Poznaliśmy się siedem lat temu - on przez cały rok próbował mnie do siebie przekonać. Mnie troszkę przerażała jego pewność siebie. Zresztą nie był w moim typie. (Dodam, iż stosował różne sztuczki - gra na emocjach: moi rodzice się rozwodzą, miałem nieszczęśliwe dzieciństwo - mój tata jest alkoholikiem)
I wtedy po raz pierwszy mi zagroził, że zniknie z mojego życia, jeżeli z nim nie będę - chyba to właśnie przekonało mnie do tego, żeby go przy sobie zatrzymać.
Pół roku sielanki na odległość - wtedy jeszcze nie mogłam poznać prawdy o nim - pół roku euforii - mojej euforii.
Wyjechałam z rodzicami na wakacje odpocząć - w trakcie telefon od koleżanki - on spotyka się z inną. I wtedy również zaliczyliśmy pierwszy wspólny raz - ponieważ po raz pierwszy przekonał mnie, że to co mówią inni - w tym moi przyjaciel, którzy robią wszystko, żeby go oczernić - jest nieprawdą. I dałam się przekonać w imię jeszcze wtedy radosnej miłości.
Wyjechałam na studia do miasta, w którym on również mieszkał. Okazało się, iż prowadził bardzo rozrywkowy tryb życia - częste imprezy z podejrzanym towarzystwem, dziwne dziewczyny kręcące się wokół niego. Ja troszkę byłam wyrwana jak z innego świata. Zaczęłam studiować prawo, nie będę ukrywać, iż jestem raczej postrzegana jako atrakcyjna dziewczyna, poukładana, ambitna.
Nie przypuszczałam, iż osoba, którą tak kocham może mnie tak skrzywdzić świadomie, umyślnie.
Po miesiącu ciężko zachorowałam. Leżałam w szpitalu. On przyjechał mnie odwiedzić dwa, trzy razy, ale pomimo mojej choroby nie skończył ze swoim starym trybem życia.
Wróciłam na studia.. Widziałam smsy, nawet zdjęcia na komputerze, na których całował inne, przytulał.. Mówiłam mu o tym z płaczem, ale zawsze potrafił mi przekonać, że to nic takiego.
Pierwszy wstrząs nastąpił jak wyjechaliśmy oboje do pracy zagranicę. Oboje w różne miejsca. Urwał kontakt. Zdawkowo mi odpisywał. Jak wróciliśmy do Polski, prosił o przebaczenie i twierdził, że do niczego nie doszło, chociaż oczywiście maile do dziewczyny znacznie starszej świadczyły o czymś innym.
Kolejny wstrząs miał miejsce rok później - poznał starszą dziewczynę - zerwał ze mną zapewne dla niej (dodam, że ja znowu wyjechałam na wakacje do pracy) i po moim powrocie znowu prosił o przebaczenie.
Rok później znowu zakończyliśmy związek - tym razem dla dużo młodszej ode mnie dziewczyny z aspiracjami modelki, ale to również wypaliło mu się po dwóch miesiącach. I znowu przebaczenie..
Jak to wpłynęło na mnie? życie w ciągłym zagrożeniu doprowadziło do tego, że bałam się panicznie, że mnie zdradzi i prawie nigdy mnie nie zawiódł w tej kwestii.. niestety.. Zaczęłam go notorycznie maniakalnie sprawdzać. Wydawało mi się, iż bez tego nie będę mieć kontroli nad związkiem.
Wybaczyłam mu tym razem dużą zdradę. Zaczął mi pomagać - znalazł dla mnie prace, żyliśmy coraz lepiej.. Zdecydowaliśmy się razem zamieszkać. Już wtedy źle się czułam psychicznie z nieleczoną depresją.
Wynajęliśmy mieszkanie - dużo za drogie jak na nasze możliwości, oboje się zadłużyliśmy - z tymże on bardziej (chociaż to była jego inicjatywa, on przekalkulował, iż niby nas na to stać). Suma sumarum zapewne płacił dużo za mnie. Wpędziłam się w kolejną zależność.
Wydawało mi się, że dobrze się nam mieszka razem, że jesteśmy szczęśliwi. Chociaż teraz widzę, że tkwiłam w marazmie..
Po roku poznał koleżankę z pracy. Nocne smsy, gadania na komunikatorach. Poczułam się znowu jak w jakimś horrorze, tak dobrze mi już znanym z wcześniejszych przejść. Kłótnie, masa kłótni.. Na argument dlaczego do niej piszesz po nocach - "jak będę chciał to będę pisał nawet o 4 nad ranem to nic nie znaczy". Bałam się pojechać odwiedzić rodziców, żeby tylko on się z nią nie spotkał. Ale niestety ten moment musiał nadejść - nie było mnie pół dnia, a on zdążył z nią zjeść obiad i w dodatku okłamać mnie, że jest z kolegą (był tak perfidny, iż w trakcie obiadu odebrał przy niej i kłamał - ona nic o tym nie wiedziała..).
Nie wytrzymałam jego kłamstw - zrobiłam coś głupiego - zagadałam do niej - zapytałam jak było naprawdę - ona udała przejętą, zranioną, powiedziała, że w smsach jej pisał, że o niej myśli i że jest o nią zazdrosny. Prosiłam ją, żeby mu nie mówiła, że gadałyśmy, ale oczywiście ona zdążyła się zakochać i wszystko mu wręcz "przekleiła". Jak zwykle w momentach zagrożenia - on zaczął się do mnie przymilać, mówić, że to nie tak, że kłamał mnie żebym nie była zła i że to nic nie znaczy.
Odpuściłam. Po tygodniu wybrał się na imprezę. Ja również.. Mieliśmy się spotkać na mieście. Nie stało się tak. Wrócił do domu o 6 rano. W komórce sms - xxx jesteś zajebista..
Powiedziałam mu , że mam dość. Zwyzywał mnie. Powiedział, że duzo pieniędzy na mnie stracił, że całe życie jestem beznadziejna, że bardzo schudłam i on nie może na mnie patrzeć - i że w końcu musi mi ktoś powiedzieć prawdę jak wygląda.
Wiem, że dużo na mnie wydał, ale ja straciłam przez niego zdrowie, nic mnie nie cieszy. Okłamywałam wszystkich wokół i siebie samą.
Ale teraz go nie ma i boli mnie to, że pewnie się z nią spotyka.
We wszystkich naszych dobrych wspomnieniach był alkohol. Od dawna wiem, że on jest alkoholikiem.
Nie wiem dlaczego jest ofiarą tego współuzależnienia. Wiem tylko, że mam wiele żalu teraz w sobie i czuje się samotna..