Problem z Świętami - rodzice vs partner

Problemy z rodzicami lub z dziećmi.

Problem z Świętami - rodzice vs partner

Postprzez Sosna28 » 10 lis 2009, o 18:07

Krótko, żeby nie zanudzać: jestem po rozwodzie (3 miesiące temu), i po wielu latach ponownie w związku z dawnym ukochanym. Wyprowadziłam się ze swojego miasta, przeprowadziłam do niego na drugi koniec Polski, od rzeczonych 3 miesięcy mieszkamy razem.

Obecny partner jest człowiekiem z problemami, o czym wiedziałam decydując się na to wszystko, zresztą moje odczucia nie mają teraz związku ze sprawą. W każdym razie jest niestabilny emocjonalnie, ma maskowaną depresję i, co najważniejsze, pije. Moich rodziców nie chciał poznać i nadal tę kwestię "olewa" mówiąc, że nie ma na to najmniejszej ochoty.

Moi rodzice wychodzili zawsze i nadal wychodzą z założenia, że nic ich nie obchodzi osoba, z którą jestem (w sensie pozytywnym i negatywnym), tak długo, jak jest dla mnie dobra. Taką mają postawę i koniec.

W tej chwili czuję się już wyczerpana psychicznie, ponieważ zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Nie wyobrażam sobie nie spędzić ich z moim partnerem, jakikolwiek on jest dla mnie i jakichkolwiek problemów nie mamy na codzień, opuszczenie go w ten dzień jest dla mnie niewyobrażalne. Moi rodzice z kolei mówią, że jeśli okaże się, że on nie umie się odnaleźć i nie będzie im odpowiadało jego towarzystwo, to go wystawią za drzwi, lub w ogóle odmówią spędzenia z nim choćby kawałka świąt. Słyszę oczywiście, że psychol i alkoholik to z pewnością szczyt moich aspiracji życiowych.

Ja go kocham. Zobowiązałam się do czegoś, rozwiodłam się, żeby z nim być, on dla mnie też kogoś zostawił. On nie utrzymuje kontaktów z rodziną, nie ma dokąd pójść, ma tylko mnie jeśli chodzi o ludzi bliskich.

Nie będę umiała wybrać, z kim spędzić święta, jeśli dojdzie do jakiejkolwiek afery na tym tle. Naprawdę nie będę umiała. Nie spędzić świąt z rodzicami i rodziną, jak co roku od 28 lat, nie wyobrażam sobie. Tak samo nie wyobrażam sobie nie spędzić ich z nim.

Co ja mam zrobić?
Sosna28
 
Posty: 7
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 17:57

Postprzez smerfetka0 » 10 lis 2009, o 23:05

ja mysle ze problem swiat to najmniejszy problem w tym wszystkim.

sadze ze najpierw trzeba sie skupic jak pomoc partnerowi w tym zeby nie pil, zeby stanal na nogi, zeby chcial stanac. jak bedzie juz koncepcja pomocy konkretnej oczywiscie to decyzja o swietach sama wyjdzie. wyjdzie to czy powinnas go zostawic zeby sie ogarnal i otrzasnal (rozwiazanie polecane czasami przez psychologow), czy powinnas z nim byc i nie spuszczac z oka.

zastanow sie najpierw nad tym jak mu pomoc i w jaki sposob, bo chyba juz wiadomo ze sposob spedzenia swiat zebys ty byla w pelni usatysfakcjonowana odpada (mam na mysli szczesliwe swieta z rodzina i ukochanym wspolnie).

daszz rade:)
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Sosna28 » 10 lis 2009, o 23:18

On odmawia jakiejkolwiek pomocy, próbowałam wiele razy. Wszystkiemu, co się z nim dzieje, jestem winna ja. Gdy mówię, że odejdę, mam dokładnie zapowiadane, co mi zrobi. Szczerze mówiąc, wolę tego nie sprawdzać i nie doprowadzać do takich rozmów.

