Mam taki problem. Chciałabym wyjsc gdzies na Sylwestra. Jak wiadomo lokale drogie i troche szkoda wywalic tyle kasy na jedną noc.
W koncu oddam dziecko do dziadków - 2 raz przez prawie dwa lata. Dlatego chcialabym sie wyrwac z domu. Siedze tu co dziennie od rana do wieczora z przerwa od czasu do czasu na jakies zakupy lub wizyte u rodzicow.
Moj partner niby to rozumie, ze ja chcewyjsc, ale...
Tu pojawia sie problem. Nie mamy gdzie... Znajomi znajac zycie nie beda nic robic u siebie...wiec moj partner najchetniej zaprosilby ich do nas...bo jak nie to w przeciwnym razie nie pojdziemy noigdzie...i krzyczy na mnie, ze bym to zrozumiala...ze jak ja nie zaprosze to mnie nigdy tez nikt nie zaprosi...ale ja mam dosc wlasnego mieszkania...chce wyjsc "pooddychac"
Kolo sie zamyka. W sumie byliby to tylko ludzie jego znajomi, bo moi nie mieszkaja tu, tylko w innych miastach, a nawet 2 małżeństwa w innych krajach i tam beda sie bawic, bo tu spedzaja weekendy, albo wakacje. Inni maja dzieci, karmia piersia to tez sie nie rusza. To wywoluje wszystko konflikt miedzy nami. Wiem, ze jak nigdzie nie wyjdziemy to bedzie obwinial mnie, ze nie zaprosilam tu ludzi...