Witam,
Postanowiłam napisać, ponieważ nie potrafię już sama znaleźć odpowiedzi...
Znam M. ok. 10 lat. Jest jednym z moich bardzo bliskich kolegów. Spotykaliśmy i spotykamy się bardzo często. Wspólnie wraz z innymi znajomymi spędzaliśmy razem wiele czasu, wspólne wyjścia do pubu, wspólne Sylwestry itp. Rozumiemy się niemalże bez słów.
Jak dotąd nie było nigdy takiego momentu, w którym pomyślałam, że mogłoby być między nami coś więcej. Zwłaszcza, że M. ożenił się. A zaraz niedługo potem rozwiódł. To, że to małżeństwo nie przetrwa wiedziałam już zanim się zaczęło. To były kompletnie różne, nieznające się osoby. Może była to zbyt pochopna decyzja z jego strony. Nie wiem. Od czasu rozwodu minął może rok i z byłą żoną nie utrzymuje już żadnego kontaktu.
Ale od dwóch miesięcy coś zmieniło się między nami. Zaczęliśmy kontaktować i spotykać ze sobą częściej niż zwykle. Tak naprawdę często umawiamy się tylko we dwoje i nawet jeśli spotykamy się większą grupą to wychodzimy i wracamy razem. Najdziwniejsze, a może wcale nie skoro jesteśmy tylko przyjaciółmi, jest to, że nigdy nie przekroczyliśmy granicy przyjaźni - żadnych pocałunków ani szczególnej bliskości. Zresztą ja świadomie do tego nie dopuszczałam. Odczuwam jednak dziwne napięcie podczas tych spotkań.
Ale już nie dam rady tak dalej. Boję się, że się w nim zakochuję. A raczej już to się stało. Nie wiem co M. o tym myśli. Nie daje nic po sobie poznać, co tak naprawdę myśli. A najczęściej to on prowokuje nasze spotkania. Dodatkowo widzę, że znajomi zaczynają traktować nas już jako parę. Pytanie czy jesteśmy razem byłoby chyba bolesne dla mnie, bo mogłabym odpowiedzieć jedynie, że nie, co jednak z boku może wyglądać inaczej.
Co teraz robić? Nic? Spotykać się z nim? Czekać, co się stanie dalej? Wycofać się? Rozmawiać z nim o tym? Bo nie chciałabym stracić tej przyjaźni jeśli miałoby się okazać, że nasz "związek" to tylko złudzenie. Boję się tylko, że moje uczucia już chyba zabrnęły za daleko... Myślę tylko o tym, żeby być z nim...
Jakie jest wyjście z tej sytuacji?