Nie wiem, co mogę zrobić, ponieważ on nie ma zamiaru nic zmieniać - uważa, że winna wszystkiemu jestem ja, i ja ponoszę odpowiedzialność za to, co się z nim dzieje, i ma wszystko gdzieś. Gdy mówię, że wobec tego nie będę robić mu problemu i odejdę, to słyszę,że dla niego jest już za późno i może bym nauczyła się wreszcie, że działania mają konsekwencje. Po czym słyszę, co zrobi, jeśli spróbuję odejść, z czym zostanę i jak mi zaszkodzi.

Ja nie chcę wnikać w to, jak on mnie traktuje, bo wiem, jak to brzmi. Ja się tylko zastanawiam i upewniam, czy wszystko, co mogę zrobić, to odciąć się emocjonalnie, olać go, żyć pod jednym dachem, żeby żyć, i zająć się pracą i swoimi sprawami?

Póki co ten model mnie przerasta, potrzebuję uczucia, ciągle zbieram po głowie, ale jeszcze nie umiem przestać próbować.
Sosna28
 
Posty: 7
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 17:57

Re: Problem z Świętami - rodzice vs partner

Postprzez ewka » 11 lis 2009, o 11:49

Sosna28 napisał(a):Nie spędzić świąt z rodzicami i rodziną, jak co roku od 28 lat, nie wyobrażam sobie. Tak samo nie wyobrażam sobie nie spędzić ich z nim.

Coś mi się wydaje, że jednak czas pomaleńku zacząć pracować nad wyobraźnią.

Sosna28 napisał(a):Moi rodzice z kolei mówią, że jeśli okaże się, że on nie umie się odnaleźć i nie będzie im odpowiadało jego towarzystwo, to go wystawią za drzwi, lub w ogóle odmówią spędzenia z nim choćby kawałka świąt.

Tak się zastanawiam, czy straszą (bo nie zaakceptowali Twojej decyzji? i jego?), czy rzeczywiście wystawiliby za drzwi. Może warto byłoby zaryzykować i skonfrontować? W Końcu TE ŚWIĘTA mają szczególny charakter i raczej przygaryna się do stołu, niż wystawia za drzwi.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Sosna28 » 11 lis 2009, o 11:58

Czy te przytyki o wyobraźni to w ramach porad psychologicznych, czy czego?

Starałam się jasno nakreślić sytuację. Facet ma duży problem ze sobą i pije. Olewa moją rodzinę i mnie. Gdy mówię, że odejdę, ma na to stosowną odpowiedź i szczerze mówiąc, nie chcę sprawdzać, czy zrobi to, co zapowiada.

On nie chce jechać na święta do moich rodziców, bo nimi gardzi, choć nigdy ich nie poznał, ale wie swoje. Jednocześnie wymaga ode mnie, abym pokornie zgodziła się z jego racjami, odcięła się od swojej rodziny i robiła to, czego on sobie życzy.

Naprawdę prosiłabym, żeby wypowiadały się osoby, które żyły z partnerem tego typu lub/i umieją udzielić porady psychologicznej. Dziękuję za stroszenie piór i rady "mądrej" koleżanki.
Sosna28
 
Posty: 7
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 17:57

Postprzez ewka » 11 lis 2009, o 12:08

:shock:

Pozdrawiam.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Sosna28 » 11 lis 2009, o 12:25

Ja również pozdrawiam i czekam na dalsze wypowiedzi innych osób.
Sosna28
 
Posty: 7
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 17:57

Postprzez mahika » 11 lis 2009, o 12:30

słuchaj sosna, to nie jest poradnia psychologiczna. tylko forum wsparcia. więc chcesz żeby Cię wspierać w trwaniu przy koleszcze pijaku, czy moze chcesz coś z tym zrobić. i nie pociskaj mi jak ewce, bo ja nie jestem z tych co mówią "pozdrawiam".
Ostatnio edytowano 11 lis 2009, o 12:57 przez mahika, łącznie edytowano 1 raz
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez Sansevieria » 11 lis 2009, o 12:50

