już tyle mi dokopał....
ranił mnie długo i boleśnie
bawił się....dawał złudne nadzieje.....i kilka lat patrzył jak ginę...
a gdy już czułam się bardzo źle....i byłam w depsesji....chciałam,żeby mi jakoś pomógł...a on oschle powiedział:idź do lekarza...od tego jest lekarz..albo idź do szpitala
nie przejmował się wcale....
a ja głupia,jeszcze na wiosnę miałam skrupuły..a potem nawet wyrzuty sumienia
....że idę do komornika...
teraz widzę,że niepotrzebnie
czekałabym dalej na jego"łaskę"
kaktus jest niepoważny
on wciąż myśli,że jest ok,że jest w porządku.....
nie czuje,że przegina
nie myśli,że krzywdzi dzieci i mnie.....
nawet szczerze nie rozmawia z nimi na trudne tematy.....
córka przedwczoraj płakała....żaliła się..złościła.....krzycząc do mnie,że czuje się beznadziejnie ze świadomością,że ojciec zdradzał mnie,oszukiwał,że długo pracował ..a kłamał,bo chodził do tej baby....a teraz ma z nią dziecko
...płakała,że złości ją,że to nie jest dziecko jej rodziców....
i ona obawia się to wykrzyczeć ojcu....powiedziała,że on i tak się nie przejmie....
ciul jeden...
córka cierpi...a on ma to gdzieś..
nie widzi problemu...
wtedy gdy to dziecko urodziło się w kwietniu...nasza córka bardzo to przeżyła...kilka tygodni odreagowywała.....płacząc i złoszcząc się....rozmawiałam z nią dużo ,tłumaczyłam...przytulałam...
zadzwoniłam do kaktusa,żeby porozmawiał z córką,żeby okazał jej dużo ciepła i czułości,żeby pomógł jej ....
on owszem porozmawiał z nią....
i zadzwonił do mnie,że nie widzi problemu,że wyolbrzymiam...
a teraz jeszcze dochodzi żal córki i złość na to,że tato skąpi pieniędzy im..a kupuje wszystko nowej córce
szkoda,że kaktus wciąż widzi czubek własnego nosa...i dba o swoją dupę..
teraz właśnie trzeba dużej mądrości i odpowiedzialności,żeby pomóc naszym dzieciom w tym trudnym czasie....przecież rozpad rodziny bardzo ich smuci....
ciekawe czemu teraz miałyby jeszcze cierpieć przez brak pieniędzy????
ma być im jeszcze gorzej???
oby kaktus wreszcie zrozumiał,że ma obowiązki wobec dzieci....