przez carita » 9 gru 2009, o 14:49
Przypomniałaś mi tym tematem moje traumatyczne doświadczenie wigilijne. Miałam naście lat, mama leżała w szpitalu po wypadku, tata był w pracy i okazało się, że wróci później niż zamierzał. A w wannie pływał karp. Chciałam bardzo, żeby mama nie martwiła się, że ta wigilia będzie taka kulawa (choć była smutna bez niej) i chciałam koniecznie pokazać jej, że potrafię się zająć wszystkim, więc ugotowałam, co trzeba, żeby jej zanieść do szpitala. A w wannie pływał ten karp. I to była jedyna ryba, jaką mieliśmy i jedyna, jaką w tamtych czasach w ogóle tego dnia mogliśmy mieć (kryzys). W akcie determinacji zabiłam go. Ale od tamtej pory mam szczególną wrażliwość na karpie, zwłaszcza w marketach, i mam łzy w oczach, jak widzę ich pyszczki zwrócone w moją stronę, jakby chciały powiedzieć: "Zabiłaś, to teraz uratuj choć nas". A ja cholera nie mogę nic zrobić!