z nim, pozostając bez domu ale z rządzą życia. Wygrałam. Dziesięć lat tułałam się po różnych miejscach nim znalazłam norę, która mogła być dla mnie.
Z nory zrobiłam mieszkanie. Wygodne i ciekawe.Zakochałam się w tzw. normalnym facecie, nie podpisałam papierów, ale zdecydowałam że chcę mieć jeszcze jedno dziecko. Nie podobało mu się. Na dwa tygodnie przed urodzeniem A. zginął w wypadku samochodowym. W tym samym czasie tracę pracę. Zaczynam od nowa. Wstaję. W ciągu bardzo krótkiego czasu dostaję pracę i opiekunkę do dziecka.Moja matka próbuje zabić A bo co to znaczy, jej córka ma nieślubne dziecko! Potem zmieniam pracę na lepszą. Poznaję pierwsze "dzieciaki" - młodzież odrzuconą, nie kochaną, z problemami. Przegaduję z nimi długie godziny w kuchni. Kuchnia staje się terminem miejsca niezwykłego. Miejsca, w którym się wstaje, które wydobywa z rozpaczy, w którym dostaje się pomoc. jak juz mówiłam, było ich bardzo wielu. Dla nich nauczyłam się hipnozy, autohipnozy, technik relaksacyjnych. nauczyłam się posługiwać własnym umysłem, by zwalczyć przeciwności. Nauczyłam się kontrolować myśli tak, by nie robić sobie krzywdy, by dodawać sobie sił i determinacji. Robiłam to sporo lat.
Zaczyna się umieranie mojej matki. Jesteśmy już tylko dwie. Odkładam wszystko co czuję na bok i zajmuje się nią. Lekarze dają dwa - trzy tygodnie. Zabieram ja do siebie. Podaję zioła, wyciągi, pilnuję. Jest ze mną jeszcze pięć lat i daje popalić że ho ho. Poznaje w tym czasie mojego aktualnego męża. Wreszcie jest pięknie. Ktoś mnie kocha, ktoś o mnie zabiega i dba, wreszcie, ktoś pragnie żebym zgodziła się wyjść za niego.
Szkoda mi faceta, ale mówię tak. Resztę wiesz. Jednak gdybym nie umiała wstawać z trudniejszych sytuacji, nie dotrwałabym do aktualnej.
To co nazywasz euforią, to zachwyt życiem, mimo wszystko. To umiejętne przesterowanie myśli na tory optymizmu i wdzięczności. to wzięcie odpowiedzialności za swoją przyszłość i teraźniejszość.
Kiedyś, oddając siebie mojemu mężczyźnie, tak bardzo się zapędziłam, że zapomniałam kim jestem i co muszę nadal mieć pod kontrolą, żeby normalnie żyć. Pozwoliłam mu o sobie decydować, uzależniłam się od niego. Na swoją obronę mogę jedynie powiedzieć - było mi z tym wygodnie. Potem trochę uwierało, ale to nic... potem przestało być miło, ale ja jakbym zapomniała o tym kim jestem i co umiem. Potem powstał paraliż myślowy. Zapętliłam się w roli ofiary agresora. strach spotęgował bezradność. Zmartwiałam w przerażeniu stając się seryjnym okazem ofiary.
O tym kim jestem, co umiem, co wiem, jaką ma władzę nad sobą i swoim losem przypomniałam sobie dopiero pod wpływem Waszych instrukcji, wypowiedzi. Tak jak już mówiłam, dzięki Wam popatrzyłam na siebie z boku i aż mnie cofnęło z dezaprobaty dla siebie. Zrobiłam zwrot i w ten sposób uruchomiłam cały łańcuch zmian. Jeśli ktoś będzie chciał, mogę polecić pozycje książkowe do przemyślenia, sama mogę nauczyć... Trzeba tylko chcieć zmian, co wcale nie rozumie się samo przez się. Spotkałam już ludzi, którzy cierpieli na różne choroby, leczyli się ale tak na prawdę za nic nie chcieli rozstać się z chorobą. Absurd? Nie. Pomyślcie.
Oj, znowu mi się popisało. Jak zbyt dużo to powiedzcie.
To jest akurat dziedzina w której mam dużą wiedzę popartą doświadczeniem z ludźmi.
A na razie uciekam. Mój starszy syn zapowiedział się z obecnością za chwilę. Miłego wieczoru wszystkim :zlezkawoku:
Avatar użytkownika
FENIX
 
