Mąż, narkotyki, strach i...

Problemy z partnerami.

Postprzez ewka » 4 gru 2009, o 14:21

Jesteśmy FENIX, jesteśmy... czasami bardziej, czasami mniej. Cóż, no życie.

Bardzo mi się podoba Twój zapał. I zgadzam się, że powinniśmy dobrze i miło czuć się w miejscach, w których przebywamy... kolor, kwiatek, ładna filiżanka.

FENIX napisał(a):Ma jedyną szansę na pozostanie przy mnie tylko wtedy gdy podejmie rzeczywistą walkę z uzależnieniem i zmianami w mózgu.

Mam nadzieję, że podejmie. Musi wiedzieć, że żarty się skończyły. No i gdyby udało Ci się zdobyć jakieś zajęcie, zlecenia (serdecznie życzę).
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez caterpillar » 4 gru 2009, o 14:22

Fenix no nie panikuj czasem po prostu czlowiek ma pustke w glowie dla tego woli poczekac az go natchnie niz ma pisac bzdury :wink:

Ma jedyną szansę na pozostanie przy mnie tylko wtedy gdy podejmie rzeczywistą walkę z uzależnieniem i zmianami w mózgu. Rozmawiałam z psychiatrą, wiem, że może być niebezpieczny, wiem, ze potrzebny jest oddział psychiatryczny... Albo się na to zgodzi albo odejdzie na zatracenie. Bo że to zatracenie to wiem na pewno i to też wpływa na mnie hamująco niestety.


Fenix no ja mysle ,ze musisz sie tego trzymac i jesli tylko bedzie szansa na prace to nastepnym krokiem powinna byc grupa wsparcia dla wspoluzaleznionych (tak mysle)

Muszę poszukać gdzie indziej. bardzo brakuje mi rozmowy, możliwości przedyskutowania dylematów, poznania wniosków innych ludzi


Fenix jesli chodzi o uzaleznienie to nie jest tak do konca,ze kazdy jest indywidualny,bo tu mechanizmy sa takie same i nie ma wyjatkowosci ..schemat jest taki sam.

Natomiast faktycznie indywidualnie mozna dobierac sobie sposob leczenia .

Ale to jest bajka juz Twojego meza,Ty jedynie mozesz sie przygotowac do tego aby mu madrze pomagac i do tego aby zadbac o siebie.

Jesli dojdzie juz do rozmowy na ten temat dobrze by bylo ,zebys wiedziala czego tak na prawde oczekujesz i wiedziala ,ze gdyby nawalil to jestes w stanie byc konsekwentna.
i tu praca o ktorej mowimy to juz jakis fundament niezaleznosci.


jesli chodzi o Twoja izolacje i brak przyjacio moze wlasnie grupa wsparcia da Ci jakies poczucie ,ze nie jestes w tym sama


Dopóki nie znam swoich pragnień, swoich potrzeb, chciejstw i wyborów tak do końca, dopóty trudno o zdecydowane działania.


zawsze mozesz napisac to co pojawia Ci sie teraz...

co mozesz zrobic TY aby zmienic swoje zycie?

pozdrawiam!
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez Szafirowa » 4 gru 2009, o 14:43

To że nikogo nie ma na zawołanie, nie oznacza, że w ogóle nikogo nie ma. Czasem trzeba poczekać na uzyskanie rady, na rozmowę, wymianę doświadczeń ... życie.
Avatar użytkownika
Szafirowa
 
Posty: 774
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 22:30
Lokalizacja: Wro