Sosna28, z punktu widzenia osoby, która z partnerem opisanego typu ( niestabilnsć emocjonalna, maskowana depresja plus alkohol) żyła lat dobrych kilka, czyli z własnego doświadczenia powiedzieć Ci moge, że:
1. To co się dzieje w Waszym związku jest chore, bo inne być nie może - to sama wiesz zapewne, ale dla porządku rzecz po imieniu nazwać należy.
2. Chore związki można leczyć, choć bez gwarancji sukcesu, mozna ich też nie leczyć i skutki są opłakane.
3. W związku chorym pomocy potrzebują obie osoby uwikłane w złą relację. Nie ma tak, że jedna osoba pomocy potrzebuje, a druga nie.
4. Nie da się udzielić komuś pomocy wbrew jego woli.
Z punktów 3 oraz 4 wynika jasno, że możesz i powinnaś sięgnąć po pomoc Ty. Dla siebie. Z tego co piszesz, a co znam z autopsji, winna to być fachowa pomoc psychologiczna. Ja sie broniłam przed sięgnięciem po takową dosyć długo. Potem skorzystałam. Z pożytkiem dla siebie i partnera też. Bo w miarę jak ja się zmieniałam, zmieniała się sytuacja w relacji. U nas akurat w dobrym kierunku. Samo to, że w takiej relacji jesteś, oznacza że najogólniej mówiąc z jakichś powodów nie jesteś w stanie zadbać o swoje najszerzej pojęte dobro i bezpieczeństwo. Bo facet z takimi problemami nie jest w stanie być dla Ciebie dobry. Nie chodzi o winę czy oskarżanie go, on po prostu nie jest w stanie, podobnie jak osoba niewidoma nie jest w stanie doradzić w kwestii odcienia farby do pomalowania pokoju. O swoje dobro i bezpieczeństwo musisz zadbać sama. Jeśli jak piszesz "wolisz nie sprawdzać" czy on zrobi to, co grozi że zrobi, to jak dla mnie zwyczajnie się go boisz. Też się bałam. I zapewniam Cię, że tak być nie musi. Bo to jest kompletnie nie w porządku, to Cię zniszczy prędzej czy później. A zasługujesz na dobre życie. Nie jesteś winna temu co się dzieje z partnerem. Absolutnie nie jesteś i na 100%. Czy zrobisz to, czego on sobie życzy czy nie - to Twoja decyzja. Z własnego doświadczenia to Ci powiem, że dużo podjęłam takich decyzji "bo on sobie tego życzy" i nic dobrego z tego nie wynikło. I że już umiem (2 lata terapii) takich decyzji nie podejmować. I że jest mi z tym znacznie lepiej. I że bez pomocy fachowej bym do tego nie doszła. Prosze, pomyśl o tym, żeby sobie udzielić pomocy. Warto. To akurat mozesz zrobić.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez Sosna28 » 11 lis 2009, o 14:16

@ mahika - forum wsparcia zakłada udzielenie wsparcia, a nie radosne uwagi typu "popracuj nad wyobraźnią" albo "koleżka pijak". Nie ten język i nie ten level.

@ sansevieria - dziękuję ci za tą odpowiedź, o właśnie takie coś mi chodzi. Nie chce mi się z nikim rozmawiać o tym, co tu się dzieje, ponieważ ja naprawdę widzę, jak to brzmi, ponadto szybko może pojawić się zniecierpliwienie - no to czemu nic z tym nie robisz? A nie robię, bo zobowiązałam się wobec niego do czegoś, bo on naprawdę nie ma rodziny, bo jestem osobą, która ma tendencję do brania na siebie problemów innych ludzi i pomagania im, bo czuję się wobec niego winna, bo boję się, gdy mi czymś grozi, gdyż wiem, że jest do tego zdolny, bo jestem zmęczona po przebytym rozwodzie i po ostatnich trzech miesiącach jazdy emocjonalnej tutaj i chcę już tylko mieć spokój, bo... I można by wyliczać dalej.

Najbardziej mi żal, że się na to w ogóle zdecydowałam. Ale jeśli to zrobiłam, to nie mogę myśleć magicznie "niech ta sytuacja zniknie, niech się obudzę".Mogę albo to udźwignąć, albo nie udźwignąć.

