przez wuweiki » 22 lis 2009, o 16:12
---------- 14:08 22.11.2009 ----------
no i wywołaliście wilka z lasu :-D
hmm... mityngi AA po prostu warto pójść na otwarty mityng i się przekonać.... ale od razu mówię - to nie jest zabawa! w tym sensie że ...że ciekawość dla samej ciekawskości to niekoniecznie widzę sens... warto pójść jeśli ma się problem w sobie z uzależnieniem - niekoniecznie alkoholowym...lub jeśli jest się współuzależnionym lub DDA... krążą jakieś dziwne mity na temat AA z którymi i ja się spotykałam - że to jakaś zamknięta hermetyczna grupa dziwaków-pijaków,że tam sami nawiedzeni są :-D,że mityngi są straszne,że tam nic dobrego się nie spotka,że to jakieś kółka różańcowe czy wzajemnej adoracji ;-D...
cóż... sama od jakiegoś czasu zaczęłam chodzić na mityngi AA bo uznałam swoją bezsilność wobec krzyżówki moich uzależnień... i niesamowicie to co mnie poruszyło, to że ci ludzie są tak mi bliscy w przeżyciach, których doświadczyli ...i że uzależnienia powodowane są takimi samymi mechanizmami - bez względu czy się pije,ćpa,żre czy co tam jeszcze jest uzależniaczem..
i dla mnie to co mnie wkurzało z początku to kwestia religijna....ale świetne jest to,że mogę i o tym na mityngu powiedzieć... że nie ma oceniania i że pozwala mi to SAMEJ DLA SIEBIE wyciągać wnioski,dostrzegam te mechanizmy iluzji i zaprzeczeń i że nie cisnę w sobie tego wszystkiego co boli...że mogę to powiedzieć...
niezwykle mnie porusza też na mityngach wspólnota ludzi - nieważne kto kim jest,czym się zajmuje zawodowo,czy jest biznesmenem,prawnikiem,robotnikiem czy żebrakiem z ulicy... wszyscy na mityngu są po prostu ludźmi.... równymi sobie.... tak samo cierpiącymi i borykającymi się ze swoimi demonami... i to co mnie po prostu zaskoczyło,że ludzie, którzy już jakiś czas trzeźwieją potrafią mieć niezwykle dużo radości,poczucia humoru, dystansu do siebie...a jednocześnie nie tracą z horyzontu i świadomości faktu,że są uzależnieni - nie demonizując tego,ale będąc ŚWIADOMYMI swoich wyborów...
oczywiście żeby za różowo nie było to bywa też niełatwo... po prostu związane to jest z tym,że nie wszystkim uporanie się z własnymi wyborami i chceniem przychodzi łatwo,lekko i przyjemnie...że różne są przypadki,tak jak różni są ludzie...
co do mnie... to mi mityngi przewróciły wszystko do góry nogami.... w tym sensie,że puściły napięcia,zobaczyłam jak bardzo jestem pozamykana choć pozornie otwarta gaduła wymądrzająca się i taka co to pozjadała wszystkie rozumy :-D.... a w rzeczywistości bezsilne wobec siebie samego dziecko błądzące we mgle własnych iluzji,scenariuszy,cierpienia,uzależnień po prostu... uch,mocne przeżycie,dostałam kopa w tyłek jak nie wiem.. no! :-D
---------- 14:28 ----------
aha ...dodam jeszcze że kiedyś myślałam - to znaczy bałam się tego - że na mityngu to są jakieś takie pijackie klimaty,że to wstyd w ogóle tam iść,bo ja przecież taka nie jestem....że sobie wkręcam jakieś uzależnienie,że ludzie tam rzeczywiście mają problemy,a ja tu kurde z jakimiś wymysłami przychodzę..
a ja po prostu oszukiwałam samą siebie....to racjonalizowanie było zwyczajnie,żeby tylko przed samą sobą się nie przyznać,że mam problem...
bo to tak jak tu na forum...pierwsze do czego się przyznałam, to że jestem uzależniona od cukru.... ale co to właściwie jest?.... to po prostu ucieczka od jednego uzależnienia w drugie... to,że ćpałam thc,amfetaminę a jeszcze wcześniej alko+opiaty to zapomniałam....