Postprzez FENIX » 4 gru 2009, o 16:38

Gadam, gadam, ale to wcale nie znaczy że chcę od Was gotowych recept. Wiem, że niektore aspekty wymagają rutynowych reakcji, ale są też takie w których rozwiązania muszą właściwe dla danego człowieka, tegeo konkretnego. Wcale nie umniejszam Waszych rad. Wielu rzeczy jeszcze nie wiem i uczę się. Zachłąnnie czytam wszystko na temat uzależnienia od narkotyków, przemocy psychicznej, załamań. To dla mnie taki nowy świat... nie podoba mi się, nie chcę w nim żyć i szukam wyjścia, szukam ludzi - przewodników. Bardzo zależy mi na powrocie do normalności, do zwyklego radosnego, czasem zmęczonego czy zafrasowanego życia. Tyle razy już musiałąm wydobyć się ze złych sytuacji, tyle razy wstać po upadku. Tylko do tej pory to było inne wstawanie, zależało tylko ode mnie. Teraz nie zależy i może właśnie dlatego stałam się taka bardziej bezbronna, bezwolna.
Ktoś kiedyś nazwał mnie Phoenix-em, bo zawsze wstaję, nawet z popiołów. Może tym razem też dam radę. Teraz już chcę! Teraz już nie pozwolę się niszczyć nawet jeśli trzeba będzie rozstać się z mężczyzną, który jak nikt wcześniej, umiał na co dzień obdarowywać mnie miłością, dawał poczucie zaspokojonej akceptowanej w każdym aspekcie kobiecości, wsparcie w każdym działaniu na polu zawodowym... Nie zauważyłam kiedy to się zaczęło, nie rozumiem dlaczego, a po co, to już zupełnie nie i pewnie nie zrozumiem. Wiem, że najłatwiej jest skreślić człowieka, bo przestał być takim jakim go akceptowałam, kochałam, ale ja tak nie mogę. Nie jest to miłość, ale zwykłe człowieczeństwo. Kiedyś tam zobowiązałam się do bycia razem na dobre i złe. Najpierw ustawić priorytety, potem wesprzeć w walce, ale to już na życzenie. Odrzucona pomoc zwalnia z powinności i pozwala odejść. Tak mi się to widzi.
Widzicie, tyle udało mi się już ustalić dzięki Waszym rozmowom, radom.
Dziękuję, ale proszę o jeszcze. Będzie jeszcze sporo trudnych chwil, sporo wahania, sporo niejasności. Wiem to. Daleka droga przede mną.
Avatar użytkownika
FENIX
 
Posty: 32
Dołączył(a): 15 lis 2009, o 14:19
Lokalizacja: Wygwizdów w okolicach Warszawy

Postprzez caterpillar » 4 gru 2009, o 19:14

Kiedyś tam zobowiązałam się do bycia razem na dobre i złe. [/
quote]

jasne Fenix,nikt nie mowi Ci zebys pakowala manatki i go zostawila Ale to samo zdanie dotyczy rowniez jego>Jak na razie on wybiera krechy zamiast Ciebie

co do milosci..w problemach z uzaleznieniem mowi sie o tzw "wardej milosci"

http://www.nadzieja.webd.pl/twarda.php


Tylko do tej pory to było inne wstawanie, zależało tylko ode mnie.


Twoj kawalek zalezy tylko od Ciebie a jego kawalek od niego samego.
Wiem ze chodzi Ci o Wasze wspolne zycie ale Twoj maz nie koniecznie moze chciec podniesc sie z popiolow i niestety masz na to znikomy wplyw.

fenix u mnie w rodzinie obserwuje taka sytuacje ,gdzie maz od 20 lat pije a zona z ronym natezniem zbiera sie do zrobienia czegos w tym kierunku.
Wyglada to tak ,ze gdy sprawa staje sie powazna ,to niby cos tam dziala a gdy sytuacja sie uspakaja (np wszywka na pol roku) ona nic nie robi..bo jak nie pije ,to nie trzeba. Z roku na rok jest coraz gorzej.Pamietam jak 7lat temu przyszedl do nich kurator (bo szykowala sie sprawa w sadzie ,ktora w ostatecznosci zostala odwolana) i beznamietnie sypnol ksiazkowymi przykladami ,co sie bedzie dzialo gdy ONI nie wezma sie za siebie.
Po 7 latach niczym przepowiednia Nostradamusa wszystko sie sprawdzilo-bo tak jest, nieleczony alkoholik cianie ze soba na dno nieleczona rodzine.