Dziś jest miły. To o niczym nie świadczy, bo za chwilę, jutro, pojutrze, za tydzień, nastrój mu znów przeskoczy i wszystko runie. A może nie? Może czas leczy rany? Może potrzeba czasu?
Sosna28
 
Posty: 7
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 17:57

Postprzez mahika » 11 lis 2009, o 14:30

Naprawdę prosiłabym, żeby wypowiadały się osoby, które żyły z partnerem tego typu lub/i umieją udzielić porady psychologicznej. Dziękuję za stroszenie piór i rady "mądrej" koleżanki.

pilnuj swojego levelu.
Rad psychologicznych nie otrzymasz, chyba że udasz się do psychologa. Nikt z nas nie ma takich kompetencji.

A może nie? Może czas leczy rany? Może potrzeba czasu?

sama w to nie wierzysz...

Samo się nie ułoży. nie uklepie, nie zamieciesz pod dywan, bo i tak tam będzie. to że przyschnie nie znaczy że się zgoi. dopóki nie zrobisz kroku naprzód. nie będzie spokoju, będziesz stawać się coraz większym wrakiem emocjonalnym, bo życie z alkoholikiem tak wygląda. 3 miesiące to krótko. czym jest wobec kilku dziesięciu lat które może przed Wami? do czego się zobowiązałaś. Do katowania Cię? że teraz wolno mu wszystko, bo zobowiązałaś się, że nic nie musi? nie musi pracować nad sobą, nie musi dbać o Cieboie, o Twoje dobro?
Czy on Cię kocha? do czego on się zobowiązał.

Jest mi przykro jak czytam to co piszesz. bo problem naprawde nie dotyczy świąt i spędzenia ich z rodziną czy z nim.
Ba. Ja się zmartwiłam o Ciebie, chociaż Cię wcale nie znam.
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez wuweiki » 11 lis 2009, o 15:44

---------- 14:34 11.11.2009 ----------

On odmawia jakiejkolwiek pomocy, próbowałam wiele razy. Wszystkiemu, co się z nim dzieje, jestem winna ja. Gdy mówię, że odejdę, mam dokładnie zapowiadane, co mi zrobi. Szczerze mówiąc, wolę tego nie sprawdzać i nie doprowadzać do takich rozmów.

Nie wiem, co mogę zrobić, ponieważ on nie ma zamiaru nic zmieniać - uważa, że winna wszystkiemu jestem ja, i ja ponoszę odpowiedzialność za to, co się z nim dzieje, i ma wszystko gdzieś. Gdy mówię, że wobec tego nie będę robić mu problemu i odejdę, to słyszę,że dla niego jest już za późno i może bym nauczyła się wreszcie, że działania mają konsekwencje. Po czym słyszę, co zrobi, jeśli spróbuję odejść, z czym zostanę i jak mi zaszkodzi.

Sosna28 tak wygląda manipulacja pijącego alkoholika.Manipuluje Tobą aby mieć zawsze pretekst do pozostawania w tym w czym jest.... cały świat łącznie z Tobą, a może głównie przez Ciebie jest winien temu, że on pije więc co on biedaczek może innego robić jak nie pić? a jeśli Ty go zostawisz to co...to jeśli coś mu się stanie to też przez Ciebie albo to co stanie się Tobie to też Twoja wina - sama sie o to prosiłaś.
szybko może pojawić się zniecierpliwienie - no to czemu nic z tym nie robisz? A nie robię, bo zobowiązałam się wobec niego do czegoś, bo on naprawdę nie ma rodziny, bo jestem osobą, która ma tendencję do brania na siebie problemów innych ludzi i pomagania im, bo czuję się wobec niego winna, bo boję się, gdy mi czymś grozi, gdyż wiem, że jest do tego zdolny, bo jestem zmęczona po przebytym rozwodzie i po ostatnich trzech miesiącach jazdy emocjonalnej tutaj i chcę już tylko mieć spokój, bo...