Posty: 32
Dołączył(a): 15 lis 2009, o 14:19
Lokalizacja: Wygwizdów w okolicach Warszawy

Postprzez bunia » 12 gru 2009, o 18:17

Poniekad rozumiem pytania i watpliwosci Woman.....historia brzmi fantastycznie zwlaszcza, ze jak podkreslasz Nasza forumowa role(brzmi cudotworczo nieomal).....zgubilas jednak gdzies po drodze core,.czyzby to byla cena ?....sorry, glosno mysle bez konkluzji.
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez FENIX » 13 gru 2009, o 00:05

Rozumiem wątpliwości.
Chcę Wam opowiedzieć historię mojego pierwszego doświadczenia "cudu".
Było to tak: To czas, kiedy jeszcze tułam się po różnych miejscach, nie mam swojego domu i bardzo jest mi źle. Są wakacje. Spędzam je wraz z synem na Suwalszczyźnie, pod namiotem. Mam tak plac na wzgorzu, który został mi po ojcu. Goły, żadnych zarośli, nic.
Ludzie ze wsi lubili mnie, szanowali moją rodzinę. Znali nas od wielu lat. Tam spędzane były wszystkie wakacje. Prócz nas było jeszcze kilka innych rodzin, które tam przyjeżdżały na lato, ale te z biegiem czasu postawiły sobie na działkach domki. Ja zostałam w namiocie.
Siedziałam sama i łapałam odpoczynek. Jakiś czas przedtem dostałam od znajomego broszurę o leczeniu psychotronicznym. Dając mi ją powiedział:"nie wiem czy teraz, ale powinnaś ją mieć. Przeczytaj, pomyśl". Wzięłam, schowałam, rzuciłam w kąt. Wtedy, przed wyjazdem zapakowałam i zabrałam ze sobą, bo może pomyślę nad treścią.
Pogoda była cudna. Cisza.Spokój. Pomyślałam sobie, że chyba nic się nie stanie jeśli spróbuję wypełnić zalecenia. Mój racjonalny umysł zaprzeczał sensowi, ale... postanowiłam. Należało skupić się na jednym marzeniu, tylko jednym i dużym. Należało bardzo chcieć i bardzo konkretnie myśleć i formułować żądanie. To czego wtedy pragnęłam najbardziej na świecie to był DOM. Ale nie dom jako budynek, a miejsce, ludzie, ciepło, akceptacja, przynależność. Skupiłam myśli właśnie na domu. Nic się nie działo. Po dwóch tygodniach pogoda zdechła, a ja mokra powlokłam się do wsi, do gospodarza po warzywa i jajka. Otrząsam się z wody, a on do mnie, że powinnam mieć dom. Zrobiłam oczy i mówię że na to trzeba dużej sumy pieniędzy, a ja ich nie mam. Pan Napoleon ( tak miał na imię!) na to że nie prawda i jest do kupienia dom, a on wyprowadzi samochód i pojadę zobaczyć.... Pojechałam... Nie będę opowiadać perypetii, ale suma sumarum dom z bali, duży przestronny, nie ten oglądany, stał w rok później na mojej działce. Postawił się jakby sam. Ludzie ze wsi postanowili zrobić mi prezent w postaci rozebrania, przewiezienia i postawienia na nowo u mnie na polu. Byłam prawie niemym świadkiem zaistnienia dużego domu- budynku. Oni cieszyli się z tego tak jak ja o ile nie bardziej. Wtedy nauczyłam się, że bardzo uważnie i dokładnie trzeba nazywać swoje pragnienia. To co ja rozumiałam pod pojęciem "Dom", nie mieściło się w znaczeniu słowa. Dostałam dom. Od tego momentu zaczęła się moja przygoda z podświadomością.
Od tamtego czasu minęło dwadzieścia lat. Domu już nie ma. W tym roku na wiosnę spłonął od uderzenia pioruna. Została goła działka.
Wiele rzeczy w moim życiu, stało się tak jak dom na wzgórzu. Były tak bardzo nieprawdopodobne, że aż trudno opowiadać... Uwierzcie jednak - były. Teraz też dzieje się. Wiem jak to wygląda dla racjonalnego człowieka, ale tak po prostu jest. Warunkiem jest usunięcie rujnujących myśli i emocji i zastąpienie ich radosnym oczekiwaniem dobrego, wdzięcznością... to bywa trudne, ale jeśli się wie po co, można to zrobić. Nauczyłam się "wiedzieć" co mnie spotkało a nie przeżywać tego na wciąż. Odcinam się od uczuć silnych, złych, od emocji destrukcyjnych. Wiem, ale nie czuję. Staram się nie pamiętać o tym co złe na wciąż, myśleć o tym co przede mną i bez względu na wszystko robić swoje.
Nie mam w sobie poczucia sponiewierania, nienawiści do człowieka, który to robi(ł)?, nie mam żądzy odwetu, chęci odegrania się. Nie mam. Jeśli tak postanowi, to odejdzie, ale zachowam w pamięci tylko to co dobre. Nie zamierzam się karmić czarną przeszłością.
Aktualnie spokój. Gdyby ktoś nie wiedział - normalna atmosfera. Mój mąż trawi informacje o spotkaniach, słyszy ze umawiam się na przyszły tydzień, wie, ze złożyłam aplikacje w kilku miejscach... zrobił naleśniki, bo lubimy... Wie, ze potrafię odejść z dnia na dzień jeśli tak postanowię... Dociera do niego świadomość zmian. Dobrze.
Był mój syn. Pierwszy raz rozmawialiśmy, a właściwie ja mu powiedziałam o moich kłopotach. Przywiózł mi puszki dla inwentarza i umówiliśmy się na spotkanie z nim i jego dziewczyną za tydzień. To był niezły dzień. Jutro też będzie dobry. zapowiadają słońce, a to już coś.
Miłej nocy.
Avatar użytkownika
FENIX
 