Szkoda tylko ich 20 leniej zabawy w kotka i myszke,w obiecanki , w mydlenie oczu ,w udawanie ,ze probleu nie ma ,w mowieniu,ze jakos to bedzie,w ustawianiu priorytetow :"ze przeciez ktos musi rodzine utrzymac"



to tak ku przestrodze Fenix..lata leca bardzo szybko...szkoda zycia

pozdrawiam!
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez FENIX » 4 gru 2009, o 20:39

100% racji masz! Wiem to. A co do lecących lat, to dobrze to wiem, bo sama już jakiś (znaczny) kawałek czasu temu skończyłam półwiecze i każdy dzień uważam za wygrany. Piętnaście lat temu żegnałam się z życiem, musiałam znaleźć kogoś kto zgodził się adoptować mojego małego wówczas synka by nie trafił do Domu Dziecka po mojej śmierci... To był trudny czas. lekarze nie dali mi szans. Guz i osiem przerzutów. Znalazłam, pogodziłam się i skoro nie miałam nic do stracenia a znałam się na ziołach, minerałach, postanowiłam spróbować. Robiłam remanent życia, prostowałam swoje myśli, uczucia. Porządkowałam. Nie buntowałam się. Po kilku miesiącach spędzonych samotnie, jak mawiałam "pod krzakiem" bo w domu z drewna, bez prądu i wody, na skraju puszczy, biorąc zioła, wyciągi i pracując ze swoimi uczuciami, myślami, przerzuty zniknęły a guz podstawowy zmniejszył się do rozmiaru grochu. Pól roku później również zniknął. Wróciła pełna sprawność, dynamizm, optymizm. Wstałam, ale stałam się innym człowiekiem. Człowiekiem chyba jeszcze wrażliwszym, na pewno bardziej spokojnym i zrównoważonym wewnętrznie. Jednak świadomość kruchości życia została mi dotychczas. Zresztą z tamtego czasu została mi także gotowość do odejścia w każdej chwili. Nie wiem czemu ale perspektywa śmierci nie budzi we mnie lęku.
Ale wracając do naszego tematu - nie zamierzam zatrzymywać się w pół kroku. To jedyne co mogę zrobić dla siebie i syna, ale także jedyne co mogę zrobić dla mojego męża. To że uspokoi się sytuacja, to jeszcze nie oznacza że powrócę do stagnacji. Zresztą wcale nie wiem czy się uspokoi. Jednak jeśli, to tylko będę spokojniejsza i łatwiej mi będzie popchnąć coś do przodu. Zmartwiały kłębek nerwów nie potrafi zmusić się do jakiegokolwiek działania...
Znowu popracowałam i dom się zmienia. Tylko koszmar weekendu przede mną. Aby do poniedziałku... Teraz będę się pojawiała w miarę możliwości. Sympatycznego czasu dla Was!
Avatar użytkownika
FENIX
 
Posty: 32
Dołączył(a): 15 lis 2009, o 14:19
Lokalizacja: Wygwizdów w okolicach Warszawy

Postprzez zizi » 4 gru 2009, o 23:55

:pocieszacz:
Avatar użytkownika
zizi
 
Posty: 1189
Dołączył(a): 23 wrz 2007, o 16:37
Lokalizacja: z ... Polski

Postprzez bunia » 5 gru 2009, o 00:18

Fenix......mam wrazenie, ze na razie uwolnilas sie jedna reka....jest w Tobie wiele sprzecznosci co do meza.....nic w tym dziwnego, z mojej strony polecam zaglebieniem sie w mechanizm jakiemu osoby uzaleznione sa poddane, wtedy bedziesz mogla pomoc mezowi i sobie.

pozdrowka :)
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez ewka » 5 gru 2009, o 13:03

FENIX napisał(a):Wiem, że najłatwiej jest skreślić człowieka, bo przestał być takim jakim go akceptowałam, kochałam, ale ja tak nie mogę. Nie jest to miłość, ale zwykłe człowieczeństwo. Kiedyś tam zobowiązałam się do bycia razem na dobre i złe. Najpierw ustawić priorytety, potem wesprzeć w walce, ale to już na życzenie. Odrzucona pomoc zwalnia z powinności i pozwala odejść. Tak mi się to widzi.

Mnie również tak się widzi. Też uważam, że pomoc "się należy"... i myślę, że jest jakaś granica, że to wszystko powinno być do jakiegoś momentu i każdy ten moment może mieć w innym miejscu, po którym mówi się DOŚĆ! STOP!

Jesteś bardzo dzielną kobietą, FENIX. Mądrą i silną.