Ja się tylko zastanawiam i upewniam, czy wszystko, co mogę zrobić, to odciąć się emocjonalnie, olać go, żyć pod jednym dachem, żeby żyć, i zająć się pracą i swoimi sprawami?

to co jest w tej sytuacji nie tak, to że POZWALASZ mu {i sobie samej} na manipulowanie Tobą....mam wrażenie, że nie do końca sobie zdajesz sprawę, a zaryzykuję - nie wiesz tak naprawdę, czym jest alkoholizm.... znasz objawy, nie znasz źródła i mechanizmów... to cały wielowarstwowy i wielowątkowy system akcji i reakcji... na tym forum w grupie UZALEŻNIENIA dużo na ten temat jest.... po mojemu żadne rady typu "porozmawiaj z nim", "zapytaj go" "spójrz na niego tak siak" są mało przydatne, jeśli nie zacznie się od problemu alkoholowego.... jeśli on nie chce, nie ma innego wyjścia DLA CIEBIE {zwłaszcza jeśli postanowiłaś i chcesz go wspierać} aby od tego zacząć... od grup wsparcia, terapii, literatury, rozmów z tym, którzy przez to przeszli/przechodzą/wychodzą... inaczej nie dość, że będziesz kręciła się w kółko, to możesz sobie poważnego kuku narobić, a myślę, że nie o to Tobie chodzi.... zobowiązałaś się....to więc jedyna droga - leczenie alkoholizmu... bo on dotyka nie tylko jego, ale i Ciebie.... zacznij więc od siebie aby poznać i mieć metody leczenia.

p.s. jeśli on sam nie zechce zaprzestać picia to kto za niego to zrobi? wiesz? przykre, ale niestety tak jest z uzależnieniem - jedynym lekarstwem na alkoholizm jest nie picie.

Pozdrawiam.

---------- 14:44 ----------

jeszcze wrócę do tego:
On odmawia jakiejkolwiek pomocy, próbowałam wiele razy. Wszystkiemu, co się z nim dzieje, jestem winna ja. Gdy mówię, że odejdę, mam dokładnie zapowiadane, co mi zrobi. Szczerze mówiąc, wolę tego nie sprawdzać i nie doprowadzać do takich rozmów

chowanie głowy w piasek nic nie da.... jest najgorszym z możliwych w tej sytuacji działań... z nim o tym nie podyskutujesz, zwyczajnie dlatego, że on nie chce .... on chce pić... on żyje tylko dla alkoholu, alkohol jest najważniejszy... choć wcale nie wątpię, że chciałby inaczej ale nie wie jak, więc twierdzi, że nie ma dla niego już wyjścia... ale nie dogadasz się z nim.... wszelkie dyskusje sama widzisz jakie są.Pukapuk mawia wtedy, że nie rozmawiasz z człowiekiem... rozmawiasz z alkoholem ... nie wiem, czy czytałaś historię Pukapuka tu na forum uzależnienia? jeśli nie to zachęcam, znajdziesz tam bezcenne odpowiedzi na Twoje zmagania.
wuweiki
 

Postprzez melody » 11 lis 2009, o 16:11

Sosna, przeczytałam to, co napisałaś i powiem Ci, jak ja to widzę.
Moim zdaniem wkładasz bardzo dużo energii w próbę "naprawienia" swojego obecnego partnera w imię tego, że przecież się zdeklarowałaś, że przecież podjęłaś decyzję o wspólnym życiu itd. Wnioskuję również, że oczekujesz od nas, że pomożemy Ci zmienić tego człowieka; że pomożemy Ci w tym, żeby jemu pomóc. To, że dajesz znać, czego potrzebujesz, to jest świetne, natomiast ja osobiście nie posiadam mocy zmieniania kogokolwiek, toteż w tym Ci nie pomogę.
Powiem Ci więcej, mnie zupełnie nie interesuje Twój facet, interesujesz mnie Ty i jeśli wrócisz tutaj i napiszesz, że chcesz NAPRAWDĘ zrobić coś z tą sytuacją, że chcesz NAPRAWDĘ zająć się własnym (nie jego!) życiem, to ja Cię z wielką chęcią w tym wesprę. Niestety, często bywa tak, że dopóki ostro nie dostaniemy po dupie, to będziemy się taplać w chorych układach.