Posty: 32
Dołączył(a): 15 lis 2009, o 14:19
Lokalizacja: Wygwizdów w okolicach Warszawy

Postprzez bunia » 13 gru 2009, o 01:09

Z tego co piszesz wynika, ze jest w Tobie spokoj i harmonia....jak wiec odnosi sie to do leku, irytacji na skutek nalogu meza ?
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez ewka » 13 gru 2009, o 10:30

Ja wierzę w magię pozytywnego myślenia... pozwala ludziom przeżyć najróżniejsze zawirowania. Myślę, że to bardzo cenna "przypadłość".

:ok:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Sansevieria » 13 gru 2009, o 16:29

Jak dla mnie to jeśli treść pierwszego postu jest prawdziwa (a zakładam, że jest) to spokój i harmonia w tej sytuacji są niczym innym jak zakłamaniem części rzeczywistości. Przepraszam jesli za ostro, ale inaczej nie umiem tego wyrazić. Być może koniecznym do przetrwania, ale zakłamaniem. "Zabił siekierą dwa moje koty" Kto będzie następny?
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez hej » 13 gru 2009, o 17:35

@Sansevieria :pocieszacz: :serce2: Pozdrawiam
hej
 

Postprzez Sansevieria » 13 gru 2009, o 19:00

Hej, ja też :usmiech2: choć jako żywo nie widzę związku z tematem...
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez FENIX » 13 gru 2009, o 20:29