:ok:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez zizi » 6 gru 2009, o 15:43

nie jest łatwo uwolnić się ........

wyrzucić z serca......
wyrzucić z głowy....

kogoś kogo kochało się.......
kogoś z kim żyło się ileś lat......

ja to wiem....

znam też poczucie winy.....

nawet teraz......dziesięć miesięcy po rozwodzie....mam jeszcze jakieś lęki...jakieś blokady,strachy w relacjach z ex.......

wiele lat już minęło ...mojego uwalniania się....

już rozstaliśmy się ............odpusciłam sobie go.....

ale nie mogę wymazać go z pamięci......bo mamy dzieci... :evil:

gdyby nie to ,wtedy ten pan nie istniałby dla mnie....

teraz ...przez jego obowiązki wobec dzieci są zgrzyty....on obraża się....oskarża.....ehhhh

wczesniej bałam się....
nawet wycofałam pozew o alimenty....

teraz dalej uczę się jak dbać o siebie....

zmiany....

zmiany w życiu.....są.....dzieją się....

trzeba czasu.....żeby zacząć żyć na nowo.........

trzymam kciuki za FENIX....


życzę jej mądrych decyzji.....
i wytrwałości....

i dobrych ludzi.....podesłanych po drodze przez Anioły

wierzę w to...
Avatar użytkownika
zizi
 
Posty: 1189
Dołączył(a): 23 wrz 2007, o 16:37
Lokalizacja: z ... Polski

Postprzez FENIX » 7 gru 2009, o 11:52

Wiesz zizi, znam to. Kiedyś, bardzo dawno temu, przechodziłam podobne rzeczy. Jak Ty, nabawiłam się lęków związanych z mężem, długo musiałam walczyć o odzyskanie niezależności (14 rozpraw sądowych). Było ciężko, bo zostałam z małym wówczas dzieckiem prawie na ulicy. To był stan wojenny, rodzina mnie nie wpuściła do domu, pozwolili jedynie ulokować tam mojego syna, jednocześnie chętnie goszcząc mojego ex... Nie byłam pewna żadnego momentu. A wszystko było w imię "właściwego postępowania". Moi rodzice wyrządzili mi wielką krzywdę, najpierw zmuszając do "odpowiedniego" małżeństwa a potem odmawiając pomocy gdy byłam krzywdzona, gdy w ich obecności i na polecenie mojej matki zostałam pobita "żeby nauczyć mnie rozumu", kiedy przez prawie rok byłam po tym pobiciu sparaliżowana. Powodem był krwiak mózgu. Mojemu synowi zwichrowano psychikę i a mnie odarto z bezpieczeństwa, jakiejkolwiek pewności jutra, z nadziei na cokolwiek dobrego. Ale ja chciałam być. Być dla siebie samej, być sobą, być mimo wszystko. Nie pomogły denuncjacje do komisarza wojskowego i zakaz wykonywania zawodu, szantaż, naciski. Byłam młoda i chciałam żyć. Syna odzyskałam dopiero w jego dorosłym życiu i też tak nie do końca. Tego już nie zmienię... Ale nauczyłam się jednego - zawsze, ale to zawsze, można odzyskać siebie. Zawsze można znaleźć sposób na zbudowanie, chociaż powolutku, siebie od nowa... Trzeba tylko bardzo tego chcieć.
Teraz miałam taki czas, w którym znużenie życiem, barierami, "niemożliwościami" dopiekło i przestałam chcieć chcieć... a to już był problem. Jeszcze w jakiś sposób siłuję się z nim, a właściwie ze sobą. takie samobójcze nastroje zdarzają mi się. Pomaga mi je zwalczać odpowiedzialność za życie tych, którzy w pełni ode mnie zależą.... i jakoś trwam.
A wracając do mojego pierwszego męża - po jakimś czasie mówiłam o nim "mój dawny znajomy, z którym, niestety, mam dziecko" i tak go traktowałam. Byłam wobec niego lodowato obojętna i wymagająca spełniania powinności jedynie w zakresie finansowym. Nie utrzymywałam z nim żadnych kontaktów, choć pomagałam i zajmowałam się w chorobie jego matką, zresztą do końca jej dni, czyli przez kilkanaście lat. On ja porzucił.
Lęki zostały we mnie schowane gdzieś bardzo głęboko. Nadal potrafią wychylić łeb gdzieś z zakamarka, zwłaszcza, że teraz pojawiła się znowu zagrożeniowa sytuacja.
Zizi, damy radę. każda z nas pewnie po swojemu, ale wierzę, że damy radę. Byle tylko chcieć. Życzę Ci tego potężnego "CHCĘ". Sobie zresztą też.