teraz,gdy zaprzestałam ćpania cukru i gdy mam ciśnienie,bo sobie ze sobą nie daję rady to widzę.... bo co się dzieje? ano to,że zaczynam kombinować skąd by tu wziąć trochę amfy,może maryśki...chce mi się pić i czuję te wszystkie uczucia towarzyszące zaćpaniu czy nachlaniu się...czuję zapach maryśki,czuję "te" stany...przypominają mi się smaki ulubionych alko... to,jak przez to cierpiałam rozpływa się we mgle zapomnienia i coraz mniej ważne jest.... dlatego jestem cholernie wdzięczna,że zostałam wręcz zaciągnięta na mityngi...
bo wiecie co ...ja nawet przed najbliższą osobą obawiałam się przyznać do tego,co wyprawiałam....co robiłam,żeby tylko przed sobą uciekać... zaczynam o tym na mityngach mówić...zaczynam o tym pisać tu.... zaczynam TO W OGÓLE DOPUSZCZAĆ DO SIEBIE - przyznaję się przed samą sobą.... i czuję ogromną ulgę!
a dzieje się tak bo ...przestaję się bać.... bo najgorszy jest lęk.... przełamanie...co ja gadam - nieustanne przełamywanie go - to jest połowa sukcesu... mówię to z cała odpowiedzialnością za swoje słowa :-D - to nawet nie lęk,ale UCIECZKA PRZED LĘKIEM,przed przyznaniem się do bezsilności wobec niego,zamiast przyznania się do niego, zmierzenia się z nim i stawienia mu czoła - to jest to,co hamuje....co paraliżuje i zamyka się koło...
zacytuję coś:
"Lęk jest powszechnym doświadczeniem, doznają go nawet najmniejsze istoty. Miękkie ciała morskich stworzeń pozostające na morskim brzegu po odpływie instynktownie kurczą się pod dotknięciem naszych palców. Wszystko, co żyje, podobnie reaguje na zagrożenie. Odczuwać lęk w obliczu nieznanego nie jest zatem rzeczą niezwykłą. To nieodłączny aspekt życia czujących istot, wspólny nam wszystkim. Lękiem reagujemy na samotność, śmierć lub utratę poczucia bezpieczeństwa. Lęk jest naturalną reakcją, gdy zbliżamy się do prawdy.
Jeśli jednak mimo poczucia zagrożenia postanowimy pozostać dokładnie tu, gdzie jesteśmy, nasze doświadczenie stanie się bardziej żywe. Bo wszystkie doznania stają się bardzo intensywne, kiedy nie ma dokąd uciec."
"Mówię o poznawaniu i oswajaniu lęku, o zaglądaniu mu w oczy - nie twierdzę jednak, że jest to sposób rozwiązywania problemów. To raczej metoda prowdząca do całkowitej zmiany starych nawyków patrzenia, słuchania, wąchania, smakowania i myślenia. Prawdą jest, że godząc się na tę zmianę, narażamy się na ciągłe upokorzenia. Nie będzie już miejsca na arogancję towarzyszącą upartemu trzymaniu się z góry przyjętych schematów. Arogancja, której tak trudno się pozbyć, będzie teraz bezustannie nękana przez naszą odwagę stopniowego kroczenia naprzód. Odkrycia dokonywane dzięki praktyce nie mają bowiem nic wspólnego z wiarą w cokolwiek. Wypływają one z odważnej gotowości, by umrzeć, by umierać wciąż na nowo."
to jest właśnie to co chcę powiedzieć...
mityngi pozwalają mi pokonywać lęk przed dalszą drogą,przed troszczeniem się o siebie,przed nieznanym,przed wypowiadaniem siebie,przed stawianiem czoła pojawiającemu się cierpieniu i dają siłę.... bo już wiem,że nie jestem osamotniona,pomimo tego że dbanie o siebie należy wyłącznie do mnie :-)
serdeczności!
---------- 15:12 ----------
bezceremonialna ze mnie gaduła.
...x-yam żyj i pozwól żyć innym...