Witajcie dzisiaj,
upaprana farbą, zadowolona z siebie, pogodna i w dobrej formie Was witam.
Zacznę od wyjaśnień - piszę tylko prawdę, bo gdyby nie to po co w ogóle. Może moją upartą tendencję do zachowywania w pamięci tylko rzeczy dobrych, natomiast odsuwania w rejon "wiedzy" tych złych, można nazwać zakłamywaniem. Pewnie można. Nie będę się spierała. Mój mąż wkurza, przeraża, wywołuje we mnie ostre uczucie buntu, wścieklizny, chęci wydobycia się z sytuacji gdy zachowuje się agresywnie. Wtedy nie jestem uosobieniem uczuć łagodnych i reakcji spokojnych. Wtedy, w zależności od intensywności jego działań, wygląda to różnie. Z kotami sytuacja się zdarzyła podczas mojej nieobecności. Od tego czasu już nigdy nie wyszłam z domu gdy miał swój napad wścieklizny.Z jakiegoś powodu jestem parasolem ochronnym. Wiem to. Nie umiem wyjaśnić, na czym opieram tę wiedzę, ale wiem. Rozmawiałam o tym z psychiatrą, psychiatra z moim mężem. Lekarz jest zdania, że powinnam być ostrożna, ale rzeczywiście nie wygląda na to by mógł mi coś zrobić. Jednak zalecił, w razie ponowienia się takich szałów, oddział zamknięty.
Przyszłam do Was, na forum, jako klasyczna ofiara przemocy. Ogłuszona strachem, zaszczuta, skulona psychicznie. Byłam taka jak większość w takich sytuacjach. Przez ten długi czas, nie zrobiłam niczego co przybliżyło by mnie do wolności od lęku...
Zapytacie dlaczego? - nie wiem. Trwałam w tym horrorze przez dwa lata jak zahipnotyzowana. jedyne co zrobiłam to uprawnienia do wykonywania zawodu, przygotowałam się do otwarcia firmy i rynek padł... Nie miałąm odwagi, siły, wiary w siebie by cokolwiek z tym zrobić.
Teraz napady furii przeszły w stan chroniczny i to dzięki niemu udało mi się dotrzeć do psychiatry. To tak bardzo przeraziło mojego męża, że sam chciał pójść do psychiatry, sam zaczął się bać, sam mówił że nie poradzi sobie ze sobą. Do końca szczery nie był, bo nie przyznał się do narkotyków. Ale o tym chyba już mówiłam.
Wy, jako osoby zgromadzone tu, na forum, stałyście się dla mnie osobą psychologa... wiecie zapewne, jak to działa. Mówi się do obcego człowieka o sobie, a ponieważ on nic o nas nie wie, trzeba to zrobić dokładnie, określić po co, dlaczego, od kiedy itp. To pozwala, jeśli oczywiście wykorzysta się do tego myślenie, przyjrzeć się sobie z boku, dostrzec to co normalnie umykało.
W moim przypadku pokazało mi siebie taką, jakiej nie chciałam, jaką nie jestem. Postanowiłam znowu być sobą, nie podporządkowywać siebie nikomu i wziąć odpowiedzialność za swoje tu i teraz.
A teraz sprawa główna - mój mąż.
Otóż, żeby było jasne - wyszłam za niego z miłości, nie zauroczenia. W jakiś sposób nadal go kocham. Kocham go gdy jest sobą. Nienawidzę jego zachowań wtedy gdy wpada w furię, gdy niszczy, wrzeszczy. Mam wstręt i ogromną nienawiść do zachowań, do tego co robi. Nie mylić z nim.
Tylko dzięki takiemu stawianiu sprawy mogę czuć się dobrze, mogę uśmiechać się do wszystkich wokół, mogę traktować go normalnie gdy jest miły, serdeczny, troskliwy, gdy pyta w czym pomóc, gdy z poczuciem winy w glosie przepraszająco mówi "tak mi się dziś niczego nie chce, mogę sobie zrobić dzień dziecka?". Dzięki temu, wreszcie, mogłam mu spokojnie powiedzieć, że przy następnym takim zdarzeniu wezwę policję i nie będzie zlituj. Podstawą naszego bycia razem była wielka, potężna miłość obu stron. Owszem, bardzo się zmieniła i chwilami już nawet miałam wrażenie, że nas opuściła, a ona tylko zmieniła oblicze. To ona każe patrzeć na siebie z szacunkiem. Żachniecie się, wiem, ale mówię o szacunku dla osoby, dla istoty żyjącej, czującej. Oj, chyba za daleko...

A wczoraj dostałam propozycję "fuchy" za prawie tysiąc złotych w cztery dni międzyświąteczne (!)...
Kot rozpycha mi się na klawiaturze, przygrywa mruczaną melodyjkę. Za drzwiami A rozmawia z kolegami na team speak-u, a mąż posypia w salonie. Cisza i spokój. Tylko ja wciąż coś robię. Zaraz trzeba będzie zabrać się za uporządkowanie kuchni po rządach faceta... Ale obiad był dobry, a przede wszystkim, nie musiałam go robić!
:wink:
Jeszcze przez chwilę pobędę i lecę. jutro postaram się mieć więcej czasu.
Avatar użytkownika
FENIX
 
Posty: 32
Dołączył(a): 15 lis 2009, o 14:19
Lokalizacja: Wygwizdów w okolicach Warszawy

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 210 gości