No to poopowiadałam Wam znowu o sobie... Takie kawałki, ale mogą mnie trochę przybliżyć...
Minione dwa dni były nad wyraz spokojne. Nawet nie pozbawione komunikacji. Widać, że mój mąż trawi coś, zmaga się ze sobą. Oby tylko we właściwą stronę. Stara się być delikatny, uczynny, i każde zachowanie, które we mnie budzi niepewność bardzo szybko koryguje, a więc może. W tym tygodniu będą wyniki badania mózgu. Zobaczymy.
Namalowałam obraz i zrobiłam szkic jeszcze jednego... Odżyłam trochę, choć pogoda sprawia, ze mam ochotę zawinąć się w kokonik i przeczekać do wiosny.
Biorę się za robotę, bo jakoś sama chyba się nie zrobi... zamelduję się pewnie wieczorem. Dobrego dnia, Wam życzę.
Avatar użytkownika
FENIX
 
Posty: 32
Dołączył(a): 15 lis 2009, o 14:19
Lokalizacja: Wygwizdów w okolicach Warszawy

Postprzez ewka » 8 gru 2009, o 11:02

FENIX napisał(a):Zizi, damy radę. każda z nas pewnie po swojemu, ale wierzę, że damy radę.

No pewnie!!!

:kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez FENIX » 8 gru 2009, o 11:42

Dzień mi się wczoraj rozlazł i prawie nic z niego nie wyszło, niestety. Za to dostałam zaproszenie na kolejne spotkanie projektantów... pewnie pojadę. Opracowuję ofertę swoich możliwości. Jeśli ją roześlę lub rozdam, może to coś da...
Pogoda dziś lepsza, a więc i z nastrojem do przodu. Mąż zadumany, jakby zapadnięty w siebie. Wygląda jakby dochodził do jakiś decyzji wewnętrznie. Na razie unika rozmów na tematy drażliwe. Wie, że ja wiem i zapewne ustala sobie swoją strategię. Mój syn sobie z nim pogadał w chwili luźnego nastroju. Jemu w oczy zaprzeczył jakoby brał amfetaminę, ale Alex mu powiedział, że ją znalazłam nie raz. Przed nami czas świąt, a więc też czas uładzenia, deklaracji, postanowień... Zobaczę co mi powie, co zdecyduje, bo mój stosunek do narkotyków doskonale zna, podobnie jak do wszelkiej podłości, złodziejstwa, kombinatorstwa. Na pewno będzie się starał wybielić, ale to będzie trudne. Jeśli nadal będzie uciekał od rozmowy, napiszę do niego list w którym powiem co mam do powiedzenia. To też sposób. Będzie mógł bez dodatkowych emocji przemyśleć wszystko. Ja też nie użyję nieprzemyślanych słów... Nawet nie wiecie, jak bardzo chcę powrotu normalności, spokoju i możliwości skupiania się na przyjemności tworzenia pięknych rzeczy, pięknych relacji, kreowania pięknego czasu i tylko nie wiem jak odtworzyć zniszczone zaufanie, zdruzgotane poczucie bezpieczeństwa. Za parę dni wyniki i wizyta u psychiatry. Do tego czasu musimy ustalić priorytety... Trzymajcie za mnie kciuki, bo się boję.
Tak bardzo chcę mieć to już za sobą - mieć pracę i tę rozmowę. Boję się awantury, ale może da się bez tego.
Avatar użytkownika
FENIX
 
Posty: 32
Dołączył(a): 15 lis 2009, o 14:19
Lokalizacja: Wygwizdów w okolicach Warszawy

Postprzez zizi » 8 gru 2009, o 12:04

:pocieszacz:

będzie dobrze.FENIX

u mnie na razie jest źle :cry: .....wszystko nie tak


chociaż to,że słońce świeci....jaśniej ....w głowie

ehhhhhhh
Avatar użytkownika
zizi
 
Posty: 1189
Dołączył(a): 23 wrz 2007, o 16:37
Lokalizacja: z ... Polski

Postprzez FENIX » 8 gru 2009, o 12:14

A może można Ci jakoś pomóc? Pisz!
Avatar użytkownika
FENIX
 
Posty: 32
Dołączył(a): 15 lis 2009, o 14:19
Lokalizacja: Wygwizdów w okolicach Warszawy

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 63 gości