Przepraszam Cię za dosadność. Wydajesz się po prostu być tak mocno oderwana od tego, co naprawdę realne, że poczułam się w obowiązku sprowadzić Cię na ziemię. I możesz mnie za to zjechać jeśli potrzebujesz. Zwróć tylko uwagę na to, co ta złość Ci sygnalizuje i potraktuj to jak drogowskaz; od emocji nie należy odwracać wzroku.

Serdeczności! :)

melody
melody
 

Postprzez Sansevieria » 11 lis 2009, o 17:11

Z tego co siebie pamiętam w na oko dosyć podobnej sytuacji, to ja naprawdę chciałam coś z tym zrobić. Natomiast, co wiem teraz, nie posiadałam umiejętności i faktycznej możliwości zrobienia tego. Widziałam różne absurdy codzienne, jego szkodliwe zachowania i bezsensowność swoich poczynań, jako żywo przypominających walenie głową w mur. Inteligencji mi nie odebrało. Natomiast były takie "cosie' w mojej przeszłości, które powodowały niemożność podjęcia skutecznych działań. Można mi było długo a logicznie tłumaczyć co i jak powinnam, co byłoby dla mnie dobre, co mi szkodzi - ja się nawet rozumem byłam w stanie z tym zgodzić ino dalej nie szło. Coś jakby "wiem co powinnam zrobić ale nie mogę". Przy czym to "nie mogę" oczwiście dało się ubrać w wytłumaczenia racjonalne, moralne, etyczne, praktyczno/techniczne i różne inne. Bardzo spójnie byłam w stanie przekonać samą siebie że nie mogę. Nie powinnam. Nie chcę. Mogę/chce inaczej niż wy mówicie. Wy się wszyscy nie znacie, bo nie jesteście mną. Nie rozumiecie co ja czuję. Tak, macie rację ale przecież...No niby tak, ale... lata sobie tak żyłam. Teraz już wiem, dlaczego tak a nie inaczej funkcjonowałam. A dopiero razem z tą wiedzą przyszła możliwość działania skutecznego - dla mnie, a jak się okazuje pośrednio również dla partnera. I istotne wydaje mi się własnie to "pośrednio". No zmienić to ja mogę siebie. Jego nie. Całkowita bezradność. Z tym pogodzić się trudno. Bardzo trudno. Ale tak jest.

Nie twierdzę Sosna28, że tak czynisz jak ja czyniłam, ale skądinąd wiem, że mój patent na trwanie w fatalnej relacji nie jest szczególnie odkrywczy, wiele osób powiela pewne schematy, choć każdy zarazem tworzy wersję całkiem indywidualną. Pozwolę sobie powtórzyć - możesz i powinnaś zająć się teraz przede wszystkim swoją osobą, pomóc sobie (sugeruję nie powielać mojego błędu i udać się szybciutko do fachowców) i jest to chyba jedyna rokująca droga wyjścia z tej plątaniny życiowej, w której się znalazłaś. Czas w takich relacjach nie pomaga akurat, wręcz przeciwnie - z czasem jest tylko gorzej.
Trzymam za Ciebie kciuki. I uwierz mi, zajęcie się sobą niekoniecznie jest egoizmem - czasem jest to po prostu konieczność. Warunek poprawy czegokolwiek.
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Postprzez mahika » 11 lis 2009, o 17:15

i ja tkwiłam w takim związku. koleś alkoholik = pranie mózgu, szantaż emocjonalny, znęcanie się psychiczne itd... nie mam do takich szacunku. stąd ten koleszka. nie koleżka nawet.... na szacunek zasługuje ktoś kto chce to zmienić. chce sie leczyć. przeszkadza mu to że jest chory i zatruwa życie innym, a nie ten któremu jest tak wygodnie i niszczy wszystko wkoło, zwłaszcza najbliższych.
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Następna strona

Powrót do Rodzice

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 126 gości